Wpisy archiwalne Listopad, 2011, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:755.18 km (w terenie 52.00 km; 6.89%)
Czas w ruchu:27:13
Średnia prędkość:19.26 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:29.05 km i 2h 05m
Więcej statystyk

DZIUNIE - WON mnie STĄD!!! || 19.17km

Niedziela, 13 listopada 2011 · Komcie(11)
Kategoria Na Zaborze
Po pięknych kilku dniach słońca, zaczął się poranek strasznie mgliście i mżawkowo. Zdecowaliśmy się więc jechać do AGi rodziców przy użyciu PKP. Droga była daleka a czasu mało. Poza tym średnio czuje się ostatnio co chyba związane jest z dość aktywnym jak na mnie sezonem i te ponad 11 tysięcy ka em ów organizm odczuwa, a może to co innego? nie wiem...

Dojazd był bez ekscesów, ale powrót? Ha ten był już ciekawy.
W Pięknego niskopodłogowego Elfa wsiadaliśmy w pierwszych drzwiach, bo na peronie kasy nie ma więc bilet "cza kupić". No i wsiadamy powoli z 4 sakwami(2 ja 2 Aga) Rowery ciężkie bo mamy mięsa dużo i jabłek w nich. Na mostku kolo wejścia stoi sobie dziunia. Ma torbę NIKE przewieszoną przez łeb. Torba wielka jak wór na zwłoki, bo i pewnie całą kupę szmat nakupiła w galeriach w długi weekend. DO tego jeszcze posiada owa dziunia torbę na kółkach koloru różowego stojącą obok. Zaparkowane "to to" wszystko jest tuż obok niej. Nie ruszy taka dupci, nie przesunie się o kilka metrów dalej aby można było wejśc spokojnie do pociągu. Ona od Ciechanowa do Warszawy Gdańskiej musi stać koło drzwi! Stanie tak i tak stać będzie!

Zanim jednak wsiedliśmy najpierw wpuściliśmy ludzi przodem a potem kontynuowaliśmy wsiadanie, myśle sobie przepuści mnie bo inaczej nie wjadę. Niee bo po co. Wcisnąłem się więc z rowerem obok niej. Konduktor wypisuje nam bilet - czekamy. Pociąg ruszył zakołysało mną i jadziem. A ona (dziunia) trzepie torbę, jakbym conajmniej jej obszczał ją. Nawet nie zauwazylem że koło jej dotknęło. Miała jeszcze drugi mostek, obok gdzie nie było ludzi, miała miejsca miedzy siedzeniami w przejściu, ale nie! Nie ruszyła się ani o centymetr gdy pojawiły sie dwa rowery. my przecież możemy - Wyparować!!!

"och" - słysze za plecami "no żesz..." Zaledwie koło lekko dotknęło różowej tkaniny. Nie ma co sie dziwić Znak NIKE musi być biały jak śnieg, bo co koleżanki powiedzą na peronie? Szoruje otrzepuje, prycha na mnie a ja ledwo równowagę utrzymuje w przejściu. I tak jedną ręka trzymam rower druga płacę za bilet i nagle czuje jak mnie ktoś szarpie za kierownicę.

- by pan uważał na ten głupi rower - wrzeszczy i szarpie kierownicą przycinając Agnieszce przy okazji rękę. Rogi się zaklinowały i jej szarpanie o mało nie przewraca nas obojga i dwóch rowerów.
- Spokojnie - mówię rozeźlony i staram się odczepić zablokowaną kierownice, a ta dalej się szarpie i nogą mi rower odpycha. Sama sie nie przesunie tylko nas wypycha, bo moje koło dotyka jej pierdzielonej torby. No nie zdzierżę!!!! Myślę: "Osz ty sucza mać, nie będziesz mi kopać roweru".

Udaje, że staram się odblokować kierownice i napieram na nią przednim kołem przenosząc cały piasek z roweru na wszystko co dotyczy owej głupiej niewiasty. I raz po raz atakuje ją kołem, na tyle mocno aby musiała sie odsunąć. W zasadzie wypycham ja z tego narożniczka, który sobie obrała. Myślę "ja ci pokopie suko". Oczywiście zgrywałem głupa że próbuje rower odblokować.

Awantura jeszcze troszkę potrwała, jej facet włączył się w rozmowę, ale uciąłem dyskusję, bo to jakiś spedalony gnojek był taki i nie zagrażał mi niczym specjalnym - (Aga go podczas jazdy i hamowania przyświeciła go kilka razy kołem za mnie;P)

Wysiadamy w Legionowie a ja wychodząc mowie na tyle głośno aby mnie usłyszała jakiś tekst o głupich dziuniach i galeriankach z różowymi torebeczkami. Jej facet jeszcze bojowo na mnie patrzy ale pociąg odjeżdża a my mamy ubaw aż do samego domu z całej sytuacji.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Świętokrzyski Spontan... cz 2 || 80.35km

Sobota, 12 listopada 2011 · Komcie(6)
Dzień drugi zaczynamy już o 6.45. Wymarsz następuje o ósmej z minutami. Janeczka z niechęcią przyjmuje jakiekolwiek prezenty dziękczynne, najchętniej to nic by nie wzięła a pieniędzy już napewno nie. Udaje się nam ją jednak przekonać, że ma wziąć czekoladki bo "więcej nie przyjedziemy ". Żegnamy się i ruszamy na Świętokrzyski Szlak.



Gdyby tylko moje nogi nie chciały aż tak marznąć w butach...
W Bolminie jemy śniadanie.

Sklep zaopatrzony w zasadzie tylko w chleb wódkę piwo i "popitkę", udaje się jednak coś kupić na poranny posiłek. Na grubo zaszronionym stole wieczerzamy więc a po dwudziestu minutach, ruszamy dalej ponieważ zimno przeszywa.

Trasa na Łosień, troszkę błądzimy, pytamy ludzi jednak w końcu udaje się. Dalej kierujemy się na Tumlin. Drogę znam tak pi razy oko więc korzystam z tego co pamiętam i tego co można wyczytać ze słońca. Tak, tak wielka kula ognista bardzo ułatwia orientacje w terenie.


Nogi mi marzną więc zakładam torebki do butów, pomaga lecz nie w 100%. Cienkie halówki to nie obuwie na rower przy -1 na dworze i -5 na zjazdach:)


Na trasie z Tumlina do Suchedniowa, obieramy trasę przez Belno. Bardzo polecam ten odcinek, jednak ostrzegam, ilość interwałowych górek na odcinku około 1km bywa czasem powyżej 5.

Na zmianę Aga się gotuje a ja umieram z zimna;)Musze się dogrzewać i takie ciepłe postoje mamy na tej trasie jeszcze kilka razy.

I tak parujemy i marzniemy aż docieramy do Suchedniowa, gdzie krajowa droga numer 7 okazuje się być pusta. Przez kilka lat zbudowali trasę ekspresową, która przejęła cały ruch na tym odcinku. Od Suchedniowa jedzie się bajkowo. Szerokie pobocze, piękny asfalt i prawie zerowy ruch...

Skarżysko witamy bardzo szybko a 1,5h do pociągu przesiadujemy w barku tuż obok dworca. Sympatyczna i mila atmosfera i przepyszny Kebab z Frytkami to coś co pozwala nam odpocząć po prawie 80km tego dnia.


Galerię przedstawię w ciągu kilkunastu minut;) Pozdrawiam i zapraszam na Sylwestra w Te rejony ( http://www.podrozerowerowe.info/index.php?topic=5034.0 )




PS> Serdeczne podziękowania dla ŚLIWKI za pomoc w rozkładzie jazdy PKP.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Świętokrzyski Spontan... || 53.21km

Piątek, 11 listopada 2011 · Komcie(0)
Kategoria Wyprawa



Zamiast na wyprawkę, wygnało nas na Świętokrzyskie. Powód opisałem już w innym wątku, co do trasy, to naprawdę pięknie było. Jesień może już zeszła z liści na ziemię, jednak bezchmurne niebo i słońce napawały takim optymizmem, że aż trudno to opisać. Zaczęliśmy z Kielc, Agnieszka zna je słabo a ja jako tako kojarzę, zwiedziliśmy kilka miejsc zrobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy do Bocheńca.



Drogi wiodły nas boczne i miejscami nieźle dmuchało w plecy. Pagórków ku naszemu zaskoczeniu było również niewiele.


W Bocheńcu, pojawiamy sie okolu 16.30 Janeczka nas przyjmuje jak swoich i zabawia rozmową. Pokoik jest cieplutki a do dyspozycji mamy, uwaga, 10 łóżek w dwóch pod-pokojach.
Warunki jak to w akademiku, jednak "w spaniunaprawdę to chodzi o to aby się wyspać" jak mawiał ktoś kiedyś mądry z telewizji . Pogoda mimo, że piękna wymroziła nas nieco i gdy w pomieszczeniu wreszcie ogarnia nas cieplo do głębi, zapadamy w sen błogo otoczeni ciepełkiem.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

po Zapasy do Rodziców. || 12.30km

Poniedziałek, 7 listopada 2011 · Komcie(5)
* szarlotka

* zupa pomidorowa

* kotlety mielone

* makaron - zwany potocznie kluskami

* czekolada wedel x2

* Przystojny rowerzysta x1 (JA:))

* Super Laska na rowerze x1 (Aga))



Taki był dzis skład wycieczki po zapasy do rodziców;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Oczyścić duszę... || 50.48km

Poniedziałek, 7 listopada 2011 · Komcie(7)
Kategoria Na uczelnie
To zaskakujące, jak podziałał dziś na mnei rower. W weekend miałem w głowie lekkie zamieszanie, można powiedzieć przechodziłem kryzys mojego męskiego Ego. Sporo się nasupłalo myśli, sporo nerwów we mnie siedziało. Bylem w te dwa wolne dni jak jakiś niestabilny atom, jak reakcja chemiczna, która potrzebowała niewielkiego katalizatora, aby zajść z wielkim hukiem. Kilkukrotnie faktycznie troszkę się wzburzyłem, jednak mimo wszystko ujścia nagromadzonej energii nie potrafiłem umiarowić. Siedziało coś we mnie, tak niewyjaśnionego i tak zaplątanego, że momentami miałem wrażenie, że mam niestrawność połączoną z przewlekłym zachwianiem emocjonalnym.
Cóż pewnie było we mnie po części z jednego i drugiego, nie potrafiłem jednak znaleźć sposobu aby ten stan doprowadzić do porządku.

Tłumaczymy sobie wszystkie nasze złe zachowania, więc i ja tłumaczę sobie swoje. Mi z pomocą przychodzi jesienna aura, mniej słońca lub może raczej krótsze dni, bo słońca w weekend nie brakowało.
Wstając dziś rano, czułem się sporo lepiej. Biorąc pod uwagę, że wczoraj cały dzień spędziłem leniąc się w łóżku od czasu doc czasu tylko opuszczając je aby coś zjeść, to ten poranek przywitałem w sporo lepszym nastroju.

W zasadzie do końca nie wiedziałem, gdzie mnie dzis wywieje. Jeszcze wieczorem myślałem, czy nie wyskocze, gdzieś hen w dal z wiatrem aby się oderwać od tego marazmu jaki mnie opanował, jednak gdy już stałem w ubraniu kolarskim, zdecydowałem jechać na uczelnie. Niejako kłóciło się to z moim wewnętrzyn rowero-zapałem, lecz poczułem, że takie "umartwienie" będzie najlepsze. Wsiadłem na rower i pojechałem.

Sama jazda nic takiego, poza tym, że na Żeraniu przebudowują nam ścieżkę rowerową i ruch puszczony jest już tak jak powinien a robotnicy szykują się do rozbiórki mostu obok. Kilka fotek i pognałem dalej.



Nie sama treść jazdy jest tu najważniejsza, lecz jej właściwości. Słuchając Audiobooka totalnie dałem odpocząć komputerowi pod skroniami, i chyba dobrze mi to zrobiło. Poczułem się sporo lepiej, a ochłodzony procesor, jakby zaczął przerabiać meta-dane nagromadzone przez kilka złych/gorszych dni. System mi się odwiesił i poczułem się lepiej


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,