Wpisy archiwalne Listopad, 2016, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2016

Dystans całkowity:646.42 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:40.40 km
Więcej statystyk

...ostatnimi czasy... - penetruje lasy || 33.00km

Środa, 30 listopada 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
W sumie ostatnio tyle się działo, że nie wiem od czego zacząć. Bo i spraw kilka do omówienia jest. 

Opowiem najpierw może o wczorajszej premierze filmu Road 2 Rio
W związku, z zacieśnioną współpraca mojej firmy z Krossem, udało się dostać na premierę filmu. Może nie tyle premierę, bo dla oficjeli z półświatka rowerowego była ona jakiś czas wcześniej, ale premierę dla "zwykłej" publiczności. 

Seans odbywał się z Kinotece i wraz z żoną wybraliśmy się na spotkanie z RIO i Mają Włoszczowską.
Miłe powitanie, klimat wysokich lotó. Bar z jakimś musem owocowym, tuz obok Majka rozdająca autografy, ultrafiolety i rowery Krossa wystawione w kuluarach. Bardzo miłe odczucie. Sam film poprzedzał wywiad z Mają. Na scenie rozmawiał z nią chłopak z krossa i można było na żywo, przed obejrzeniem filmu, posłuchać jak z jej perspektywy wypadała całość przygotowań.

Później prelekcja filmu i gratisy od firmy. Nie było wszystko tak za darmo, trzeba było złapać rzuconą w tłum piłeczkę. Udało mi się nie zabić nikogo i takową uchwycić. Niby gratisy symboliczne, ale i tak miło, ze mam dla zony kilka rowerowych nagród
- bidon kross 2 rio
- husta buff
- błotnik ass saver kross 2 rio

Po filmie, udaliśmy się na jakieś jedzonko do fast fooda i po niemałych perypetiach z opóźnionymi lub odwołanymi pociągami, wróciliśmy do domu. Janek w tym czasie spędzał czas w rodzicami moimi. Gdy wróciliśmy małoletni już spał, a dziadki zmęczone, ale spełnione mogły iść do domu. Wieczór pełen wrażeń i miłe oderwanie od codzienności. Aga się zrelaksowała no i ma autograf od Majki dla całej naszej Trójki. 

Kolejne Novum w naszym półświatku rowerowym to przyczepka. Długo czekaliśmy na promocję, ale w końcu zdecydowaliśmy się nabyć sprzęt po normalnej cenie, bo mały rośnie, a potrzeby rodziców rowerowe nie maleją. Mimo obaw, że to jeszcze za wcześnie, i że dziecko musi dobrze siedzieć, kupiliśmy!

Nasz wybór padł na Querrido Sportex 1

Do przyczepki dodatkowo nabyliśmy kołyskę dla niemowlaka, bo jak wiadomo 4 miesięczny Janek, jeszcze nie siada. Próbuje co prawda, ale bliże jeszcze mu do horyzontalnej pozycji. Taką tez pozycje zapewnia nam wkładka do przyczepki. 


Wykonanie na bardzo wysokim poziomie, a cen a w odróżnieniu od THULE - prawie op połowę niższa, gdy weźmiemy pod uwagę, modele z amortyzacją. 
Nie możemy sie już doczekać pierwszych "testów na żywym organizmie". Obecnie Jaś, w przyczepce spędza czas w domu. Przyzwyczajamy go do pozycji, do nowego otoczenia. Jest zadowolony, ma dużo miejsca na rączki i wyraźnie pasuje mu nowy pojazd. PO domu daje się wozić bez protestów, a co najważniejsze pełno zabawek się tam zmieści. 

Efekty i zdjęcia z pierwszych jazd pewnie jakoś niebawem - jak pogoda pozwoli!

A co do spraw moich "codziennych", to jak widzicie w zakładce rower, uruchomiona została na czas nieokreślony Shannon i obdarowuje mnie ofroadowymi kilometrami, dając frajdę z jazdy w trudniejszym terenie! 

Niech mi ktoś powie, że ona nie jest piękna;) Boshhhe;)

Jaki minus? Mniejsza sakwa i mniej jedzenia może mi dawać zona do pracy. Chyba schudnę z żalu!

Dziękuje wszystkim za cierpliwość i dotrwanie do końca wpisu!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nocą to się nogi pocą... || 33.21km

Wtorek, 29 listopada 2016 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Od dawna zapomniana Shannon miała dziś swój jesienny, a w zasadzie , zimowy debiut. Miałem plan aby nie aktywować roweru do wiosny, ale zachciało mi się dobrego grubego mtb 29 i poniosło mnie do pracy na grubych oponach. W sumie wszystko było na nie, bo od rana padał śnieg, a po nocnych oopadach osad biały był na tyle duży, że wahałem się do ostatniej chwili czy nie jechać zimówką, bo perspektywa urąbania roweru w paćce rowerowo-śnieżnej - nie kontentowała mnie zanadto. 

Pojechałem jednak grubciami z Shannon i nie żałowałem. Od razu skręciłem w las i mieliłem sobie po szuterkach i piaskach okolicznych wydm. Plusy - same plusy - raz, że nie wiało, a dwa, że było "sucho". Na ulicach było sporo rozjeżdżonej mokrej wody po sniegu, zaś w lesie, tylko piaseczek.

W pracy zimnica, wyjściowa temperatura 8 stopni. Rozpaliłem w kominiku i ogarnąłem kilka spraw wysyłkowych. Potem zabrałem się do shannon. Okazało się, że trudna praca manetek, była spowodowana, zapieczonymi pancerzami. Naoliwiłem sobie linki nieco, a zmianę całości "okablowania " planuje późną wiosną. Na teraz musi wystarczyć. Manetki chodza płynniej, i zmiana biegów wymaga mniej siły kciuków. 

W pracy okazało się, że nie zabrałem lampki swojej. Pozyczyłem więc z pracy oświetlenie USB. Znane mi skądinąd, sprawdziło się świetnie.
Tu kilka słów o lampie 

Sprawa oświetlenia sprawiła, że najpierw rozważałem powrót tyko drogami, ale gdy zapadł zmierzch, postanowiłęm sprawdzić, jak się mają moje JAJA. No i najlepszym testem JAJ była jazda noca po lesie. I pojechałem. Wstęp był mroczny, bo w Nieporęcie zanim dotrzecie do lasu, jest najpierw cmentarz. Za ostatnim grobem i końcem muru wjeżdża się w całkowity mrok! Wtedy lampa pokazała sowje możliwości. 
W sumie nie tyle dzików się obawiałem, co jakichś pijaczków, ćpunków i innego "tatałakjstwa". Nie spotkałem nikogo, poza dwoma autami jadącymi 20km/h z naprzeciwka. Chyba były równie zaskoczeni moją obecnością, co ja ich. 

Póxno to nie było, ale rower, w lesie, po zmroku?

Po wyjeździe z lasu pomknąłem już asfaltami wprost do domu do żony i syna!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

To jest Czwartek - opóźniony! || 30.00km

Poniedziałek, 28 listopada 2016 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Nadrabiam zaległości. W sumie to powinienem dodać wpis z datą czwartkową, ale nie kłamie, bo dziś - w poniedziałek - dystans będzie taki sam jak w czwartek 24 listopada, więc nie jest to przeoczenie nadmierne. Jako, że sam dojazd czwartkowy nie był ciekawy, poopowiadam wam nieco co się działo w długi weekend.

Do rzeczy.

Zaplanowałem ja sobie długi weekend - oj tak. W pracy mniej zajęć, remanent skończony, podsumowania i inne tere fere, więc wziąłem ja sobie piątek wolny od zajęć. W wakacje nie ma co wolnego brać, więc zima to moje wakacje. No i masz ci babo placek - 3 dni wolnego. Co ja zrobię z tym czasem? Jak ja go wykorzystam? Ile kilometrów, ile opowieści!

Bateryja!

No ale dupa blada. 
Piątek to badania młodego, więc od groma załatwiania, potem jeszcze coś tam w domu do ogarnięcia i wizyta w OBI, bo nam bateria zardzewiałą umywalkowa. Po roku odnaleźliśmy paragon i pojechałem walczyć o swoje. Wszak chrom to ma być chrom, taki, że ja się w niem przejrzeć mogę, a nie że mnie tam jakieś wypryski się pojawiły. Pewnie wielu i wiele  z was ma w domu baterie łazienkowe i pewnie każdy kładzie przysłowiową lachę na paragony, ale ja normalnie od teraz nowy segregator mam, a w nim trzymam każdy paragon. Bo na nas żerują ci producenci, i dają nam gwarancje na rok, na 5 lat, a i tak po roku nikt od przysłowiowego kranu, czy spłuczki, paragonu nie posiada. Toteż walczyłem jak lew w informacji OBI i nawet zawezwano do mnie socjalistę od kranów  z działu sanitarnego - i to przez mikrofon!!!
Pan przyszedł krokiem powolnym, z minią pod tytułem "czego kurka znów chceta". Okiem opatrzył tą baterię i stwierdził co następuje 
- pacz pan, zardzewiała!
- nooo... serio?
Poszedł zatem krokiem równie rytmicznym na dział i jął szukać w tych bateryjach takiej samej. Niestety nie znalazł.
- dobra oddajcie panu kasę - rzekł fachowo i poszedł do swoich kraników.
Nabywszy nowy kran/baterię/spust kranowy kanalizacyjny z wajchą - udałem się do domu, po drodze, rykoszetem zahaczając owada. Trafiła mnie się gratka bo w Owadzie - blek fajdej... czy coś tam i ludzie szabrowali wszystko z półek, a ja nie chciałem się bić. Ja chciałem tylko, cukier, jakieś mleczko, serek i masełko - a łone wszystkie jako te wariaty latały~! Odstałem w kolejce chyba 15 minut bo kasjerki nie ogarniały z obsługą. 

Piątek więc zakończyliśmy bez-rowerowo. Syn miał foszki i marudził, bo mu zęby idą więc najbliższe dni/miesiące/lata zapowiadają się wściekle radosne!!!

Sobota to już inna bajka i wyprawa na północne mazowsze. Mamusia i Ja zapakowaliśmy auto po dach wózkami i pojechaliśmy do Babci numer Dwa. Obskoczyliśmy cmentarz, fryzjera i szwagry. Cały dzień spędziliśmy w rozjazdach, a wróciwszy do domu to już nie było ani sił, ani chęci na rower. Padlim na pysk, za to młody odespawszy swoje w aucie w drodze powrotnej przypomniał sobie, że mało dziś marudził i postanowił poząbkować wieczornie z rodzicami. 

Hasz tag padam_na_ryj w sumie oddaje kwintesencję tego dnia. Jęki i marudzenia małoletniego odbijały sie echem jeszcze długo tego wieczoru.

Niedziela - Jest szansa! Jest szansa na rower?! Z rana spacer, a potem deszcz mżawka  i reszta dnia w domu z rodzinką. Plusem jest przynajmniej to, że odwiedziłem nowa galerię w Legionowie - nazywa się Gondola i ma obecnie 4 sklepy:P Za to jest to historyczna chwila, bo gondola posiada pierwsze w Legionowie schody ruchome!!! FUCK YEAH:D


W ten oto sposób z 3 dni wolnego - miałem 0 kilometrów,;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

o krok spóźniony - ODiDO || 33.21km

Czwartek, 24 listopada 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Dzień za dniem wciąż taki sam. Zapętlam się w codzienności nieco, dom praca dom... czuje że dzień do dnia podobny, tylko mój syn wciąż coraz większy a ja coraz starszy - nic się nie zmienia. Kot ostatnio napisała że stracone są te dni. Hę, co ja mam powiedzieć? Młody jeszcze za młody na przyczepkę i za mały na fotelik i rodzina narazie uziemiona w domu. Jest szansa, na spacer z wózkiem, ale na rowerowe trio jeszcze nie:( a szkoda...

Wieczory ostatnio, jak na listopad dość ciepłe. Ciekawe jak długo będzie przyjemnie, czy w tym roku też zima zwita do nas dopiero po nowy roku? Chciałbym już po śniegu troszkę popedałować... bo taka szarówka to taka jakaś bylejakośc. Zima to zima, a jesień to jesień!

Bo białe jest białe!
A jak tak to tak!

Z pracy wracam tym samym szlakiem i z  przerażeniem spotykam pełno biegaczy bez lampek. Bo rowerzyści top jeden na kilku juz coś świecącego ma. Biegnący niestety w dalszym ciągu w ciemności - swoją droga zastanawiam sie jak oni biegają po ciemku, że się nie wyrżną na tych chodnikach. Zero lampek i płyną w mroku jak cienie.

Wpis dodaje z datą dzisiejszą, bo w sumie to dziś też tyle przejechałem co wczoraj, ale jutro dodam pewnie rano w pracy wpis z dziś (Ździś? - Zdzisław) i wyjdzie na jedno - może mnie hejtem nie walnie jakaś maczeta internetowa;)





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Bez sił bez ducha || 37.00km

Wtorek, 22 listopada 2016 · Komcie(3)
Akcja targowisko to nie wszystko co spotkało mnie o poranku. Spotkał mnie też ten dziad - wiatr. I dymał mnie jak chciał, pedał jeden! O ile z targowiskiem to sobie jakoś dałem radę, bo i handlujących było mało, to z wiatrem była inna historia. Za nosem nawet ciepło, nawet mi szło, ale szło mi w sumie do połowy bo wiatr był początkowo tylko boczny. 
Kształt mojej drogi do pracy jest wygięty w odwrócone "ŁU" i ostatni odcinek przy zalewie i do pracy było już pod wiatr. 

Nie szło lekko, ba szło mi "słabawo" nawet - rzekłbym, gdyby nie to, że w pracy czekał na mnie imć Kominek, to bym pewnie prozucił nadzieje na ocalenie i zajechał ogrzać dupczę w Maczku. Udało sie jednak przezwyciężyć komercyjny pociąg do porannej kawy z maka i dojechać do pracy - nie tracąc pieniążka w społeczeństwie fast-foooda. 

Dojechałemn dumny z osiągnięcia, i rozpaliwszy w kominku -0 ległem na 4 literach w odległości satysfakcjonującej od szkiełka kominkowego i począłem grzać swa szlachetną paczkę w błyskach ognia.

W pracy tego dnia odwiedza mnie Jurek - zawstydzając mnie niemało dystansem jaki popełnił. Najpierw Katana mnie sponiewierała robiąc setkę, teraz Jurek - wychodze na jesienno zimowego leszczyka ze swoimi marnemi trzydziestkami. Mówią, że 30tki to jeszcze w sile wieku, i że potrafią nieźle namieszać, ale zawsze to trzydziestki! Trolking na ten przyjkłąd dobrze dogadał się z 50tkami i dają mu to czego od nich oczekuje.

Jurek skatował sie na bruku i oświadczył, że jego amortyzator powziął tego dnia czarny protest! Musiałem pomóc:) To przecież nie do pomyślenia wozić amorek i nie mieć  "łubudu" jak się jedzie po nierównym. Naprawiłem, popsikałem. Jurek w zachodzacym słońcu pomknął/pognał w kierunku Stolicy!

Wracanie do domu uprawiałem w ciemności. Z wiatrem, przejmującym rzecz jasna, choć w proporcjach innych - niestety niż o poranku. W tę/tą stronę miałem bowiem mniejszy odcinekczek do Zalewu z wiatrem a potem boczny i w ryj do samej domowej zagrody;)
Zanim ogrzałem się w swoim domku i syna wymiętosiłem, odstać trzeba było jeszcze swoje na poczcie. Przede mną 10 osób, za mną kolejka rosnąca w tępie logarytmicznym. Pani z poczty zaczęły się do wyjścia szykować i w tym całym składzie dwie latały luzem, jako pies bez kagańca, jedna szukała telefonu, już w kurtce a jedna obsługiwała w okienku... Ludzie kochają poczty. Powinien byc tam taki automat na granaty, wrzuć monetę i wysadź to wpizdu!

Do domu dotarłem, synowi pośpiewałem a potem nakarmiłem i poszliśmy spać. Byłem jakiś bez sił przez ten wiatr.!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wiosna tej jesieni || 67.00km

Niedziela, 20 listopada 2016 · Komcie(4)
Wiosna piękna tej jesieni nam nastała. Temperatury po 10-11 stopni a organizm głupieje, bo dopiero co musiał spinać dupę aby sie zagrzać, a tu nagle takie hawaje. 

Moje weekendowe poczynania sprowadzić można do... w sumie nie wiem do czwego. W sobotę pracowałem, więc wiele luzu nie było.  DO tego po pracy lać miało ( i lało) więc pojechałem do arbaitu autem. Wieczorem w sobotę szykowała się impreza 30tki kolezanki. Odwykłem chyba od takich bibek. Fajnie, miło, ale jakoś tak nie czułem flow`u. Pojadłem tatara, popiłem ze znajomymi procentu i zawinęliśmy się z Agnieszką około 23. Rzecz jasna to ona prowadziła nie ja;)

Niedziela w odróżenieniu od soboty zapowiadała się ciepła i bez deszczowa. Niestety, na moje (nasze) samopoczucie poranne wpłuyw i to nie mały miał syn. Pierwsze primo, po imprezie zanim się ogarnęliśmy pewnie było po północy. Syn wstawał do jedzenia kilka razy - dziadkom poprzedniego wieczoru rzecz jasna spał smacznie:/ No i efekt był taki, że pobudek mieliśmy kilka. Ta ostatnia wypadał jakoś tak o 6 czy cos w ten deseń. Nie wyspałem się, kac męczył i jakoś tak dzień zaczął się marnie. Aga wysłałą mnie z wózkiem samego na spacer. Postanowiłem zabrać na wózkowe podboje leśne mp3. Tym razem jednak musiałem zmienić książkę. 

Niestety znmęczyła mnie książka Inferno. Nie mogłem się jakoś już wsłuchiwać. Może i ciekawa, ale jakoś tak ciągnęła się jak flaki z olejem... przez pół książki Landon z Doktorką uciekają po mieście przed grupa dochodzeniową i w sumie dowiaduje się więcej na temat dantego, niż samych detali fabularnych. Stwierdziłem, że czas odłożyć książkę na boczny tor. Wpadła mi w dłonie inna fraszka. Teraz na warsztat wziąłem pisarza polskiego. Ku memu zaskoczeniu super się tego słucha. 

Gdy trójmiejska policja zostaje postawiona w stan najwyższej gotowości, nadkomisarz Jarosław Pater szykuje się akurat do przejścia na emeryturę i myśli o urlopie, który spędzi w towarzystwie pięknej kobiety...
W Katowicach znaleziono młodą dziewczynę zabitą tępym narzędziem, w Warszawie - zgwałconą kobietę z rozprutym brzuchem, w Krakowie ofiara otrzymała kilkanaście ciosów nożem. Wszystkie zbrodnie są makabrycznym powtórzeniem znanych zabójstw sprzed wielu lat. Co łączy je z wysuszonym ciałem mężczyzny znalezionym w tartaku w Wejherowie?
Nadkomisarz Pater chce za wszelką cenę znaleźć mordercę i ma ku temu swoje powody.
Ku mojemu zaskoczeniu fabułą fajnie lawiruje, a polscy autorzy wcale nie odbiegaja od standardów zagranicznych pisarzy. Dobry kryminał szybko łapie ucho i dobry lektor powoduje, że naprawdę przyjemnie spędzam spacer5 z młodym. Fabuła powoduje, że po powrocie ze spaceru z małoletnim, mam ochotę na kontynuację i, mimo wcześniejszych wątpliwości czy do tego dojdzie, siadam na rower. 

Trasa do NDM i powrót, w zupełności starcza mi aby się umęczyć. Powrót wszak jest z wiatrem w twarz tak silnym, ze mielę ledwo 20km/h...


Poniedziałek to czas pracy. Jadę do roboty w wiosennej aurze mając w pogardzie to, że liść opadł i zima idzie. Wieczorem zapowiada się sporo spraw w domu do ogarnięcie więc dodaje ten wpis łącząc dojazd do pracy oraz niedzielne pedałowanie. Rzecz jasna dodaje z niedzielną datą!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W szarudze jesiennej || 58.00km

Piątek, 18 listopada 2016 · Komcie(4)
Kategoria Do pracy!
Ostatnio miałem mniej czasu aby wpisy robić, więć nadrabiam. Dla zwolenników autoryzacji datowej dodaje  je dziś (sobota ) z datą piątkową. Coby się jakis czarny protest w ludziach nie obudził. 

Sumarycznie rzecz ujmując to przejazd do pracy w liczbie sztuk dwóch. Dystans jest więć łączony. Nie o samej jeździe chce wam napsiać a o grafice ściennej, jaką maluje u siebie w pokoju od kilku dni. 

Jest to mrówcza robota, ale mam nadzieje, że jeszcze kilka dni i skończę.

1 etap.
Rzutnik multimedialny i rzut grafiki na ścianę, oraz szkicowanie ołówkiem konturów

2 etap
konturowanie ciemnym markerem

3 etap.
wypełnianie grafiki ciemnym markerem.

Czemu marker, a nie farba? DO tej ilości szprych i "drobinek" to "medium" wydało mi sie najlepsze.
Super grafikiem nie jestem, ale robi wrażenie już pierwszy etap:)
















Jeszcze sporo pracy przede mną. Maluje tą grafikę markerem... farbą byłoby to zbyt trudne. Na grafice położyć trzeba co najmniej 3 warstwy.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Listopadowe kilometry zbiorowe || 49.00km

Poniedziałek, 14 listopada 2016 · Komcie(5)
Wpis łączy w sobie wyjazd z wczoraj i dzisiejsze rowerowanie. Nie czuje się winny - znowu - bo wczoraj tj w NIEDZIELĘ - przejechałem tylko/aż 15km. Totalna niemoc od wczoraj, dziś nieco lepiej, choć jazda jakoś mi nie idzie. Chyba za dużo dni pod rząd i trzeba będzie jutro zrobić day off.

Mimo, że jesiennie za oknem, to dość ciepło. Dziś termometr wskazywał nawet 4 stopnie. Jakoś jednak to powietrze było takie byle jakie i zmarzłem. Nie tak jak się marznie z zimna, tylko z takiej wilgoci i wieczoru pełnego dymu. Czułem się jakiś taki wypatroszony z ciepła przez te warunki...

Udało mi się w pracy wreszcie poprawić źle ułożoną oponę, którą po niedzielnej zmianie dętki, układałem w domu bezskutecznie. WYstarczyło lekko naoliwić rant i napompować "piątkę" i guma wskoczyła na swoje miejsca. Potem redukcja ciśnienia do 4 atm i bajo:)

Dziękuje wszystkim za uwagę, dobrej nocy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

pośród śniegu i wciąż w biegu || 60.00km

Sobota, 12 listopada 2016 · Komcie(11)
Kategoria Pojeżdżawki
Ostrzeżenie - wpis może dokonać trwałych zmian w umyśle czytelnika, zaleca się dużą dozę ostrożności, w szczególności dla gości.

No to ruszamy!

Od dawien dawna wiadomo, że księgowy to recydywista, który robi kupy na chodniku i nie sprząta po swoim psie! Psa niestety nie mam, a nawet jak miałem to po nim nie sprzątałem Moje oba psy zdechły i żałobę po nich już zakończyłem - proszę ich w to nie mieszać, bo to trąci brudną polityką rodem z USA.
Ucinając wszelkie dyskusje na mój temat - odcinam się od podejrzeń jako bym osobiście robił kupy na chodniku! KUP brak! A na główną nie poluje - ja po prostu nie mam czasu dodawać tego dnia co jadę!

I w ten swoisty sarkastyczny sposób mogę przejść do recydywy i wpisu właściwego. I od razu piszę z grubej rury - wPIS łączony! Czyli pewnie zakradam się pod do okienko, jako ten napalony Romeo do super Julii. I czyham na okienko owe, gdyby nie to, że Katana i tak zrobiła dziś więcej - i czyniąc ten wpis, nawet łączony z dwóch dni, mam potwierdzenie od samej zainteresowanej!



Pierwszy był piątek jedenastolistopadowy. W całej tej nazwie tylko słowo opadowy się zgadza, bo na niebie była sieczkarnia, a z chmur leciał śnieg, który zamieniał się w deszcz, jeszcze szybciej niż mrugnięcie okiem! Rano syn zbudził nas o godzinie na tyle wczesnej, że słońce zapomniało wyjść jeszcze na widnokrąg. Było szaro, choć nie ciemno, jednak sprawa sprowadza się do tego, że zaczęliśmy dość wcześnie. Udało się przespacerować syna i nawet z okazji dnia patriotycznego wstąpić do MC donalda na jedzonko. 

Kiedy syn był przespacerowany, a za oknem jeszcze nie nastąpił całkowity armagedon, zdecydowałem się na wyjazd. WIęcej było wilgoci niż śniegu, ale nie padało już choć ulice nadal były mokre.

Sprawę celu wycieczki ustalił los. W sumie nie wiedziałem gdzie chcę jechać. Było ponuro, mokro, a na ulicach jakoś tak siąpiły auta i zdecydowałem się na las i grzybo-liścio branie. Tam zdecydowanie odnalazłem tego dnia siebie. Nie wiało a terenowa jazda sprawiała, że można było nawet lekuchno się zagrzać. 


Snując się to tu, to tam, docieram do Cmentarza w Nieporęcie. Odwiedzam sklep Cyklista i po obejrzeniu swojej bramy do pracy zawracam i omijam Nieporęt leśną obwodnicą.Gubię się w lesie, bo nie znam tam dróg, a wybieram owe dość intuicyjnie. Skutkiem jest totalnie pokręcona trasa.



W pewnym momencie zastanawiam się, czy pod dywanem z liści jest jeszcze szlak, czy jadę już po bezdrożach leśnych i ściółce. Kilka razy tego dnia docieram do ogrodzenia jakiejś posesji i muszę się wracać do główniejszej leśnej drogi. W sumie za nic na świecie, bez gps nie podam wam trasy jaką jechałem!


Koniec trasy to już ulica Strużańska i podgląd na budowane osiedle na terenie dawnych koszarów wojskowych. 
Wygląda to dość obiecująco i bardzo ciekawie ociepla wizerunek, tego wieżowca budowanego za plecami pierwszoplanowej ceglanej konstrukcji. 

Dzień Dwunastego listopada zaczynam jak zawsze spacerem z małoletnim. Tym razem jednak idę na spacer sam, bo żona załatwia sprawunki. Ubrani i wyposażeni w odzież zimową ruszamy do lasu. Młody zainteresowany był spacerem jedynie przez pierwsze kilkanaście minut, a potem odleciał w objęcia tego kolesia od snów...Morfeusza?



Spacer potraktowałem, poniekąd jak nordic walking, tylko, że z wózkiem. Dynamiczny marsz trwał 1h i pewnie dobre 4-5km przemaszerowaliśmy. Do domu wróciłem i spotkałem się z żoną. Gdy sprawy rodzinne zostały odbyte, można było, za zgodą moich dwóch połóweczek, iść na rower.

Moje koła skierowałem do nowej kładki rowerowej na Żeraniu. 

Odwiedzam to miejsce z nieukrywaną przyjemnością, bo i dojazd zacny, a i okolica przyjemna. Tego dnia, mimo szronu, na kładce sporo rowerzystów. Trzeba było, jednak bardzo uważać, bo kładka zbudowana z cienkiej blachy - czy podbudowy i osadzający śnieg szybko przymarzł, a miejsca gdzie roztopiło go słonce podeszły lodem. 

Jazda po kładce była więc dla niektórych nie lada wyzwaniem, a nawet i ja czułem, że przyczepność jest bardzo słaba.


Nie wiem czy to już oficjalna nazwa, ale obecnie taka kartka wisi. Aż dziw, że jeszcze tego nie zerwali "młodzi gniewni". Wiecie, ci od kup na chodnikach i petów!

Z kładki na Żeraniu udaje się na most Grota. Ciekawie wygląda to łożysko mostu. Fajnie, że po budowie inżynierowie, zrobili taki a`la pomnik. To dość ciekawe, tak dowiedzieć się jak wygląda konstrukcja mostu Grota. To łożysko według tabliczki ma 35 lat użytkowania. 

Po wizycie na moście Grota szybki kurs koło estakady przy Dewajtis i kurs na Most Północny. Tam jadę dublującą się wcześniej trasą na wał. Tuż za miejscem, gdzie kończy się kostka, pojawia się dzikowisko. Staję więc i strzelam pamiątkową fotkę. Gdy kadruję zdjęcie, bo jakoś tak nie mogę ustawić ostrości, słyszę głośny huk, a potem syk... coś wystrzela i czuje jak rower się obniża.
Co do jasnego pioruna!? - myślę sobie. Z zaskoczeniem oglądam rower, podejrzewając niesforną  oponę tylną. Niestety ku swojemu zaskoczeniu zauważam, że to tym razem przednia opona jest bez powietrza.

Oglądam dokładnie koło i zauważam, że zawór "dunlop", znany w składakach z przed lat, wystrzelił. Traf chciał, niestety, że w przedniej oponie miałem taką właśnie dętkę. Było to używane koło z roweru z naszego serwisu, nie chciałem inwestować w nowe dętki, a że przednia guma była szczelna, to zostawiłem taką jaka była. No i w końcu chyba  strzeliła na mnie focha. Zawór musiał się poluzować na nierównościach i najzwyczajniej w świecie, wystrzelił pod ciśnieniem.

Nie znalazłem śladu po nim, ale sądząc z huku, to wystrzał był konkretny i poleciał daleko. Pewnie jakiś dziś go zje!

Efekt? Do Domu znów na kapciu. Miałem zmianę, ale szło do zmroku, a ja już nieco zmarzłem. I nie chciało mi się z majdanem rozkładać na środku wału Wiślanego, poza tym żona już mówiła przez telefon coś o szykowaniu obiadu, więc pazerność na jedzenie wygrała!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Miesięcznica || 32.00km

Czwartek, 10 listopada 2016 · Komcie(12)
Kolejna miesięcznica Smoleńska - zacząć wpis powinienem od apelu "poległych", ale nie zacznę bo... w zupie to mam. 
Na rower ubrałem się tego dnia na zimowo. Poszła w ruch kurtka zimowa, i wcale tego nie żałowałem, bo zamiast 4-5 warstw mogłem załozyć 3 i mieć luźne ręce. W wersji na cebulę, czułem się jak kukła wypchany, a termika wcale nie byłą lepsza. Jedynym minusem ubioru były buty, któe niebawem zastąpią również zimowe za kostkę. 

W pracy remanent i słuchanie filmów dokumentalnych. Z naciskiem na "słuchanie", bo odwrócony plecami do monitora ciężko się taki dokument ogląda. Kilka ciekawych kategorii znalazłem tych dokumentalnych więc zapowiada się sporo dobrego słuchania. 

Powrót do domu już po zmroku. Diabeł ogonem nakrył moja polarową czapkę i musiałem użyć zastępczej z pracy. Wziąłem używaną czapkę od Daniello z windstopperem i powiem wam... zaskakująco ciepła! Cienka bardzo, ale na skroniach ma windstopper i mimo, że nie wygląda obiecująco, to naprawdę nie  odstaje termicznie od mojej polarowej, a nawet pokuszę sie o stwierdzenie, że jest równie ciepła!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,