Wpisy archiwalne Październik, 2016, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2016

Dystans całkowity:432.61 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:10
Średnia prędkość:22.26 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:30.90 km i 0h 43m
Więcej statystyk

Przepis na rower || 37.00km

Piątek, 28 października 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Dzień jesienno deszczowy.
Do pracy pojechałem rano w zawiesinie wody i mgły. Ulice, niby suche sprawiały wrażenie, jakby już szykowały się do opadó deszczu. Temperatura jednak była zadowalająca bo w grniach 8 stopni. Przyjemnie się więc jechało, choć widokowo d#py nie urywało. W słuchawkach kolejna historia seryjnego mordercy, a przede mną szosa. Szumiąc liściem i kołem o liść pędziłem do pracy. 

Do Wieliszewa było z wiatrem, więc uparowałem się jak imbryk. Na wysokośći boiska, skręcam już i ustawiam się bokiem do wiatru. Ostatni odcinek to jazda pod zimny wiatr...

Powrót z pracy to jazda w rozwijającej się mżawce. Część trasy jechałem wałem nad-zalewiańskim. Tam dopiero zaczynało padać. Udało się więcj ujechać szutrem bez większego deszczu. Niestety ostatnia część, już w ulewie. Piasek zamieniał się w nasiąkniętą piaskownicę i sypał się z opon jak w rasowym offroadowym boilidzie. Końcówka w mieście to konkretny opad i szybka ewakuacja do domu. 

Tym razem spodnie przeciwdeszczowe zabrałem i to był strzał w dziesiątkę!




Przepis na rower...

Oto przepis na rower na kołach 28 cali z wykorzystaniem nowego (używanego) roweru na kołach 26 cali. Pomysł zastosowany w moim rowerze. Zdecydowanie nie dla tych co lubują się w amortyzatorach! Amorek bowiem idzie do wyrzucenia/sprzedania!

Mamy więc na ten przykład najprostszy model roweru - przyjmijmy kross hexagon X1

Rower ma koła 26 cali, "bajerancki" amorek, który ugina się jak spadniesz z murku 20cm i super wypierdziste grubaśne opony 26 cali. Idealny na lasy. Pewnego dnia budzisz się nieco starszy patrzysz za okno i myślisz:
- kupiłbym sobie nowy rower, na sztywnym widelcu, bo ten mój stary góral to taki kloc, amortyzator już nie działa, opony są grube i jak jadę po asfalcie to męczę się jak nie wiem co! Jest tylko kłopot, bo nie mam kasy.
podpowiadam! Zrób to sam!

KOŁA:
Koła będą 28 cali, więc potrzebujemy kompletu kół rozmiaru 28 tylko pod tarcze. Potrzebować będziemy kół 28 pod wolnobieg - albo kasetę. ( Rower nasz przykładowy ma wolnobieg) Dobrze aby przednie koło było pod Vbreak, a tylne pod tarcze bo wyjdzie taniej, jeśli chcesz mieć oba nowe hamulce tarczowe to no problem:D. Komplet kół przy użyciu Allegro powinien nas wynieść nie więcej niż 250zł. Piasty Yoy tech i mocowanie na 6 śrub.

Ok czyli koła mamy. 

Widelec.
Pozbywamy się amortyzatora, a więc potrzebujemy widelca , aby geometria nie zanurkowała. Szukamy widelca na 28 cali. W widelcu oprze się przednie koło:

Stalowy pod V breaki (opcja tańsza), 65-80zł - pamiętajmy, że jeśli koła mamy w komplecie kupione tylko pod tarcze to widelec też musi mieć mocowanie na hamulec tarczowy!


opcja nr 2: Aluminiowy pod tarcze/vbreaki (opcja droższa). 300-400zł jednak sporo lżejszy. 

Gdy już mamy koła i widelec czas zabrać się za ogumienie. Praktyka pokazuje, że średniej klasy opona 26 cali ma wysokość około 4-5cm a koło z oponą nowe na 28 cali będzie większe, więc zastosowane ogumienie w naszym "nowym rowerze" będzie zdeterminowane do dość niskich/wąskich rozmiarów. Nie ma się czym przejmować w końcu szukamy opcji szosowo, a rower ma mieć charakter także przełajowo/crossowy. Kupujemy więc opony max 32c. Warto sobie sprawdzić czy 35 nie wejdzie. Ja jednak uważam, że 32 opona to już fajna sprawa na asfalty i szutry. 

Opony kupimy na portalach aukcyjnych już nawet od 30zł/sztukę. Warto jednak pomyśleć o jakimś poziomie do którego dążymy. Dobre opony na 32c z odblaskiem to koszt 90zł/sztukę

Shwalbe maraton reflex 90-100zł/szt

Dla osób chcących zaznać więcej szutru i planujących aby rower był bardziej uniwersalny, bo sam asfalt nie sprawia im przyjemności jest jeszcze opcja opon przełajowych. Te występują w rozmiarach właśnie do 35c i mają agresywny bieżnik. Idealnie sprawują się w jesienne wieczory i mroźne dni zimy, gdy rowerem pokonujemy ulice miast i zasypane śniegiem zamarznięte chodniki. 

Maxiss Larsen 700x32c -  66-70zł szt 

 Ostatnim elementem naszego nowego budowanego roweru pozostaje więc hamulec i tarcza na tył. Hamulce V-break jakie rower ma zamontowane na tylnych widełkach, nie obsługują bowiem rozmiaru 28 cali. Szukamy i w try-miga mamy ładny zestaw! Z doświadczenia poszedłbym w hamulec shimano. W zestawie z tarczą to będzie koszt około 100zł. Jeśli wybraliście opcje droższą i chcecie mieć tarcze na przodzie i tyle wasza opcja też jest dobra.

Podsumowując mamy mniej więcej po kosztach:
Koła 250zł
Widelec 80zł
Opony: 80zł/kpl
Dętki 20zł
Hamulec: 100z

razem: 530zł
Do tego zestawu pewnie warto doliczyć jakąś linkę hamulcową i kawałek pancerza powiedzmy 15zł

Całość "rozbudowy" wyniesie około 550zł. Efektem jest rower na kołach 28 cali przerobiony z roweru bardzo niskiej klasy roweru górskiego. Jeśli uda wam się spieniężyć część podzespołów z roweru 26 to jeszcze wam budżet podbuduje.

Ostatnie pytanie jakie się nasuwa - po co to robić?
Odpowiedź jest jasna - bo można. Bo robienie czegoś wbrew schematom to czasem mega frajda a budowa roweru "na bazie sterego" sprawi, że mamy nowy rower nie rezygnując ze staruszka. Pozatym, koło 28 cali i wąska opona to większa dynamika i większy zasięg na asfalcie. Wbijamy 5 atmosfer w nowe ogumienie i  trasę!






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Uciekłem... || 50.36km

Czwartek, 27 października 2016 · Komcie(5)
Dziś do pracy miałem na dwunastą. Pewne okoliczności się na to złożyły i mogłem mieć czas dla siebie nieco dłużej niż zwykle. Efekt był taki, że większość trgo czasu zmarnowałem na spanie, bo to była okazja aby odespać. Wszak dzień wcześniej zasiedziałem się znów przy kompie w odmętach you tuba susząc swój mózg bezczynnością. Takie jesienne dni sprawiają że czasem siadam przed kompem u przeklikuje kolejne beznadziejne filmiki na yt ot tak aby czymś zająć szare komórki. 

Agnieszka pojechała na targ po ósmej więc ja do 9ej miałem sen z synem w łóżku. Syn spał potem wstał, potem gadaliśmy a potem zaczęła się histeria. No to go tata na podwoziownie wziął i zmienił pieluszkę. Nadal krzyk, no to tatuś butle przygotował, jeszcze większy krzyk! Ba pisk, jazgot, jak zarzynane prosie. Dwa łyki z butli i ryk, potem znów dwa łyki i pisk... i tak aż żona wróciła. Zjadłem śniadanie i uciekłem. Cierpliwość mi się skończyła. Musiałem pojechać z domu, bo ten krzyk przyprawiał mnie o ciarki na plecach. Czasem są takie dni, kiedy jeden plączą potrafi wyprowadzić was z równowagi. Czasem może ryczeć i masz to gdzieś. Rzecz jasna posypią się głosy, że jak płacze, to pewnie COŚ musi mu dolegać. O taaak mój syn jest chory na "Nienoszenie". Jak go nosisz jest happy, jak nie nosisz to ryk. 

Udało mi się wyjść z domu około 10:30 i pojechałem odreagować w okoliczne dróżki. W słuchawkach brzmiała jakaś muzyka a potem przełączyłem sobie na "dokumentalne". Swoją drogą odkryłem fajną opcje "subsytytutu audiobooków" filmy dokumentalne z YT konwertuje z video na mp3 i nagrywam na MP3. Są o wszystkim o miastach, o roślinach, o wulkanach, o katastrofach, o trzęsieniach ziemi i czego zapragniecie. Najczęściej narracja dokumentów jest wystarczająca że nie potrzeba dodatku wideo aby móc sobie wyrobaić, Więc można powiedzieć, że to takie "jakby" audiobooki. Audio-filmy dokumentalne. Polecam!
U mnie obecnie gości mroczna seria o seryjnych mordercach. Kawał dobrego słuchowiska, aż się włos jeży na głowie jak człowiek słucha co te ciemne typ wyprawiały. Jak ktoś nie lubi takich klimatów biblioteka dokumentalnych filmów na yt jest bardzo rozbudowana. Można nawet o waleniach i zwyczajach surykatek słuchać!


Słuchając sobie więc o perypetiach pewnego złego typa pojechałem  to tu to tam czyniąc parę fotek z wycieczki. 

 







W pracy ciąg dalszy remanentu i liczenia oraz wystawiania towarów na Allegro. Święta idą, więc jest szansa troszkę posprzedawać jeszcze, poza tym wiadomo, pogoda ma się zrobić jesienna. Jak przyjdą przymrozki to pewnie będzie mniej deszczu i będzie bardziej sucho to może i ludzie na rower wyjdą i coś kupią.

Wracałem z pracy o 18ej w totalnej ciemności. Dziś wyposażony już w dobrą lampkę i przednią i tylną. 


A teraz dodatek specjalny z cyklu. Księgowy - się nudzi i szyje. I pewnie mógłbym kupić to gotowe, pewnie ktoś mogłby mi to uszyć... i pewnie... pewnie nie było by tyle dziur od igły w palcach, ale frajda jest z samego tworzenia!
Do rzeczy! Miałem swego czasu znaną wam z kilku moich wyjazdów sakwę na bagażnik Topeak`a.


Sakwa fajna, stosowana przeze mnie wiele razy i w sumie nie mam do niej zastrzeżeń, ale...

Generalnie kolor jej wnętrza jest cokolwiek wątpliwy ergonomicznie. Nie mam tu problemów z jasnymi barwami. Nie jestem ślepy na kolory i daltonizm mi nie dolega jednak w dobie używania owej sakiewki w różnych okolicznościach i wożenia w niej czasem przemoczonych kurtek, czasem dętki, czasem... całem jasy inny równie nie czystych rzeczy - sakwa podjęła brud. I mimo usilnych starań kilkukrotnego jej mycia, prania, namaczania. Owa żółć wyglądała, raczej na obesraną przez wszystkie ptaki świata, lub jakby ją ktoś w środku łojem końskim wymalował. 
Piękny żółciutki kurczaczkowy kolor musiał odejść! Wziął się Księgowy więc za igłę, nici i kombinerki poczał szyć!
Kupił filc...(no dobra żona mi kupiła jak szła na spacer z synem:P)
I szył!


Pierw zszyłem dwa kawałki materiału, uprzednio wymierzając jak mają się układać i jak zaginać. Biaął nić pozwoliła mi odnajdywac się łatwiej na czarnym jak smoła filcu. (na zdjęciu jego lewa strona). Po zeszyciu dwóch a potem trzech kawałków w coś na kształt ryny o przekroju kwadratu, umieściłem całość w sakwie i dociąłem nadmiar materiału. 

Gdy całość wpasowałem już do sakwy i sprawdziłem jak będzie się układać, kontynuowałem obszywanie,a le tym razem zrobiłem ścieg łączący filc z ścianami sakwy. (widoczny na górze tu jeszcze niekompletny).

Ostatnim elementem było wszycie kwadratowego kawałka materiału uzupełanijącego całość, tak aby wnętrze było czarne. 
Sakwa jest obszyta, filc się super trzyma, a ja nie musze martwić się że za każdym razem jak zajrzę do środka zobaczę brudną żółć. 

Ostatnim etapem będzie obszycie widocznej na zdjęciu klapy górnej i pozostawienie w niej kieszonki, również widocznej na zdjęciu.

Efekt zadowalający i rozwiązujący problem!
Zużyłem:
3 metry nici
2 igły - z czego jedna jest cała pogięta, a w drugiej odpadło ucho...
Ponadto:
Kilka otworów wentylujących opuszki palców przy tej okazji poczyniłem(auuć). Krwawiąc tylko nieznacznie, dałem się palcom solidnie tego dnia przewietrzyć! Kolejna okazja do wietrzenia nie wiem kiedy się pojawi. 

Dla włąsnego bezpieczeństwa pomińcie tą wentylacje, może być nieprzymemna!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

zdecydowanie nieidealny... || 35.00km

Środa, 26 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Ten dzień wielce był nieidealny. Nieidealnie syn chciał ze mną gadać, nieidealnie udawało mi się go uspokajać... niecałkiem idealnie rozumiałem jego potrzeby i tak wielce nieidealna pogoda była na dworze. Naprawdę podziwiam Agnieszkę, że ma tyle cierpliwości do małego. Czasem sprawia mi tyle trudu wytrzymanie tego pisku i krzyku... wręcz nieidealnie...

Po przetrwaniu poranka wyjechałem kilka spraw załatwić. Musiałem dowiedzieć MOPSA i po raz kolejny wpaść w maszynę urzędniczą. Tym razem donosze dokumenty, do składnego od miesiąca wniosku o becikowe. Zaświadczenia o zaświadczeniach, i wnioski do wniosków trzeceigo załącznika. 

Bossko - nieomal! Pani w sekretariacie jeszcze ledwo ciepła i tranzystory jej się nie nagrzały... Klasyczna urzędniczka...
- dzień dobry chciałbym...
- chwileczkę...
- mhmm
Pani wstaje i idzie do segregatorów szuka czegoś przekłada segregatory, wyjmuje chowa dokumenty. Stoją i czekam Pięć warstw ubranych aby nie zamarznąć na dworze powoduje, że paruje jak imbryk. Patrze i czekam. Koleżanka jej siedzi i czyta maile w poczcie Ma monitor bokiem, więc widzę że outlok otwarty. Stoję i najpierw jeden suwak rozpinam, potem drugi...  w końcu odzywam się.
- ja chciałem tylko kopertę zostawić, bo to dokumenty do wniosku do becikowego . Miałęm w sekretariacie zostawić
- proszę położyć...
- to wszystko? nie sprawdzi pani czy się zgadzają, żebym dwa razy nie musiał chodzić?
- ja się becikowym nie zajmuję. To sekretariat, przekażemy do odpowiedzialnego organu.
- aha...

Wyszedłem zgrzany i od nowa się ubierałem w 5 warstw. Rower odpinam i ruszam do pracy. Mgła, która wisiała w powietrzu postanowiła zstąpić na padoły ziemskie i przez wiadukt w Legionowie jadę przy widoczności chyba 20 metrów. Na ulicy Szwajcarskiej (tej od hiper-madafaka-murala/muralu) mgła nadal gęsta a termometr pokazuje 5 stopni. 

Na ścieżce rowerowej w Wieliszewie spod liści wyskakuje mi dzik. Wyskakuje to dość dobre określenie. Musiał go potrącić samochód, więc leżał na poboczu ścieżki (sturlał się z nasypu) i oblepiony liśćmi leżał pewnie pół przytomny. W łeb oberwał dobrze, więc nosi go na boki i zerowa kordynacja. Bidulek młody jeszcze ale jak wystartował to fikołka zrobił przez ryjek i położył się na ścieżce. Ominąłem go i zatrzymałem się. Wstawał na kilka tur, aż chwiejnie zszedł na bagna gdzie pewnie dokona żywota.
Swoją droga nieźle mnie wystraszył jak się z tej kupki liści podniósł i wywinął kozła. Nie spodziewałem się ruszającej się kupy liści...

W pracy temperatura startowa 15 stopni... nie jest źle. Ale zanim się napaliło w piecyku prawie 45 minut minęło. 

Powrót z pracy udało się rozwinąć nieco. Nie był to rozwój godny ultra, ale w sumie z całości wyszedł przyjemny dystans. Opona po sklejeniu i zszyciu ma się świetnie nie czuć uszkodzenia i dziś dopompowałem ją do 5 atmosfer, aby przetestować czy uda się jechać na takim ciśnieniu. Szwy nie puściły, a guz się nie powiększył, więc mam zielone światło i latam na maxisie dalej. 

WIeczór dość ciepły, ale nie czułem się komfortowo, bo przednia lampka mrugaczka jakoś ledwo "zipiała". Niby na mandat nie jechałem, ale czułem się mało dostrzegalny przez kierowców. Pamiętajcie o sprawdzaniu oświetlenia co jakiś czas, zwłaszcza teraz gdy temperatury spadają do zera. Baterie potrafią skurczyć się z pojemnością do 1/3...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Sięjeń - rwakur! || 35.00km

Poniedziałek, 24 października 2016 · Komcie(8)
Poranek przywitał nas... ciemnościami. No otwieram oko i patrze a tam co? NOC! Kuźwa o 6 noc? Kpina? Poszedłem dalej spać. Syn miał inne plany na ten okres jednak i tak jakoś po siódmej już spałem na pół. Pół okiem a pół guganiem... Co jakiś czas traciłem wątek i mi się podrzemywało, ale Jan zdecydowanie domagał się wtedy uwagi i oznajmiał to krzyko-gadaj ze mną-płaczem.

Kiedy w końcu pół śpiąc, pół gadając z synem dotrwaliśmy do 7:30, mozna było zlwlec się z łóżka i zasiąść do śniadania. Dziś moja kolej wypadłą na poranne zakupy, toteż jako pierwszy miałem styczność z autsajdem... No niby nie pada. WYstawiam nos dalej, tak nie pada... ale kurcze wieje. Nic to - mięsko do kanapusi się samo nie kupi. 

Podjąłem wyzwanie i pojechałem!

Po zrobieniu zakupów krótki pit stop w domu i szykowania syna do spaceru. Dziś była akcja "na śpiocha". Usnął po śniadaniu, gdy się zakupowałem, więc aga ubrała go "przez sen" i razem wyszliśmy z domu. Oni poszli do lasu na grzyby a ja do pracy. 
No powiem wam ludziki, że rześko było, mimo, że miałem chyba z 5 warstw na sobie... 

Po pracy jak się obrobiliśmy z zadaniami, wyrwałem się nieco wcześniej. Wszak w sezonie zaiwaniamy po 9h i kazdą sobotę to w takie jesienne dni można odebrać kilka godzinek wcześniej. Mając w zanadrzu dobrze ponad godzinę, wybrałem się droga przez las. Rower w ciągu dnia umyłem, nasmarowałem więc gotowy był na kolejne przełajowe szaleństwa. 


Las był już lekko szarawy, bo i noc zapadała. Jechałem jednak z bananem na twarzy i nawet mżawka, jaka padała nie zdołała tego uśmiechu zdjąć. Jeden pagórek, potem kolejny, tu listeczek, tam jakiś ptaszek... i nagle PACH!!!!
HUK i tryp tryp tryp... stoje...

         


No i dziura! Do tego szlak trafił oponę i musiałem bardzo małompowietrza napompować, aby dętka przez dziurę nie wyszła. Niestety i tak guz się zrobił jak balon, i chyba strata będzie całkowita tego epizodu. Nie poddałem się jednak bez walki. Dokończyłem sobie pętelkę i wróciłem do domu. W domu zabrałem się za szycie.

Dokładne oględziny rozcięcia, nie przyniosły zadowalających efektów. Jedyny "plus" to to, że nacięta jest tylko ścianka a główny bieżnik opony prawie nietknięty. 


Ścieg księgowego:) totallum chaosum!

Zaszyłem oponę, a dziurę podkleiłem od spodu łatką. Efekt? No cudu nie ma, ale kurcze jakoś może pojeżdżę tę zimę na tym. Będę obserwował jak będzie się zachowywało rozcięcicie. Nie da się niestety napompować gumy już na 5 atm, więc na jedynie leśne dróżki się nada. Zapobiegawczo założę tą oponę na przód a tą mniej styraną dam na tył. Może nie uceluje już szkieł w lesie;P




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przełajowe zwiedzanie kładki || 40.00km

Niedziela, 23 października 2016 · Komcie(9)
Niedzielna wycieczka była w sumie wielką niewiadomą, bo pogoda ostatnio robi sobie z naszych rowerowych planów igraszki. Miałem wstać rano i polecieć na dwie godziny zanim pójdziemy z Jankiem na spacer. Niestety, poranek był tak beznadziejny, że zwyczajnie przewróciłem się na drugi bok i poszedłem dalej spać. 

Reszta dnia potoczyła się już wedle pewnego schematu. Najpierw Janek dostaje jeść, potem się go przewija - chyba jest wtedy jeszcze ciemno na dworze - potem Janek ląduje między rodzicami w łóżku i się z nim gaga... guga... uguga... Wiecie takie tam rodzinne gaworzenie z synem.
Cierpliwość Janka, jednak szybko się kończy i trzeba mu zmienić punkt zainteresowania. Ile do cholery można mówić do starych, a oni tylko głupio się śmieją albo stękają jakieś niewyraźne słowa. Jest wtedy płacz frustracji i Jan ląduje w wózku i zajmuje miejsce w kuchni, a my przygotowujemy śniadanie. Rad jest że może patrzeć jak się krzątamy w kuchni i na pewien okres czasu mu to starcza...

Na spacer z Jaśkiem poszliśmy w szczycie histerii . Po ubraniu go w ciuszki wyjściowe na jesień, wpadł w desperację i tak się rzucał, że nieomal do spaceru nie doszło. Jak tylko wjechaliśmy do windy włączyło mu się "zwiedzanie i poznawanie świata" i umilkł. Zawsze jak jedzie gdzieś wózkiem ( o ile się nie zleje, lub nie jest głodny) to tak z zaciekawieniem obserwuje otoczenie, że płakania nie ma. Tylko wyszliśmy więc z domu Janek najpierw zwiedzał, a potem zasnął.

2h spacerowania  lesie z małoletnim i powrót. Nogi czułem, i troszkę się dotleniłem, ale to było mało. Nie padało, a to ewenement od kilku dni, więc wsiadłem na rower i pojechałem na nowo-szykowaną kładkę dla rowerzystów i pieszych, którą niebawem otwierają. 

Wał wiślany - czyli Dzikie pole...




Kładka rowerowa zbudowana ze starej struktury podtrzymującej rury odprowadzające popioły z EC Żerań. Ostatnie przęsło przechylono aby dojazd na kładkę był łagodniejszy. Ciesze się, że nie zrobili durnych serpentyn!


Tak to wyglądało przed budową kładki... Nie udało mi się znaleźć zdjęć jak wyglądało to gdy jeszcze biegły tędy rury z popiołami. 


wnętrze rowerowo/pieszej kładki. 


Ścieżką szutrową docieram aż do ZOO i Mostu Gdańskiego - swoją drogą super ten odcinek jest. Teraz z tą kładką można sobie jechać rowerem omijając ulicę Modlińską aż do samych Siekierek. Oczywiście nie da się za bardzo szosą, ale na jesienne i zimowe "wycieczki" trasa jaką dziś jechałem, jest w sam raz!


Słupki warszawskie... 


Wracałem od Mostu gdańskiego drugą stroną Wisły aż do mostu Północnego. Tu na zdjęciu widać, ciekawą rzeźbę potwora z Wisły:D Fajny street art;)


Kolejny fajny odcinek to rowerostrada szutrowa po Młocińskiej stronie Wisły. Tuż za Spójnią zbijamy się na szutrówkę i śćieżkę terenową. Można z dala od Wisłostrady dojechać aż do samego mostu Grota!


Centrum olimpijskie z drugiej strony widziane...#kineskopy


Od Żerania do samego końca Tarchomina jest śćieżka na wale z kostki. Fakt, że to mega deptak, dla ludu i pewnie w dni wakacyjne, wiosenne będzie tam pełno ludzi, ale gdy wracałem z trasy nie było już żywego ducha. 


Gdy kończy się kosteczka, wał wygląda normalnie;)


W sumie przejechałem 40 kilometrów. Dodając do tego spacer z małoletnim to nawet czuje się usatysfakcjonowany aktywnością tej pochmurnej niedzieli. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Liściem szumiąc kołem plując || 30.00km

Piątek, 21 października 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Udało się wreszcie odczarować jesień. I pojechałem na rowerze. W sumie nie czułem się w 100% zdrowy, ale moc mnie do tego zmusiła. Chciałem się przejechać w szumiących liściach, pięknie szeleszczących drzewkach. Tak sobie wyobrażałem ten wyjazd, bo zapowiadali, że ma być ciepło i słonecznie z rana. No i rzecz jasna wszystko szlak trafił. Pojechać pojechałem, ale w pochmurny dżdżysto siąpiący poranek, gdzie deszcz w sumie zastanawiał się czy ma spaść w postaci kropel, czy osiąść jako mgła i wilgoć.  Wybrał to drugie. Było ponuro szaro mgliście, ale na rowerze. To już coś. 

Aha no i było coś pod 8.9 stopnia - czyli relatywnie ciepło jak na okres poprzedzający ten wyjazd. 

W pracy remanent, siedzenie, dłubanie, liczenie, wpisywanie, kawa, wpisywanie, przerwa, wpisywanie, kawa, wpisywanie i do domu. 
Generalnie sielanka to nie jest, ale okres jesienno zimowy w sklepie i liczenie towaru to jedna z cech tej pracy. Do zajęć typowo zimowych i jesiennych zaliczyć można w sklepie rowerowym również:

składanie rowerów
palenie w kominku
serwis sporadyczny
oglądanie ju tuba
słuchanie radia
robienie zamówień rocznych
przyjmowanie dostaw towarów (np 80 kartonów rowerów w styczniu)
picie kawy!:@

Wątek o chrzcinach zrobił nie lada poruszenie w komentarzach. W sumie uspokoiliście mnie, bo już myślałem, że armia ludzi dobrej woli atakuje tylko mnie. Dzięki - sumienie mam spokojniejsze dzięki wam. Janek rozwija się zdrowo i mimo, że czasem jest strasznie marudny, to słodziak z niego nie z tej ziemi. Mam czasem wrażenie, że swoimi rzęsami poderwie połowę panien na podwórku!

Dzień zakończyłem wracając w deszczu z pracy. Jechało się przyjemnie, choć pod koniec już miałem dośc zapadanych okularów i z radością przyjąłem pojawienie się ciepłego mieszkanka! 

Czy lepszy trenażer czy real jesienią? Ciężko określić, w realu łatwiej się nabija kilometry, te same 12 km w realu a na trenażerze to całkiem inna bajka w realu połowe za darmo mamy. Niezmiennie jednak uważam, że w zdrowy sposób można łączyć indoor i outdoor cycling jesienią i zimą.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

walka o głos || 12.15km

Środa, 19 października 2016 · Komcie(9)
Kategoria trenażer
Czapeczke mu załóż
No uszka ma odsłonięte...
Te nóżki takie ma marmurkowe - chyba mu zimno
Oj nie wycieraj go tak mocno, zobacz jak się krzywi...
Załóż mu jeszcze kurteczke jakąś bo zimno na dworze...

I takie tam porady ludzi dookoła, którzy dokładnie wiedzą jak ubrać mojego syna i jak mu buzię wycierać. Ciotki, babcie, siostry cioteczne, brateczne niebezpieczne. Ostatnio Jan coraz częściej ma więcej opiekunek niż rodziców. Walka ze społeczeństwem to ciekawa sprawa. Nie uważamy się za indealnych rodziców, ale opiniotwórcze społeczeństwo wie dokładniej, lepiej, oni widzą to z dystansu.

Jak to przyczepkę? Nie będziecie go wozić w przyczepce!
- czemu?
- no tak. Wiecie ile spalin dziecko się nawdycha? Wprost spod rury wydechowej będzie mu dmuchało...
- ale jak jedzie w wózku też wdycha spaliny
- ale nieee. Przyczepka zaraz przy zderzakach. Nie przyczepki to wam nie pozwolę! Ja będę się o niego bała.
- Mamo, ale my tylko ci mówimy, ze za rok na wyprawę z młodym jedziemy z przyczepką, nie prosimy Cię o zgodę.
- Oj bo te przyczepki na ulicy to takie niebezpieczeństwo...
- Niebezpiecznie to z dzieckiem i wózkiem po pasach przejść, bo nie wiadomo czy cię poszczą...

Rodzice są bowiem, jak wiadomo nieświadomi zagrożeń i niebezpieczeństw jakie przyczepka stanowi dla dziecka. Nie wiedzą jak jeździć rowerem po ulicach. Mało tego pierwszy raz na rower wsiadają i będą dwupasmówkami jeździć z młodym aby ten dokładnie poznał dodatki uszlachetniające benzyny orlenu lukoilu i shella.

Jednym słowem, syn jest pod doskonałą opieką całego świata!

Udało się wsiąść na rower w piwnicznej. Miałem dość mało czasu, bo z pracy wróciłem, potem znajomy miał wpaśc i przynieśc nam zdjęcia z chrztu a do tego wszystkiego z niedoczasem byłem. Wpadłem więc jak szatan do mieszkania szybkie dwie kanapki popitka jakaś i sru do czeluści potu i znoju. Godzina to za duzo, nie wyrobilibyśmy się, więc podniosłem lewel i wsiadłem na pół godziny, ale jechałem z wiekszym obciążeniem. Przyjemnie i miło, choć cokolwiek krótko.
 
Upociłem się jako chciałem i do domu na pięterko wróciłem. Szybkie prysznicowanie i kąpiel syna. Potem zaplanowana wizyta i...

brawo ja! Udało się w tak ciasnym zestawie wcisnąć coś z siodełka.

Efekt?
Dziś jest środa i mam znów głos!
Rower leczy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

straciłem głos - klawiatury nie! || 0.01km

Wtorek, 18 października 2016 · Komcie(4)
Od dawna chciałem by mój blog nie był tylko rowerowy, więc piszę dziś tego posta ot po prostu aby pogadać. W sumie jest to totalnie odmienne od mojego stanu, bo w realu pogadać za bardzo nie mogę. Zapalenie krtani pozdrawia. Moje przeziębienie jest już chyba w piątej fazie. To jakieś uporczywe świństwo totalnie mnie rozbroiło, choć przy użyciu wojny partyzanckiej nie zaś wytaczając duże działa.

Pierwsza bitwa zaczęła się bólem garła, i węzłami chłonnymi, później po gripexach śmexach i ferwexach przeszło mi na tyle, że zrobiłem dwa treningi w piwnicznej zdroju z chłopakami z Giro. Niestety dwa dni wolnego i chrzest mojego syna to okazja nie tylko do trenowania, ale także do latania po dworze bez czapki. 

W sobotę poszliśmy z małoletnim na spacer wykościołować się i oczyścić brudne sumienie przed ochrzczeniem maluszka. Fakt faktem ubrałem się za zimno, ale takiej zimnicy się nie spodziewałem. Zmarzłem w drodze do kościoła a i w kościele w sobotę wystałem się w chłodzie. Młody rzecz jasna przespał wszystko, ku memu zaskoczeniu.
Niedziela to już sam chrest, Latanie od rana i dużo wchodzenia i wychodzenia z lokalu domowego do auta, potem znów do kościoła,  z kosćioła znów do ciepłego auta - aby młody się nie zaziębił i na koniec obiadek w restauracji z rodziną i kilka kursów w stylu "weź przynieś z samochodu to czy tamto.

Jednym słowem dla mojej odporności to była jazda na diabelskim młynie - to w dół to w górę...
Straciłem głos! No odjęło mi mowę w Niedzielę wieczorem. Piszczałem jak kurczak już o 19ej. Jakie jednak sa tego zalety? No takie, że syn ochrzczony, szwagrowie ugoszczeni i jedna "impreza" za nami. Jeszcze tylko, roczek, komunia, bierzmowanie, osiemnastka, ślub i z bani:)

W sumie mam to szczęście, że pogoda za oknem w czesie mojego chorowania postanowiłą dać wam do wiwatu, abyście za wiele tych kilometrów nie nakręcili. Spisek taki mam z pogódką i was pociska.

Śmiechy śmiechami... ale za tydzień chce wrócić do realnego świata i znów na rowerze się przejechać, ale jak patrze za okno to zastanawiam się czy na kalendarzu nie powinien być listopad a nie październik, bo dawno tak zimnego i brzydkiego października nie widziałem. 

Z ciekawszych rzeczy - to moja paczka wysłana z paczkomatu we Wrocławiu na początku września z rzeczami do  przebrania po maratonie MPP jeszcze nie dotarła. RDK nawet nie zapytał, co z jego sakwą, bo jego graty idą też, ale chłopak liczy na moją obrotność i zwinne palce chyba. Już dwa razy reklamacje zgłaszałem i dwa razy na infolini siedziałem i dziś dopiero dostałem maila od inpostu, że "zgodnie z procedurą status mojej reklamacji zmienił się na [w trakcie rozpatrywania] i że mają na rozpatrzenie 30 dni od daty złożenia" ŁO DA FAK?

Dobrze, że mam mało ważne rzeczy w tej paczce, ale kurka miętka domagam się zadoścuczynienia, Nie może mnie inpost pozbawiać jednych portek do jazdy na rowerze na 3 tygodnie !Nie pozwolę! Nie żebym miał tylko jedne, ale kurcze, no portki dla kolarza to jak świętość!

Zasiewając bulwersacyjność żegnam się z wami! Do usłyszenia!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Godzinne Giro - Etap II || 22.24km

Sobota, 15 października 2016 · Komcie(0)
Kategoria trenażer
Godzinne pedałowanie w sali tortur. Dziś szło mi sporo lepiej. No i ciekawszy etap "grali" w tablecie. Nareszcie roszady w peletonie a nie nudny time-trial. 

Motywacja do jazdy stacjonarnej jest... jak wyszedłem dziś z młodym wiecozrem to aż ręce po kieszeniach bez rękawiczek musiałem szukać!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Oszukuje, kłamie! || 13.85km

Sobota, 15 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria trenażer
Nie wyszło kózce na dobre to jeżdżenie w deszczu. Oj nie wyszło. Fala mnie zalała i pokonała. Zaczęło się po 3 dniach od ostatniego jeżdżenia sensu stricto. 3 dni się nie składało do pedałowania, a tu nagle w dzień pewien październikowy poczułem chrypkię... I chrząkam chrząkam a tu nic. W te pensy poszedłem spać. Wszak chrypka to nie grypka... no ale jak mnie obudziło o 3 kwilenie dziecięcia, co to po cyca wstał, poczułem jakby mnie ktoś kijem nakładł po szyi. W czeluściach mych rozgorzała fala żaru. Tak mnie gardło bolało i szyja, że jąłem się martwić, co będzie. Szybko gripex i wyprowadzka do drugiego pokoju aby syna nie razić swoim niezindentyfikowanym tworem chorobowym. 

No i wyszło szydło z pisu, następnego dnia czułem się lepiej, ale wyraźnie było coś nie teges. Gripexon co 4-5h, i ssawki doustne przeciwbólowo gardłowe. I takem sobie zafundował choróbsko. Nie Angina, ale zapalenie gardła rodem z bitwy o tron, lub przynajmniej bitwy o migdał! Migdałek!

Nie było rady, na te zjawisko. Trzeba było odpuścić realne pedałowanie i przeremontować sobie piwnicę. W domu bowiem nie za bardzo teraz warunki do trenowania w mieszkaniu. Zwęziłem biureczko, które znalazłem na śmietniku swego czasu i stało sobie w graciarni. Z dwóch połówek owego zrobiłem sobie wąski blat przy ścianie. Na ścianie wylądowała półka na głupotki. Rower także zyskał tymczasowe zimowe mocowanie do tableta na rower na czas treningów. Wszak internetu nie mam w piwnicy i trzeba będzie jakoś spędzić tam na siodełku czas. 

Czego nie da się zbudować, nie może zostać zbudowane - tak mówi starożytne przysłowie Księgowego. Poczyniłem więc, używając mocowań od odblasków, stand na tableta mocowany do kierownicy.

Mój Kokpit na zimowe treningi - gotowy. 

No i usiadłem na trenażer i popełniłem pierwsze 40 minut pedałowania. Niestety trafił mi się nudny pierwszy etap giro i zmagania zespołów na czas. W kółko te same grupy po 5-8 osób i krótka trasa... Następny występ mam nadzieje, przejechać już w akompaniamencie jazdy peletonowej i jakichś ciekawych ucieczek i podjazdów pod premie. Pedałowanie bowiem najlepiej wychodzi mi gdy:
a) słucham audiobooka
b) oglądam  relacje z tourów europejskich...

Po treningu wyglądam tak:D

Dla osób nietrenażerowych.
Jazda na trenażerze może być fajna. Serio. Wbrew pozorom nie jest takie to złe, jak się wydaje. Takie przesiedzenie 40 minut czy nawet 1,5 h na siodełku, wzmacnia naszą odporność psychiczną na monotonię długich dystansów. Nie traktuje tego w sumie nawet jak trening, po prostu lubię jeździć. Nie zamierzam całkiem rezygnować z "cywilnej" jazdy, jednak chciałbym dobrze przepracować zimę w tym roku aby na sezon 2017 być dobrze przygotowanym do ciągania syna w przyczepce;)

Aby nie pozostawiać tematu rodzicielstwa dodam kilka fotek ze spaceru z małoletnim. Tym razem byłem z nim sam. Żona została w domu a ja i Jaś pomaszerowaliśmy na 2 godziny do lasu z aparatem! Sprawia mi ostatnimi czasy sporo frajdy z łapania fotkami nieuchwytnie zmieniającego się świata. Nie jestem może tak lanserski jak 15 latek z lustrzanką i pewnie robię wiele błędów fotografując, ale jestem bardzo wybredny i sporo zdjęć trafia do kosza! Zapraszam do galerii ze spaceru z Janem:
























Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,