Wpisy archiwalne Listopad, 2011, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2011

Dystans całkowity:755.18 km (w terenie 52.00 km; 6.89%)
Czas w ruchu:27:13
Średnia prędkość:19.26 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:29.05 km i 2h 05m
Więcej statystyk

ciekawe spojrzenie na świat || 0.01km

Wtorek, 29 listopada 2011 · Komcie(2)
cytuje fajny tekst ośmiałem się;D

Na każdym kroku jesteśmy traktowani jak idioci. Jak ludzie, którzy nie rozumieją, że kawa jest gorąca i można się nią poparzyć, że jak są prace budowlane, to na łeb może ci spaść cegłówka, a jak Krysia ze szmatą myje podłogę w supermarkecie, to, do jasnej cholery, ta podłoga MUSI BYĆ ŚLISKA!


Właśnie przeczytałem, że jakaś kobieta pozywa Starbucks (info dla plebsu: oni robią kawę) za to, że źle chwyciła kubek z kawą, kubek był za gorący i przez to zaliczyła klasycznego faila rozlewając go na swoje dziecko w wózku.
Ma duże szanse na wygraną, bo w amerykańskich sądach już nie takie absurdy miały miejsce.

Zadajcie sobie pytanie, takie proste, więc większość z was powinna udzielić dobrej odpowiedzi (jak nie to czynność powtórzcie): czy jesteś osobą umysłowo upośledzoną?
Nie?

A chcesz, by cię tak traktowano?
Nie?
Obawiam się, że już za późno. Przyszło ci żyć w świecie ludzi głupich, bo świat chce cię tak traktować. Aby was o tym przekonać, wyszedłem z domu (drugi raz w tym roku, bo raz wyrzucałem śmieci).
I oto co mnie spotkało.

Jeszcze nie wlazłem na schody, a już widzę tabliczkę „Uwaga śliska podłoga”. To może lepiej pojadę windą? „Przed wejściem do kabiny upewnij się, że jest ona na właściwym piętrze”. A niby jak miałbym do niej wejść, gdyby była trzy piętra wyżej?
Na dole w gablocie 150 różnych numerów alarmowych, jedna prośba od spółdzielni, aby zamykać drzwi przed złodziejami, druga prośba, aby zamykać je na klucz.

Wychodzę. Powiew świeżego powietrza. I smród rozwalonego betonu czy innego asfaltu. Panowie ulicę mi naprawiają. Tabliczka „uwaga, niebezpieczeństwo”. Podchodzę.
– Panowie, co mi grozi?
– Pardon?
– No ta tabliczka. Co mi grozi?
– Panie, daj pan spokój.
Przeszedłem pół metra od tabliczki i żyję. Dochodzę do przystanku, wsiadam do tramwaju. Kolejne ostrzeżenie „uważaj na kieszonkowców”. I jeszcze dwa następne „skasuj bilet, bo zgon” i „w czasie jazdy rozmowa z kierowcą zabroniona”.
A kto by tam chciał z nim gadać?

Centrum Warszawy przypomina dziś teren działań wojennych. Pewnie nie tylko Warszawy, ale także i waszych miast. Ostrzeżenia na każdym kroku. Nie idź tam, nie dotykaj tego, nie depcz tutaj, nie rób zdjęć, nie pal, nie pij, nie krzycz, nie przechodź nie kradnij, nie sikaj.

Wejdziesz do byle jakiego sklepu i kupisz pierwszą lepszą kawę – czy to Coffee Heaven czy Starbucks i zanim przechylisz kubek, naczytasz się ostrzeżeń, że gorąca, że uważaj. Kupisz coca colę i już widzisz, kto nie może pić, bo zachoruje i na co.
Siadasz zestresowany przy stoliku, otwierasz netbooka, łączysz się z siecią, aby kulturalnie ściągnąć sobie setkę zdjęć porno i nową kolekcę filmów z cyklu „Zrobiłam to z odkurzaczem”, a tu bach: A 18 LAT MASZ? Treści zabronione! Treści dla dorosłych! Uwaga na dzieci! W dzisiejszych czasach nie zobaczysz już filmu bez jakiegoś bzdurnego znaczka na dole informującego, czy jest on dozwolony dla dzieci czy może tylko dla dorosłych. Konia z rzędem temu, kto mi powie z pamięci, co oznacza trójkąt (oprócz tego, co zawsze oznaczał w publicznych toaletach).

Na każdym kroku jesteśmy traktowani jak idioci. Jak ludzie, którzy nie rozumieją, że kawa jest gorąca i można się nią poparzyć, że jak są prace budowlane, to na łeb może ci spaść cegłówka, a jak Krysia ze szmatą myje podłogę w supermarkecie, to, do jasnej cholery, ta podłoga MUSI BYĆ ŚLISKA!
Dojdzie do tego, że moje nieślubne, niespłodzone dzieci, będą żyły w świecie, w którym ustawowo zabroni się wywracania na skórkach od banana, ogień będzie reglamentowany, a na tyłkach naszych kobiet będą wytatuowane nazwy wszystkich chorób wenerycznych, jakimi może nas zarazić. A na czołach facetów ostrzeżenie „uwaga, mały penis!”.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Angina jego mać;/ || 0.00km

Wtorek, 29 listopada 2011 · Komcie(2)
No i sie wyklulo. Ledwo dojechałem na skraj Warszawy i mnie zmogło. Wróciłem do domu, i do lekarza. Czuje się fatalnie, wszystko mnie boli w uszach dzwoni a tu co? 2 lekarzy mnie nie chciało przyjąć, bo mają komplet pacjentów... No to wybłagałem wizyte na 15.45 w założeniu "nic panu nie gwarantujemy". Lekarka mnie jednak przyjeła ale od 10-15.45 i w dalszym ciągu, zdychałem niemiłosiernie. 38,6 tyle miałem przed 5 minutami, ale przecież powinienem być zapisany a jakże! Biurokracja nas zje...

Najbardziej rozbawiło mnie stwierdzenie rejestratorki: "od 18ej jest całodobowa pomoc medyczna", "jak proszę pani całodobowa jak jest 10 a nikt mnie nie chce przyjąć..."

Chorym nie warto iść do lekarza... mam zwolnienie i zapisany antybiotyk, czego cholernie nie lubie. po antybiotykach czuje sie jak flak i szmata potrójnie wyżmięta. No coś czuje, że 200km/day zimą to nie będzie, a liczyłem na środowa pogodę;(

Edit. Chciałem wstawić zdjęcie szmaty z Google, i po wpisaniu szmata do podlogi takie zdjęcie mi wyskoczyło i totalnie mnie rozwaliło:P



co to ma wspólnego ze szmatą?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

o żesz cię!!! || 10.47km

Poniedziałek, 28 listopada 2011 · Komcie(2)
Normalnie jaja. Wsiadłem na rower odebrałem paczkę z poczty, przyjechałem do Agnieszki i co? Gardło mnie boleć zaczęło... i wiecie co? Nadal boli i to całkiem porządnie;/

FUCK ;/ Pierdziele to jutro jadę rowerem - musi samo przejść;D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

ciężka głowa, ciężko w nogach... || 51.96km

Poniedziałek, 28 listopada 2011 · Komcie(0)
Kategoria Na uczelnie
Na uczelnie pojechałem dziś choć w głowie miałem plan odwiedzić Siedlce. Jednak w końcu zdecydowałem się na Warszawę. Jechało się z wiatrem przyzwoicie rano, choć po prawie tygodniowej banicji nieco odwykłem od tego sztywnego widelca i jakby ze zdwojona siłą odczuwałem kopnięcia przedniego koła o nierówności asfaltu!

Sama jazda była mimo, wiatru w plecy toporna - psychicznie załączył mi sie taki mega ciężarek na tylne koło, że hej. Nie mogłem sie wyluzować, ciągle miałem w głowie myśli poprzedniego weekendu, obrazy łez, trumny, pogrzebu, zasypywania grobu tego, jakie to życie jest krótkie i jakie ono jest czasami beznadziejne. Tłukło mi się wszystko we łbie tak ciasno, że nie wiem kiedy dojechałem do Żerania. Tam musiałem wyłączyć autopilota, bo na ścieżce rowerowej nad kanałkiem, kują stary most kopią, wiercą walą a przejazdu na rower nie zostawili.

Droga przy Wiśle szutrowa, również wymagała pełni skupienia. Po nocnych wiatrach i hihołach, na drodze leżały całe masy gałęzi, patyków a wszystko to jeszcze co jakiś czas poryte przez sprzęt dokonujący oczyszczania wybrzeża Wisły. Ech jesienne porządki...

Na uczelni zajęcia trwały 17 minut i 35 sekund... Nie ma to jak 5 rok, przy okazji pogadałem trochę z kumpelą pożaliłem się i przebrany zabrałem się za wracanie do domu. Jechało się względnie na początku nawet 18-20km/h potem, gdy byłem już przy Wiśle, zaczęło mocniej mnie powstrzymywać wietrzysko.
Znów okazja do przemyśleń, ale jakby tak lżej w głowie, wolno bo wolno sobie to układam w głowie. Ciarki mnie tylko przechodzą jak myślę o tym.

Końcówka szła topornie, wiatr zdecydowanie się za mnie zabrał ostro i 14-16km/h to był mój max.

Odpoczywaing uprawiam właśnie i zaraz po raz kolejny ruszam załatwiać sprawy w mieście-do miasta:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

zaduma... || 23.00km

Piątek, 25 listopada 2011 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
W końcu jakiś ruch... można oderwać się od myślenia... kurs na cmentarz na składaczku i rozwiesić dwie klepsydry. Na tym samym cmentarzu byliśmy przed pierwszym i jeszcze mówiłem do Agnieszki " zobacz ludzie 50 parę lat tak jak nasi ojcowie;/" gdybym wiedział, nic bym sie nie odzywał:(


Ostatnie pożegnanie:
aurtor: Marta Jakobsze

Odchodzę od Was moi mili
Nie czekam dłużej ani chwili
Nie czekam na brawa, oklaski
Niedługo przysypią mnie piaski

Chcę, abyście mnie pamiętali
I nadal mnie kochali
Swe szczęście odszukali
Ogrom miłości zaznali

Choć mnie przysypią ziemie
Miłości nie pogrzebię
Miłość zostawię z wami
Abyście się kochali

Choć ja w ciemności ruszam
Zostanie moja dusza
W myślach waszych zostanę
I kochać was nie przestanę

Świat ziemski mój dobiegł końca
Przede mną droga lśniąca
Droga ta powrotu nie ma
Bo jest to droga zapomnienia



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

trudne dni || 0.01km

Czwartek, 24 listopada 2011 · Komcie(5)
Kilka dni mija już jak nie jeżdżę, w domu nastały trudne czasy. W rodzinie pogrzeb i tak człowiek z dwóch stron osaczony. Tu wspomnienia tęsknota, a tu gdzieś w głębi czuje się potrzebę oderwania się od rzeczywistości. Niestety w kraju naszym biurokracja nawet po śmierci może człowieka przyprawić o zdarcie podeszw... od kilku dni młyn i setki spraw do wyjaśnienia...

Rower... przyjaciel czeka na swój moment on nie zniknie nie skończy się. Przynajmniej nie stanie się z nim nic bez naszej decyzji, mamy na to jakiś wpływ, jakieś decyzje do nas należą. Nawet gdy nas okrada ktoś, możemy się bić walczyć, lepiej przypiąć, lepiej zabezpieczyć. Kłódki zamki, szyfry... A w życiu nic do nas nie należy, jakaś niewyjaśniona siła tym kieruje, jednego dnia jesteś a drugiego cię nie ma. Nie da się zamocować stalowej bramy i nie wpuszczać śmierci, nie da się wstawić alarmu, i wreszcie nie da się śmierci dać po ryju, gdy przychodzi zabrać ci kogoś bliskiego. Ile kilometrów w siodełku, ile sytuacji zagrożenia, a nadal żyjemy. Z perspektywy czasu wydaje się, że mam ogromne szczęście.

Nie da się "cofać do tyłu" a nawet jeśli się da, to z punktu widzenia logiki poruszalibyśmy sie do przodu. Może więc jedynym sposobem, na powrót do rzeczywistości, na zachowanie równowagi, nie jest ciągłe oglądanie się za siebie a właśnie pójście dalej swoja ścieżką?

Dokąd nas ta ścieżka zaprowadzi, tego nigdy na pewno nie jesteśmy pewni...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

dokładam do puli || 28.64km

Czwartek, 17 listopada 2011 · Komcie(0)
Wieczorna wyprawka po 4 piwa zakończona sporym nocnym dystansem. Jechało się miło, choć szybko zrobiło się ciemno. Nocne leśne odcinki po asfaltach wprawiały mnie w lekki dreszczyk emocji. Droga znikała w ciemnościach jakby dalej był już koniec istnienia...



Dreszczowiec mówie wam... i ta psy po wsiach co to wyskakują z każdej niewidocznej dziury. Słyszysz szczekanie i... pach - juz jest, a kiedy słyszysz kolejne spinasz mięśnie nawet jeśli pies się nie pojawia!

Jakbym miał pulsometr to tętno byłoby wysokie;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Co się stało, że się zesrało? || 104.86km

Czwartek, 17 listopada 2011 · Komcie(6)
W życiu czasem bywa tak, że im bardziej czegoś chcemy tym gorzej nam to wychodzi. Z moim wyjazdem było dokładnie tak, choć nie zrzucam wszystkiego tylko na karby pogody. Co było jak się po toczyło? O tym dowiecie się za chwilę.

Zaplanowałem sobie wczoraj fajny wyjazd. Środa była słoneczna a zakupy w mieście napawały mnie taką pozytywną energią. Pomyślałem, że czas zmierzyć się z 200km jesienią. Poniekąd zmotywował mnie do tego Radek i jego powrót z wyprawki. Zapakowałem się, przygotowałem. Zrobiłem kanapki naszykowałem rower, liczniki i wybrałem kilka wariantów tras i... sprawdziłem pogodę.
Miało być lekko mroźno rano, potem do 5 stopni i lekki prawie nie odczuwalny wiaterek w plecy na północ. Taką prognozę serwowało Meteo jeszcze o 18, gdy kładłem się do łóżka.

Ranek budzik dzwoni o 5 rano. Szybkie śniadanie, pakowanie i nalewanie zupy do termosu. Odstawiając garnek na balkon, coś mnie tknęło... Patrze na termometr a tam -6! No to ładnie. Zmiana ubrania, puchowa kurtka idzie najpierw a Bergsona w zapleczu technicznym chowam do sakwy. I jedziemy!

Noc ciemna, pustki na ulicach. Przez łąki jadę a para bucha mi z ust. Jedzie się przyjemnie. Czuć mrozek na udach, ale jest w sam raz. Światła wyłączone przy wylocie z łąk, więc przemykam na dziko na migającym żółtym. Ludzie stoją na przystankach i tuptają z zimna. Oczywiście jak te święte krowy chmarami zalegają na ścieżce. Przelatuje przez Legionowo ścieżką przy głównej drodze. Mijam jednego pana na składaczku i panią z koszyczkiem. Oboje mają lampki tylne – wielki plus dla nich! Jedzie mi się super lekko, czuje moc. Na mniej krętych odcinkach ścieżki rowerowej jest 25km/h. Jednak muszę uważać na niespodzianki pod liśćmi, ostatnio leżą tam nawet tulipany od butelek po piwie.

Na osiedlu piaski zaczyna nieśmiało szarzeć. Im bardziej widno, tym więcej mgły. Niczym jakaś niesamowita nieokiełznana moc pojawia się znikąd. Spomiędzy bloków wylewa się na ulice a zanim opuszczam osiedle okala je w całośći jak wielki potwór.
Lecę zachowawczo, bo widoczność spada z każdą chwilą a po osiedlu kręcą się ludzie wyjeżdżający do pracy i nieco zaspani za kierownicami. Lampki nie wyłączam, aby cokolwiek było mnie widać w tej mgle. W Wieliszewie mgła już szaleje na maksa. Z łąk przelewa się jak woda zasłaniając ulice.



Prędkość jednak wzrasta, bo ruch jest niewielki a trasę do Dębego bardzo poprawili. Lecę 30km/h a wiatr smaga mi twarz. Kilka razy na chwilkę przystaje aby zrobić zdjęcie (dodam je jutro – obecnie nie mam kabelka;/) Ku mojemu zaskoczeniu, wieje w plecy i nawet to czuć.

Chrcynno to pierwsze kłopoty z nogami. Stopy zaczynają marznąć. Dokładam więc do butów torebki foliowe i rozcieram sobie stopy. Do Nasielska od Chrcynna wiedzie już gorsza droga, więc zwalniam. W mieście ludzie nie zwracają na mnie uwagi, co nieco mnie wkurza, bo 25km/h to nie jest wolno a mam sakwy i jak mi ktoś lezie pod koła ( nie po pasach) , to nie wiem czy na tym mroźnym asfalcie wyhamuje w odpowiedniej chwili. Za miastem na drzewach osadza się szadź. Jest tak pięknie, że aż się nie mogę napatrzeć. Im dłużej jadę tym jest bielej! Jakby śnieg pojawiał się znikąd na gałęziach.

Za Nasielskiem przerwa, jem zupę i znów rozgrzewam stopy a raczej stopę bo wiatr mam po lewej i właśnie lewa pęcina mi marznie.
Do Nowego Miasta jest kilka kilometrów a mi noga nie daje spokoju. Dokładam skarpetkę na każdą ze stóp i znów rozcieram je. Poprawa jest na chwilę – to znaczy na jakieś 10km... Za Nowym Miastem znów muszę się zatrzymać. Średnia jest 25km/h!!! jestem w szoku, jednak coraz mniej liczą się dla mnie liczby a zastanawiam się jak wytrwać ten piekielny ból z zimna.

Prędkość mi spada do 20 a morale z hukiem rozbija się o asfalt. Z drzew odrywa się szadź i smaga mi twarz ostrymi igiełkami. Myślę sobie, co u licha śnieg pada? No gdyby nie drzewa tak to by wyglądało. Jadę więc w „mini zamieci”. Płońsk wpada sam z siebie ledwie go rejestruje swoją świadomością... Wywlekam się na wiadukt rzut oka na trasę pod spodem i powrót.

Dopiero kiedy odwróciłem się poczułem jak wieje. Jadąc pod wiatr moja noga sprawiała mi jeszcze inne, nieznane mi dotąd katusze.
Na zmianę, piekła, kuła, bolała i szczypała a czasem nawet było mi w nią zwyczajnie zimno. Z czego odczuwanie zimna to była łagodna pieszczota w porównaniu do czego to zimno doprowadzało moje zakończenia nerwowe na stopie. Przerwy na roztarcie były częstsze i naprawdę zacząłem się obawiać odmrożeń. Do Jońca lecę 21 – 20 km/h, jednak ból jest przerażający.


W okolicach Wrony, robię dłuższy postój, zaczynam biegać jak wariat. Interwałowe odcinki po 100m i nawrót. I tak kilka razy. Po chwili dopiero dostrzegam, że przygląda mi się jakiś facet z rowerem idący ulicą. Musiałem wyglądać jak niespełna rozumu. Miałem to jednak gdzieś i biegałem dalej, bo przyniosło to odczuwalny efekt!
Zabiegi, pomogły i dalszą trasę jadę już bez bólu nogi a prędkość znów w okolicach 25km/h. Tym razem czuje jak mi smaga policzki mróz.
Przez Lelewo docieram do Agnieszki która czeka już na mnie z ciepłą herbatką...

Niestety nie udało się 200 zrobić i potwierdza się zasada, że nawet silna defensywa jest najsłabsza w miejscu gdzie jest najsłabsze jej ogniwo. Dobre przygotowanie kondycyjne, dobrze obrany kierunek jazdy nie pomogły. Pokonała mnie pogoda i zimne stopy...

ech... wstyd i Hańba!!!


[edit] A jednak główna i kto by pomyślał... sądziłem że spadnie w przepaść do wieczora;) Jakieś to pocieszenie, biorąc pod uwagę że miało być dwa razy tyle;)
No i Jestem koło Wilka - a to już nieomal CHWAŁA



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,