Wpisy archiwalne Październik, 2013, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:895.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:34:06
Średnia prędkość:2.90 km/h
Maksymalna prędkość:45.23 km/h
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:27.97 km i 17h 03m
Więcej statystyk

Halo - łin? Łot da fak? || 107.67km

Czwartek, 31 października 2013 · Komcie(2)
Dziś około 17 puka do mnie ktoś do domu. Patrze przez wizjer a tam zgraja 14 latek wymalowanych w jakieś maziaje z maskami i widłami. No co jest kurka wodna... Nowa tradycja wkurzania ludzi? Jestem starym dziadkiem i nie jestem postępowy?

Haloween lubię, ale jako imprezy w klubie i podświetlane dynie. Nie rozumiem jednak wprowadzania u nas w Polsce, chodzenia po domach w przebraniach i straszenia ludzi. Nie żebym się bał ich, tylko denerwuje mnie, że znów te głupie sąsiadki wpuszczają kogoś do klatki schodowej i jakieś menty łażą i tyłek zawracają. Robi się coraz ciekawiej...

Jak nie popierniczeni Jechowi, to panowie z ubezpieczeń wciskający ubezpieczenia mieszkań. Innym znów razem głuchoniemi albo inni panowie i panie z organizacji w prośbie o pomoc dla biednych dzieci. Niebawem przyjdzie czas na kominiarzy z kalendarzami i innych udawaczy, do tej grupy dołączają też teraz nastolatki w przebraniach.

Do klubu iść tam się bawić, iść do domu zrobić domówkę z koleżankami z klasy, zrobić bal przebierańców w szkole, ale na litość boską zostawcie w spokoju ludzi w mieszkaniach. Kiedyś weekendami cyganie z harmoniami chodzili pod oknami a teraz widać inna tradycja.

Okres kilkudniowego ogłupienia społeczeństwa się rozpoczął. Od skrajności w skrajność. Przy cmentarzach szajba, stragany nagle mogą łamać prawo a o zasadach parkowania poprawnego zapominają nawet najwytrawniejsi kierowcy. Straż miejska i policja ma to gdzieś: "bo to wszystkich świętych i normalne, że na chodnikach stoją auta, obok stoją auta i, że nie ma gdzie przejechać rowerem czy choćby przejść z wózkiem". Minie "świeta-zjebka" i spróbuj po ulicy na zakazie rowerem jechać, albo po pasach! Zaraz mandat! A w te dni? Hulaj dusza piekła nie ma.

Koło Legionowskiego bazaru - samowolka taka jak koło cmentarza - tłumaczenia Policji - bo to dzień bazaru!

Kuźwa to w końcu dla kogo jest to prawo? Dla nas na zawsze? A może jest taki paragraf, że nie działa ono w święta wymienione w kolejnym paragrafie?


Się nie znam chyba;/


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 20 - Kolejna rocznica... prawie huczna! || 36.88km

Wtorek, 29 października 2013 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Dizś był to jeden z tych dni, gdzie nic nie szło jak trzeba. I o dziwo, mimo wielu niepowodzeń, udało mi się zachować spokój i nie doprowadzić do wewnętrznej paniki.

Rano wstawało mi się ciężko, za dużo siedzieliśmy z Agą przy kuchennych rewolucjach Magdy Gie i potem poranek był przeokropnie kleisty. Nie mogłem zmusić się aby odlepić głowę od poduszki. Wreszcie gdy była 5:45 udało się. W pół godziny zawsze ogarniam poranek. Agusia robi mi kanapki, ja pakuje się i ogarniam. O 6:15 już schodzę na dół by mknąć na pociąg.

Jadąc, nadal nie wyspany czułem, że coś jest nie tak. Rower szedł jakoś ciężko a ja miałem w "zapasie" jeszcze co najmniej dwa biegi. Poza tym coś delikatnie pukało synchronicznie z prędkością. Dwa zakręty później zorientowałam się, ze tył podczas pochylania na łukach lekko, "nie wydaje" i tak jakby wiedzie własnym torem. Uczucie poslizgu było na tyle odczuwalne, że przestraszyłem się, że może tylne kolo się odpięło. Okazało się niestety, że to kapeć a raczej jego początek. Powietrze zeszło z opony 2.1 do połowy i balon opony mimo, że nie dobijał do obręczy, pływał na łukach.
Po wielu latach pedałowania takie awarie po prostu się wyczuwa. W ułamku sekundy pomyślałem, że coś siedzi w oponie i zatyka wypływ powietrza. Stąd stukanie. Serio - pierwsze co mi przyszło do głowy to szukać kolca wciaż wbitego w oponę. Znalazłem pinezkę;D

Wahałem się chwilę co zrobić. Byłem 2 km od domu a czas już był aby jechać. Z drugiej strony powrót i zmiana roweru totalnie by mnie wybiła z rytmu i na pewno nie zdążyłbym od pracy. Mając w pamięci, że Agnieszki rower zimowy nadal nie jest gotowy do jazdy, że jej koło obciera itp. Wolałem zaryzykować i dopompowałem koło. Do pociągu dojechałem ale już nieźle mnie bujało.

W SKM rower trafił na hak jak w rzeźni, ale nie chciało mi się dopompowywyać koła. Liczyłem na to, że powietrze nie zejdzie do końca zanim bede wysiadał i ze takie dopompowywanie powietrza wystarczy mi aby dojechać do pracy.

Myliłem się - po wyjściu z SKM na Wschodniej powietrza nie było. Pinezka nadal siedziała w oponie, ale spadek ciśnienia sprawił, że dętka odspoiła się od powłoki opony a tym samym ponowne napompowanie nie zapewniało szczelności. Dętka zwyczajnie przebijała się w minimalnie innym miejscu niż poprzednio i dupa blada.

Spacerkiem z rowerkiem do autobusu na Pradze i do pracy.

Po pracy udało mi się od chłopaków z działu wyposażenia skombinować klucz do tylnego koła i zmienić dętkę. Zapomniałem oczywiście, że zimówka z tyłu ma koło na śrubę i woziłem dętkę i łyżki, a klucza 15-tki lub zwykłego francuza - nie;D.
Przy okazji dowiedziałem się - od kolesi co robią w wyposażeniu, inwentaryzacji sprzętu i naprawianiu szuflad - gdzie i na którym piętrze, mamy prysznice i przebieralnie. Może jak znajdę czas jutro i będę odpowiednio wcześniej na miejscu to podejdę sobie obejrzeć ten przybytek "rozkoszy".

Wracając do sedna sprawy. Zmiana koła i poranne 10 minutowe spóźnienie musiałem odsiedzieć i zanim wyszedłem z pracy była już 16:45. Ciemno ponuro, ale za to na drodze z Matuszewskiej nie było tłumu aut i tabunów sfrustrowanych ludzi wracających z korporacji. Jechałem sobie więc spokojnie pośród bocznic kolejowych. Było mrocznie i ponuro z dreszczykiem. Te regiony po zmroku są takie... hmmm no jak tło dobrego horroru czy dreszczowca. Poopuszczane domy, magazyny obwiedzione murem z czerwonych kruszących się cegieł to wszystko w blasku pomarańczowego gazowego blasku latarni.

Mimo, że początkowo planowałem do domu jechać SKM lub KM na rondzie Żaba zdecydowałem się, że wieczór jest super ciepły i trzeba to wykorzystać i pojechałem całą trasę do domu drogą jaką pokazał mi KES. Jechało mi się bardzo przyjemnie, choć nie jakoś super szybko. Nawet w korku stałem posłusznie koło toruńskiej i nie pchałem się na sam początek świateł. Po prostu delektowałem się ciepłym wieczorem rozglądałem się dookoła i myślami byłem znów na Radlinie, kiedy nad ranem i nocą jechaliśmy z Radkiem przez miejscowości Śląska w blasku podobnych latarni w Raciborzu.

Jako, że godzina była odpowiednia pojechałem od razu i po Agnieszkę do pracy i wróciliśmy razem do domku na kolację!

PS. Dojazd do Agi nieomal skończył się śmiercią nieoświetlonego Yorka na ścieżce rowerowej. Pan sobie szedł 20 m w tyle a York szaro-byle-jaki (jak to york) wtapiał się w cienie liści. W ostatniej chwili uratowałem mu życie, bo na tej ścieżce dobrze ponad 25km/h miałem. Gdybym miał pod kołami liście a nie kostkę bauma, to wyżej wymieniony "nie-pies" byłby do kebaba.

Pozdrawiam i życzę dobrej nocy i oświetlonych psów i rowerzystów z przeciwka jadących!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Po Agnieszke do pracy || 8.50km

Wtorek, 29 października 2013 · Komcie(0)
Po Agnieszke do pracy. Dokrętka po powrocie "klasycznym" z pracy. Wziąłem zimówkę a nie szosówkę, bo...eee bo tak. Po ciemku dziur nie widać pod liścimi na mieście, więc zdecydowałem się na czołg.

Było zacnie i mimo, że na grubych oponach dynamicznie... ale... no własnie ale...


o tym w kolejnym wpisie :D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 19 - Rozświetlony poranek i mrok popołudnia... || 32.91km

Poniedziałek, 28 października 2013 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Rozchyliłem powieki lekko zaniepokojony ciszą. Nie wiem czego się spodziewałem jednak owa cisza była tak przejmująca, że nie mogłem sie powstrzymać. Kiedy moje oczy się otworzyły poraziła mnie jasność w mieszkaniu. Przez ułamek sekundy adrenalina zakipiała gdzieś w zakątkach organizmu.

- Zaraz zaraz - pomyślałem szybko - nie zaspałem... zmiana czasu.

Organizm znów umiarowił rytm serca a mięśnie się rozluźniły. Wdech i wydech... wdech i wydech... przeciągnąłem się na łóżku i usiadłem. Za oknem na tle lasu malowała sie delikatna poświata błękitu. Uśmiechnąłem się do siebie. Świt przypomniał mi moje wyjazdy nocne w stylu bike to hell, te w których taki świat witałem z siodełka. Przed oczami stanął mi wyścig w Radlinie i kilka innych wspomnień z przełomu nocy i dnia.

W mieszkaniu było przyjemniej z każdą chwila a niebo z ciemnego błękitu zmieniało się najpierw w jaśniejszy błękit aby wreszcie zacząć przeobrażać się w bladoróżowy świt.

Do Skm jechałem dziś przez las. Nawet miesiąc temu, gdy zaczynałem prace nie było w nim tak jasno. Nie potrzebowałem lampki, nie potrzebowałem wysilać wzroku - było zwyczajnie widno!
W pociągu poniedziałkowy tłok. Jak zawsze dużo ludzi i takie jakieś niemyślenie początkowo-tygodniowe. Wysiadanie na wschodniej to co tygodniowe, co dzienne to samo zło. Dlaczego jeżdżac przez tyle dni z rowerzystą w zapchanym pociągu nie nauczyliście się jeszcze, że aby inni ludzie was nie popychali i aby szybciej pociąg ruszył, trzeba wysiąść aby wypuścić wysiadających z głębi składu?

Uparta masa. Wstaje z siedzenia i mówie do kobiety stojącej przede mną:
"zamienimy się dobrze?" wskazuje jej miejsce z któego wstałem. Kobieta ani drgnie patrzy na mnie tępo. Nie ma czasu na wyjasnianie pociąg już wjeżdża na peron. Łapie za rower a pani ani drgnie. No to nic, szarpie go do góry aby zdjąć z haka a pani do mnie.
"Ostrożnie niech pan uważa"

Ignoruje komunikat bo tuz obok zwolnilo sie miejsce wolne na jakim siedziałem więć wystarczy aby owa przeszła obok i usiadła a ja miałbym miejsce aby zdjąć rower. Cóż - myślenie strategiczne... trudna sprawa w poniedziałek rano.

Po raz kolejny zwracam się do młodej gimnazjialistki która ani drgnie a stoi z plecakiem tuż koło kasownika i wejścia. Znam już ją z twarzy, plecaka i tego tępego wyrazu twarzy a`la manga.

- Przepraszam wypuścisz mnie? - patrzy na mnie i po chwili wychodzi tyłem z pociągu abym i ja wyszedł.

Nie byłoby nic w tym dziwnego, ale ja proszę ją o to już chyba 5 raz, 5 raz jedzie ze mną pociągiem, piąty raz staje obok mnie jak wejdzie do składu i piąty raz tłumacze jej, żeby mnie wypuściła z pociągu gdy wychodzę. I nawet jednego razu wytłumaczyłem jej spokojnie i powoli (aby zrozumiałą), że wypuścić kogoś to nie znaczy stać bez ruchu i przytulić się do kasownika w pozycji "nie ma mnie jestem niewidoczna" tylko zrobienie przejścia, abym mógł wyjść z rowerem.

Zasada tyczy się nie tylko mnie bo zanim ja nie wyjdę za mną tłum ludzi czeka aby wyjść... Cóż - dojazdy, przekrój społeczeństwa wszelkiego rodzaju.

W pracy spoko - dobrze się pracowało i był to po prostu dobry dzień. Udało mi się zdefiniować moją drugą umowę - yeah.

Po pracy postanowiłem wrócić rowerem, było tak ciepło, że jechałem w lekkiej bluzie. Problemem był tylko szybko zapadający zmrok. Ledwie do Płud dojechałem a było całkiem ciemno. I tego nie rozumiem, po co zmiana czasu? skoro 1h w tą rano to tyle samo ciemniej wieczorem po pracy? Nie kumam tego zmieniania czasu ani grama! Za3 tyg i rano i wieczorem będzie tak samo ciemno i cała ta zabawa wskazówkami nie ma się nijak do oszczędności prądu czy czegoś tam... Cóż ktoś wymyślił i tak ma być!

Z pracy jechałem z wiatrem. huraganowo mknąłem a prędkości sięgały 27-28km/h... czasem te sześć biegów to było mało w zimówce:D Nocny rower popołudniowo-wieczorny.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Szosówkami na północne Mazowsze || 37.00km

Sobota, 26 października 2013 · Komcie(1)
Kategoria Na Zaborze
Kolejny jesienno weekendowy wyjazd. Po raz kolejny na północne Mazowsze. Po porannym mechanikowaniu w zimówce czas przyszedł na szosówki. Tu już nie musiałem nic mechanikować. Na szosach po prostu pojechaliśmy pod Nasielsk.

Jechalo mi się źle. Miałem ciężki plecak na plecach i ogólnie nie szła mi jazda. Jakimś cudem udało mi się dowlec na miejsce, ale wyjazd przysporzył mi więcej niemiłych niż przyjemnych doznań.

Zdjęć nie ma a kilometry są... kolejny cud ;D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 18 - Piątek piąteczek piątunio || 37.00km

Piątek, 25 października 2013 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Kolejny wpis z serii pojechał Księgowy do pracy. Staram się aby każdy z nich (wpisów) był w miarę ciekawy i rzutki. Próbuje złamać przekonanie, że wpisy z dojazdów do pracy to tylko suche dwie linijki tekstu w stylu - pojechałem wróciłem...

Czasem trudno o coś ciekawego w ciągu dnia, jednak staram się bacznie obserwować i oceniać aby pod koniec dnia usiąść i opisać to na blogu. ostatnio było o jogurtach, dziś poruszę temat... a jaki to się zaraz dowiecie.

Najpierw kilka słów o poranku. Ten w odróżnieniu od swojego poprzednia czwartkowego postanowił być standardowy i do bólu miałki - i był! Był mglisty, nudny i typowo jesienny. Poranek nie zachwycił niczym nadzwyczajnym, ale niektóre poranki tak mają, że się ładnie ubrać nie umieją to tylko mgłę zarzucą i są!

Zdzierżyłem więc poranek i pojechałem bez zachwytów, choć z przyjemnością. Trzeba docenić to, że jednak nadal jest bez przymrozków i mimo wszystko bardziej jesiennie niż wczesno-zimowo.

W pracy kolejny dzień pracowałem w kanale sprzedaży i kolejnych nowych rzeczy się dowiedziałem. Taka naukę lubię. Praktyczne rzeczy, realnie wykorzystywane w praktyce a nie farmazony wpajane na studiach "rzekomo przydatne". Tu czuje, że każde pytanie i wątpliwość jaką rozwiewam, ma przełożenie na to co robię.
Udało się zrealizować dwie umowy i chyba coraz pewniej się czuje w tym co robię.

Puścił nas szef wcześniej w piątek, więc wróciłem sobie cała trasę rowerem. Ku memu zaskoczeniu koło cmentarza na Bródnie ( dobrze napisałem to słowo?) spotkam Marysię. I tak się rozgadaliśmy, że pewnie 30-40 minut plotkowaliśmy. Z mojego wcześniejszego powrotu więc nic nie wyszło. Zaplanowałem jednak, że dziś dojadę całość rowerem i pojadę terenem przy torach pkp i tak też zrobiłem! Ha dawno nie miałem takiej frajdy z jazdy po piasku i szutrze. Zwyczajnie jarałem się jak dziecko - najeżdżając na żwir i piaszczyste wstawki na wydmach. Opony 2,1 smart sam szły przez piach jak czołg!

Wpadłem do Rodziców na piaski i odebrałem kasiutkę za opony zimowe, jakie spieniężyłem ostatnimi czasy przez portal "gro-alle". Na rozmowę z nimi dłuższą nie było już za wiele czasu, bo jak się okazało godzina wcześniej z pracy skurczyła się gdzieś po drodze do zera... Miałem 10 minut aby po Agnieszkę pojechać.

Razem z żoną we dwoje poturlaliśmy się już razem do domku gawędząc o trudach codzienności. Cykl tygodnia majestatycznie dobiegł końca.

małe podsumowanie tygodnia
Łącznie przejechane 5/5 dni. Cały dystans tego tygodnia wyniósł w przybliżeniu prawie 130 kilometrów. CO jest wynikiem dość dobrym i zadowalającym biorąc pod uwagę kilka deszczowo siąpiących poranków i mglistych świtów.

Na ulicach coraz mniej jesiennie a coraz bardziej "gówniano". Liście namokły i zaczynają czernieć a ulice "śmierdzą" nachodzącą zimą. Brakuje tylko deszczu i przymrozków do tego całego bałaganu - tego jednak - obawiam się - w najbliższym czasie również zaznamy.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 17 - kolejne spojrzenie w oczy codzienności || 23.78km

Czwartek, 24 października 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dziś rano było niesamowicie - potraficie sobie wyobrazić to?! Ciepło, lekka kurteczka i ciepło w ręce. Czułem się jadąc dziś, jakbym jechał na jakimś bike to hell w czerwcu. Niby chłodniej niż za dnia, ale przyjemnie i powietrze było takie delikatne i wilgotne.

Wschód słońca niestety nie był zachwycający bo w Warszawie gdy zrobiło się widno, było już pochmurno i bardziej ponuro. Prognozy pogody nawet wspominały o porannych opadach całe szczęście, jednak nic nie padało i bezdeszczowo dotarłem na Matuszewską.

Ciekawe obserwacje poczyniłem znów. Chodzi o przyzwyczajanie się do "odmienności". Na początku byłem ewenementem, bo rowerem przyjechałem. Później patrzono na to przez jakiś czas z lekkim politowaniem jakby: "ot jakiś sobie chłopaczek wymyślił dojazdy, pewnie chce być fajny lub modny..." Z czasem i z upływem kolejnych dni, gdy pojawiam się w "obciskach", zauważalne staje się, że taki już jestem i raczej prędko nie odpuszczę. Testem był deszczowy poranek w tamtym tygodniu, gdzie ku zaskoczeniu ogółu znów przyjechałem rowerem. Dziś jadąc windą rozmawiałem z koleżanką, która z wyraźnym podziwem kiwała głową. Standardowe: "że też ci się chce" doprawiła szczerością, która mnie ujęła: "żebym ja tyle zapału miała do uprawiania jakiegokolwiek sportu".

I faktycznie, jak spojrzeć na korporacyjną codzienność i szarą rzeczywistość, tak mało mamy czasu na uprawianie sportu po pracy, na baseny, fitness itp, że dojazd rowerem do pracy i z pracy wpisuje się idealnie w zrównoważony bilans zdrowego rozwoju pracowniczego.
Gdybym ja po powrocie (bagatela 1,5h) w skisku autobusami i komunikacją miał jeszcze znaleźć siłę na to aby iść gdzieś na basen, lub przynajmniej iść pobiegać to chyba znajdowałbym tysiące powodów aby siedzieć w domu.

To troszkę tak jak z tymi jogurtami i musli wśród kobiet... Ostatnio znów bawię się w patologa sądowego i staram się zrobić pełną autopsję ciała żywego jakim jest kobieta, ba a w szczególnym ujęciu - kobieta korporacyjna. Z owym dobytkiem mam do czynienia codziennie i każdego dnia;D Ale wróćmy do sedna sprawy - jogurtu.
Kobiety faszerują się tymi specyfikami, z musli i wszelako pojętymi vitami i środkami na pogodzenie współpracy jelit z dietami cud. Paradoks sam w sobie jak pewnie wiecie - bo jak tu mieć dobre trawienie, jak nie je się nic, lub wsuwa takie g...:D

Do samych yogurtów chyba nic nie mam, ale ideologia jaką dopisują niektóre z moich koleżanek i nabożne ich uwielbienie (yogurtów) jest przekomiczne.
Najlepiej jeść yogurt jak wszyscy widzą i jest przerwa, je się go wtedy łyżeczka (jak bezę:P) i oczywiście nabiera się tak drobne porcyjki, aby starczyło na cały czas rozmowy z koleżankami podczas przerwy. Stosowany zabieg oszukuje zarówno nasz żołądek jak i pomaga zacieśniać więzi - innych jogurto-jedzących. W dobrym tonie jest pochwalić jogurcik koleżanki lub zapytać o musli jakiego dodaje do niego. Dyskusja i podtrzymanie rozmowy murowane! Jak jeszcze przypadkiem wspomni któraś o jakimś nowym jaki widziała w sklepie - przerwa czasem nie wystarcza na wyczerpanie tematu.

Pewnie samo to "Zdrowe" opdzywianie, nie byłoby takie złe, a rozmowa moich koleżanek o wyższości musli XXX od otrębów YYY nie stanowiła by nic nadzwyczajnego, gdyby nie reszta cześć calokształtu osobowości i profilu zachowań owych dam. Na "drugie" danie: kawa, litry kawy, kaweczki, kawusi, super zdrowej herbatki odchudzającej i jakichś melis czy innych super cudów. A na przystawkę podczas innej okazji na przerwę - 7 days czy mars... kanapki? Phi! Przecież jadłam yogurt z napisem light i fit, będę fit i sexi lajt!! A zapomniałbym o daniu dnia! Odgrzewane w mikrofali parówki M...Liny z serem żółtym. Do tego ma się rozumieć bułeczka pełnoziarnista, bo ma się rozumieć białe pieczywo jest niezdrowe. Istnieje opcja bez bułeczki ( co twardsze sztuki tak jedzą - wiadomo pieczywo tuczy!:D)

I kto powiedział, że codzienna praca jest nudna? Poznawanie zachowań kobiet zgromadzonych w małym pomieszczeniu i ich kooperacja pomiędzy sobą, a szefem (facetem), pewnie zostanie przeze mnie rozebrana na czynniki pierwsze podczas innego wpisu. Jest jeszcze wiele dokładnych zachowań, którym muszę się bacznie przyjrzeć.

Powrót do domu standardowo pociągiem, bo znów dziś czekały nas zakupy po pracy. Jak znam życie gdy nie będę miał zakupów i będę mógł pedałować z pracy to będzie śnieg, deszcz i inne badziewia na ulicy. Nie narzekam jednak, posiadanie rodziny jest fajne. I zakupy z żoną oraz wypełnianie codziennej roli dobrego męża bardzo mnie buduje. Może to efekt kontrastu kobiet z jakimi zderzam się w pracy. Moja Agnieszką wydaje się tak normalna w temacie - bycia kobietą, że sam sobie zaczynam zazdrościć:D

Dobrej nocy - i żeby wam jogurt z parówkami zawsze szedł w parze!!!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 16 - Piękny poranek i teatralna zasłona codzienności. || 23.72km

Środa, 23 października 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dziś do pracy poleciałem na skrzydłach. Poranek był ciepły, a mgły zniknęły zanim jeszcze z domu wyruszyłem. Dodatkowym atutem dzisiejszego porannego dojazdu była temperatura. Ubrałem ciepłe rękawiczki, ale szybko zrobiło mi się za gorąco. W pociągu pusto i przyjemnie. Nie było tłumów zasłaniających mi widok z okna, a wschodzące słońce na bezchmurnym czerwonym niebie sprawiło, że był to naprawdę przyjemy widok. Siedziałem jak w letargu wpatrując się w ten pejzaż i nawet sam nie wiem kiedy pociąg ruszył.

Jak jechałem później ze Wschodniej, słońce już było sporo wyżej. Czułem jakby to był wczesny kwiecień a nie późna jesień. Słońce wschodziło na czerwono wprost przed moimi oczami a wczesna pora sprawiała że jeszcze mnie nie oślepiało. Mimo, że było przed ósmą już nagrzało się do 14 stopni.


W pracy wynikło dziwnezamieszanie. Zmieniłem bowiem kanał na sprzedażowy i oczywiście źle zostało odebrane to przez współpracownice/koleżanki z którymi zostałem przyjęty do pracy. Zmieniłem "status", więc od razu pojawiła się pewnego rodzaju oschłość. Niby otwartej wrogości nie ma, ale dało się odczuć takie lekkie wyobcowania w temacie: my - stara gwardia, ty - nowy obcy po "awansie". Nie przejmuje się tym chyba za bardzo, jednak nie sądziłem, że takie zachowania spotykane są w firmach gdzie pracują dorośli ludzie. Okazało się, że się myliłem i jak widać takie epizody są na porządku dziennym.
Cała sytuacja mojego awansu jest dość dziwna, i w sumie nie wiem, czy mogę określać to nawet jako awans. Zostałem po prostu skierowany na czas próbny na inny kanał obsługi telefonicznej i ni mniej ni więcej, robię coś innego przez ten sam telefon.

Praca jaką wykonuje, jest trudniejsza, wymaga większej znajomości produktów, czasem spotykam się z trudnymi pytaniami klientów, muszę rozwiewać wątpliwości, odpowiadać na ich potrzeby i oczywiście - sprzedawać oferty jakie mamy w firmie. Jest to jednak sporo ciekawsze niż powtarzanie przez kilka godzin dziennie tej samej regułki.

Powrót rowerem tylko do pociągu. Mimo ładnej pogody nie pojechałem rowerem do domu bo z Agnieszką miałem zrobić zakupy. W pociągu znów pusto - o dziwo wracało się znów przyjemnie. Miasto w porze powrotów z pracy jest ciekawe. W powietrzu daje się wyczuć takie podenerwowanie i napięcie - każdy spieszy się do domu, spojrzenia są zmęczone, czasem zaspane a w większości mają w sobie taki kolor irytacji. Każda twarz zdaje się krzyczeć na głos:
"szybciej, no rusz się, ale ten pociąg się wlecze, no rusz tyłek z tych pasów, gdzie z tym rowerem...itp"

Wesoło i codziennie. Z jednej strony wydawałoby się, że nudno i szara codzienność dojazdów, z drugiej zaś w tej codzienności wiele ciekawych zachowań można zaobserwować. Zachęcam was do obserwacji i opisywania waszych spostrzeżeń z dojazdów do pracy na blogach. Ludzie w takim amoku poranków dojazdowych i powrotów totalnie zapominają, że nadal są widoczni. Wtedy właśnie zrzucają maskę dobrych pracowników, jakich grają później w pracy i w tej dojazdowej "bezosobowości" pokazują swoje prawdziwe oblicze, które potrafi być bardzo interesującym zjawiskiem!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 15 - zmiany i nowości. || 22.38km

Wtorek, 22 października 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Rano pojechałem znów do pracy rowerem. Mimo, że z okna ledwo widziałem chodnik to zdecydowałem sie na przejazd przez zamglone ulice. Bylo strasznie ciemno i mrocznie. Woda wisiała w powietrzu. Zanim dojechałem na piaski bylem już obleczony w tysiące kropelek, które osiadały na wszystkim co miałem na sobie.

Z pośród mroku, nie dostrzegłem pociągu. O dziwo stał na innym torze koło tego samego peronu. Tylko zaraz - gdzie jest drugi pociąg? A może wsiadam w nie ten? Za późno! Powiesiłem rower zanim do końca przemyślałem sprawę, ludzie się schodzą a na ekranie jakoś nie pokazują co to za linia. Cześć ludzi tłumnie stoi na peronie i czeka. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to w czym siedzę to S3, ale pewności nie mam. Jest zamieszanie, bo jakiś pociąg nie przyjechał i nie do końca wiadomo, czy to nie przyjechało S3 czy S9. Mgła nie ustępuje a ludzie są zdezorientowani. W końcu okazuje się, że to S9 nie przyjechał i cała masa stojących na stacji wbija się do pociągu.

Tym samym mamy w pociągu skład osobowy z standardowego s3 i dwus-kładowego s9 które postanoiwło zniknąć we mgle. Nie muszę mówić jak "bossko" się jechało. Ludzie na Legio głównym dobiło tak dużo, że musiałem rekami zapierać się o rower aby tabun ciał nie wyginał mi roweru na bok i aby nie scentrował mi kół.

Kolejne stacje łamały prawa fizyki. Nie sądziłem, że taka ilość osób zmieści się do tak zapchanego składu. Ostatnio takie dantejskie sceny widziałem kilka lat wstecz jak jeździłem pociągiem o 6:40, gdzie nie wszyscy wsiadali do składów;)

W pracy - dziwnie. Baza danych ciężka i cokolwiek było trudno z tym zrobić. Nikt nie odbierał telefonów, albo dodzwanialiśmy sie do nie tych firm jakie mieliśmy podane w systemie. Wesoło i zarazem irytująco.
Dziś mieliśmy także szkolenie BHP. Dopiero teraz szkolenie, bo jak zwykle nie było sali wolnej a do szkolenia trzeba było zebrać więcej osób, aby go co chwila nie robić dla nowych. Samo szkolenie fajne. Ja generalnie lubię słuchać o przepisach pracy oraz opowieści i historyjek z biura na zasadzie: jak to ktoś kiedyś miał wypadek w pracy podczas ..... i tu pada totalnie niedorzeczna (wydawałoby się) czynność.

Po szkoleniu - dostałem jako pierwszy awans. Na razie awans, polega na przełączeniu mnie z obdzwaniania bazy do kanału sprzedaży bezpośredniej, ale może pójdzie za tym coś więcej. Stres z rozmową i sprzedażą niesamowity, ale pamiętam jak pierwszy raz stresowałem się jak miałem wykonać telefon i zapytać ludzi o wysyłkę na kanale swoim własnym. Teraz obdzwanianie to "pestka" a sprzedaż wydaje się wyzwaniem.

Czy lubię nowe wyzwania? Chyba tak - bo jak czegoś nie spróbuje, to nie wiem czy mi to pasuje, czy nie i czy jestem w tym dobry. Wiadomo, nie zawsze idzie jak po maśle - dziś klienci w kilku miejscach zadali mi takie pytania o produkt, że na niejednym szkoleniu by mi tego nie powiedzieli. Nie zmienia to faktu, że gaduła jestem i jak z czasem poznam dobrze produkt to sprzedam im nawet zgniłe jabłko jako substytut dobrego koncentratu octu winnego:D

Tyle na dziś. Wczorajszy dzień opisze jak znajdę czas:( przepraszam was, ale ostatnio po prostu więcej czasu z żona spędzam, bo nie mam jej tak dużo gdy oboje pracujemy:P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 14 - Poniedziałek || 23.78km

Poniedziałek, 21 października 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Nikt z nas nie lubi poniedziałków, no chyba, że są tu jakieś wyjątki to proszę się zgłaszać:D Chętnie poznam inne spojrzenie na ten trudny dzień tygodnia. niezależnie od upodobań innych nie zmienia to faktu, że po weekendzie zerwanie się o 5:15 nie było dla mnie łatwym zadaniem.

Ciemno ciemniej - i wcale nie przyjemniej. Z Lubościa wspominam te dni kiedy dojeżdżając do SKM (na początku października) już było widno. Teraz cała trasę jest ciemno a jak dojdą poranne mgły, nawet lekkie to już na choćby jaśniejszy odcinek nie mam co liczyć.

Zanim się obejrzę o 16 też będzie ciemno i będę nocnym (ciemnym) markiem rowerowym na ulicach.

Uspokoję was, że nie jestem nietoperzem i swój rozum i lampeczkę mrugającą posiadam.

Ludzie zapomnieli już o rowerzystach na ścieżkach i walą po nich jak po wielkim deptaku. Cóż normalka jesienno zimowa.

Tyle o poniedziałku - nie wiem co pisać bo to wpis zaległy i nadrabiam go z przyzwoitości i zwykłego blggerskieg obowiązku.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,