Wpisy archiwalne Kwiecień, 2014, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:1385.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:23
Średnia prędkość:24.75 km/h
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:41.99 km i 8h 11m
Więcej statystyk

Do pracy 66 - nowe rowery dla teamu. || 10.55km

Środa, 30 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dziś w pracy przed majowkowy kocioł. Nie dość, że ludzie poczuli weekend majowy i walili drzwiami i Oknami, to jeszcze na serwisie mieliśmy zlot kolarzykow wszelkiej maści. Dziś bowiem dotarły dla teamu nowe rowery meridy. Kubowicze posiadać będą meridy szosie model to chyba reaktor. Cena że strony meridy pozwalającą aa takich rowerów będzie w teamie chyba12 bo tylu mamy zawodników. Oczywiście ns nowe ramy przyjechali obejrzeć wszyscy bardziej i mniej zainteresowani. Od rana byli więc główni szefowie i trenerzy a potem jak w końcu tir dotarł z ładunkiem, pojawiali się w tempie logarytminczym i sami zawodnicy. Z serwisu nas wygoniono i kazano serwisować rowery poza serwisem, aby mechanicy drużyny mogli spokojnie montować nowe zabawki.

I tak oto w porywach kręciło się pomiędzy nami około 15 osób. Dookoła rowery do serwisu, najlepsze stojanow do serwisować zajęte, gwar hałas i żarty jak na jakimś pikniku. Robiłem więc większość napraw na klasyczny małym stojaku pod tylni trójkąt. Serwis przezutek to jeszcze dało rade zrobić, ale poważniejsze naprawy, to było wyzwanie.

ogólnie, to zwariowany dzień dziś był...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 65 - Poranne pedałowanie || 40.77km

Wtorek, 29 kwietnia 2014 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Jak mi to pasuje:D Wsiadam na rower wychodzę o ósmej i ruszam. To nic, że trasa taka sama, to nic że zaraz potem do pracy. Po prostu cieszy mnie fakt, że jadę sobie a słoneczko świeci a z licznika nie schodzi 26km/h. Średnia, mniej ważna, ale chodzi mi o zasadę, tej lekkości - tego płynięcia na asfalcie. Niesie mnie muzyka lekki chłód poranka i wszystko co pachnie dookoła. Patrze na ludzi w swoich ogrodach, jak przycinają trawniki, jak picują i dopieszczają rabatki, widzę poranne autobusy z zestresowanymi szarymi ludeczkami jadącymi do wielkiej stolicy zarabiać pieniążek. 

Dziś rano było mi po prostu fajnie - jak w takiej wielkiej wannie pełnej ciepłej wody. Pławiłem się w szosowej jeździe dziś - ach :D


W pracy spoko, choć było co robić. Generalnie nie było źle, ale na koniec zrobił się młyn, jakby ludziom przypomniało się, że majówka idzie. Pffff - zaskoczeni, że terminy mamy na po majowym weekendzie. 
"no ale proszę pana do jutra się nie zrobi, tylko przerzutki pan wyreguluje itd?"


Wieczór pachniał wiosną - wszystko pachnie wiosną, a ja powinienem chyba sobie jeszcze dopisywać km robione na rowerach z serwisu, które sprawdzam na placu obok firmy:)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 64 - dzień bardzo zły || 10.12km

Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
O tym dniu chce zapomnieć, po prostu chcę aby wszystko odeszło. Chcę pamiętać tylko dobre chwile z tego dnia. Chcę aby w robocie wreszcie zapanowała sprawiedliwość - marzę o tym, by znaleźć pracę, która nie będzie kolejną porażką. Czy ta jest porażką? Nie wiem, ale czasem czuje się, że pływam na okręcie widno, który jakimś cudem jeszcze nie tonie, choć kapitan w sumie nie zdaje sobie sprawy, że załoga marzy tylko o tym by wyskoczyć przez burty. 

Miłego dnia wszystkim - pamiętajcie - inni mają słabo!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Radio - Nocnik! || 54.47km

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd nocny powstał nagle, niespodziewanie i miał być dlugi, prawie stu kilometrowy, ale wyszło inaczej. Agnieszka po dzisiejszej jeździe uprała wszystkie ciuchy - od zimna i na nocnik musiałem pojechać w niepewnej kombinowanej konfiguracji słabo chroniącej od zimna. Kes zabrał ze sobą radio i wszystko wyszło inaczej. 



Uzbrojeni w radia pojechaliśmy na wycieczkę krótkofalarską. Zdecydowaliśmy się skrócić dystans, ale i tak było super. 
Na trasie jechaliśmy często bez kontaktu wzrokowego podając sobie pozycję, przez radio. Testy nowych krótkofalówek Kesa, wypadły pomyślnie. 

Zabawy bylo sporo, a nawet raz się pogubiliśmy, bo ja mówiłem o innym skręcie w Lewo a Kes o innym i on pojechał na Komornicę a ja na Skrzeszew. Udało się dzięki zasięgowi klasycznych telefonów GSM, odnaleźć:)

Wyjazd fajny i dobrze, że tylko tyle km, bo strasznie na koniec przymarzłem. Niezła była zabawa z tym radiem i nocą gdzie ciemność, dawało to super klimat!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przełajowa Niedzielna Wycieczka z Agnieszką || 51.58km

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd odwlekaliśmy, bo w sumie pogoda za oknem nie była pewna. Po poprzednio-dniowych opadach nie wiadomo było czy z ciemnych chmur nei lunie coś na nas. W końcu około 11ej pojawiło się słońce i nawet momentami zdominowało chmury. Zdecydowaliśmy się więc na pętelkę.

Początek zaczęliśmy dość osobliwie. Najpierw w kierunku Warszawy na fort piątek, a potem przy czajce przez wiadukt na lasy w Michałowie Grabinie. Agnieszka dedykując trasę, była przekonana, że będzie tam asfalt - niestety nie było. O ile początkowo była to dość dziurawa i pełna kałuż szutrówka, to później zmieniła sie w klasyczna lesną drogę. Piasek, patyki sosnowe, jakieś małe pagórski z piasku. A my? My szosami:) No totalny przełaj. Piach nawet ten ubity, był namoknięty od wody z poprzedniego dnia i jechałem 1x3 aby jako taki toczyć się do przodu. Cienkie koła przecinały piasek i grzęzły w nim. 

W końcu udalo sie i wyjechaliśmy z Grabinie. Tam przeskok na główna i za rondkami na Nieporęt tylko pod rugiej stornie kanałku. Niestety plany pokrzyżowała nam pogoda. Nad Zalewem zebrała się chmura ciemna i burzowa wiec spietraliśmy i zrobiliśmy odwrót. Z czasem okazało się, że chmura się nie przemieszcza i zdecydowaliśmy się pojechać mimo wszystko po okolicy, lecz nieco bliższej Legionowa. 

Wyjazd obfitował w sporo opalania się i nawet - uwaga dla Kesa - przerwę na opalanie się. Można więc, powiedzieć z czystym sercem, że była to jednak Wycieczka;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 63 - Ciężka jest rola podwładnego || 10.47km

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · Komcie(2)
Praca - dla jednych przymus, dla innych szara codzienność, a jeszcze dla innych raj, fajni ludzie. Czym jest dla mnie praca? nie wiem, chcę sobie miejsce znaleźć w robocie i ciągle ustawiam sobie różne scenariusze, ciągle staram się tak ustawić do tego wiatru, aby popłynąć a nie zatonąć. Ciężko jednak obrać jeden kurs, bo szarga wiatrem we wszystkie strony. 

Praca, nie jest zła pod względem wykonywanych czynności, ale strasznie mnie dotyka to jak traktuje się tam mnie i innych. Że nigdy dobrego słowa nie usłyszymy, tylko ciągłe pretensje, że nawet jak coś zrobię dobrze, usłyszę, że jest jeszcze 10 innych rzeczy które mogłem zrobić a ich nie zrobiłem. 

Są takie dni, kiedy po prostu odechciewa się tego wszystkiego, że ma się ochotę wyjść i zostawić to wszystko za sobą. Czasem jednak, najczęściej gdy nie ma szefa, po prostu pracujemy, mamy swój rytm i wszystko działa. Nic nie jest źle, po prostu gra. Wiadomo raz ciężej, raz lżej, ale nie słuchamy ciągłych nakazów, że mamy coś tam jeszcze zrobić i unoszenia rąk w geście rezygnacji, że  "jak to nie zrobiliście tego". 

Podczas 300 tki ostatniej pływałem w wielkim oceanie, wyłączyłem głowę, poniosła mnie muzyka, książka poniosła mnie intymność nocy i wolność . Trudno jednak wrócić do pionu kiedy tego samego dnia, ma się jakieś chore akcje w robocie i wrażenie, że całe to piękno dystansu, na nic, bo roztrzaskuje się o codzienność naszego życia. 

Rób to dla kasy.
Robię, i wmawiam sobie to w głowę, zamykam oczy i robię. Miej w pogardzie, niesprawiedliwość, bezsensowność, i totalny brak organizacji w firmie. Rób co możesz i wyłącz swoje zmysły, wyjmij procesor urazy, zdemontuj czujnik pogardy i przełącznik swojego poczucia wartości. Wejdź rób swoje jak maszyna. Nie dyskutuj, nie pytaj, nie dziw się, i przyjmuj wszystko na twarz, jak wielki Statek podczas sztormu przełamuje fale na oceanie. 

Sobota to dzień w ktorym dzieje się więcej niż zwykle. Zmęczenie wyszło, wyszła lekkie niedospanie, wyszło niechcenie i było trudno. Udało się dotrwać do końca. O 14 z pracy wyszedłem, a pracy. Padało a ja jechałem sobie w deszczu śmiejąc się do siebie w środku. Deszcz na policzkach, ciepła wiosna, świat taki naturalny, niezmienne pory roku, niezmienne ruchy wirowe ziemi, noc po dniu i tak w koło. Woda z nieba, rośliny z ziemi. Jakie to jest niezmienne... jechałem więć i delektowałem sie padającym deszczem, zapachem kwiecia na drzewach, wsłuchiwałem sie w ćwierkanie ptaków. Wyrwałem z przyrody, kawałek dla siebie, dla swojej glowy - dla swojego jestestwa. 

Deszczowy weekend spędze w domu - szkoda, bo bardzo chciałbym udać sie gdzieś z żoną. Zapomnieć o wszystkim poczuć to zmęczenie, poczuć, że poza pracą jest jeszcze życie!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Gruba kreska - Jabłonna - Poznań || 320.00km

Piątek, 25 kwietnia 2014 · Komcie(12)
Prawie 13 godzin jazdy, ciepło-chłodna noc za Warszawą i przeszywający poranek przed Koninem. Pagórki Wielkopolski i płaskie niziny Mazowieckie. Prędkości po 35km/h i radość w sercu jakiej dawno nie czułem. No a wisieńką jest średnia przelotowa! SZOK - ja tak umiem?

Tak w skrócie można opisać moją dzisiejszą przygodę. 

Po pracy kolacja i pakowanie. Waham się, czy ruszyć, czy nie. Noc, ciemno jakoś tak po robocie zmęczony i w sumie nie czuje polotu do jazdy. W końcu po 20 ruszam. Mp3 w ucho i turlam się do Mostu Północnego. Za mostem lecę znanymi przedmieściami do Broniszy. Ciemno, auta się jeszcze kręcą w końcu dopiero wczesna pora. Mp 3 coś nie domaga. Od wjazdu na trasę poznańską, przelotowo gnam ponad 30. Świeża noga świeże siły i nocny wiatr w plecy. Dawno w nocy nie miałem takiego powera. 

Do Sochaczewa chyba nie schodzę poniżej średniej 28km/h. Przeciskam się przez obwodnicę i atakuje na Łowicz. Robi się chłodniej, ale moc jest to się turlam. Leżę sobie na lemondce i nie patrze na licznik. Nie wiedzieć kiedy pojawia się Kutno, nawet nie staje na światłach. Noc się rozkręca, czasem z pól zawiewa mega chłodem, ale od asfaltu jakoś ciepło. 

Za ciekawie poprowadzonym odcinkiem trasy w Krośniewicach, staje i jem porządny nocny posiłek. Dwa jajka na twardo i kanapka. Popijam wodą z sokiem i dalej na koń. W uszach audiobook "Kurz pot i Łzy" - odlatuje, tylko ja i książka, tylko ja i jedność z rowerem. Nie widzę trasy, widzę, obrazy opisywane przez lektora. Hipnoza trwa aż do miasta Koło. Na chwilę się odrywam, ale szybko znów robi się intymnie i ciemno, więc znów próbuje odpłynąć. Utrudnia mi to jedynie ilość wzniesień, jakie mnie spotykają do Konina. 

Zmieniam audiobook na jakieś łomotane disco-club w uszach, i ekspolduje jakaś niespożytą siłą. Zjazdy po 40 a pod górki wspinam się nawet 27-28km/h. Wpadam w jakiś roller coaster. Opadam szybko z sił, ale górki się kończą. Do Goliny jest jakos Płasko i robi się już prawie całkiem widno. Nawet nie spostrzegłem, kiedy całkiem mrok odszedł. 

Niestety rollercoaster mnie wypompował i do Słupcy jakoś mi się muli. Jadę, te 25km/h, ale mam wrażenie jakbym jechał 12km/h na "Zwykłym góralu". Postój i rociąganie. Świt mnie połyka... zaczyna się kryzys, walczę. Wsiadam i jadę dalej. Już lepiej z prędkością, lepiej z nogami, ale głowa - "nie jedzie". Zmieniam utworzy w mp3 - nic nie porywa. Kurcze, może znów książkę włączyć?

Rozmyślania, jakieś tam wahania, czy do Poznania jechać, czy nie wcześniej wsiadać. A może jednak już dać spokój. 
Września przełamuje mnie, jak jakaś czarodziejska różdżka to miasto wyczarowuje we mnie nowe siły. Odrywam się z letargu i znow wkręcam się na 30-35km. Wiatr po nocy się budzi. Wieje lepiej niż poprzednio i 32km/h to jakoś tak samo się jedzie. Boje się o tiry, bo jak mijają to szarpie mną nieco. 

Poznań? Nie wiem nic na ten temat, wpadam wylotówką szukam na gps dworca - wpadam i kupuje bilet na najszybszy pociąg. Ekspres - drogo - ale muszę do pracy zdążyć. W pociągu rozmyślam, czy jak sie spóźnie godzinę to będzie draka. Pociąg ma opóźnienie. Nadrabia jednak przed Warszawą. 

Przesiadka w SKM i jestem w Pracy - Ufff było na styk:)

Nie wiem co się dzieje - ale zrobiłem to. Potem w rpacy młyn i szaleństwo. Żyje i wiecie co? Mam się nieźle;)



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 61 - Drut, krew, kapeć zuo... || 35.47km

Środa, 23 kwietnia 2014 · Komcie(5)
Poranek był przecudny, więc zebrałem się wcześnie. Z bezchmurnym niebem, za pan brat, pojechałem na rundkę przed pracą. Standardowo trasą nowodworską, do skrętu na Janówek. Tam po niecałych 300m złapałem gumę. Co za perfidia. Dopiero zmieniłem opony a tu guma! No to zmieniam koło, i podczas szukania kolca w oponie, rozwalam sobie palec. Atakuje mnie płaski opiłek metalu, wygięty jak haczyk rybacki. No tego by jeszcze brakowało! Nie dość, że rundka mi się posypała, to jeszcze z palucha leci mi krew a rozcięcie mam na opuszku tak głębokie, że krew sączy się i kapie a palec szczypie. 

Męczę się ze zmianą, bo mam do dusypozycji 9 palców i jednocześnie staram się nie zalać krwią opony - jej już wystarczy czerwieni - i siebie. Podczas zmiany, po minięciu mnie i przejechaniu prawie 500 m, cofa dość dynamicznie jakiś facet autem. Pyta czy wsio ok, proponuje mi podwiezienie do swojego warsztatu. Dziękuje mu za pomoc, bo właśnie zabieram się za pompowanie koła. Pan znika pozdrawiając mnie kierunkowskazami, a ja łapię się, nba tym, że w sumie z jego apteczki to mógłbym skorzystać. 

Nie ma sensu jednak machać już bo koleś jest daleko. Uwijam się niemrawo z pompowaniem i przez nieostrożność podrażniam sobie lekko mniej krwawiący już palec. Potok zaczyna się od nowa. 

Do kupy się zebrałem, umazałem sobie rower na krwisto i wsiadłem w drogę powrotną. Postanowiłem wrócić tą samą drogą co przyjechałem. Jedzie się spoko, choć pompką ręczną nie napompouje nigdy tyle co kompresorem w pracy. Tył więć, jest miękki. Turlam sie te 24km/h a z palucha co jakiś czas opada czerwona kropla. Swoją drogą nei sądziłem, że z takiego wydawało by się małego rozcięcia, może się sączyć tyle krwi. 

Do pracy docieram na czas. Atakuje apteczkę, dezynfekuje ranę, obywam i zakładam plaster. Co mi po plastrze, skoro roboty jest co niemiara a ja mam "kontuzję". Szukam guymowych rękawic, niestety nie ma, serwisowe gumowane sa brudne a nie chce sobie zakażenia wdać w paluch. No nic - przyjdzie mi dziś pracować w inny sposób. 

Udało się wyrobić, serwisów, choć zakładanie i zdejmowanie opon ( a kilka dziś musiałem zdjąć) przy użyciu nie w pełni władnych rąk, jest naprawdę wyzwaniem. 

Końcówka dnia to już praca na sklepie. Z serwisami jesteśmy na czysto, tragedii nie ma. Miałem plany co do ogarnięcia siodełek i wyceny ich, ale klienci skutecznie zajmowali mój czas. W efekcie pracy w ciągu dwóch godzin zamiast wycenić 30 siodeł zdążyłem je tylko rozpakować z pudełek, zdjąć folię i na powrót wrzucić do koszyka, gdzie pierwotnie się znajdowały. 

Z pracy wychodzę 19:18 - późno, no cóż klienci. 

Miło jechało się do domu do żony. Aga dostała ode mnie dziś nowe oponki do szosy. Takie jak moje tylko niebieskie;)



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 60 - Gdyby tydzień miał tylko 4 dni:) Ach! || 17.19km

Środa, 23 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Troszkę zalegam z wpisami - wiem i nic mnie nie usprawiedliwia. Nadrabiam zatem to czego nie wiecie, a co może zmienić wasze życie na lepsze. 

Otóż moi drodzy - po poniedziałku był wtorek, jak to w klasycznym tygodniu po świętach, wtorek był słoneczny choć zimny. Troszkę po niebie ganiało chmurek, ale do pracy jechało się fajnie. Nie chciałem jechać na poranną wycieczkę, bo najzwyczajniej się nie zebrałem z łóżka. Leniwie potoczyłem się zatem do miejsca spędzania "wolnego" czasu. 

W pracy bez tragedii, no może lekko nerwowo, ale roboty nie było wiele. Na spokojnie obrobiłem się z tym co trzeba a dodatkowo jeszcze ogarniałem sklep, bo "M" był na 14:00. Trochę tu trochę tam i tak jakoś ten dzień się przeciągnął do samego końca. 

Wracałem z pracy z "M", który tego dnia zafundował sobie jazdę na rowerze. Dawno nie przyjeżdżał rowerem, więc jechaliśmy sobie spokojnie, narzekaliśmy na pracę jak hipsterzy, a na końcu w luzackim stylu postaliśmy trochę pod blokiem jak blokersi. 

Tak mi się zeszło gadanie, że do domu jechałem już w pół zmroku. 
Fajne zakończenie dnia, choć goryczy czara do wylania;) Będzie dobrze.
Jak mówi staropolskie przysłowie Inków: "Bez pracy nie ma kasy" - czy jakoś tak...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Oszukany lany poniedziałek || 90.00km

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Dzień świąteczny - określany przez wielu lanym poniedziałkiem, okazał się być naprawdę niezłą ściemą. Najpierw planowaliśmy odwiedziny na działce u rodziców, gdzie planowaliśmy pojechać na obiad i wrócić robiąć przy tym 150 kilometrów. Plan powalił się po tym, jak wczoraj wracaliśmy z świąt u rodziny w ulewnym deszczu. Fakt, że tylko na pociąg, ale szosówki upierniczyły sie jak nie wiem co a o mokrych butach nie wspomnę. 

Rano więc, poza problemem mokrych i zapiaszczonych rowerów, mieliśmy także kłopot z mokrym i zapiaszczonym obuwiem. O ile rower wystarczyło przetrzeć zmiotką i dał radę, o tyle buty mokre były - nazwijmy to - wewnętrznie. Plan wyjazdu rozbił się jednak także o pogodę za oknem w dniu o którym, rzecze to pismo. Rano (godzina 7:00 - zgroza w święta wstawać o 7:00) było niebo zachmurzone i ciężkie niebieskie kałduny kumulowały się na deszcz. Zdecydowaliśmy się, że nie będziemy ryzykować jazdy 150 km w padającym deszczu i odpuściliśmy wyjazd. Z miła chęcią wróciłem do łóżka i nakryłem się ciepłą kołderką. 

Jak podjąłem wyzwanie drugi raz i podnosiłem się z wyrka, aby podgrzać pyszny świąteczny barszczyk z kiełbaską, za oknami pojawiały się prześwity nieba. Po śniadaniu, wyskoczyłem przed blok na kilka zdjęć roweru, w nowych detalach i z zaskoczeniem stwierdziłem, że świeci słońce.  Udało się namówić Agnieszkę i szybko wyskoczyliśmy na rundkę szosami. Dzień z każdą chwila stawał się coraz ładniejszy. Zanim pokonaliśmy górki przed Rajszewem, słońce dominowało a na termometrze rozpędzała się temperatura. 

Wiatr w plecy powodował, że pędziliśmy jak zaczarowani, prędkość ponad 30km/h trzymaliśmy prawie do samego zjazdu na Janówek. Tam wiatr niestety się odwrócił i trzeba bylo przyłożyć się bardziej do utrzymywania roweru w ruchu. 

W Janówku skręcamy na Wieliszew i zaczyna się odcinek pod silny wiatr. Jedziemy z Agnieszką po zmianach i z trudem bujamy się 25km/h. Czasem wiatr łapie chwile na nabranie oddechu a potem dmucha ze zdwojoną siłą. 
Kładę się na lemondce i prę naprzód rozcinając asfalt. Skupiony tylko na swoim przednim kole w pozycji nieomal embrionalnej skupiam się i staram równomiernie oddychać cedząc każdy haust powietrza jak łyk wody. 
Nie słyszę wiele dookoła, bo szum wiatru targa mi bębenkami jak na Islandii. Różnica jest taka, że tu jadę 25 km/h, a tam snułem się 10km/h. Jadę, bo działam w jakiś niewyjaśniony sposób na słońce. Jak świeci to jadę jak nie świeci to mi ciężej. Do Skrzeszewa udaje się jechać na raz, przed rondkami robimy przerwę. 

Jest chwila oddechu i momentalnie robi mi się gorąco, wiatr zabierał wszystkie ciepło podczas jazdy a teraz stoję i grzeje się. Nie pozostaje nic innego jak jechać dalej. Skręcamy na Dębę a potem na Komornicę. Powrót już w lajtowym tempie do rodziców na os Piaski.  Tam obiadek i pyszne kotleciki z piersi indyka. Po obiedzie wracamy do domu. Ja jednak nie mam jeszczedość i jadę dodatkowo jeszcze jedną małą dokrętkę. 

Szybki skok znów trasą na NDM i zawrót znów przez górki a potem na Tarchomin i powrót do domu. W sumie wyszło dziś prawie 90 kilometrów. Nie dopisałem bowiem wczorajszego powrotu to domu. Mamy więc okrągłą liczbę kilometrów.

Pogoda zamotała i oszukiwała dziś, udawała wiosnę a rankiem bawiła się deszczem. Dość niestabilne to niebo nad głową, ciężko dopasować jakąś fajna trasę bo albo zaraz będzie padać, albo temperatura spada do 6 stopni. Ogólnie ostatnie wyjazdy poprawiły mi nieco kondycję. Dużo lepiej jeździ mi się pod górki, czuje, że nogi mam sporo mocniejsze - co zaś się tyczy długodystansowej wytrzymałości? Hmm czas pokaże co uda się wyjęździć!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,