Wpisy archiwalne Kwiecień, 2014, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:1385.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:23
Średnia prędkość:24.75 km/h
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:41.99 km i 8h 11m
Więcej statystyk

Niedziela świąteczna - niedziela serwisowa || 12.00km

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · Komcie(3)
Kategoria Na Zaborze
Od wielu tygodni walczyłem ze sterami w szosie. Stery szybko się posypały te oryginalne, zmuszony zostałem poniekąd do wymiany, ale dobranie sterów dostępnych na rynku było bardzo utrudnione. Napisałem, więc do producenta krossa i załączyłem zaskanowaną kartę gwarancyjną,. Szybki odzew i szybka wysylka, wysłano mi nowe stery do krossa. Nie chciałem początkowo jeszcze zmieniać sterów na nowe, bo ciągle miałem w głowie, że: "jeszcze troszke na tamtych pojeżdżę". Niestety, stery dostały choroby zwyrodnieniowej i nie dało się jeździć. Skręcone blokowały kierownice w kilku położeniach, powodując wrażenie jakby kierownica podczas obracania miała "indeksację". Tyk tyk tyk i mamy 60 stopni skrętu. 

Nie dawało również satysfakcji poluzowanie sterów o pół obrotu, bo mimo, że barzo odczuwalnego luzu nie miał kokpit, ale podczas jazdy po nierównoaściach, szosa wydawała dźwięki, jakby stuki, metaliczne. Miski dostawały po dupie a łożyska i kulki w dwójnasób. Zdecydowałem się dziś, w niedzielę świąteczną, ubrudzić smarem. Żona śmiałą się, że dla mnie dzień bez upaćkania się w smarze to dzień stracony, ale zabieg był potrzebny i nie dało się go uniknąć. 

Kierownicę zdjąłęm przy użyciu śrubokrętu, bo szwagier akurat nie miał imbusowych kliczy, wyszło prawie profesjonalnie i bez zniszczenia śrub. Po zdjęciu widelca, wyjąłem i wyczyściłem kulki a starą bieżnie wyjąłem. Całe szczęście okazało się, że bieżnia dolna i góran są "parzyste" i można je zamienić miejscami. Górna wchodzi na luz i klinuje się ją pierścieniem, a dolną nabija na widelec. 
Po zamianie skręciłem wszystko do kupy i  działa. Nic nie tłucze, nic się nie blokuje. Nareszcie rower odzyskał pełną, szosą sztywność i mogę bez problemu jechać w ciszy i bez obaw, że coś z czymś się uderza. 

Dzień serwisowy nie zakończył się jednak. Rowerek ładnie umyłem i wypucowałem i sechł sobie na słoneczku. Później przyjechała szwagierka i chrześnica na rowerach i kolejka się do mnie ustawiła. Nasmarowałem i przeregulowałem przerzutki we wszystkich rowerach a dodatkowo naprawiłem prawą zacinającą się manetkę w Krossie Zuzi. 

Gdy wydawało się, że już po wszystkim jeszcze brat AGnieszki dodał rower do serwisu. Znów regulacja i smarowanie.

Liczyłem, na piękny dzień i szosowy powrót z wojaży, ale przyszła chmura i nakapała ostro. Nie wiem jeszcze jak będziemy wracać od rodzinki, bo na niebie niemrawo i nie wiadomo, czy przestanie padać na stałe czy tylko na chwilę. 

Rower sprawny i gotowy do jazdy - a pogoda nie rozpieszcza. Dobrze, że rano w słoneczku udało się na cmentarz jechać. Bo teraz to totalnie by nie było jak. 



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 59 - Wielka Sobota || 48.00km

Sobota, 19 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Jak to w narodzie bywa z tradycjami, ma się je w głębokkm poważaniu a chęć zarobku pieniądza przebija wszystkie z kultywowanych świąt. W wielką sobotę, jak na pracownika roku przystało, pojechałem do pracy. W założeniu miało być lekko i przyjemnie, ale jak zawsze coś wynikło. 

Pani Zdzisia, przyszła dziś do sklepu po dwa zarezerwowane rowery. Co w tym by było dziwnego? Pewnie nic gdyby cały background sytuacji. Pani Zdzisia dla wnusiów rowery kupuje już prawie 2 miesiące. Pierwszy raz była sama, i swoimi pytaniami strzelała jak z karabinu ni dając mi dokończyć zdania. Jej ulubione powiedzenie?
"a który będzie dobry - ten? A może ten?" - po czym nie dając mi dokończyć zdania dodawała "aha - czyli ten lepszy bo.. coś tam"
Bardzo uciążliwie umilała mi pewien dzień przez prawie 1,5h. Dodam, że szukaliśmy rowerów dwóch dla dzieci - bez dzieci. Owa zdzisia to babcia i dla wnusiów szukała "wybajerzonych" rowerów - dokładnie tak to określiła: "wie pan bo on musi mieć te teleskopy, i te zrzutki wybajerowane" 

Druga wizyta była już z mężem jakieś 2 tyg po poprzedniej wizycie. Mąż wycofany, cichy spokojny a kobita? Herod stanowcza, zdecydowana, nie dająca sie przekonać do niczego a jednak oczekująca porad. Po kolejnej wizycie 1,5h i wybieraniu znów od początku dwóch rowerów i kasku dla chłopca, miałem już dość. Kask ubił mnie totalnie - "wie pan on musi mieć wentylacje, bo dzieciom się mózgi przegrzewają i mgleją na rowerach". Wybrała oczywiście, najmniej wentylowany kask "łupinę" do BMX. Po drodze cztery razy ją wymieniała na inny bo coś tam. Gdy udało się dojść do kasy, pani zarezerwowała dwa rowery i kask bo za inwestycję miał płacić "zajączek". Chcąc się pozbyć kobity zgodziłem się na rezerwację, bo nalegała strasznie i koniecznie miały być podpisane, żeby czasem nikt nie kupił tego "wybajerzonego", bo to ten jeden jedyny i sobie Antoś czy jak-mu-tam-było wypatrzył. 

Rezerwacja trwała tydzień. Pani, tj zajączek nie pojawiła się po rowery, więc w piątek zerwałem kartki wstawiłem rowery na sklep i koniec. 
Jak na wkurzającą upierdliwa i chamską babę przystało - przyszła w wielką sobotę, to jest dziś! Od razu do mnie wystartowała, bo byłem jej mentorem i dla niej inny obsługujący nie istniał. Zaczęła od tego, że ona jeszcze raz chce te rowery zobaczyć, bo ona się zastanawia, czy "Michasi - nie wybrać innego". Stała, zastanawiała się oglądała i znów mnie meczyła "a czy ten będzie dobry - tak będzie dobry" odpowiadała sobie sama na pytanie. 

Rozmowa zeszła na temat, dlaczego nie są rowery zarezerwowane jak ona prosiła. Wytłumaczyłem, że rezerwacja była do piątku i pani się nei zjawiła. Kobieta zażyczyła sobie kolejnej rezerwacji na jeszcze jeden tydzień, bo: "wie pan na święta dużo pieniędzy poszło i zajączek może przyjść po świętach - do piątku na pewno je odbiorę". Wytłumaczyłem spokojnym i rzeczowym tonem, że zgadzam się na rezerwację, pod warunkiem wpłaty zaliczki. Pani - akurat dziś - nie miała nawet 100zł na zaliczkę i nie zgodziła się na ten pomysł. Chciała rozmawiać z szefem. Poszedłem spytałem wielkiego "D" i w sumie udzielił mi takiej informacji, że do wtorku możemy jeszcze jej zarezerwować rower, ale później to już niech wpłaca zaliczkę. 

"Proszę powiedzieć szefowi, że ja pojadę do Warszawy i tam kupie rowery"
"Dobrze przekażę"

"A dlaczego nie mogę rozmawiać z szefem?"
"Szef jest teraz zajęty i nie może pani poświęcić chwili czasu, ja dostałem od szefa konkretne informację więc proszę potraktować je jakby płynęły bezpośrednio od niego"
"A gdzie ten szef siedzi? Proszę mnie tam zaprowadzić - i maszeruje sobie gdzieś na serwis. Kobieta nie do zatrzymania. 

W końcu skończyła się miotać i poszła ofukana cała, że jesteśmy mało elastyczni dla klientów...

Ubaw na sali ale przynajmniej dzień nie był całkiem nudny. 
Po pracy wróciłem do domu i po zjedzeniu pysznego obiadku, pomknęliśmy z Agą szosami do rodziny. Z wiatrem szło fajnie, bo do nowego dworu średnia 28km/h, potem jak wiatr się odwrócił to już nie  było tak różowo. Ledwie 18 dało się jechać. W sumie wyszła fajna trasa i w pięknym słońcu. Jechałem na krótkie nogawki i czułem się, jakbym jechał nago. Brakowało mi czegoś na nogach.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nowe oponki dla szosy || 0.00km

Piątek, 18 kwietnia 2014 · Komcie(7)
Troszkę fotek na gorąco:)







Do opon jeszcze dojdą czerwone elementy. Kapselek od Jamisa już mam od kolegi, teraz jeszcze pewnie poszukam podkładek pod mostek w tej kolorystyce i zacisków do kół w czerwieni. Troszkę przełamałem kolor czerwienią. Jak wyszło? Dobrze, źle? Byle jak:D Piszcie!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 58 - Przez North Bridge i Blue Bridge! || 85.41km

Piątek, 18 kwietnia 2014 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
W całym tym natłoku spraw, obowiązków i wielu nowych rzeczy jakie pojawiają się w moim życiu uczę się jak być sobą. Dawne dni, kiedy to całymi dniami miałem wolne i mogłem rozmyślać jedynie o tym, gdzie pojechać i jak wymyślną trasę zrobić - już minęły. Jest to pewnie ulga dla wielu innych pracujących i rowerujących, bo kolejny zawodnik w rywalizacji wyrównał do szeregu i nie będzie przekłamywać statystyk swoimi 150-tkami i 200-tkami.

Pogodzenie spraw codziennych, obowiązków i swojej rowerowej pasji - to trudna sprawa. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, bo poprzednio jakoś tak tego nie odczuwałem. Teraz gdy pracuje po 9h dziennie i w każdą sobotę, zaczynam odczuwać, chroniczny brak czasu. Zmęczenie powoli już odchodzi, organizm się przyzwyczaja do nowego kieratu, zrzuciłem 3,5kg w 2 miesiące i zbliansowałem swój zegar biologiczny. Nie wracam już do domu wymęczony i padnięty. Czasy kiedy przebierałem się myłem i kładełm spać o dwudziestej - minęły. Skoro więc, wagę ustabilizowałem (nie chudnę), zmęczenie wypośodkowałem - czas zabrać się za wyplatanie jakiejś formy na ten rok.

Wplatam więć, jak w arras, wycieczki i kilometry. Ostatnio pojawiłą się taka dyskusja między mną a czytelnikami, czy moje wycieczki to nadal wycieczki czy treningi. Kes zdefiniował je jako treningi i pewnie po części ma rację. Mam w głowie to, że w czerwcu wystartuje w maratonie podróżnika i zmierzę się z dystansem 500kilometrów, mam również tego świadomość, że wciąż za mało jeżdżę i nadal nie mam uzbieranych kilku dłuższych tras. Więc, może coś w tym "treningowym" aspekcie jest. Tylko problem z tą treningowością jest również taki, że ja zwyczajnie jeżdżę. Nie robie stref, nie robię "siły", "mocy", "bazy", "podjazdów", nie pedałuje w I strefie, nie zdaża mi się pedałować nawet w II czy IV. Ja po prostu pedałuje w swojej strefie - Księgowego.

Jak mi za ciężko, zrzucam bieg, jak za lekko - dodaje koronkę. Ot i w tym całym pseudo-treningu, nie ma żadnej zależności zbiegającej się w określony cel wyjazdu. Jedynym celem wyjazdów jakie robię, jest sama jazda i upuszczenie ciśnienia z tej narastającej bańki potrzeby pojeżdżenia sobie.

Wsiadam sobie więc na siodełko i jadę delektuje się tym! Bo chyba w jeżdżeniu o to właśnie chodzi. To, że jadę szybciej, osiągam większe średnie to już inna sprawa, taka zależność jazdy na szosie - ona pozwala na takie przejazdy. To, że nie robie fotek, postojów? Bo mi zwyczajnie szkoda na to czasu, jak pojadę w nowe miejsce, ktrego nie widziałem, lub której mnie zachwyci - to cyknę coś. A tutaj? Jadę i podziwiam. Wiosna dookoła, wszystko kwitnie pachnie, ćwierka bzyczy i tętni życiem. Z uschłych wydawałoby się drzew po ziemie wystrzelają zielone liście - kurcze to jest cud natury!

Dziś trasa wyglądała tak:



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 57 - W porannym słońcu || 41.02km

Piątek, 18 kwietnia 2014 · Komcie(2)
Jak zawsze planowałem długi wpis, jak zawsze planowałem dużo napisać i poopowiadać, ale nie ma czasu bo to i tam bo, bo święta i praca. W skrócie opowiem co i jak. Musicie się nasycić tą wiedzą tak samo jak elaboratem na 4000 znaków.

Rano wstałem wcześniej, to znaczy około 6.45 i już o ósmej byłem gotowy. Słońce za oknem zafundowało piękny poranek. Postanowiłem więc, wykorzystać to i ruszyłem na wycieczkę. W mniemaniu niektórych znajomych, ja już nie jeżdżę na wycieczki, tylko na treningi. No cóż, dla mnie to była wycieczka, wyrwanie ze szponów codzienności choćby 35km przed pracą, jest odpoczynkiem, relaksem - czyli wycieczką. Zrobiłem sobie traskę na Nowy Dwór i poleciałem na Janówek a potem powrót do Legionowa przez Wieliszew. 

Było fajnie, jechalo się lekko, choć poranne promienie słońca to było tylko placebo, bo licznik pokazywał 7 stopni. Mimo wszystko pędziło się przepysznie. Jedynie żałowałem, że nie mogłem jeszcze dalej pojechać. Na szosie w taki dzień, w taki poranek, gdy aut jest jeszcze malo na lokalnych drogach, jedzie się ekstra. To nic, że w okolicy, to wszystko marność! Najważniejsze, że znalazłęm chwilkę na to by pobyć z rowerem sam na sam. 

W pracy jak zawsze sporo roboty, nasz nowy kolega nazwijmy go "świeżak" totalnie nieogarnięty jest. Zaskakuje nas co i raz. Dużo by gadać, facet około 40 (chyba) a ma czasem loty jak człowiek z ADHD z liceum. Uwielbia rowery, na każdym musi sie przejechać, każdy "testuje" jakby to co najmniej był nowy super model, co do[piero wyszedł z taśmy produkcyjnej. Dostrzega tak dziwne właściwości tych sprzętów, że czasem się za głowę łapie. 

Ogólnie dzień w całym rozrachunku wyszedł spoko. Kilometrów wpadło, w pracy nie najgorzej. Szkoda, że jutro jak mam na 14tą to pogoda ma być byle jaka.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 56 - Środa, czyli robię sam || 10.48km

Środa, 16 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dziś na serwisie sam do 14ej, "X" pracował później, obrobiłem się z serwisami, a potem jak dotarł drugi członek zespołu poszedłem pomagać "M" na sklepie. W sumie dzień udany, choć "X" mnie zjeb... za byle co. Miałem wrażenie, że po prostu taki miał nastrój. Olałem jego wrzaski i poszedłem dalej swoje robić. 

Pogoda słaba, zimno, wieje, może jutro coś ugryże z dystansu przed pracą. Oby - bo noga stygnie;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 55 - Wtorkowe pedałowanie w deszczu || 12.00km

Wtorek, 15 kwietnia 2014 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Do pracy przez przychodnie - robiłem sobie badania krwi - kontrolne. Wyniki za kilka dni. Oczywiście w przychodni pełno emerytek wszystkie narzekają, wszystkie nie mają czasu. 

W pracy bardzo luźno, mało serwisów, wszystkie ogarnęliśmy i zrobiłem nawet kilka na zaś. Przemeblowaliśmy sobie teren pracy i teraz jest o wiele więcej miejsca. Wyjechała szafa i kilka niepotrzebnych pierdół z obszaru serwisowego. 

W pracy spoko, z X zacząłem się dość dobrze dogadywać, ogólnie się wyprostowało wiele rzeczy:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 54 - Poniedziałkowe rypcium pypcium || 12.00km

Poniedziałek, 14 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Moja zimówka ma wbudowany anty-napad, jak chcesz ją ukraść, musisz dobrze biegać przełaj bo jechać za szybko się nie da. Umiejętność jazdy na tym rowerze to sztuka dla wybranych. Włączyłem w napędzie minimalne ustawienie naprężenia łańcucha, jednym slowem jest tak zużyty napęd, że jak za mocno przyciśniesz korbą na jakimkolwiek biegu to korba strzela i popuszcza. Prawie jak wielki klucz dynamometryczny. Tu zdecydowanie ustawiona jestb najmniejsza wartość, bo jakiekolwiek wzniesienia biorę tak wolno i tak delikatnie pedałując, że na wiadukt jechałem na 1x1 i musiałem bardzo uważać, bo co trzeci obrót korby rozlegało się głośnie - KACH!

Ledwo to to jeździ, ale nie chce mi się w tym sezonie inwestować w zimóweczkę. Liczę, że wiosenka przyjdzie bez deszczyku i zimóweczka poczeka do zimeczki:)

Dobrej nocy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Czy już jestę szosoffcę? || 60.68km

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komcie(5)
W niedzielny poranek w jedności z asfaltem, udałem się na wycieczkę. Kiedy wycieczka, zamienia się w trening? Czy zaczynam być spaczony szosowo-treningowo? A może nadal zachowuje równowagę jazdy turystycznej, bez patrzenia na średnią i z podziwianiem widoków dookoła? 

Ilekroć kładę się na lemondce zastanawiam się, czy zmierzam w dobrym, czy złym kierunku. Rozwój mojej rowerowej pasji w ostatnich miesiącach, bardzo ewoluował w kierunku szosy. Czy jednak, aby na pewno? Czy moje dwusetki z bagażnikiem i jedną sakwą przez pół Polski, na mtb wyposażonym w slicki - nie były już pierwszymi oznakami tej choroby długodystansowej? A może to była przewlekła cykloza, toczeń, lub nie wiadomo co jeszcze? W każdym razie nie ulega wątpliwości, że ostatnio wykluło się ze mnie, rozpełzło po organizmie i z nadejściem wiosny, zaczęło się namnażać. 

Szosa, wydaje się być oznaką i kontynuacją tego co się we mnie gdzieś tam rozwijało. Mam nadzieje i silnie w to wierzę, że pasja do wypraw z sakwami nie odejdzie a jedynie ma lekki przestój. 

Gdy zaczynałem jeździć jakieś osiem lat temu, rowerowa pasja wydawała mi sie taka "prosta" jedno-linijna. Im dłużej zagłębiałem się w treść tej wielkiej księgi, tym więcej odrywałem pobocznych wątków. Przeczytałem o maratonach rowerowych, o podróżach rowerowych o rowerzystach codziennych, studentach rowerzystach. Przewertowałem dogłębnie rowerzystów jeżdżących samotnie i w grupach. Natrafiłem na rozdział o długich dystansach i odkryłem w sobie zapędy masochistyczne. Zauważyłem, że na rowerze dobrze i całkiem przyjemnie jest sobie - dowalić troszkę ponad normę. Jako, że przyjemność, trzeba dawkować, wybrałem narkotyk uwalniający się stopniowo przez wiele godzin. Jazda długodystansowa spełniła moje oczekiwania w tym aspekcie. 

Tak więc wybranie roweru szosowego, jako aplikatora owej endorficznej pigułki radości wydaje się być naturalną koleją rzeczy. 
Nie żałuje więc sobie i daje w kanał ile wlezie - o ile mi czas pozwala. Dopóki tego nie zabronia ustawowo - nie przestanę:P

Po tym deczko długim wstępie opowiem teraz - pewnie dość lakonicznie o wycieczce. Dzień spędziłem więc, jak na początku mówiłem, na szosowo. Wycieczka na dwa mosty i wizyta na Mazovii w Legionowie.

Do Warszawy jechałem Modlińską. Pogoda zapowiadała sie lepiej niż opowiadały o tym prognozy z dnia poprzedniego. Nie mniej jednak wiatr znów postanowił zrobić psikusa. Wiał jakoś tak bez składu i ładu. Niby w bok, ale utrudniał bardzij niż pomagać. 

Na Modlińskiej z przeciwka spotykam całą masę aut, z rowerami na dachu. Mazowia MTB Marathon gościła dziś w Legionowie. Pojawia się pomysł, aby pojechać na start i zobaczyć jak radzi sobie ekipa naszego teamu. Nie lubię jednak zmieniać swoich planów od razu na starcie, więc wykonuje założony plan dojechania do Nowego Dworu drugą stroną Wisły. 

Po pokonaniu wydmy na dwupasmówce, przed Łomiankami, wpadam na "rowerową obwodnicę trasy Gdańskiej", czyli ulicę Rolniczą. Tym lokalnym asfaltem będę poruszał się aż do Nowego Dworu Mazowieckiego. Coś mi w mp3 dudni a ja pedałuje noga za nogą, wiode myślami po różnych wątkach z mojego życia. Wypuszczam z siebie nadmiar emocji i płynę po wielkim oceanie swobody. Słońce świeci a rower poddaje się moim ponagleniom. Średnia? Kto by patrzył na średnią, po prostu popycham pedały i dalej, hej dalej przed siebie. Mijam ludzi idących z palmami, mijam pola wdycham zapachy wiosny i ciepłej ziemi. Widzę kwitnące owocowe drzewa w sadach i czuje zapach ich kwiatów. Jedzie się przyjemnie, lekko i aż chce się unieść ręce i polecieć ponad asfaltem. 

Nie wiedzieć kiedy docieram do NDM i tam przez most zawracam do Legionowa. Zmiana frontu i kierunku wiania wiatru. Tym razem zefirek, wychładza mi drugą stronę. Z Nowego Dworu znów prowadzi mnie szerokie pobocze, które wykorzystuje w całości. Kładę się na leżaku i znów relaksuje się drogą. 

Na sam koniec odwiedzam, Legionowo i chłopaków z naszego teamu, pracujących na Mazowi. Kibicuje szefowi podczas startu i zawijam się do siebie na pyszną zupę!

Dystans, nie powala, ale dużo frajdy dała mi ta dzisiejsza jazda!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 53 - O tym czy ten rower jest dobry... || 63.84km

Sobota, 12 kwietnia 2014 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Sobota ach ta sobota. Dla wielu dzień wolny od pracy, czas spędzany z rodzinami, a dla innych praca użeranie się z klientami i sprzedaż wszelako pojęta "krzyżowa". Coś na zasadzie kup pan rower bo on nie ma stopki - to i panu się stopka przyda, a i licznik panu potrzebny:D

Wielka mnogość dziś nastała osób chcących nabyć rowery w drodze kupna/przetargu. Większość targowała się o niższe ceny, zdecydowanie mniejsza ilość osób przyjmowała życie jakim jest.
I tętnił bazar, tętnił życiem swoim własnym przeogromnym i gwarliwym. Dzieci piszczały, rodzice targowali się o zniżki, potem znów dla odmiany dzieci płakały, a pomiędzy nimi przemykali się wystraszeni "klasyczni" klienci niemarudzący, którzy wybrali sobotę na zakupy rowerowe i - podobnie zresztą jak ja pod koniec dnia - nie wiedzieli "co tu się u licha dzieje!". 

Tworzyły się kolejki do kasy, tworzyły się komitety kolejowe a o moją fachową radę walczyły kobiety jak lwy. Wygłaszałem przemówienia, dostojnym językiem, dobierałem kask mając posłuch u dorosłych i pogardę u dzieci (tato/mamo/babciu/ciociu - po co mi kask). 

Kłócono się o mnie i o moje względy! Ustalano dobitnie, kto był przed kim, a kto za kim w kolejce do wybierania roweru dla córki/syna/wnuka/pasierba/benkarta. Przerywano mi w pół zdania mój wywód, przerwano zdanie w trzech czwartych i w ćwierci. Zadawano trudne i badawcze pytania starając się wyczuć, moje doświadczenie. 

Dzień spędziłem dość spokojnie i mimo sporej ilości pracy, było ok. 

Drugi etap tego dnia, to był obiad u mamy. Postanowiliśmy z Agnieszką podjeść i mamci i dopiero ruszyć na jakąś wycieczkę. Obiad był pyszny - pieczeń rzymska z jajkiem a do tego ziemniaczki i sałatka z pomidorów ze śmietanką. Upasłem się jak mało kiedy. W domu po prostu od dawna takich porcji nie zjadam, bo jemy mniej. Mama jak to mama nałożyła mi "po staremu" mając w pamięci jak kiedyś mnie karmiła.

Po obiedzie pogadaliśmy chwilkę i zaopatrzywszy się w napoje do bidonów pojechaliśmy na trasę. W sumie nie planowaliśmy nic konkretnego. kolejny raz pogoda zrobiła nas w bambuko, bo niedziela ma być deszczowa a w sobotę nie damy rady upchnąć żadnej sensownej długodystansowej trasy. Pojechaliśmy więc na "pogaduszki" szoskami po okolicy. 

Pogoda była jakaś taka niemrawa, niby się chmurzyło na niebie ale z drugiej strony, słońce. Nie ryzykowaliśmy z początku trasy z dala od miasta, jednak wpadliśmy na pomysł, aby odwiedzić "Kropkę" w NDM. Szybki pomysł i szybka akcja. Pędem do Nowego Dworu  z wiatrem. Ku naszemu zaskoczeniu dosłownie wpadamy na Kropkę na pasach. Miała być niespodzianka a wyszło tak, że w sumie wpadliśmy na siebie na mieście. 

Pogadaliśmy chwilę i jak juz doszczętnie zmarzliśmy, ruszyliśmy do domu. Trasa z Nowego Dworu, to długi prosty odcinek. Było pod wiatr, było ciepło, było sennie. Takie nas dotlenienie dopadło, że zaczęliśmy ziewać. W pewnym momencie nie mogłem oddechu dobrze złapać, bo mnie ziewanie brało. Prędkość na tym odcinku tak niska, że wstyd się przyznawać. Jechaliśmy noga za nogą, starając się nie usnąć. 

Po powrocie do domu nie wiedzieć, czemu odżyliśmy a ziewanie zniknęło, jakimś cudem.... tylko jakim???


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,