Wpisy archiwalne Grudzień, 2011, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:880.32 km (w terenie 61.00 km; 6.93%)
Czas w ruchu:32:59
Średnia prędkość:17.76 km/h
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:28.40 km i 3h 17m
Więcej statystyk

Ostatnie duże pedałowanie w tym roku... || 74.07km

Sobota, 31 grudnia 2011 · Komcie(1)
Kategoria Na Zaborze
No i jak miałem w planie tak i zrobiłem. W zasadzie to zrobiliśmy to oboje z Agnieszką. Po jakże, "entuzjastycznym" wstawaniu porannym i grzebaniu się niemiłosiernym, wyjechaliśmy z domu po 10:15. Nasze u-kochane meteo zapowiadało deszcze, jednak miały to być konwekcyjne bździdła i wliczyliśmy to w koszta wyjazdu.

Trasa do Nowego Dworu Mazowieckiego wiodła więc w towarzystwie mgiełki deszczowej i kropelek wiszących w powietrzu. Gdy w Skierdach wyjechaliśmy na trasę główną pogoda dziwnie zachwiała się. Najpierw zdziwiło nas to, że nagle jakoś jest tak ciemno a chwile później z nieba zaczął sypać śnieg. Najpierw były to pojedyncze płatki przemieszane z deszczem, ale już chwilę później zakotłowało się nad nami i z nieba zwaliła sie cała "zima" grudniowa.

Takich płatków jeszcze nie widziałem, były wielkości monet 5zł albo i większe, i padały z taka intensywnością jak drobnoziarnista zamieć. Nie sądziłem, że spotka nas takie załamanie pogody. W niecałą minutę, byłem cały biały a na okularach zalegała gruba warstwa śniegu. Na domiar złego jechaliśmy pod wiatr, więc mimo iż nie wielki, zefirek wtłaczał na nas ten cały majdan z uśmiechem.

Na liczniku trzymało sie 20-21km/h ale gdy wjeżdzaliśmy do miasta, ludzie poupychani na przystankach jakoś dziwnie się na nas patrzyli;P Ja od czubka czapki aż po same czubki butów byłem biały. Agnieszka wyglądała podobnie a obsługa stacji tylko się kątem ust uśmiechala, jak zajechaliśmy pod dach:D


Na końcówce trasy w okolicach miejscowości torun Dworski, przypadły samobójcze kury, które próbują popełnić Kura-kiri. Wbiegają nam pod koła wprost z podwórka. My jednak z refleksem pumy, omijamy je, czego nie mozna powiedzieć o facecie w Oplu Corsie, który jechał z naprzeciwka;)
Było łup "kud-kud-dak" i posypały się pióra;)

Wbiegły 3 z czego jedna pofrunęła nad oplem, jedna pobiegła za opla a jedna w niewyjaśnionych okolicznościach zdematerializowała się pod kołami:)!!!

Oj wyjazd miał dziś smaczek. Był deszcz, śnieg, zamieć i... petardy...
Jak wracaliśmy już po zmroku to wiwatowali na naszą cześć. Bo oczywiście sylwestrowe huki zaczynają się jak tylko zapadnie zmrok

Jak ja nienawidzę, całej zgrai tego szczeniactwa, co to wali na lewo i prawo tymi petardami na osiedlach. Nawet teraz nie można w spokoju posiedzieć, tylko napierdalają tym na wszystkie strony. Ja naprawdę, jestem spokojny, i nie mam nic jak ktoś puści w góre fajny pióropusz iskierek, jak na niebie nawet przed 24 jest kanonada ładnych fajerwerków.

Jednak za UJA i ZA PANA, nie mogę pojąć, jaka frajda jest w rzucaniu petard Hukowych typu Ahtung i temu podobne, na zamkniętych podwórkach czy placach miedzy blokami. Szyby w mieszkaniu aż dudnią!!!
No i wyjrzysz za okno a tam co? Gówno takie obesrane lat maks 14 z kapturze i cieszy się jak rozpierdoli puszkę lub butelkę...

Tak będą wyglądały wasze głupie geby, jak kiedyś nie zdążycie uciec a butelkę rozerwie wam wprost w ryj!
Może wtedy troszkę was myślenie ruszy:D

Tym optymistycznym akcentem kończę opis;P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

to już ponad 5 lat w siodełku!!! || 10.47km

Piątek, 30 grudnia 2011 · Komcie(2)
Z każdą sekunda rok dobiega końca, a przez deszczowe dni nie bardzo jest jak dokręcać ostatnie kilometry. Cóż więc człowiek rowerowy robi pod koniec roku? Hmm nie mam pojęcia, wiem natomiast co robi człowiek o pseudonimie Księgowy.

Rok 2011 okazał się bardzo obfity w wycieczki i wyprawy. Po przeprowadzeniu się do Jablonny ilośc przejechanych kilometrów zwiększyła się i to znacznie. Odeszło marudzenie rodziców na temat wyjazdów i odeszły ich wymówki i zbędne pytania: „ po co, gdzie, dlaczego, do kogo, i czemu tak późno”. Samodzielność w Jabłonnie to także sporo załatwiania, nawet gdy się czasem nie chciało no i oczywiście regularne dojazdy do Agnieszki do pracy. Wszystko to złożyło się w całość i zamknęło ten rok 2011 jako najbardziej liczny kilometrażowo w moim życiu.
Odbyłem w tym roku 2 wyprawy kilkudniowe. Jedna odbyła się wiosną w kwietniu i pognała na zdobywanie gmin na południe od Skarżyska Kamiennej a druga, również południową, wywiała nas z Agnieszka aż do Włoch i słonecznej Italii.

A więc podsumujmy:


Ilość wycieczek. 354
Daje to współczynnik rowerowy 0,96 (wyjazd/dzień)
Średnio 35km 771metrów na dzień
Max dystans 347,28km
Max dystans w 24h 333,67 km
Odwiedzone kraje na rowerze: Czechy, Austria, Włochy, Słowacja
Łączny dystans przejechany na rowerze: 46859km

Troszkę moich ulubionych słupków

Najwięcej kilometrów znów przypadło na lipiec;)


A tu małe zestawienie wzrostowe z kilku lat wstecz. Tzw krzywe kompensacyjne z lat ubiegłych.


I porównanie dystansu 2011 z latami ubiegłymi w klasyczny sposób:



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

a miało być raz dwa:D || 110.37km

Czwartek, 29 grudnia 2011 · Komcie(0)
Dziś od rana za oknem chmurzyło się i buzowalo. Jak szedłem po bułki na śniadanie, to nawet kropiło. Mówię nawet do Agnieszki, że dziś to chyba z domu sie nei ruszę, ponadto co zawsze, czyli odprowadzenie jej do pracy.

Jednak przemyślałem sprawę. Zabrałem kupione talerze dla jej mamy i wsiadłem na rower. Kierunek Stacja PKP Legionowo Przystanek.
30 minut później wysiadłem w Studziankach i ruszyłem na podbój wiatru.

To nie był wiatr, to był mega wykurwisty wyrwi-łeb, rodu zerwi-kaptur!!!
O cie człeku mizerny! Niczem jesteś wobec tego silnego sukinsyna!!! No to począłem w modły błagalne całować mostek i nos wlepiać w śrubę sterową. Tak zwinięty na kierownicy parłem na przód pod wiatr.

3km i 300m dalej mogłem odetchnąć. Zadanie wykonane, talerze dowiezione i wszyscy szczęśliwi. Po wypiciu ciepłej herbatki, przeładowałem swojego błękitnego shot-guna i wsadziłem na pakę:
* 6kg cukru
* 3kg jabłek
* 70kg mnie;)

Nazad jechało sie zacnie, ale wiejskie burki zdemotywowały mnie i odstraszyły. Zrezygnowałem z jazdy przez Krogule i Nunę i wybralem się do Nasielska. Dalej z Nasielska nie wiedzieć jak i kiedy z wiatrem lecąc pognało mnie do Pułtuska.
Średnia na odcinku Nasielsk-Pułtusk to 27,78 rzekłbym śpiewnie
"o japierdolejegomać". No ni mniej ni więcej - rura i ogień z blatu!!!!

Wcześniej odwiedzam Winnice i klimatyczny kościółek







Od Pułtuska udałem się na Zatory przez las. Jechało się już wolniej a i ściemniać się zaczęło.





Odcinek od Popowa Kościelnego do Serocka, był pod wiatr, z tirami, i myślałem, że umrę!!! Na dodatek przed Serockiem zaczęło się ściemniać...

Umordowany wiatrem posilam się jabłkiem i ruszam w ostatni ciemny odcinek do domu. Od Serocka w związku z nowo otwarta obwodnicą, chyba korki wywyalilo, bo stare latarnie na trasie przez miasto nie świecą się. To samo w Zegrzu. Jadąc po ciemku z górki w dół w kierunku Zalewu, o mało nie wpadam na grupę Nordic-walking-owców... Jadąc mówię grzecznie "przepraszam" a kobitka jak oparzona ucieka na bok i mało co nie zdzieli mnie tymi kijami w twarz/ryj!

Do Legionowa wloke się już resztkami sił. Wieliszewska ścieżka, tym razem oświetlona a Legionowo przeżywa czas powrotów z pracy.

Obok SKM tłumy wylegają na ulicę, totalnie nie zwracając uwagi nie tylko na MNIE, ale i na samochody! Kto by się tam przejmował jakimś ostro hamującym rowerem, czy ciężarówką. Pasy tez są przecież tylko ozdobą ulicy, każdy dobrze o tym wie!
Najlepiej wszak lezie się przez nasyp kolejowy i przez rów i dopiero przez ulicę... Nie wiem po co im ostatnio miasto wystosowało chodnik od peronu. Każdy będzie i tak "za bardzo naookoło".

Ostatni odcinek z Agnieszką już do domku... Było ciężko, ale wyjazd udany!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

po Agnieszkę do pracy podwójnie i zakupy || 23.47km

Środa, 28 grudnia 2011 · Komcie(0)
Nareszcie dotarł telefon, samsung Solid, ma sporo funkcji i jeszcze ich nie rozgryzłem, ale najważniejsze jest to, że jest solidny. Walczę o zainstalowanie w nim Trek Buddy, ale coś oprogramowanie nie łyka systemu i czasem błąd wywala... Jutro pewnie przysiądę to coś będe modził...

Dziś jechałem przez las z lampką jaką ma wbudowany ten tel... świeci conajmniej tak samo dobrze jak moja rowerowa:P

Topić to go nie topiłem, ale najważniejsze, że już jest w moich łapkach i będzie ze mną podróżował:D


Zakupy 2x Kaufland i zakup talerzy.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

o tym jak NIE należy jeździć rowerem!!! || 47.65km

Wtorek, 27 grudnia 2011 · Komcie(0)
Kategoria Na uczelnie
Wyjechałem dziś ja załatwiać sprawy w naszej wielkiej roweropolii... Waszał Syty!!!
I wsio byłoby niby wypaśnie, gdyby nie seria nieszczęść i seria przypadeczków. No jakby sie jakis szyderca bawił w grę przygodową na konsoli bike-stejszon...

I tak oto najpierw od rana nie mogłem znaleźć kluczy, potem kiedy wyjechałem, okazało się, że jednak mrzy/pada/bźdźi!!! No a miało być tylko "brzydko za oknem". Jednak trudno, jechało sie z wiatrem dobrze, więc nie narzekałem zanadto.

Na Uczelnie rowerkiem docierałem o czasie i w miarę rozluźniony. Jednak okazało się, że xero nie czynne na wydziale. Więc znów kurs rowerem na Polibudę metro, szybki druk i bindowanie Dokumentacji Geologicznej. Nawrót i na wydział... po pokonaniu rowerowego ślimaka nad 2-pasmówką KAPEĆ. No i zaczęło mocniej padać. Nie będe się grzebał w tym teraz - zdecydowałem pieszo dojść na wydział i tam wymienić.

Zanosze dokumentacje pukam i... kolesia nie ma, musiał wyjść zanim wróciłem z polubudy. Daje więc zrezygnowany sekretarce i wracam zmieniać dętkę. Oczywiście SZYKŁO!!!! Pierdzielone opony maxis worm drive nadaja się tylko do jazdy po robakach, jak nazwa wskazuje, bo jakiekolwiek najechanie na SZYKŁO, powoduje trwałą perforację powłoki opony twardej i jednoczesną powietrzna przepuklinę dętki i tkanek miękkich koła.

No to wymienił ja dentejszyn, ale pompka nie chciało mi sie już dymać mocno, więc na napompowanej ale miękkiej lekko oponie, pojechałem do dom. Po drodze, koło Wisły pompuje oponę kompresorem. Od stacji do Mostu grota jest może 600m, po pokonaniu mostu na drugiej stronie Wisły, okazuje się, że obręcz tylna ma raka. Rozeszła się tworząc zgrubienie wzdłużne powłok aluminiowych. Jadąc więc z górki i lekko hamując, czujesz jakbyś miał ABS. To hamuje to poopuszcza.

Etap trzeci armagedonu, to rozwalenie sie przerzutki. po tym jak znów upuścilem nieco powietrza z opony aby dalej nie katowąła osąłbionej obręczy, i po tym jak miałem nadzieje dojechać już do domu, przerzutka się zaczęła blokować.

Dolne kółko, wytarte od błot i od wód, stawiać się zaczeło. Takie małe a fika mi! I jak sie tak boczkiem ustawia to zrzuca łańcuch z wózka, który klinuje się i ciągnie za sobą całe ramię przerzutki. Mało nie wyrwałem tego ustrojstwa z hakiem...
Nie da się jechać... - poddaje się. Czas wezwać super hiroł! Zy Ty My! przybywaj!

ZTM przybył - odwiózł i zostawił pod domem...

Ech... 3 rowery i kolejny rozpierd... psuty;/


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Święta święta i po świętach || 0.00km

Poniedziałek, 26 grudnia 2011 · Komcie(0)
Jej, nie było w okazję nic pojeździć - ale może między świętami coś się uda. To straszne a jednocześnie podniecające, że rok nam sie kończy. Jeszcze tydzień i nasze statystyki od początku się zaczną i od nowa liczniczek zacznie kręcić sie w korbie...

Takie mnie sentymenty naszły, że ten rok już się kończy... Sporo działo się w tym roku. Udało mi się wreszcie przekroczyć tysięcy kilometrów a nie będę ukrywał, że nie liczyłem na 12;) A jednak:)

W tym roku udało mi się także 330 przejechać kilometrów, czego rok wcześniej nie udało mi się dokonać. Nie do pominięcia jest także wspaniałą alpejsko-włoska wyprawa.
Było sporo jeżdżenia, soporo wycieczek i tych większych i mniejszych i tak koło sie zamyka roczne...

Na główne podsumowania Księgowego przyjdzie jeszcze czas pod sam koniec roku, tymczasem już dziś wracam do domku i szykuje się do wyjazdu jakiegoś aby spalić to co zjadłem w święta:D





lubię jego wykonania świątecznych piosenek.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wesołych Świąt - Dziubeczki Bikestatsowe!!!! || 0.00km

Niedziela, 25 grudnia 2011 · Komcie(1)
No moi mili, wczoraj nie było jak złożyć życzeń a więc dziś składam wam najserdeczniejsze życzenia w tym roku. Nie życzę wam za wiele, ot tyle aby wystarczyło! Wierszyk napisałem rok temu, ale spodobał mi się więc prezentuje go i wam tym którzy nie czytali:D

Moi drodzy rowerzyści czas zimowy już nam sprzyja
W domach waszych wrzawa chaos a rodzinka zgłasza przyjazd!
Z nieba sypia się nam śnieżek i na drogach jest gołoledź
Gdy ma kto opony słabe, to jak pieprznie – będzie boleć!
My się jednak nie troskamy, naszą siłą są rowery
One zawsze dają radę, to nie z nami te numery!
My się zimy nie boimy, bo i nie ma przecież czego
Z zima sobie poradzimy, czas zimowy to nic złego
Jakby tu próbować czasem podsumować roczek cały
Ciężko sapię, dyszę, stękam, bo się wiele tutaj działo
Od początku aż od stycznia wywrotowo się zaczęło
Bo księgowy zamiast jeździć leżał jakby go pogięło.
A domiar tego złego zima była śnieżna wielce
Wielu ludzi zamiast jeździć, czas spędzało przy butelce.
Potem wiosna się zaczęła i rowery poszły żwawiej
Wszak to lepiej się położyć nie na lód, a huknąć w trawę.
Jako że kondycja słaba, cały kwiecień szło opornie
Się Ekipa rozkręcała i choć było niepozornie
Majóweczka, choć bez Radka, rozpoczęła się udanie
Była jura i rowery, było po kwaterach spanie,
A najlepsze z tego było, że znów razem na siodełkach
Czas spędziło czworo ludzi i to radość była wielka!
Potem zaraz ku smutkowi, ropocząła się sesyjka
Się studenty kuć zaczęły i się gmatwa historyjka.
Każdy za książkami siedział, rower jakby trochę z boku
W końcu rower to nie wszystko - nawet Adam musiał pokuć!
Nagle nie wiadomo kiedy znów wakacje się zaczęły
Wiele planów wiele marzeń ciągle przecież coś knujemy.
Ale żeby wszystko było w odpowiednim tu porządku
Będę mówił po kolei, choć nie zawsze od początku

Wziął Księgowy swoja lubą, co Agnieszka się nazywa
I na rower ja posadził: „Czas wyprawy szlak nas wzywa!”
Aga ucieszona wielce, że wyprawa się zaczyna
Spakowała swój tobołek i już naprzód popędziła
Wpierw od Morza zacząć warto, i tak robią dwa krasnale
Czy Agnieszka dała radę? Nie stękała prawie wcale!
Dwoje ludzi zakochanych przemierzało województwa
Pod opieka Księgowego - to był biker i dowódca
Przez Pomorskie i Lubuskie, przez pagórki i góreczki 
Szał to była ta wyprawa, nie obeszło się bez sprzeczki
Bo tak czasem w życiu bywa, że gdy dwoje ludzi jedzie
Jedno ciągle chciało jechać, drugie myśli o obiedzie.
I tak sobie wędrowali aż od morza wpadli w góry 
Nie przestali na Jeleniej, pięli się wciąż dalej w chmury
Bo Sudety to za mało - na Stołowe im się marzy
Było ciężko i pod górkę i choć uśmiech znikał z twarzy,
Wykonali swoje plany, ba zdobyli nawet Czechy!
I się dwa radują ludki, nie ma końca ich uciechy
Wszak to wieść jest dobrze znana ze rowery to potęga
Że gdy ropa idzie w górę i gdy w kraju brak już węgla
To na rower zawsze miejsce i kultura nam pozwala
Zabrać swoje tobołeczki i pomachać gdzieś tam z dala

Po wyprawie księgowego obudziły się Pragnienia
Radek wstał powiedział BASTA! koniec tego marudzenia
I tak z Kasią wyruszyli, choć wyzwanie było wielkie
Aby rozwiać wątpliwości i niedomówienia wszelkie.
Pokazała Katarzyna, że i ona radę daje 
Że rowerem i bez wprawy można też przemierzać Kraje
I nie bacząc na trudności, na upały i wzniesienia
Pedałując zawsze mężnie, wykonała założenia
Radek dumny przeogromnie, ze dziewczyna daje radę
Nie poddawał się ni trochę, aby sobą być przykładem
Niczym potężny muł juczny, obładowany sakwami
Wspinał się mężnie na górki w dzień, spoczywał zaś nocami

Lato szybko się kończyło, a w krwi wciąż się gotowało
Ruszył Adam znów w kraj wielki, bo mu ciągle było mało
Biedne dziewczę rozeźlone, bo została w domku sama
Nie ma z kim pogadać sobie, bo gdzieś popędziło chama.
Było ciężko, beznadzieja, co będziemy tu kit wciskać
Skoro się we dwóch wybrali, niech dokończą te igrzyska
Bo to nic trudnego przecież, jak we dwóch się ładnie jedzie 
Żeby w góry polskie nasze dotrzeć jeszcze po obiedzie
Nie jest prawdą, że się dało dotrzeć tam w dzioneczek cały
Wszak jechali aż trzy doby i się przy tym namachali!
Pierwszy dzień to było piekło, żar się z nieba lal bez przerwy
Poradzili sobie świetnie, choć na trasie były nerwy
Dzień kończyli już w ulewie, burza nadciągała z nieba
A Noclegu nigdzie nie ma, gdy schronienia im potrzeba!
Noc minęła bardzo cicho, spali twardo jak kamienie
Kiedy rano powstawali, ciężkie było przebudzenie
Bo ich nogi zakwaszone nic nie chciały współpracować
„Jednak, Adam, trzeba było gdzieś u ludzi przenocować…”
Choć na niebie ciemne chmury zwiastowały deszcz i słotę
Nikt się tym nie troskał teraz - „O tym się pomyśli potem”
I dzień drugi rozpoczęli, droga wciąż się pięła w górę
Adam nie wymiękał prawie choć Marcinek dawał w Rure!!
Kiedy na podjazdach obaj sapią, dysza nieustannie
Z górki Marcin mknął jak strzała a z Adamem było marnie
Nie zaszkodzi trochę wody, kiedy się ta leje z nieba
Jednak kiedy jest jej wiele to się u nas zwie „ulewa”
Wreszcie finisz gdzieś zawitał i z oddali widać Tamę
Adam resztek sił dobywał,a Marcinek czyścił ramę.
Jeszcze tylko kilka kilo, jeszcze troszkę, to już blisko
Adam mknie pod górkę żwawo, Marcin wolniej, bo jest ślisko!
I Solina ich już wita: woda, tama - nic wielkiego
„Było ciężko, w deszczu, żarze, ale dokonałem tego!”
„Nie ty jeden dokonałeś – śmiał poprawiać mnie Marcinek
„Ja tu także dojechałem i zdobyłem też SOLINĘ!”
Miejcie jednak na uwadze czas w jakim tam dotarliśmy
Były to trzy dzionki ciężkie, ale wyszło Za######iście!


Opowieści moich trudów tu nie kończę oczywiście
Przygód w roku było tyle, że się gubię w swojej liście
Gdy się dłużej zastanowię nad wszystkimi podbojami 
To mi głowa pęka z trudu, lepiej to oceńcie sami
Bo w tym roku dziwnym, trudnym na sam koniec mych wakacji
Radek gotów był do jazdy, gotów znów do jakichś akcji!
Więc się zebraliśmy szybko nie zastanawiając nadto
Gdzie nas pogna wicher w plecy, tam potoczym swoje stadko
W kilka dni nowe pomysły wybujały nader wielce
Z domu od Agnieszki ruszam i znów szybciej bije serce
I choć nie mam wstępnych planów i nie wiem też, jak się skończy
Jedzie ze mną Radek Szogun, a z nim nie da się zabłądzić
Wyruszamy wcześnie rano, a na liściach jeszcze rosa
Aga śpi cichutko sobie, nie wyściubia nawet nosa.
I gdy mija już południe, kiedy wreszcie bija dzwony
Adaś wreszcie jest u celu, dotarł cały, lecz strudzony!
Z Radosławem przywitany, reguluje swe ciepłoty
„Dystans za mną, zacny panie, żar wyciska siódme poty! „
I radośnie na siodełkach już nie sam, a pędzę z Radziem
To pod górkę to znów z górki powolutku sobie jadziem
Jako ze jak konie stare znamy się we dwóch bezsprzecznie
Nasza podróż żwawa, szybka i nie trwała przecież wiecznie
I tak ciągle i bez przerwy przez dni trzy jedziemy żwawo
Kiedy Radek mówił: "Prosto", Adam go kierował w prawo!
Bo dnia ostatniego drogi, żeby nie przedłużać męki
Razem z Radkiem rowerami dobijamy kilometry
A że sporo nam zostało i że tęskno już do chatki
Decyzyjny proces zaszedł, czas wyzwania i tułaczki!
Bo to jeszcze ponad dwieście do przejazdu pozostało
A wiec bez dyskusji większych - HOP na raz i się udało!
Mimo górek i upałów, mimo wszelkich trudów, znojów
Wracam do Zaborza rano i się wlokę do pokoju
Tam Agnieszka ledwo żywa, bo to czwarta była rano
Patrzy na mnie trochę krzywo, a mi piszczy coś kolano

I choć ciężko było wtedy, nikt nie mówi, że bolało
Kiedy myślę o tym teraz w sumie mi wychodzi Mało…

Opowieści swojej snucie wciąż przedłużam nieustannie
Lecz nie wina to jest moja, chce opisać to starannie
Nie pominę przecież faktu i nie skryję nic przed wami 
Trzeba mówić jak to było, trzeba wszystko z detalami
Bo to potem kto przeczyta i mi tu zarzuci braki
Żem wymyślił sobie rower, że tu marazm wkradł się jaki
A ja nie zamierzam kłamać - co pamiętam, zanotuję
Radek pewnie to wyłapie i sam jeszcze skoryguje.
Bo to chłopak jest bez skazy, łeb do trasy ma bezsprzecznie
Jak jechałeś na wycieczkę, to bez mapy z nim bezpiecznie.
Każdą dróżkę, każdy kącik zapamięta on dokładnie
Nie pominie nawet trawki ani mrówki w trawie żadnej!
Bo gdy w kraju zima trzyma, gdy nas śniegiem zasypuje
Radek już w swoim umyśle nowe plany sobie snuje
On wymyśla trasy nowe, opracuje te zwiedzone
A gdy mówisz: "Zapomniałem" - on mówi: „To zaliczone!”
Radek jednak chłopak twardy nie daje się komplikacjom
Nawet gdy mu rower padnie, stara się być przed kolacją
Gdy mu co w rowerze stuka, kiedy przeogromnie trzeszczy 
On z uśmiechem nikczemnika mówi, że wytrzyma jeszcze!
Bo to Radek jest nasz wielki, on zwyczajnie ma to gdzieś
Zamiast wsadzać kasę w rower, woli sobie dobrze zjeść.
Po co przecież to naprawiać, gdy się koła kręcą ładnie 
Jeszcze działa, daje radę i choć łańcuch czasem spadnie
Rower Radka nie zawodzi lub przynajmniej nie za często
A gdy w końcu coś nawali, to się chłopak wije gęsto
I tłumaczy ci on wtedy, że to nic wielkiego przecież
Że jak koło odleciało, to na pieszo można lecieć

I choć forum czasem milczy, gdy zimowe dni nastają
Nasi ludzie mężnie, dzielnie w swoich domach w naszym kraju
Pochowani za mapami, tworzą plany, różne cuda
I choć czasem coś nie wyjdzie, trzeba wierzyć że się uda
To nie tak, że gdy na forum postów nie przybywa wcale
To się ludzie obrazili albo poszli gdzieś poszaleć
Oni tam zwyczajnie w domach bezustannie niecierpliwi
Z utęsknieniem patrzą w okna, czy mikołaj już nie przybył
Bo kto wie, może w te święta pod choinką ich zagości 
Super Wypas karbon rama albo inne wspaniałości
W tym okresie świąt zimowych wasz księgowy życzy wam
Życzy wam radości wielkiej i tych Karbonowych RAM!


Nie wychwalać moi mili moich tu talentów słownych
wszak dokoła tutaj przecież mnóstwo ludzi siedzi zdolnych
co nie tylko na rowerach, ale także w piśmiennictwie
wiodą prym i pewnie każdy miał praktyki w wydawnictwie
To nie ważne że rowery dosiadają karbonowe
każdy prężnie w domu swoim umie pewnie władać słowem!
Tylko z lęku lub ze wstydu że ich ludzie czytać zaczną
Pisza skrzętnie do szuflady swoją twórczość jakże zacną

Bo od dziś wiadomo przecież że bikerzy to elita
Że nie tylko sam Mickiewicz pisze wiersze no i czyta
My się także tu liczymy w tej dziedzinie literackiej
A że Eci dobrze idzie, gdy ja skończę ona zacznie

I tak oto rozpoczniemy nowy watek literacki
O rowerach i nie tylko, niech się Chowa sam Słowacki
On nie śmigał na rowerze, może właśnie tu przyczyna
Że miast pisać o rowerach wyszła mu ta Balladyna
Nie zwlekajcie moi mili i nie traćcie czasu teraz
Przyszedł wreszcie czas i na was, trzeba pisać o rowerach!



W tym roku napisze pewnie jeszcze coś na zakończenie sezonu:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

po choinke i świątecznie po mieście || 20.94km

Piątek, 23 grudnia 2011 · Komcie(3)
To tu to tam , pomiedzy świątecznymi ludkami.
* Po pierogi
* Po mandarynki
* Po wędlinę 30 dag
* Po inna wedline 30 dag
* Po jeszcze inna wędlinę 30 dag
* Po zdjęcia do ramki
* Po choinkę
* Po prostu
* Po Asfalcie
* Po szutrze
* prosto do domu:D


Renifery zimą to podstawa - dzisiejsza produkcja zakończona w 80%




się teraz gromadnie wymarzają na balkonie;D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,