Wpisy archiwalne Grudzień, 2013, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2013

Dystans całkowity:1088.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:07:28
Średnia prędkość:20.37 km/h
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:34.01 km i 7h 28m
Więcej statystyk

Sylwester Rowerowy || 49.00km

Wtorek, 31 grudnia 2013 · Komcie(3)
Kategoria Pojeżdżawki
Wycieczka z rowerowymi przyjaciółmi w sylwestra. W sumie 49 kilometrów w okolicach. Wyjazd był na początku bez deszczowy póxniej zaczęło delikatnie padać a na koniec na jedzeniach pojawił się lód. Były 2 upadki wśród ludzi, ale nie popsulo to ogólnej dobrej atmosfery wyjazdu. 

Trzy szampany dojechaly na most północny i zostały rozprawione należycie!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Podsumowanie roku 2013 || 0.00km

Wtorek, 31 grudnia 2013 · Komcie(4)
<img src="https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash2/s720x720/429474_3909494703456_83166867_n.jpg">Ja mam kilka planów na 2013:<br>
- chciałbym przekroczyć wreszcie 400 km w 24h - ciężko będzie bo planuje załapać jakąś pracę a czasu na treningi może być nie wiele. Marzy mi się trasa Zakopane Warszawa :)

- penetracje GPS. Wraz z Garminkiem chciałbym powęszyć po drogach w które jeszcze nie skręciłem, bojąc się że "tamtędy nigdzie nie dojadę". W tym roku to zmienię. 

- dokładniejsze poznanie okolic miast przez które teraz tylko przelatywałem:

*Wyszków

*Nowy Dwór Maz

*Płońsk (tak blisko a byłem tam rowerem ze 2 razy)

Tak to prezentowało się w grudniu roku 2012. Co udało się zrealizować? 
* chciałbym przekroczyć wreszcie 400 km w 24 h - ciężko będzie bo planuje załapać jakąś pracę a czasu na treningi może być nie wiele. Marzy mi się trasa Zakopane Warszawa :)

Zakopane i Warszawa czekają, zaatakowałem jednak dystans 400 km/24 h i udało mi się pobić rekord zyciowy w 24h z wynikiem 360km/24h

* penetracje gps

Wyszków odwiedzony kilka razy, Płońsk również, zrealizowane więć w 100%.


Co innego w tym roku się wydarzyło? Troszkę tego było. Nie będzie po kolei, ale tak jak mi go dłowy wpadnie. 

  • trzykrotnie przekroczyłem 200km
Na uwagę zasługuje wyjazd wczesno-wiosenny do Konina. 248 kilometrów zrobionych w marcu. Reszta dwusetek do między innymi wyprawa do Torunia oraz trening przed Radlinem. 

  • Islandia


Jedna z najlepszych i najtrudniejszych wypraw w jakich brałem udział do tej pory. Wyjazd trudny i wymagający, ale ogrom piekna i przygody jaką tam przeżyłem, nie zastąpią żadne opowieści. Warto pojechać, warto to przeżyć, warto zmoknąć!!!!

Piękne przestrzenie, niesamowite widoki... 

Mimo, że wtedy narzekałem na trudy, teraz tęskni mi się do tej przestrzeni.

  • Ożeniłem się

Kolejne wielkie wydarzenie w moim życiu. Super szczęście z super kobietą, nareszcie po grób! 



  • Kupiłem Szosówkę

Zdecydowanie wielka rowerowa rewolucja w moim życiu. Zmiana i milowy krok w moich zamiłowaniach do długich dystansów. 


  • Jeździłem do pracy
Łącznie ponad 1867 km w wyjazdach do pracy. Codzienne ranne wstawanie, obserwacja zmian pory roku z jesiennej na zimową, choć bez śnieżną zimę. Ciekawe doświadczenie i nauka wytrwałości. W całej swej objętości stała sie również istotnym elementem w osiągnięciu 13 tysięcy kilometrów w tym sezonie.


  • Trzynaście tysięcy sto dwadzieścia pięć kilometrów
Tu nie trzeba chyba nic mówić... niech zdjecia mówią same za siebie!
























































Dziękuje wszystkim za to, że byliście moimi czytelnikami przez ten rok. Mam nadzieje, że za rok nie zwiodę was i będziecie wraz z moimi wpisami przeżywać rowerowy rok 2014!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 41 - Poniedziałkowe Nic... || 24.00km

Poniedziałek, 30 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Poniedziałek, o poniedziałkach pisali poeci i wieszcze tego świata, powstał nawet film o poniedziałku i generalnie poniedziałek to trudna sprawa... U mnie tym trudniejsza, że to właśnie poniedziałek-przed-sylwestrem. Nie było rady, pojechałem do pracy. 

Rano było nieznośnie ciepło. Niby powinno to pozytywnie nastrajać, jednak jakoś tak nie wiem jak się ubrać. W puchu za ciepło, a jak zawieje to przez te moje kurtałeczki przewiewa. 
Jechało mi się jednak przyjemnie. Ciemno, dość ciepło i spokojnie. Lubie poranną ciszę, kiedy jeszcze nikt dookoła nie wstał i miasto śpi. Lubie te pozamykane zakłady naprawcze aut, te puste pachnące "po-nocnym" węglem ulice, zapach wilgoci i szum kół na mokrej kostce bauma. 

Urok miasta o poranku, zna go ten, kto rowerem przez nie jedzie o świcie. Na tyle puste by uradowało, na tyle pełne aby nie czuć samotności. 

Do SKM wsiadam prawie pustego. Ludzie mają dalej wolne, wielu z pracowników zrobiło sobie wolne do sylwestra. Nie było to trudne biorąc pow uwagę ilość przeplatanych dni wolnych. Wystarczy kilka dni złapać, aby mieć 2 tyg wolnego. Jedzie się przyjemnie. Wraz ze mną w pociągu jest trzech innych rowerzystów w tym jedna kobietka. Cieszy to, że ludzie mimo "zimy" nadal do pracy pedałują. Darmowy przejazd z rowerem daje dużą elastyczność dla rowerowych dojazdowiczów. Nie ma bowiem infrastruktury na tyle ciągłej aby jechać pełną trasę, a w porannym szczycie na wlotówce do Warszawy 20 km to raczej ciężka psychicznie jazda. 

W pracy luźna atmosfera, nie wiele się działo. Przełożona dała nam do roboty "zapchaj dziurę". Obdzwaniania jakiejś bazy bez sensownej, ciąg więc dalszy. Ludzie niejednokrotnie odbierali telefon takim tonem, jakby byli zdziwieni, nie tyle tym, że pytam ich czy mają drukarkę w firmie i komputer, tylko, że dziś ktoś pracuje tak jak oni. Nie obyło się bez kilku dialogów dnia...

Mój ulubiony:

- czy macie państwo u siebie wagę do paczek?
- nie, w mięsnym ważymy...
- proszę?
- no jak paczkę klient nadaje to mamy mięsny obok to idziemy tam zważyć paczkę...
- aha... dziękuje


inny:
- o dobrze, że pan dzowni - podałby mi pan numer do tego pana co ze mną umowe podpisywał?
- ale nie wiem z kim pan umowę ma podpisaną...
- bo wie pan ja się musze skonsultować, dostałem takie naklejki i nie wiem jak je przykleić....

A to kwiatki jakie w rozpędzie i znużeniu wyrzuciłem z siebie ja "przypadkowo" w przeciągu pracy przez kilka miesięcy.
* czy posiadacie państwo komputer podłączony do drukarki... [ posiadają komputer podłączony do prądu.... drukarka też do prądu pewnie podłączona - to było głupie ] 
* czy w pomieszczeniu występuje internet? [ pewnie, że występuje, jako okaz, lub jako gatunek, na spółkę z występowaniem grzyba na ścianie]
* czy macie państwo skaner do kodów paskowych... [ są jeszcze kody kratkowe i kółkowe kody?]
* Jak to jaka waga? Taka do ważenia, taka jak w sklepie mięsnym, tylko do paczek... no eee taka waga...[pokraczna odpowiedź na klienta pytanie, "ale jaką wagę o co panu chodzi". Z mięsnym zasugerowany byłem dialogiem wcześniejszym:D ]
* Nie macie komputera? Eee to znaczy, chodzi o to, że oczywiście nie jest to obowiązkowe, można nie mieć... [to jak usłyszeli ludzie w sali to popłakali się ze śmiechu. Po trzydziestu telefonach i kiedy wszyscy mieli komputery w firmach gdzie dzwoniłem, ta odpowiedź, że komputera nie mają troszkę mnie zablokowała. Czasem jak się maszynowo obdzwania 200-300 kontaktów to tak sie czasem coś człowiek zamota, sam sie uśmiałem...]

Po pracy rowerkiem do pociągu. Znów luźno w masówce kolejowej toteż jechało się nader przyjemnie. A Jabłonnie wpadamy jeszcze na zakupy a potem do domu. 







Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wiosenna wycieczka rowerowa || 50.01km

Sobota, 28 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki

Wycieczka dziś od rana była w powijakach. Nie bardzo wiedzieliśmy gdzie chcemy jechać i co ze sobą zrobić.

Niby pogoda ładna, ale jakoś tak nic się w głowie nie układało co do trasy przejazdu. I tak wisieliśmy w pomysłach, aż w końcu udało sie coś wyskrobać. Założenie główne? - Teren! Dośc mamy asfaltów i aut, w taką pogodę jaka panowala za oknem zazyczyło nam się terenu i szumu piasku pod kołąmi

Nie mieliśmy ochoty na lasy i głębokie piachy, chcieliśmy szutrów i słoneczka i jeszcze więcej słoneczka!

Wystartowaliśmy z Jabłonny i Wałem Wiślanym pojechaliśmy na południowy wschód. Mimo, że wiało w przysłowiowy dziób, było przepięknie a słońce nas oślepiało ! Standardowo już, za grubo się ubrałem, i musiałem podwinąć swoje zimowe spodnie rowerowe, robiąc z nich "3/4". Wyglądało to komicznie, ale ulgę dla przegrzanych i spoconych łydek dawało - przyjemną.

Na wale ludzi od groma. Nodik łokingowych babci zatrzęsienie, kilku biegaczy też nas mija. Jedziemy więc pośród ludu spacerującego i co jakiś czas robimy przerwy na "jaranie się" słońcem. Dookoła czuć wiosnę, zapach trawy, nagrzanej ziemi, oczami wyobraźni widzę marzec a nawet połowę kwietnia. Jakie jest moje zaskoczenie kiedy dociera do mnie, że jest grudzień i dopiero co była Wigilia? Do wiosny jeszcze prawie 3 miesiące, jednak jeśli taka ma być zima w tym roku - ja się na to piszę!!!

Wałem jedziemy do Mostu północnego. Tam przenosimy się na ścieżką rowerową, która docieramy do ul Modlińskiej.

- Adaaaaaaś wiesz coooo?

- Noooo też o tym pomyślałem - odpowiadam i uśmiecham się do Agnieszki.

Nie musimy sobie nic wyjaśniać, koła i pragnienia same ciągną nas do KFC. Tam robimy sobie przerwę na niezdrowe żarcie. W sumie od śniadania minął już kawałek czasu, a przed nami jeszcze ładnych kilometrów się nazbiera. Trzeba być przygotowanym na nagły atak głodu. Niwelujemy więc go - fast-foodem. Pysznie!

Jakieś 45 minut później, ledwo się ruszając toczymy się dalej. Kierunek ścieżka szutrowa przy kanałku Żerańskim. Zanim jednak do niej dotrzemy, musimy się przedostać kawałek Piechocińską, co nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Sporo jedzie aut i wszyscy jakoś tak się spieszą. Z radością więc opuszczamy asfalt za mostem ulicy Białołęckiej.

Przez kolejne kilometry będziemy teraz jechać gównie szutrami w towarzystwie cieku wodnego. Przyjemnie ciepło, przyjemnie mało aut i od zatrzęsienia wędkarzy.

Na uwagę zasługuje nowe rozwiązanie rowerowe na kładce nad kanałem:

akiej ilości serpentyn na pojedynczej przeprawie rowerowej, jeszcze nie widziałem. Nie mam pojęcia, czy próbował tamtędy jechać jakikolwiek niepełnosprawny, ale myślę, że mimo wykonalności przejazdu, kosztować go to będzie sporo wysiłku. Doceniam jednak to, że przebudowano kładkę i poczyniono zmiany. Czy zdobędzie to miejsce popularność - tego nie wiem. Jedno jest pewne, przyciąga to wzrok i stawia wyzwanie - a na pewno znajda się tacy, którzy owo wyzwanie podejmą;D

Do Nieporętu docieramy z wiatrem, więc mimo iż jechaliśmy szutrówką, ten odcinek mija szybko. Z nad Zalewu już tylko rzut beretem do Wieliszewa ską wracamy ścieżką rowerową do domu. W Jabłonnie zahaczamy jeszcze o biedronkę. Zakupy są tak wielkie, że dwie wielkie sakwy Crosso wypełnione sokami, podrywają przód roweru Agnieszki do góry. W sumie wiozła prawie 30kg na "pace".

Tak tak wiem, spytacie czemu ona wiozła soki, nie ja... ja też miałem załadunek, niestety sakwy duże crosso nie wejdą na mój "supermakretowy" bagażnik, w taki sposób bym nie obcierał nogami o ich brzeg. Pocieszające jest to, że ze sklepu z owadem w logu - mieliśmy tylko niecały kilometr do domu. Może zostanie mi to wybaczone;D




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 40 - Wczesne wstawanie || 42.19km

Piątek, 27 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!

Wyjazd do pracy po raz czterdziesty. Po długim po-wypadkowym wolnym wstanie wcześnie rano było katorgą. Udało mi się jednak zwlec z łóżka i wsiąść na rower. Postanowiłem wyjechać wcześniej i dojechać aż do Wieliszewa, gdzie czekać miała SKM gotowa bym do niej wsiadł.

Dojazd po ciemku po dziurawym z kostki chodniku, to żadna przyjemność, nie miałem jednak ochoty sprawdzać refleksu kierowców na ciemnej o 6 rano drodze do Zegrza.

Do Warszawy jechałem w pustej SKM, ledwo co ludzi widać a przestrzeni tyle, że i 10 rowerów by się wlazło. Przyjemnie więc sobie drzemałem a rower bujał się z lekka podczas jazdy. Zanim się obejrzałem, trzeba było wysiadać. Na Wschodniej już więcej ludzi, jednak nadal miasto wydawało mi się takie opuszczone. Droga do pracy przebiegła w asyście innych rowerzystów. Nie tylko ja w ten dzień tak rano jechałem do pracy. Z przeciwka minąłem dwójkę pedałujących a jeden z kolegów na siodełku wskoczył przede mnie. Skubaniec nieźle cisnął, bo ledwo go dogoniłem. Mój trud okazał się bez celowy bo koleś pojechał w innym kierunku. Satysfakcja z jego dogonienia jednak była a i rozbudziłem się nieco w chłodzie poranka.

W pracy leniwie, i robota jakaś taka wymuszona. Szukała nam szefowa chyba zajęcia bo z 24 osób było nas szóstka tylko. Obdzwanialiśmy więc dziwną bazę klientów pytając ich czy mają drukarki i komputery oraz dostępy do internetu. Głupiego robota, ale prawie 100 telefonów wykonałem.

Z pracy zdecydowałem się wracać rowerem. Miało być z wiatrem a i ja miałem smak na ciepło-wieczorne pedałowanie. Moje oczekiwania potwierdziły się. jechało się pysznie. Chodnikami, i dziurawymi krawężnikami, jednak mimo, to szybko. Na ulicach w dalszym ciągu pustki, na pasach sporo miejsca, nikt nie wymusza a kierowcy nie trąbią na siebie no i nie było powrotnego korka do Legionowa.

Dużo frajdy sprawiła mi dziś ta jazda z wiatrem przy 8,6 stopnia. Musiałem sobie głowę oczyścić po nawale spraw jakie się zebrały w ostatnim czasie. Dawno nie było takiego Grudnia ciepłego nie wiem ile potrwa ta dobra passa toteż cisnę w tym miesiącu w opór. Statystyki pokazują, że jest wyraźnie więcej kilometrów niż w poprzednim - listopadzie. Nie dziwota to, gdyby nie brać pod uwagę świąt, pracy i wypadku. Wszystko ostatnio na Głowie staje... nie poznaje sam siebie nie poznaje;/




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do trzynastu - ODLICZ!!! || 34.08km

Czwartek, 26 grudnia 2013 · Komcie(3)

Wycieczka przypieczętowująca moje założenie końcowo-roczne. Osiągnięcie 13 tysięcy w ostatnich tygodniach stanęło pod znakiem zapytania przez wypadek jaki miałem w drodze z pracy, jednak udało się wygrzebać z tego i postawić rower na koła. No nie tylko rower, ale i mnie. Choć ból jest i przeszywa w dalszym ciągu - pedałować się da - to kręciłem troszkę to tu to tam, i uzbierałem tyle ile trzeba było!

Zadumany księgowy - rozmyślam, czy ta trasa nada się na sylwestrowe nocne pedałowanie - macie juz plany? Zapraszamy na nocny - sylwestrowy rower po okolicach Legionowskiego Powiatu!

Miejsce gdzie mieliśmy sesję ślubna, wcześniej były tu łachy piasku.

Miejscami jeszcze piasek z grubym żwirem pozostał, ale większość ławic już woda rozmyła. Pojawią się dopiero w nowym roku po obniżaniu wód w czerwcu.

Dzisiejsza droga wiodła głównie lasami. Droga z Rajszewa do Chotomowa.

ZImówka z nowym przednim kołem.

Chłopaki leśniczy ostatnimi czasy stawiają dużo szlabanów w lesie, aby auta tamtędy nie jeździły - ten chyba im się nie udał...:D

Znów załapałem sie na zdjęcie!

Taki dom mógłbym mieć mnóóóóstwo światła!

Przedłużenie Al Róż, lubie ten szuterek... jest taki spokojny, wolny od Aut i tłumów ludzi.

Jechała ze mną Agnieszka moja żona ukochana i świetny fotograf tego dnia.

Szlak Wieliszewski Krosowy. Trzeba będzie go kiedyś przejechać, bo to coś nowego wymyśliły władze regionu dla rowerzystów nieco bardziej zaawansowanych.

Na sam koniec rzut oka na prawie ukończony tunel, niestety nie jest przyjazny dla rowerów. tylko patrzeć jak po otwarciu postawia tam znak zakazu wjazdu rowerów. Ściezki nie ma, a alternatywny przejazd dla rowerów to albo wiadukt w Chotomowie, albo przejazd przez Tory na Kozłówce. Czas pokaże jak władze wybrną z tego impasu. Obecnie planowane jest zamknięcie przejazdu kolejowego na Targowej i puszczenie ruchu aut przez ten tunel. Piesi i rowerzyści przechodzacy przez poprzedni przejazd chyba muszą nauczyć się latać!


!!!WIADOMOŚĆ DNIA - 13 TYSIĘCY UZBIERAŁEM!!!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Spalić Pieroga!!!! || 17.00km

Czwartek, 26 grudnia 2013 · Komcie(0)

Powrót z Przeogromnego obżarstwa - czas na spalenie pierożków, śledzi w oleju, kapustki, sałatek jarzynowych i devolaj`i z odbiadu. Ociężali i pod wiatr poturlaliśmy się na drogę powrotną.

Rowery jechały najlepiej w osłonie lasu wtedy tak nie wiało, na otwartej przestrzeni nie dawał nam zefirek popedałować.

Wiał w twarz i spowalniał do 12-15km/h. Nie wyszło tego dnia dużo tych kilometrów, ale może to i lepiej. Żołądek miałem taki ociężały, jakbym się waty najadł i jazda była średnio przyjemna. Oczywiście w Pomiechówku przed wejściem do pociągu poczułem sie na chwilę lepiej, aby w pociągu znów się źle poczuć. Ot klasyczne - "wahania" - po wigilijne.

wiaterek

Od Chotomowa znów rowerami. Pustki na ulicach jak nigdy co jakiś czas jakieś autko przejedzie, jednak wybraliśmy ścieżkę rowerową, aby móc jechać obok siebie i rozmawiać. Turlaliśmy się do celu powolutku i dostojnie. Jak przekraczaliśmy próg "obwodnicę" to już zmierzchało, a więc powrót wycelowany w sam raz.

Zawsze ze świętami jest tak, że człowiek wyczekuje ich nie wiadomo jak długo i przygotowuje wiele apotem 3 dni i po świętach.

Zdrówka jeszcze raz wszystkim!!!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wigilijny rower || 37.00km

Środa, 25 grudnia 2013 · Komcie(1)

Wszyscy dodają wpisy z wigilijnych pedałowań to i ja od siebie coś dodam. Nie będzie to duży wpis bo piszę nie od siebie z kompa, ale opowiem wam pokrótce gdzie byłem.

Na zimówkach wybraliśmy się z Agnieszką w ten Wigilijny i ciepły ( 8 st) dzień na północne mazowsze do rodzinki. Piękne słońce, piękna pogoda i błekitne niebo... Wyposażeni w sakwy pognaliśmy standardową trasą przez Nowy Dwór Mazowiecki w okolice Nasielska.

Dawno tak fajnie się nei jechało - jedynym mankamentem była mała ilość przełożeń w Zimówce. pogięta korba ociera o łancuch jak zrzucam z tyłu na niższe biegi, musiałem więc zadowolić się miękkim przełożeniem i wysoka kadencją. Jak to mawia mój kolega z siodełka - jechałem tak, że malo sobie kolanami zębów nie wybiłem. Za to te 20km/h jakoś szło, choć potencjał wiatru i pogody pozwalał na więcej - cóż, spodziewałem się, że takie "usterki" wyjdą jeszcze wielokrotnie po wypadku.


Każdy szanujący się blogger składa dziś życzenia! Ja niestety popełniam wpis Wigilijny już "po fakcie" wiec mogę tylko napisać, oby spełniło wam się to co życzyli wam najbliżsi w święta.

Zdrówka rowerzyści!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nocne kół kręcenie || 10.21km

Poniedziałek, 23 grudnia 2013 · Komcie(0)

Mówią, że poco to się nogi noco! A u mnie noco się koła kręco! I dziś też się kręciły. Po Agnieszkę do pracy, później powrót przez miasto. Czemu człowiek przed świętami ma tyle do załatwienia - potem święta miną raz dwa i co? Już po wszystkim i człowiek bardziej zmęczony, niż wypoczęty.

Jeszcze 80 km do 13 tysięcy kilometró - jak nie przywalę w kolejny śmietnik to jest do zrobienia!!!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zimówka znów na kołach!!! || 59.00km

Poniedziałek, 23 grudnia 2013 · Komcie(0)

Na Dwoje Babka wróżyła - tak mawia staropolskie przysłowie. Jako, że u nas w domu w zasadzie ostatnio wróży się tylko na raz, to musiałem coś zrobić z tym fantem. Trzeba było do kupy zebrać zimówkę i ocenić jej stan po wypadku. W planie miałem poranne pedałowanie do Jachranki i Zegrza a w późniejszym terminie zakup części w Legio. Moja ukochana żona pomyślała, że skoro już sie jakoś na rowerze poruszam, to spytała czy nie pojechałbym jej do decathlonu i kupił polarowej czapeczki. O takiej jak ma, tylko żeby jej uszki zakrywało, bo w tej jej podwiewa. Zgodziłem się bez wahania. Mam bowiem niemałą satysfakcje przy wypełnianiu zleceń od Agnieszki. Lubie robić dla niej jakieś rzeczy, jechać po coś, kupić coś zrobić zakupy, czy takie tam. Najbardziej lubię jak "misja" się uda i wracam z tarczą!

Ogarnąłem się więc w miarę żwawo i chwyciłem szosę.

Do Warszawy jechałem z bocznym wiatrem a potem na końcówce dmuchało już w plecy. Sama jazda do sklepu - bajka. Jechało się lekko nawet nie wiesz kiedy i masz 23 km/h. Minusem jednak tej pierwszej wycieczki, był brak błotników i dość popaćkana droga do Warszawy. Niby jeszcze nie sypali solą i piaskiem, a po opadach w nocy na poboczach uzbierało się takie "muło-błotne gówno". Taka brązowa jak sraczka, mazia pół na pół piasek z wodą, która chlapiąc spod kół nie rozpryskuje tylko wody, ale i niesie właśnie tą maź.

Efekt taki, że szosa szybko zaczęła "chrzęścić" jak oszalała. Jechałem dalej nie zważając na to co słychać spod napędu. nienawidzę takiego chrzęstu w rowerze. Uwielbiam jak mi rower jedzie bez obcierania, bez hałasowania - wszystko musi być ciche i sprawne. Musiałem więc dać głośniej mp 3 aby przetrwać.

W Decathlonie przygotowania do zimy na całego - nie ma nic co by mnie interesowało, czapek polarowych też nie zmalałem, a pani zapytana o czapki, pokazała mi takie wełniane z uszami, pomponami i innymi dziwadłami. Takie teraz modne na stoku narciarskim - mieć takie "kukuryku" na głowie. Im bardziej "crazy" tym lepsze - na rower dla stylowej cyklistki - odpada... Obszedłem się smakiem.

Popatrzyłem na ceny kół na 26 cali i mnie zatkało! 99 zł jakieś tandetne jedno-profilowe koło na śrubę? Wyszedłem zasmucony, że nic nie kupiłem - rzadko mi się tak zdarza aby wejść do sklepu i wyjść na pusto - jednocześnie nie kupuje nic na siłę, tylko to co mi/nam naprawdę potrzebne.

Pkp Choszczówka

Powrót z Decathlonu był już pod wiatr, więc założyłem kaptur i pomknąłem. Wiatr był upierdliwy a miałem jeszcze do rowerowego wpaść, zdecydowałem się więc na SKM. Wskoczyłem do pociągu w Choszczówce, czekałem całe 5 minut. Wszedłem na peron, patrze a z oddali widać światła - jedzie. To sie nazywa wyczucie.

W Legio zakupiłem tanie koło na śrubę, jedno-profil. Prawie identyczne, jak to które miałem poprzednio. Tamto co się rozwaliło pewnie z 15 lat miało. Założone było jeszcze w Tokaido. To nowe,powiedzmy ma lat mniej, ale pewnie wykonaniem nie dorówna poprzednikowi. Cóż, dla mnie w zimówce, ma być przede wszystkim "tanie" i ma się kręcić. Wszak niebawem targać będzie się, pośród śniegu i soli naszych ulich.

Kononowicz - "nie będzie nieczego"

Wróciłem do domu z nowym kołem na kierownicy i po odstawieniu niebosko upierdzielonej błotem szosy do mieszkania, poszedłem oceniać i naprawiać rower po wypadku. O dziwo cały impakt przyjęło tylko koło. Nie mam wygiętego amora, nie ma pękniętej ramy, nie ma nic - jakby to Kononowicz powiedział! Uradowanym był - i wielce radosny. Bałem się bardzo, że wypadek przyprawi nasz budżet o nowe nieprzewidziane koszta, a do zimóweczki swej się już przyzwyczaiłem .


Część Druga - Zimowy rower wraca na zimę!

Zmiana koła, prostowanie błotnika, ustawianie klocków, potem prostowanie wygiętej zębatki, regulacja hamulców, regulacja kierownicy i rogów, które się przekrzywiły. Zeszło się troszkę, ale w końcu rower znów stanął na koła. A ja mogłem jechać na miasto na terenowej maszynie, której niestraszne są żygo-błota.

Pojechałem więc do Agnieszki. Wpadłem też do Empiku - poszukać ostatnich prezentów i jak zwykle nic nie kupiłem. Rower prowadził się dobrze. Nasłuchiwałem czujnie, czy coś nie trzeszczy, nie stuka. Badałem go organoleptyczne podczas jazdy, wciąż sceptycznie podchodząc do tego co widziałem. Nie potrafię sobie wyobrazić, że po takim czołowym uderzeniu rower miał tylko/aż rozwalone koło. Mało tego amortyzator XCP Suntoura w zimówce, ma już pewnie ponad 7 lat i dawno swoje lata świetności ma za sobą. Dostałem do od kumpla po tym jak zmieniał na sztywniaka w swojej wyprawce. Przebieg nie jest może duży sztućca, ale tłumik i blokada nie działa. tym bardziej dziwne, że nadal się ugina "zauważalnie" i pracuje dość płynnie a po uderzeniu luzy są mniejsze niż w moim XCR po 2 latach jazdy.

Cuda cuda ogłaszają - jak to mówią świąteczne pieśni religijne;D

Radość swą z działającej, terenowej i od dziś - pancernej, zimówki, przełożyłem na jazdę. Po odebraniu więc przesyłek do Agnieszki, pojechałem jeszcze się przejechać. Zrobiłem rundkę po legionowskich ścieżkach rowerowych i poleciałem na skróty do Chotomowa. Wyskoczyłem koło budowanej szkoły skąd już Modlińska przez Jabłonną do LUKOIL`u na Modlińskiej. Tam dopompowałem sobie przednie koło. Zaczęło się robic ciemno, toteż wróciłem do domu i postanowiłem popełnić ten wpis. Wynik - zacny! Nie sądziłem, że te 13 tysięcy jeszcze realne.


Zdrowie.

rtg - nie moich płuc

Pisząc te epopeje o moich po-wypadkowych wyjazdach, nie wspominam wam o bólu. Towarzyszy mi on odkąd wsiadłem na siodełko po uderzeniu. Kostka nie boli, ale kciuk i bok - nadal dają dość mocno o sobie znać. Do najmniej przyjemnych należą jazdy terenowe i po lesie. Wtedy podskakuje na siodełku i czuje jakby mi ktoś kolce wbijał w prawy bok. Gdyby, nie to, że na RTG wyszło, że żebra mam całe, napisałbym, że mam wrażenie jakby mi się żebra w płuca wpijały.

Nie jest lekko - oj nie. Czego jednak nie robi się dla pasji, poza tym wrażenie odnoszę, że im więcej w domu siedziałem, tym bardziej bolało. Teraz boli tylko jak jadę po nierównościach, a chodzenie po mieszkaniu i nawet proste schylania się po coś z ziemi to czynności wykonalne.

Nie postępuje pewnie przykładowo i wedle zaleceń - powinienem odpoczywać, przykryty kołderką oglądać filmy na YT, ale nie umiem... co poradzić nosi mnie - może to te 9 stopni w grudniu tak na mnie działa? Kto wie?

Pozdrawiam serdecznie!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,