Wpisy archiwalne Marzec, 2016, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2016

Dystans całkowity:599.25 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:08
Średnia prędkość:24.04 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:46.10 km i 2h 08m
Więcej statystyk

niezapominajka - rozmowy Polaków o rowerach || 0.02km

Czwartek, 31 marca 2016 · Komcie(5)
Kategoria ciekawsze wpisy
- proszę pana chce kupić rower
- bardzo się cieszę
- ja z allegra dzwonię. Ten rower to on oryginalny jest?
- tak, Kross. Dobra Polska Firma...
- ale na pewno? Bo wie pan z tymi podróbami to bywa czasem...
- rower jest w pełni oryginalny ma pan moje słowo.
- a jak wy go wyślecie?
- rower jest spakowany w karton zdemontowane przednie koło, i kierownica oraz pedały
- a to wy go w całości nie wysyłacie?
- trzeba go złożyć. Dokręcić koło, kierownice i pedały
- ale on jakoś owinięty jest folią, czy tam czym?
- tak zapakowany jest i rama osłonięta piankami transportowymi, rower posiada zabezpieczania tak aby mu się nic nie stało podczas transportu

- a bo wie pan, ja tym kurierom nie ufam... ale on ubezpieczony? Dajecie gwarancje, że on nie popsuty przyjedzie?
- proszę pana za transport odpowiada firma kurierska, nie my - ma pan prawo zgłosić reklamacje jak rower pan odbiera, może pan otworzyć pudełko przy kurierze, sprawdzić. W razie problemów spisuje pan protokół reklamacyjny.
- a co tam w tym protokole trzeba napisać?
- proszę pana, niech pan najpierw kupi, rower, a potem będzie się pan tym martwił. Jeszcze pan roweru nie kupiłeś, a już pan pytasz co w formularze reklamacji wpisać. Nic się z rowerem nie stanie, kilkanaście sprzedaliśmy i dotarły całe. 
< chwila milczenia >
- a co z pieniędzmi? Mogę panu przekazem pocztowym je wysłać?
- przelew na konto lub przez Pay You.
- oj nie... ja panu swojego numeru konta nie podam...
<????????>
- ale to my podamy panu numer konta i przelew pan zrobi.
- oj nieeeee, to nieeeee, a można przez poczte?
- nie. Tylko przelew
- to może pobraniowa wysyłka?
- kurierska przesyłka pobraniowa jest droższa.
- ale to co? Wtedy ja muszę te pieniądze mieć jak kurier przyjedzie? Nie? Toż to niebezpieczne tyle gotówki dawać obcemu facetowi!
- proszę pana, proszę dokładnie zapoznać się z aukcją, poczytać jak wygląda wysyłka w firmie kurierskiej. Pan wybaczy, ale ja nie mam czasu tłumaczyć panu całego procesu kupowania przez internet.
- no tak ja wiem wiem... ale wy mi ten rower na pewno wyślecie? Bo to jak? Wyśle pieniądze i figę dostanę?
- allegro obejmuje swoich użytkowników ochroną kupujących, więc niech pan się nie martwi.
- aaaahaaa to oni to do was po ten rower z allegro przyjadą tak? I oni ten rower wiozą?
- nie proszę pana, oni tylko pośredniczą...
- wie pan tylu tych pośredników i potem pieniądze gdzieś znikną...
- jeśli pan się boisz przez internet niech pan pojedzie do naszego sklepu. Pan z okolicy gdzieś? Jeśli pan nie czuje się na siłach kupić przez internet to niech pan zrobi to w sklepie. 
- MHmmmm < facet wyraźnie ma czas w tle słychać jakąś młockarnie czy szlifierkę, albo może traktor....????>
- ale to dobra to ja zrobię ten przelew to on do weekendu będzie?
< jest godzina 18:20>
- niestety. Jest już późna pora. Jutro spakuje ten rower i jak tylko przelew dotrze wyślemy go panu, będzie pewnie w poniedziałek.
- to oni nie mogą w sobotę podjechać?
- w sobotę dojazd kuriera jest dodatkowo płatny.
- ale to temu kurierowi mam dopłacić jak przyjedzie?
- nie, do przesyłki doliczana jest większa suma.
- a jaka?
- ciężko mi powiedzieć nie jestem przy komputerze...jakieś 15 - 20zł?
- i co jak ja zapłace to oni przywiozą mi w sobote?
- tak... - nie mam już siły gadać. Siadłem sobie i zrezygnowany siedzę w rogu sklepu na podłodze i "sobie gadam"
- to ja zapytam żony.
- dobrze... to jak pan...
- Kryyyyyyyyysiaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, choooooooooooooooooooooooooooooooć ! TEN ROWER TO MY CHCEMY ALE PAN MÓWI, ŻE ON W SOBOTĘ DOWIEZIONY BYĆ MOŻE, ALE TO DROŻEJ TO MY NIE CHCEMY DROŻEJ NIEEEEE? 

Rozłączam się. Mam dość. Nie mam już siły. Tego samego dnia jeszcze 3 telefony od tego człowieka miałem. Na godzinę 19:00 jak opuszczałem sklep decyzja nie zapadła a o sposobach wysyłki tłumaczyłem ze 3 razy.


- pan mi rower pokaże
- a jakiego roweru pan szuka?
- damki dla żony
- tu mamy damki, są na kołąch 26 i 28 cali... Różne kolory. 
- bo to żona szuka wie pan.
- mhmm
- a jak pan myśli ten ładniejszy czy ten?
- wie pan, kobietom się podobają różne. Dobrze by z nią przyjechać i jej pokazać.
- ale ona w aucie przecież siedzi.
- to niech wejdzie...
- nieeee ja muszę sam najpierw popatrzeć. Wie pan jej opowiem.
- ale to co na prezent?
- nie no zaraz ją przyprowadzę, sam najpierw chciałem bez żony popatrzeć. 
<LOL>
Godzinę chodziła pani i wybierała, doszła do wniosku, że z tego to by siodełko wzięła, bo ładne sprężyny, z tego kosz, bo ładna falbanka, a z tego opony bo te beżowe nie pasują. No i w sumie ten kolor to też mógłby być w innym odcieniu bo ten jest "jakiś taki"

Koniec tygodnia u Księgowego zapowiada się znowu bez roweru, znowu z autem i znowu nic. Pogoda łądna  a ja nic. Może NIedziela będzie dla mnie;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zajączek || 61.28km

Poniedziałek, 28 marca 2016 · Komcie(1)
Schemat bardzo podobny... Najpierw obiad, potem rower. Udało się jednak, zabrać żonę na spacer. Szukaliśmy wiosny w Parku Jabłonnie. 










Po spacerach Jabłonowskich, czas przyszedł i na rower. Szybkie szukanie wiosennych ciuszków i w drogę. Niezrealizowany z poprzedniego dnia, plan odwiedzenia dwóch mostów, okazał się strzałem w dziesiątkę. Lekki wiaterek, ciepło i połowa dystansu z wiatrem. 

Pętla Most Północny - Most w Nowym Dworze... ze średnią 24km/h... same nogi kręcą w taki ciepły wieczór!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jajeczko... || 32.00km

Niedziela, 27 marca 2016 · Komcie(5)
Kategoria Pojeżdżawki
Święta w tym roku pełno-wiosenne. Na ulice wyległy pierwsze grupy świeżaków. Świat aż huczy od ćwierkających łańcuchów i piszczących hamulców. 

W Niedzielny świąt dzień - wybrałem się i ja na rower, ale dopiero pod wieczór. Za dnia trzeba oddać Bogu co boskie, Cesarskiemu co Cesarskie. Obiadek u teściowej. Kurtuazja, uśmiechy, życzenia, jajeczka i nerwówka wszystkich dookoła z tego starszego pokolenia. To trzeba zrobić, to ugotować tamto jeszcze nie gotowe, a oni za-raz-bę-dą! 

Byłem z Agnieszką trochę z boku tego całego szaleństwa. Zastanawiam się jak nasze dziecko będzie obchodzić święta. Czy tradycją będzie obiadkowanie, chodzenie do kościołów, czy pierwsza kilkudniowa wycieczka z małym pod namioty? Czy to wogle mieści się w głowach, aby święta tak spędzać? Mamy taktwardo zakorzenione w kulturze tradycje, że gdy we Wsi Ksiądz rezurekcje zrobił o 22 w sobotę a nie o 6.00 w niedziele, to dyskusja nie miałą końca. Biedny ksiądz tak został obgadany, że to szok. 

"święta to już nie święta bez rezurekcji rano"

A ja na rezurekcjach byłem może ze dwa razy w życiu - popieram księdza "Za rano".
WIeć mu jednak długo tej zniewagi niezapomni - jeszcze może wpadnie do głowy aby pasrekę o 21 lub 22 zrobić? Niedoczekanie - widły, kosy, szable... 

W domu byłem z niedoczasem. Umówiłem się na wieczorne pedałowanie przez FB. Nigdy tak nie robie, ale rano napisałem post, że planuje taki wieczorny wyjazd i za namowami wcześniejszymi kolegów zrobiłem wydarzenie. Niestety mało kto potrafi tak spontanicznie (zaplanowane o 8:30 rano - wykonane o 19) wydarzenie przyjąć. 

Byłem sam... Cóż, może to ten świąteczny okres, a może jestem mało interesującym kompanem do jazdy:)
Poleciałem do Mostu Północnego pod wiatr. Tam, zjechałem na dół i odkryłem, że na dawnych składowiskach popiołów na żeraniu zrobiono ścieżkę aż do dawnej kładki dla rur. Niebawem pewnie będzie można pojechać nad samą Wisłą aż do Mostu Południowego na Wiśle.

Podumałem chwilę przy zachodzącym słońcu i wróciłem w stronę domu. Było już po 19ej sporo, więc na deptaku ludzi coraz mniej. Z wiatrem w plecy pognałem do domu...

Dobrze spalone kalorie i nogi pulsujące od dynamicznej jazdy, a wszystko to zwieńczone kąpielą w bąbelkach... po co piwo, po co wódka, Wanna! Wanna na dnia zakończenia by ukrócić nóg cierpienie!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Targowisko i tanio wszystko || 33.00km

Czwartek, 24 marca 2016 · Komcie(7)
Kategoria Do pracy!
Na ten dzień zaplanowany był targ... żona mi zapowiada takie newsy wcześniej abym okrzepł i pogodził się z mylą wizyty w mocherolandii. Zakupy warzywne, zakupy jabłkowe... zakupy wszelakie. Przed świętami na targu ciężko i zachowanie równowagi umysłowej i podziwiam tych co tam handlują. 

Udaje się po targowisku wykrzesać jeszcze kilkanaście minut na ogarnięcie się i pojechanie rowerem do pracy. Dziś ewidentnie nie mam siły. Jakoś tak jadę jak duch. Noga za nogą... nada mroźno o poranku więc nie ma co liczyć na ciepłe pedałowanko. 

W firmie znów dzień pełen zadań, choć nie związanych z serwisami. Dla ludków i świeżaków jeszcze za zimno. Za to dostawa goni dostawę i towar trzeba sprawdzić obcenować wystawić na pułki wymyślić mu miejsce, jeśli takowego nie ma. Generalnie na brak pracy nie narzekam od rana. A za plecami kilka serwisów się czai i mimo prób, nie wiem czy uda się wyrobić przed świętami z oddaniem wszystkich rowerów. 

Czy coś po pracy? Nie wiem jak dojadę coś więcej to dopiszę. Na chwilę obecną zdycham zmęczony i nawet nie miałęm czasu na obiad. (15:30) zaraz siadam do miski, bo ludzie pracę kończa i się czarno w sklepie zrobi. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wiosna choć zima || 50.00km

Środa, 23 marca 2016 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Wreszcie po kilku dniach przerwy słońce znów wyszło i znów chciało się chcieć. Samo się jakoś wstało... bez marudzenia. Katar w formie zaawansowanej zamienił mój noc  w hydrant. Choć może lepiej pasowałoby "smarkant". Nie miałem zamiaru rezygnować z jazdy z tego jakże zasmarkanego powodu. W końcu najlepiej oczyścić zatoki mroźnym powietrzem. Mam nawet wrażenie, że na dworze to mnie tak nie kręci w nosie niż jak siedzę w ciepłyn pomieszczeniu gdzie mnie świdrują zapachy.

Na rowerek startuje po ósmej z minutami. Słońce jest - to fakt, ale jest też w okolicach zera i lekki wiaterek. Czuje się to zwłąszcza na twarzy. Udaje się jedna przepchnąć te 30 kilometrów przed pracą. Nawet bez specjalnego zmęczenia mi to weszło. Gdyby tyklo z nosa tak nie leciało to byłoby fajnie!

Po pracy powrót już klasyczny. Na nic więcej nie miałem siły. W serwisie tłoczek, w internecie sporo zamóień i całą masa paczek do zapakowania. Kończę pakowanie jednego a tu kolejne. Potem jeszcze jakiś klient przeszkodzi ze dwa trzy razyi  tak jedna wysyłka schodzi mi prawie godzinę od rozpoczęcia pakowania, do skończenia procesu zamawiania kuriera. 

Tak więc po robocie decyduje się tylko na kurs Praca Dom.




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Dokładam starań || 33.00km

Sobota, 19 marca 2016 · Komcie(2)
W Sobotę do pracy postanowiłem znów pojechać na rowerze, jak to u mnie ostatnio bywa, pogoda była co najmniej wątpliwej jakości. Nie dość, że od rana 0 stopni to pod koniec "mikro dokrętki" przed pracą zaczęło sypać śniegiem. W pewnym momencie nawet nieźle kurzyło. Dojeżdżam więc pod bramę dobrze zmrożony.

Szybko rozpalam w kominku i gdy już przyjemnie strzelają płomienie siadam do komputera. Kawa w dłoń i delektuje się ostatnimi chwilami spokoju. Ta sobota, będzie wyraźnie Handlowa!

Powrót wyszedł 20 minut po czasie. Do 16 mamy czynne a bramę zamykałem o 16:20, chmurzyło się, a front ciemnych chmur nadciągał z wiatrem z oddali. Nie zdecydowałem się aby jechać gdzieś po pracy.
Całą drogę powrotną lodowaty wiatr robił mi na złość i wiał w twarz.

Mam nadzieje, że reszta marca będzie cieplejsza. Tak bym chciał wygrzać kości po zimie.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

pluje piaskiem || 50.00km

Czwartek, 17 marca 2016 · Komcie(0)
Kategoria ciekawsze wpisy
Po zawirowaniach z pogodą, wolnym czasem i obowiązkami domowymi w końcu udało się wybrać na rower. Oczywiście nie było już słonecznie, a temperatura powalała na kolana (okolice zera) no i wiało... udało się jednak wyjść, choć troszkę na przekór własnemu sobie, bo z jednej strony nie chciało mi się ruszyć tyłka, a z drugiej tak miałem żal że nie jeżdżę.

Do pracy pojechałem więc z małą dokrętką. Od samego wyjazdu z domu wiatr przeważnie przeszkadzał. Nogi jednak mało jeżdżone miały zapas energii i mogłem z nich wycisnąć nieco więcej. To się czuje. Nie jeżdżenie do pewnego momentu daje mi taką ukrytą moc, takie nitro w udach. Niby na "logikę" powinienem nie mieć z czego dokręcać, ale świeże mięśnie, nie styrane codziennymi regularnymi dojazdami, pozwalają mi na więcej. I tak właśnie w przypadku walki z wiatrem, po prostu mi wchodzi te 22/23km/h pod wiatr. 

W robocie serwis, za serwisem... ludzie budzą się ze snu.

Na koniec dnia kilku irytujących klientów a potem w siodełko. Zaplanowałem sobie dokrętkę i pognałem. Do Płochocińskiej leciało się jak za darmo, ale do momentu skrętu w prawo na Modlińskiej, nie zdawałem sobie sprawy, jak silny jest wiatr. Gdy obrałem kierunek do Legionowa, boczne podmuchy nieomal wpychały mnie pod koła. Piasek za to wdmuchiwało mi w każdą szczelinę...

W domu plułem piaskiem i wysypywałem go z uszu.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Połóweczka || 15.00km

Środa, 16 marca 2016 · Komcie(3)
Tego dnia co to rano wiosna wieczorem zima... rano rowerem do pracy udałem się. Na dzień po niedzielnym dystansie - nogi szły jak trzeba, bez zastrzeżeń. Bez zakwasów, bez bólu. 

W pracy dzień zapełniony po brzegi po słonecznym weekendzie. Serwisów przybywa i to lawinowo. Wieczorem lekko umęczony dniem i z powodu śnieżycy musiałem odpuścić i skorzystałem z podwózki znajomego do Legionowa. 

Za wszystkie grzechy serdecznie żałuje;P



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Dookoła Kampinosu z ochyłami || 175.00km

Niedziela, 13 marca 2016 · Komcie(4)
Prognozy pogody ostatnio potrafią się zmieniać z dnia na dzień. Gdy jednego dnia o 16 patrzysz na meteo to już o 20 jest całkiem inne wskazanie. O ile samo to, że pada lub nie, jest kluczowe to dobrą informacją o 20 jaka wyświetliła się na meteo, było to, że poza brakiem opadów ma jeszcze być słonecznie. 
Route 3 438 007 - powered by www.bikemap.net

Udało się więc zaplanować wyjazd dookoła Kampinosu. Obudziłem się sam, po prostu było już widno, a na niebie widać było pomarańczowy wschód słońca. Na termometrze w okolicach zera. W kuchni jakaś kawa, kanapka i bez spinki zebrałem się do wyjazdu. Buziak od żony na trasę i w drogę. 

Niebieskie - Królewskie

Słońca starczyło na dojechanie do Jabłonny, tam już się po chmurzyło. Był też wiatr. Wiatr to kompletnie odmienny aspekt bardzo zmiennych prognoz pogody ostatnich miesięcy na ,meteo. Poprzedniego dnia podawali, że ma być niebieski, potem przez chwilę pokazał się na zielono, aby znów na koniec dnia prognoza podawała niebieski wiatr. Czyli - pomieszanie z poplątaniem. Tak czy inaczej wiedziałem, że co najmniej polowe trasy wiatr powinien przynajmniej nie przeszkadzać w jeździe, a na końcowym odcinku do Sochaczewa, nawet pomagać.

Do Nowego Dworu Mazowieckiego mam zły poranek. Zimno, pochmurno wilgotno... pierdziu, jak taka pogoda ma być, to ja zawracam... Im dalej tym gorzej. Ledwo do NDM dojechałem i przekroczyłem most, zaczęło się z lekka przejaśniać za plecami. Pedałowałem więc dalej licząc, że jednak front słoneczny mnie dogoni. 
Niestety stopy w jesiennych butach atakowały miliony szpilek mrozu i chłodu. 

W odmęcie sakwy znalazłem worek na śmieci  w którym czasem Agnieszka owija pudełeczka z jedzeniem do pracy. To było to! Worek niebieski - królewski - jak mawiają dzieci, ale jego funkcja jest nie do przeceniania. W wyniku dogłębnego szperania w sakwie znajduje również druga parę skarpetek. No to siup - skarpetki i worki na nogi i można jechać.

Zanim skończyłem się odziewać w foliówki, zaświeciło słońce. Była to chyba wieś Leoncin. 

Po ubraniu dodatkowych warstw na nogi siły wróciły - przede wszystkim te mentalne. Słońca coraz więcej, a w nogi już tak zimno nie było. 

Błądzący lecz na oczy widzący...

Gnam przed siebie, a wiatr o dziwo mam w plecy. 30-35km/h jedzie się jak po maśle. Dodatkowo wyremontowali kawałek dziurawej drogi w okolicach Gorzewnicy i Kromnowa więc leci się jak po stole. Tak jadę, że nie wiedzieć czemu mijam skręt na Sochaczew. Nie mam pojęcia jak to zrobiłem. Nagle mam most w Kamionie. 

Taki mały skrót przez las



Postój w Lasku

Dobijam do Głównej z Wyszogrodu i szybko skręcam na Witkowice. Kojarzę, te tereny bo kiedyś razem z RDK kręciliśmy się tu po okolicy, a nawet pieszo (pamiętny spacer nocą jak RDK złapał gumę:P) 

Znana Wąskotorówka w okolicach Sochaczewa

W Witkowicach odbijam na Brochów i przez most jadę polami do Miasta, dalej już wracam na trasę do Sochaczewa. Kilka razy błądzę w mieście, bo skręcam źle. Najpierw gubię orientację i odbijam na "Rozlazłów". Utłukłem sobie w głowie, że jak tam skręcę to prosto do obwodnicy dojadę. No i dojechałem, tylko kurcze od dupy strony. W końcu jednak się odnajduję i wracam na "trasę". Krajówka tiry i te sprawy. Ale jest i on MC-DONALD.

Siadam przy szybie, rowerek przypięty podchodzę do kasy i co? Śniadaniowa oferta... F#CK Miałem ochotę na tortille, czy choćby jakiegoś big maczka... Zamawiam więc kawę, a ta o dziwo jest w śniadaniowej ofercie za free. No to siadam sobie przy stoliczku z kawą i wykładam zwilgotniałe od potu kurtki. Jest jak w szklarni. Cieplutko milutko, kawowo-mlekowo....
Do klasycznej oferty jest chyba 30 minut, a że planuje zostać w maczku ze 40 minut ogółem, to czekam sobie, sącząc arabicę z mlekiem. 

W końcu zamawiam klasyczne menu, zjadam i mega wypoczęty oraz niemało rozleniwiony, siadam do walki z sukinsynem wiatrem. 

Od tego miejsca, czyli od opuszczenia Mc Donalda, wiatr, uparcie mnie będzie miażdżył, aż do samego końca jazdy. Jak tylko wyjeżdżam na drogę podmuch nieomal mnie zsadza z siodełka. 18-20 km/h to max co mogę jechać. Trasa Poznań - Warszawa i pędzące auta, jakoś w tym wietrze totalnie mnie nie nastrajają do jazdy i walki. Decyduje się, opłotkami przebić do trasy równoległej w nadziei, że bliskość Kampinosu lekko ten wiatr zniweluje (teraz jak patrzę na mapę to byłem naiwny z tym lasem i jego bliskością;P)
Przez Zosin i Feliksów, piękną równiuteńką drogą jadę sobie do Szopena. Wpadam sobie w Żelazowej Woli i ruszam już mniej uczęszczaną trasą na Leszno.

Miele, jak baba we młynie, a każde spojrzenie na licznik mnie frustracją powala. 20-19... odkąd nie jeżdżę na 26 calowych slickach 1.5 cala to takie prędkości 20 na godzinę dawno już nie są u mnie normą...
Morduje się tak pod wiatr aż do Leszna. Tam rozplanowuje sobie postój, ale to nie jest dobry pomysł. O ile człowiek jedzie pod wiatr i mu ciężko to przynajmniej ciepło, jak staje na tym wietrze to mimo słońca zimno mi momentalnie. Jak na złość wszystkie miejscówki "za wiatrem" są w cieniu.

Robię kilka skłonów rozciągam się i niewiele później ruszam zrezygnowany dalej. Nie ma rady, samo się nie dojedzie do domu. 
Im bliżej stolicy tym więcej aut, tym większe podmuchy, gdy mnie mijają i gdy wyprzedzają. Szarpie jak niewyregulowany gaźnik... jedno jednak się poprawia. Więcej zabudowań i mniej otwartej przestrzeni sprawia, że jest mniej wietrznie. Za to przeciągi tam mają ... paaaanie.
Jak z za bilbordu wyjeżdżam to mnie o mało z siodełka nie zdejmuje...

Świeże bułeczki...suchę łańcuszki
Arkuszowa to już Wawcia... Wawusia - Wawusiuńka...
Świeżaków!!! Od metra, pełno ich pełno wystrojonych w obciski panów i pełno tych panów w dresach, na ich fajowych rowerach za 1000 zł. Łańcuchy ćwierkają jak Poznańskie Słowiki. Na moście Północnym walę na czołówkę z kolesiem, który wpatrzony w Smartfona ląduje na barierce. Ociera się o nią tylko, ale nie mogłem mu zjechać bardziej bo za nim jechał już poprawnie drugi rowerzysta więc omijając X wpadłbym na Y. 

Modlińska - to pewnie nazwa wzięła się od Modlitwy - modlę się, żeby już przestało wiać. Nogi pieką, ale 23-24 się  wlokę. Ledwo jadę, ale jakoś widok tych świeżo wyklitych rowerzystów na wypasionych rowerach mnie motywuje. Ściga mnie jeden na ulicy. Najpierw wyprzedza (gdy jadę 21km/h), a potem stara się nie zgubić koła (gdy ja go wyprzedzam 2 km dalej jadąć 23km/h). Bawię się z nim w kotka i myszkę i tak co on mnie to ja jego...:) Ktoś by powiedział, że po zmianach idziemy, czy co... ale po zmianach chodzą to ludzie którzy najczęściej łańcuch mają nasmarowany, a jego to słychać było tak, że mi muzykę w MP3 przekrzykiwał:)

Dzięki igraszce z żółtodziobem jakoś szybciej mija mi cała ulica Modlińska i nie wiem kiedy ląduje w Jabłonnie (on został w tyle, ale potem widziałem, jak poleciał na Nowy Dwór Mazowiecki).
W domu jestem jeszcze pełnym dniem, ale ledwo wlokę się do mieszkania po schodach. Nogi nie tyle są zmęczone, co mam wrażenie, jakby mi spuchły. Pulsują mi i nieomal czuje jak sa nabrzmiałe ze zmęczenia. Teraz powiedzenie pro kolarzy - "weszło w nogi" nabiera innego znaczenia. Ostatnie 80km to była walka z upierdliwym wiatrem. Do tego szarpane tempo - wszystko razem do kupy dało efekt taki, że jak siadam na skrzyni w domu to siedzę bez słów z 5 minut i zbieram się w sobie.

Gorąca kąpiel, obiad, masowanie łydek ud i po godzinie nawet czuje się dobrze.

Podsumowanie 

Miało być 200km lecz nie wyszło. W sumie te 175km "zmęczeniowo" zaliczam jak odfajkowanie dwusetki. - Jak myślicie liczy się?Obserwacje mam takie, że dzięki jazdom do pracy autem co jakiś czas, nogi są bardziej wypoczęte, mogę bardziej się "zagiąć", bardziej wybaczają prze-tyranie, a nie tracę mocy. Wyjeżdżone mam mniej km przez to, ale spodziewany efekt lekkości podczas jazdy jest. Z perspektywy drugiego dnia, mogę również powiedzieć, że nie mam zakwasów, naciągniętych ścięgien ani bólu kolan. Dostały w dupę, nogi, ale miały zapas i były wypoczęte.

 Teraz trzeba by polować na kolejne przedziały:) To kiedy ustrzelimy jakieś 250?





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Pan z Diaksem - Kradzione rowery... || 30.00km

Sobota, 12 marca 2016 · Komcie(8)
- dzień dobry
- dzień dobry
- szukamy roweru, ale używanego
- nie sprzedajemy używanych
- a gdzie można kupić używane rowery? Gdzie tu jest komis?
- wie pan jako takich komisów ludzie nie prowadzą, bo to śliski temat. Rowery mogą być na giełdzie czasem, bo często trafiają się kradzione. Niestety tak to wygląda.
- a mi to nie przeszkadza...
- wie pan jak złapią na kradzionym zatrzymają rower, a pan ma sprawę w sądzie i sporo kłopotów szkoda ryzykować. Chyba, że z zaufanego źródła
- a jak mi udowodnią, że to ja ukradłem. Udam głupa, przecież mnie za to ścigać nie będą
- wie pan numery ramy są nabite, czasem w raportach policyjnych podają ludzie numer jak im rower ukradną. 
- a co ja diaksa nie mam w domu? Panie - zetre numery i moga mi naskoczyć, nie udowodnią, że kradziony!
- aha... skoro tak pan sprawę stawia i wspiera pan złodziejstwo w kraju, to ja nie mam pytań - jestem oburzony postawą kolesia. Tym bardziej, że mówił wcześniej że to dla syna, a żona stoi obok i ma te same poglądy.
- co pan myśli, policja jest od łapania złodziei a nie my! CO my możemy! A gówniarzow9i nowego kupować za 2 tysiąće nie będę a taki za 500 zł znajdę.
- pewnie niech złodziej ma na nowiutkie nożyce do metalu lub na diaksa. Może i panu kiedyś rower ukradnie...
- e tam panie naiwnyś pan jesteś. Takie czasy... do widzenia

Ciekawe podejście ludzi... jeśli dla 15 latka tatuś tak szuka roweru, to może niech lepiej sam go ukradnie?
Byłem oburzony dzisiejszym dialogiem i ledwo powstrzymałem się od naprawdę ciętych komentarzy. 

Nie chce mi się aż z tej goryczy pisać więcej w tym wpisie - jest to po prostu dno... teraz wiemy kto napędza koniunkturę złdzoejstwa w kraju. Rozwydrzone dzieci i poje^%$## rodzice...;]





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,