Wpisy archiwalne Marzec, 2014, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:887.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:21
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:26.88 km i 5h 21m
Więcej statystyk

Do pracy 42 - Poniedziałkowe przebudzenie || 10.00km

Poniedziałek, 31 marca 2014 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Po obfitującym w kilometry weekendzie czas przyszedł na poniedziałkowe pojechanie do pracy. Towarzyszyła mi Agnieszka, która na drodze kupna nabyła w naszym sklepie lampeczkę do szosy. 

Dzień w pracy minął spokojnie, a od klientów dwóch usłyszałem dziś, że jestem dobrym sprzedawcą. Co tu dużo mówić, było to bardzo miłe! 

Sporo serwisów, bo po weekendzie ludzie po przyprowadzali nam do sklepu rowery do naprawy. Cała masa dętek do wymiany i jakieś pierdoły. Kasa się kręci w bufecie serwisowym, ale pracy nie ubywa. 

Od pewnego czasu mamy do pomocy nowego kolegę "G". Kolega po 40tce, a mentalność 18latka. Szajbus straszny i napaleniec na rowery. Zachowuje się, jak dziecko w składzie z zabawkami. Wszystkie rowery by "testował" i każdy jeden mu się w jakichś sposób podoba. Denerwujące jest to, że zamiast poświęcić czas na pracę wolne chwile pomiędzy klientami, on poświęca na ogladanie rowerów i ich ujeżdżanie. 

Szczyt wszystkiego, nastapił, gdy z klientami wyszedł aby ich dzieci mogły się na rowerze przejechać, zanim go kupią, a on zamiast rozmawiać z rodzicami, sam jeździł na rowerze za dziećmi. W dodatku zabrał jakiś za mały rower. Wyglądało to dość komicznie, on jeździł po placu a za nim dwójka dzieci a rodzice jak te kołki stali sami sobie pozostawieni.

Nie rozumiem tego człowieka;P

Cóż nie ma ideałów jakoś to przetrawię:)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Niedzielne Szu(o)sowanie po asfaltach! || 125.87km

Niedziela, 30 marca 2014 · Komcie(2)
Kategoria Pojeżdżawki
W związku z nadejszłą wiosną, wybraliśmy się dziś na szusowanie po szosie;) Miałem ochotę na jakiś dłuższy dystans, ale po ostatniej eskapadzie nocnej, nie bardzo czułem, czy dam radę. Zdecydowaliśmy się na spontan i to co nam przyniesie pogoda. Udało się wybrać w miarę mało uczęszczane asfalty i wycieczka potoczyła się bajecznie. Na ulicach pusto, bo w niedziele, po zmianie czasu ludzie spali jeszcze długo zanim wybyli z domów. Masy swieżaków również nie udało nam się namierzyć, bo tereny nie obfitowały w szlaki często odwiedzane przez rowerzystów.

Wiatr upierdliwy był dziś strasznie. Niby wiało na niebiesko, a jednak w twarz. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że gdy tylko my zmienialiśmy kierunek, on też taki manewr wykonywał. I kto tu zrozumie wietrzysko. W dodatku sam imć - wiatr - nie był wcale ciepły. 
Ta huśtawka pogodowa troszkę nas mamiła i nie wiedzieliśmy jak sie ubrać. Jak stawaliśmy gdzieś na poboczu, to grzało tak, że aż wysiedzieć w bluzachsię nie dało, gdy zaś ruszaliśmy podmuchy były chłodne i przenikliwe. Ot taka oszukańska pogoda. 

Agnieszka zasuwała dziś przepięknie. Ona jest wyraźnie do szosy stworzona, przez cały wyjazd jechała z blatu a mniejszych przełożeń niż 3 ulubione na tylnej zębatce, nie używa. pod górkę, z górki, z wiatrem lub pod wiatr. Ona i jej szosowe trio przełożeń, niezmiennie przez cały wyjazd. 


Wiosna w powietrzu i w trawie, w lasach na morkadłach pełno zakwitło białych kwiatków. Jadąc przez taki als ma się wrażenie, jakby był na ziemi przyprószony śniegiem. Każdy z tych małych cudeniek, chyli główkę do słońca, a gdy tylko staje w cieniu jakiegoś drzewa zwiesza główkę w dół, i lekko zbliża płatki. Natura jest niesamowita, a wiosna i jej bujny rozwój roslinności jest i chyba zawsze będzie dla mnie cudem natury!



Szosówka biała jeździ chyba szybciej, od swojego bliźniaka w szarości:P Nie wiem, może po prostu ja mam odczucie, że strasznie mi pasuje ten kolor i nareszcie wszystko gra między mną i maszyną. Wielu z was pewnie się dziwi, myślicie - rower to tylko rower, ma być sprawny i mieć dobry osprzęt. I tu zaskoczenie, moja szosa ma średni osprzęt i średnie wszystko a jednak jeździ się nam super. 



Pośród zieleniejących pól i morza kwiatków w lasach, docieramy do Świercza. Tam przerwa na uzupełnienie bidonów. 
Od pewnego czasu mam kłopot z żołądkiem. Coś mnie straszne kolki łapią. Odpoczynek na słońcu pomaga. Siadam na rozgrzanej jak w wakacje, kostce bauma i opieram się o sklep. Słońce świeci mi w twarz a ja chłonę ciepło niczym jaszczurka, która właśnie opuściła po zimie swoją norkę. Napełniamy bidony i dalej na trasę.



Na ulicach pusto, bo główne miejsce zgromadzenia aut, to kościoły. Udaje nam się tak przejechać przez wioski, że nie odczuwamy fali aut powracających po mszy. Niemniej jednak kościółek wpada nam w oko i robimy postój aby go sfocić. Ksiądz w tym momencie wygłasza kazanie. Jest taki podniosły i cedzi każde słowo tonem nauczyciela. Ludzie przed kościołem gadają, ziewają prowadzą dyskusje. Atmosfera pikniku:D

Po drodze do domu wpadamy do Mamy Agnieszki na obiad przejazdem. Schodzi nam się chwilę, więc jest szansa odpocząć. Żołądek burczy z głodu, a jednocześnie doskwiera kolka. Odpoczywam więc po obiedzie i przechodzi mi nieco. 


Trasa końcowa to desant do domu. Prędkość po 27-30km/h. Z radością witamy Jabłonnę!








Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nocne żniwa kilometrowe || 25.28km

Sobota, 29 marca 2014 · Komcie(2)
Podczas, gdy za oknami świeciło słońce i przewalały się tabuny ludzi my z Agnieszką robiliśmy sjestę sobotnią. I tak jakoś się rozślimaczyło, że z pięknej pogody nie wyszło nic. Gdy zaczęło zmierzchać wybrałem się na trasę sam. Robiło się chłodno, a ciuchy miałem uprane na jutro. Skleciłem więc coś na szybko do ubrania, mp3 w ucho i rura. Przetestowałem także kamizelkę rowerową jaką zakupilismy ostatnio na allegro.



Fajna rzecz, bo nareszcie jest to kamizelka z prawdziwego zdarzenia a nie jakaś szmatka na rzep. Ubranko dobrze przylega, ma ściągacz na dole i dodatkowo po bokach wywietrzniki, a na plecach kieszonkę. Naprawdę solidna kamizelka odblaskowa za rozsądną cenę. Takiego typu ubiory w Decathlonie kosztują po 60-80 zł. Jesteśmy z Agnieszką bardzo zadowoleni z zakupu i w tym miejscu dziękuje PrzemkowiR za namiary na firmę!

Trasa poniosła mnie do Chotomowa, gdzie pędziłem, jak wariat ponad 30km/h. Na rondku muszę nieco spasować i odbudowuje prędkość na wiadukcie. Na podjeździe piłuje 21-22 aby się rozgrzać. Chłód jaki zapada po zmroku jest przenikliwy. Z każdą chwila coraz chłodniej. 

Chwilowy postój na wyjęcie lampki oświetleniowej i ruszam do lasu. W ciemności totalnie zapominam o tym, że tam garby zwalniające są. Leże na lemondce i nagle - HOP i zaskoczenie. ŁO_DA_FAK@#??
Pilnuje się później, bo uświadamiam sobie, że gnam ponad 30 km/h przez ciemny jak atrament las, a w lesie czasem pojawiają się dziki. Nie planowałem upolować dziczyzny tego wieczoru, więc opamiętuje się nieco. Jedzie się przyjemnie, ale zimno mi w nogi. Spodnie lekko grubsze "się piorą" a ja założyłem te lekkie, które może za dnia by sprawdziły się, teraz jednak dają wrażenie jakbym miał na nogach cienkie rajstopki ( nie żebym kiedyś popylał w rajstopkach:P).

W Skrzeszewie atakuje "pseudo wiadukt" nad rurociągiem i wymarzam się na zjeździe. Z łąk napływa taki chłód, że nieomal czuje na jakiej wysokości moich łydek jest zimne powietrze. Dosłownie mam wrażenie jakbym moczył nogi w zalewie z lodu. 
Przyspieszam i do rondek w Wieliszewie, pędzę około 35km/h. Tam znów opamiętanie. Sporo auto od zapory jedzie i muszę zwolnić, wielu z kierowców umie wyprzedzić, inni no cóż.

Do miasta wjeżdżam z ulgą, bo miasto to nagrzany asfalt a co za tym idzie ulga dla nóg. kolano prawe od chłodu już się odzywało nieco więc i ono z radością przyjmuje wzrost temperatury.
Przez miasto jadę sobie spacerowo. Noga za nogą delektuje się i "wygrzewam" pośród latarni:P Zaskakujące jest, że na szosie pojęcie prędkości na tym rowerze jest totalnie inne niż to co dotychczas znałem. Na liczniku 23-24km/h a ja czuje jakbym "na stare" jechał z 17km/h. Szok:)

Do domu wracam i wypijam ciepła herbatę. Chwila odpoczynku i mogę popełnic ten wpis. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 41 - Sobota || 18.72km

Sobota, 29 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dziś sobota, po wczorajszej dwusetce, jechało się "spoko", choć gdzieś w zakamarkach czułem, że "wiatr jest za silny" "koła nie napompowane" i tego typu przeciwności, które na pewno sprawiały, że rower jechał wolniej. Niestety w serwisie sprawdziłem, że ani jeden ani drugi powód nie był tym decydującym. Po prostu wychodziło zmęczenie. 

W pracy kocioł na cztery fajerki, ludzie ludziska, duże wymagania i niezrealizowane marzenia. 

Po pracy wizyta w domu rodzinnym w poszukiwaniu podstawki do gps, gdzieś mi się zapodziała. Niedobrze bo w niedziele chcemy jechać dalej i z nawigacją może być kłopot. 

Podczas powrotu z pracy na drogach pełno świeżaków, cała masa laluń z za-niskimi siodełkami, napakowanych facetów z podwiniętą prawą nogawką i wielu innych równie atrakcyjnych rowerowych maniaków. Podczas jazdy, próbowałem nawet jednego takiego dogonić, ale skończyło się to wpadnięciem w dziurę i odpuściłem. 

W domu relaks i przygotowanie do sezonu, założyłem noski i posmarowałem łańcuch. Szosa w pełni sezonowa już jest, nic tylko nabijać kilometry. No i oczywiście robić wpisy:P

Leń mnie opętał i nie chce mi się ruszyć z domu a słonce zachodzi... chyba skończy się nocnikiem i testem nowej kamizelki którą polecił nam PrzemekR





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Szalony pomysł - diabelskie wykonanie! || 260.00km

Piątek, 28 marca 2014 · Komcie(4)
No to działo się dziś i to nie mało. Jako, że piątek teraz mam na 14tą, to zdecydowałem się na szalony przejazd. W sumie nie wiedzialem co z tego wyjdzie, a wyszło całkiem sporo.  Wyjechałem z domu po północy z planem do wykonania 200km. Miałem zrobić trasę i wrócić do domu, przespać się z 2h i pojechać na 14ta do roboty. Wyszło inaczje. Długo czekałem na ten dystans, bo nie było czasu aby go zrobić w warunkach pracowych i głód narastał do granic. W końcu gdy wypuściłem się z domu za zgodą żony,  diabeł we mnie ożył

Najpierw standardowo do Warszawy, tam zdecydowałem sie na przejazd do Starzyńskiego i jazdę przez Wolę, bo chciałem uniknąć odcinków nieoświetlonych w Broniszach. Z dobrą muzyka w uszach, przejechałem przez Stolicę. O dziwo, było naprawdę ciepło noc 8 stopni. A na liczniku i pustych ulicach 26-28km/h - jednak szosa to szosa. 

Po wpadnięciu na trasę poznańską, włączam audiobooka i nurkuje w ciemność. Na zmienę jest przeplatana z oświetlonymi odcinkami w miastach. W Sochaczewie przez obwodnicę i na Łowicz. Jedzie się spoko, ale tam już czuje że mi marzną stopy. Temperatura około 5 stopni, nawet para z ust leci. Dobrze jednak mi się jedzie a prędkości nie widzę.

Przed Łowiczem planuje zrobić odwrót, ale ciemności nieprzeknione a nie chce mi się schylać i patrzeć jaki dystans, w myślach dodaje sobie otuchy, że i tak mam zapas więc, zawrócę w Łowiczu. W jednym z bardziej oświetlonych miejsc orientuje się, że przekroczyłem 100 km. Zawracam więc czym prędzej i z poczuciem, że teraz będę tylko w kierunku domu jechał - wracam. 

Jedzie się bajecznie. Leże na lemondce i pedałuje, nie wiem jaka prędkość, nie wiem co dookoła wpatruje się tylko w pas oświetlonego miejsca przed kołem. Podczas chwili rozluźnienia zapominam, że droga mimo pobocza ma też rów i spadam z asfaltu na piasek. Podrywam się z Lemondki i wyprowadzam rower znów na asfalt. Niewiele brakowało, a zakończyło by się to ostrą glebą. Serce mi wali, bo się wystrachałem ostro. Adrenalina pulsuje więc dokręcam. Klik i kolejny bieg wchodzi na kasetę. W oświetleniu widzę, że lecę 30km/h. Co ta adrenalina robi z człowiekiem. Na tym energetycznym kopie jadę jeszcze spory kawałek, a potem redukuje i znów pedałuje swoim tempem. 

W Sochaczewie gubię się nieco i w pustym mieście, pełnym opuszczonych fabryk  czuje się strasznie nieswojo. Jakaś osoba idzie chodnikiem chwiejnym krokiem i coś tam bełkocze pod nosem. Nogi chcą przerwy a ja za nic nie chce "relaksować" się w takim miejscu. Wyplątuje się z gąszczu ulic i jadę do Żelazowej woli. Na parkingu przed muzeum siadam sobie przy latarni na parkingu i zjadam i zapijam... Relaksuje się, bo czuje, że mam zapas. Gdzieś po głowie tłucze mi się, że może pojadę dalej. 

Siedzenie mi nie idzie;) Nudzi mi się, więc wsiadam i jadę dalej. Zmieniam audiobooka, na muzykę i gnam sobie pustymi ciemnymi uliczkami do Leszna. W Lesznie wypatruje słońca, ale okazuje się, że do wschodu jeszcze czas. Przelatuje przez miasto więc i gnam w ciemność. Przez Kampinos jedzie się w ciemnościach tak przenikliwych, że czuje się jakbym rowerem przez sam środek lasu jechał. Co jakiś czas wypatrywałem czy czegoś na drodze nie ma, lub czy jakaś zwierzyna się nie wybrała na spacer. Ten odcinek jadę więc, bez lemondki. 

Do Nowego Dworu dłuży mi się niemiłosiernie, wreszcie postanawiam zrobić sobie przerwę. Zjeżdżam na pobocze, siadam na jakiejś wydmie i gaszę lampki. Ciemność - dookoła las i droga pośród sosen. Wyciągam się na piasku i nucę sobie piosenki z mp 3. Spędzam na postoju jakieś 40 minut. 

Nowy Dwór to już na niebie się szaro robi. Miasto się budzi, ruszają auta do Warszawy i ciężarówki z wędlinami. Pędzą ludzie do tej stolicy jakby im mieli wjazd zamknąć. Na pustej trasie co jakiś czas mija mnie auto grubo ponad 100km/h.

Decyduje się jechać na Janówek. Świt, nad głowa, pochmurno i morale spada. W Janówku skręcam na Wieliszew i na rondkach ruszam na Dębę. Na zaporze robię sobie kolejny dłuższy postój na przystanku autobusowym. Łapie mnie drzemka. Śpię chyba z 20 minut. Budzę się nagle przerażony i szukam roweru. Podrywam się na równe nogi jak oparzony. Rower stoi na przystanku obok mnie a po drugiej stroni siedzi jakaś pani. Zdziwiona moją reakcją uśmiecha się:
- coś panu się złego przyśniło?
- eee słucham?
- bo tak się pan poderwał...
- nie nie to znaczy przepraszam, chyba mi się przysnęło.
- no wczesna pora jeszcze. Wie pan nie wiem, czy z tym rowerem kierowca zabierze do busa.
- nie nie ja nie na busa czekam.

Kobieta jeszcze chwilę podyskutowała i pożyczywszy jej dobrego dnia jadę dalej. Tak mi głupio było, a jednocześnie cieszyłem się, że nie zginął mi rower, podczas gdy spałem. W Jachrance wiatr pomaga i wychodzi słońce. Robię rundkę przez Zegrze i mknę w dół. Na dole po wjechaniu do Wieliszewa, przebieram się z Softshella i pruje dalej. Znów robię nawrót i znów na Dębę. W końcu decyduje się na Lotny finisz w Legionowie. Nowy asfalt z Zegrza do Legionowa niesie mnie 32/33 km.h. 




Jak ja to zrobiłem? Nie wiem...:) To była szalona jazda na mega spontanie!

I wiecie co? Chcę więcej!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 39 || 10.00km

Środa, 26 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
No chyba jest jakiś precedens bo robię wpis z pracy jeszcze tego samego dnia co się zdarzenia toczą. 
Do pracy rano jechało się nijak, ni to zimno ni to ciepło - nie wiadomo jak. Najważniejsze, że na szosie. 

W pracy znów kocioł dużo serwisów a dziś "X" od czternastej pracował bo tak teraz odbieramy sobie godziny, których przerabiamy sporo ponad normę, wyznaczoną przez ustawę. Odklepałem sporo rowerów, sporo maszyn przeszło na jasną stronę mocy (jasna strona mocy - zrobione, ciemna zaś - czekają do zrobienia). Robiłem jedną po drugiej, a dochodziły inne zadania i kolejne spoza szeregu, w pewnym momencie zapętliłem się i utknąłem w rozdrożu kilku poleceń na raz. 

Potem dzień się zepsuł, szef po porannym treningu na szosie, wrócił jakiś nie teges i opieprzał za byle pierdoły. Na sam koniec dnia miałem już po prostu dość... Atmosfera dziś była bardzo napięta od rana... Jakiś taki ten dzień był jakby każdy włosiennice nosił -  wszystkich coś gryzło.

Po pracy do domu po ciemku i bez lampek. Zdecydowałem się w końcu coś z tym zrobić. W domu jednak byłem tak najeżony i taki zmęczony, że czułem, że nic z tego nie wyjdzie. Agnieszka zrobiła mi bardzo mleczną kawę i odżyłem. Zamontowałem bagażnik sztycowy i licznik wrócił na swoje miejsce. Znów zamontowałem przednią mrugaczkę i kombinuje coś z tylną aby również zagościła w odpowiednim miejscu. 

Rower będzie potrzebował jeszcze jakiejś dobre oslony na ramę od łańcucha i będzie komplet chyba. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 38 - Poranne zamotanie || 12.00km

Środa, 26 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Kręciłem sie po domu z rana, bo miał przyjść, ktoś oglądać domek przed kupnem, facet nie pojawił się i dopiero dowiedzieliśmy się o tym jak Agnieszka do niego zadzowniła. Sam nie wpadł na pomysł aby nas poinformować o nieobecności.

W pracy dużo roboty przeróżnej, "X" obładowany serwisami, i zaczyna się nie wyrabiać, ja mu staram się pomagać, ale często wzywany jestem na sklep do pomocy w sprzedaży i często znikam w czeluściach salonu. Mamy od wczoraj nowego pracownika, troszkę zwariowany "Q". Długo by opowiadać, najważniejsze, że pomaga w składaniu rowerów i odciąża nas nieco. 

W ciągu dnia kilka sympatycznych klientów się trafiło, co nieco odciążyło mnie psychicznie. 
Po pracy wpadłem do rodziców, po słoiczki. Chwile pogadałem i poopowiadałem. Do domu wróciłem po 20:45, niby nie późno, ale czułem jakby to nie wiadomo jaka późna pora była. Nie mogę odbić się od tego poczucia przemęczenia chronicznego. Wracam po 19 do domu zjem coś i do łóżka spać. Po prostu nie mam siły na nic więcej.

Odkąd pracuje w nowej pracy schudłem już ponad 2kg. Więc zamiast odchudzić rower po jego remoncie - odchudziłem siebie. Tylko ciekaw jestem jak wypada sprawa moich sił. Niebawem mam nadzieje się przekonam!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 37 - Hulaj szosa, piekła nie ma;) || 10.00km

Poniedziałek, 24 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Ciekawie dziś musieliśmy wyglądać z Agnieszką gdy jechaliśmy do pracy. Ona jechała na MTB, a ja podczepiony z tyłu za jej sakwę, holowałem się na szosie. Nie miała ona ani supportu, ani pedałów, jedynie hamulce. Było momentami niebezpiecznie, bo nie było jak nóg położyć na ramie i nie raz mi  się noga ześlizgiwała i huśtało mną - "mniota nim jak szatan"

W pracy byłem po dziewiątej z minutami. Zabrałem się do pracy. Zamontowałem support, korbę, łańcuch. W ruch poszły nowe linki powlekane teflonem i nowe pancerze z czerwonymi końcówkami. Rower do kupy złożony i hula, niebawem wprowadzę w życie plan wieczornych rundek.

W pracy nowy pracownik... Dziwny jakiś facet po Lingwistyce około 35 lat. Taki z teczka, niezrównoważony, ale o tym kiedy indziej. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Decathlon z Agnieszką || 37.70km

Niedziela, 23 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyprawa do Decathlonu w celach zakupowych. Oszukała nas jednak pani przez telefon twierdząc, że sezon rowerowy już się zaczął i że ubrania rowerowe już są. Rowery może faktycznie wywędrowały na pierwsze miejsce, ale z ubrań to jeszcze spore braki, butów rowerowych brak, spodenki przerzedzone i wszystko takie jeszcze w proszku. Skończyło się na szybkiej wizycie zakupie rękawiczek letnich na nocne jazdy dla mnie i Agnieszki i powrocie.

Odwiedziliśmy też MC Donalda i zafundowaliśmy sobie po "szejku" czekoladowym. 
Zimówka już dogorywa a raczej jej napęd. Dziś jadąc za Agnieszką nie mogłem przyspieszyć a jak rower wpadał na jakieś nierówności, to też skakał łańcuch. Normalnie zęby można sobie wybić czasem. Rower typowo antynapadowy :P

W domu w ramach terapii zajęciowej wypucowałem łańcuch od szosy, dopatrzyłem się, że to tylko HG 40 i znając życie pewnie niebawem, przy moich planowanych przebiegach trzeba będzie go zmienić na coś mocniejszego. 

Projekt Biały Cień rozwija się.W poniedziałek pojadę na 9:00  do pracy, z szosą. Pojadę - to pojęcie dość przekorne. Plan jest taki, że ja będę holował Agnieszkę, która dosiądzie mojej szosy i będzie wieść się z tyłu. Przy Wiadukcie się zamienimy i sam dalej już pomknę do pracy. Wcześniej zajmę się rowerem i złoże go do kupy. W ruch pójdą nowe linki i być może pancerze. Zobaczę co się da zrobić w tą niecałą godzinę. 

Niebawem odkuje się z dystansem - obiecuje to sobie!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Plany na jutro, pojutrze na kiedyś tam || 0.00km

Sobota, 22 marca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Ostatnio w pracy wpadła bardzo dobra wiadomość, mianowicie oddechu złapiemy nieco. Za te 9 h dziennie i każdą sobotę dostaniemy w bonusie jeden dzień w tyg, kiedy będzie można przyjść na 14 tą do pracy. Rozradowałem się niezmiernie, bo bardzo liczę na większe trasy w te dni. Choćbym miał wstawać o piątej, czy nawet o północy. Przynajmniej raz w tygodniu będę mógł poświęcić czas na dłuższą wycieczkę! 

W mojej głowie rodzi się więc kilka pomysłów na trasy. I kombinuje jak tu wcisnąć 200 tkę w tą "14tą". Czy będę nadawał się do pracy po 200km :), jak będę wyglądał o 19ej kiedy przerobię te 5h pracy. Ambitnie podchodzę do tego wyzwania, bo szosą już się składa. 

Trasa lżejsza:

 Mam nadzieje zrobić przynajmniej jedną taką zanim dosiąde jakiejś dwusetki. 

Dwusetkę planuje raczej oklepaną i nastawiona na dobry asfalt. Pewnie więc polecę tak:


Nie mam złudzeń, że będzie ciężko potem w pracy, ale liczę w końcu na przełamanie tej bariery i w te coraz cieplejsze dni jazdę coraz dłuższą i częstszą. 25 maja start w Kaszebe Runda się zapowiada, do tego czasu trzeba będzie dobrze te 200tki. 

Ech wiosna, plany i banan na twarzy przed nowościami! Mrrrrr


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,