Wpisy archiwalne Lipiec, 2013, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1542.04 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:42.83 km
Więcej statystyk

Pętla krwawa - po mieście || 15.00km

Środa, 31 lipca 2013 · Komcie(0)
Wycieczka miejska. Najpierw rano z Agnieszką do pracy, a potem zamiana rowerów i kurs na piaski do garażu aby zmienić mojej cyklistce oponki na slicki. Jazda nie na swoim rowerze jest dziwna.

Temperatura na osiedlu gorąca, dziś słonko znów przygrzewało, całe szczęście większość późniejszych kursów po mieście i na zakupy robiłem z ojcem samochodem a ów posiada klimatyzację - poprzedni nie miał. O zbawienie ta klima. Nie zdrowa itd, ale super sprawa!

Wieczorem kolacja z rodzicami (obiado-kolacja) i powrót już w lekkim ciepełku (nie napisze chłodzie, bo za ciepło było na chłód wieczoru) do domu.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Klasycznie || 16.82km

Wtorek, 30 lipca 2013 · Komcie(0)
Na rowerze w charakterze miastowym. Nie wiele mogę ciekawego powiedzieć o tych trasach, bo sprowadzały się tylko do zawożenia czegoś i przewożenia zakupów z biedronki.

Kilometry to jednak kilometry, toteż poczynam wpis, co by mi się statystyki nie zachwiały w posadach.

Paradoks jest taki, ze dziś jest 20 stopni mniej bo 23 stopnie na termometrze. Gdzie podziały sie celcjusze? Nie wiem. U nas nawet porządnie nie padalo, nie było burzy nic...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

rozpuścić mnie chcą kosmici || 19.60km

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komcie(1)
Dziś ostatni już etap na siodełku. Jest późno, gorąco, więc pozwolicie, że nie zaszczycę was swoją rzutka opowieścią nazbyt długą, tylko krótko opiszę kilka rzeczy.

Jechałem dziś w upale 45,8 stopnia przez miasto. To mój dotychczasowy rekord na rowerze jeśli chodzi o temp na plusie. Tyle wskazywał mój licznik. Nie zatrzymywałem się specjalnie bo każde przystanie pewnie spowodowałoby apogeum termiczne. Sadzę, że około 47 mogło być realnie na słońcu i betonie w mieście.

Asfalt i chodniki nagrzane tak, że powietrze wiało ciepłem a nawet lekkie hamowanie powodowało, że klocki łapały obręcz i blokowały ją. Hamowanie modulacyjne trzeba bylo opracować na nowo. w tych temperaturach zwyczajnie kleiły sie heble do obręczy. Opona zablokowana, wydawała przeraźliwy pisk na kostce bauma. Czułem się jak we Włoszech, tylko tu wilgotność mniejsza.

Tego dnia poza upałami, zakupy jeszcze się trafiły. Kupiłem baterie, bo jak wspomniałem kiedyś, nasza poprzednia po 4 latach się rozwaliła. Montowanie baterii u nas w kuchni to jak praca pod silnikiem malucha. Tyle miejsca, że ledwo palce wsadzisz, a tam trzeba było wężyki i małe śrubeczki dokręcać i jeszcze inne cuda czynić. Oczywiście niezawodny okazał się Smasung solid i jego latareczka. Leząc na słoikach pod umywalką, doskonale oświetlał teren prac.

Efekt dnia? Bateria zmieniona, ja zyje, ale jak tak dalej pójdzie zacznę w tych upałach ludziki zielone na ulicach widzieć...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

czarnym śladem lepkiego asfaltu || 19.28km

Poniedziałek, 29 lipca 2013 · Komcie(0)
Pod powiekami czuje lekki piasek a w nosie suchość niczym na pustyni. Kiedy otwieram oczy, leżę na łóżku a w pokoju już jest całkiem widno. Powietrze jest ciężkie od gorąca a każdy centymetr łóżka jednakowo rozgrzany. Sen siłą stara się mnie utrzymać w pozycji leżącej, jednak każda spędzona chwila w takim cieple w pozycji, gdy większość ciała nie ma przewiewu i dotyka ciepłego materaca, jest raczej wątpliwą przyjemnością.

Unoszę się na rękach i rozglądam dookoła. Agnieszka już na nogach. Tej nocy spała tak samo mało jak ja. Upał jaki przyszedł nad Polskę kilka dni temu nie daje odetchnąć nawet w nocy. Około 28 stopni po dwudziestej drugiej to chyba lekka, a nawet bardziej niż lekka przesada.

Z domu wyjeżdżamy lekko przed czasem. Oboje mamy do załatwienia kilka spraw, Aga odbija na miasto a ja tranzytem jadę przez centrum i oś Piaski. Upał naprawdę się rozkręca, jest 37 stopni o 10 rano. Pedałuje sie spoko, wiatr delikatnie powiewa, jednak z każdą chwila jest coraz cieplejszy i mimo ruchu powetrza nie wiele można zrobić by się schłodzić.

Dziś moje koła skierowałem do UP. Znanego również Urzędem Pracy. Nie byłoby to nic takiego, gdyby nie kolejny paradoks w urzędzie pracy. Otóż ze strony internetowej wydrukowałem osobie wcześniej i wypełniłem wniosek bezrobotnego. Chciałem załatwić to wcześniej i tylko złozyć dokument.

I co? Pani wniosek sie nie podobobał, bo był - uwaga ważne - na dwóch stronach A4. W powinien być na jednej dużej składanej kartce A3. I przez to wniosek już się nie nadawał! Musiałem pobrać wniosek z takimi samymi rubrykami, na takim samym papierze, wydrukowany na jednej karcie A3 złożonej na pół, z okienka i przepisać kilkanaście rubryczek na nowo. Po co więc udostępnia się wnioski do pobrania na stronie internetowej UP? Ech jak ja uwielbiam paradoksy!


Udało mi się wreszcie załatwić to co trzeba i mogę w "s" pokoju czekać na decyzje (tydzień = 7 dni:P ) o byciu bezrobotnym. Udałem się więc przez klejące sie ulice od upały do rodziców na Piaski. Tam podlałem kwiatki i nastepnie pognało mnie do Agnieszki a potem jeszcze do apteki i wreszcie do domu. Uff w mieszkaniu już 27,8 i wszystko wskazuje na to, że chłodniej nie będzie.

Czeka mnie zaraz jeszcze jeden kurs na Piaski na zmianę opon w francy, na slicki. Napije się czegoś i ruszam. A co jestem hardcorem - :D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Żniwa i upał... || 22.98km

Niedziela, 28 lipca 2013 · Komcie(1)
Kategoria Na Zaborze
Ciąg dalszy - wieloetapowej przejażdżki rowerowej. Wpis zawiera dystans z dwóch dni, ale dodaje, jako jeden post, ponieważ traktuje to jako etap łączny.

Na północne Mazowsze pojechaliśmy KM. Upały jakie rozpętały się nad Polską nie pozwalają w cywilizowany sposób na podróżowanie. Oczekiwanie na pociąg rozwleka się. Czuje jak rozgrzewa mi się smar w rowerze - nieomal oczami wyobraźni czuje, jak pachnie i tylko czekam aż zacznie kapać na rozgrzany peron.

Powietrze faluje, bo jakiś człowiek, pewnie z dobrej natury rzeczy, postanowił cały odcinek przez Legionowo i Chotomów wyblaszakować ekranami dźwiękowymi. Ktoś niezłą kasę zarabia na montowaniu tych ekranów, a droga przez miasta zamieniła przyjemność z jazdy pociągiem w gapienie się na szare pasy. Każdy centymetr pokrywają ekrany a na peronach nie ma przewiewu powietrza. W takie upały jak ostatnio - gdy nagrzeje się nasyp kolejowy i tory a po bokach jest rynna z blachy - czekanie na pociąg nabiera nowego wymiaru cierpienia.


Tak było przed remontem torowiska;) Ech pamiętam jeszcze te czasy:)

Naszczęście zmiany w kolejach pociągnęły za sobą wymianę taboru i teraz jeździ aldny cichy i KLIMATYZOWANY. Wejście do pociągu jednak to nie lada gratka. Wszystkie mostki zajęte, jeden skład i pełno ludzi. Wciskamy się na mostek, bo rowerowy cały w ludziach siedzących i stojących. W końcu udaje się kupić bilet i w przyjemnym chłodku jedziemy już do końca.

Na miejscu - biorę udział w żniwach. Jest sporo roboty przy zwalaniu zboża z przyczep i oganianiu w magazynach, więc resztę dnia - kolarskie wdzianko zamieniam na portki i łopatę;)

Powrót z Żniw to również korzystanie z KM, znów mile zaskoczony jestem - włączona klimatyzacją. Przyjemnie jedzie się do samego Legionowa przystanek. Jednym słowem. Ekrany ekranami, ale ameryka jest w składach!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Różnie różniście - cyklicznie || 18.00km

Piątek, 26 lipca 2013 · Komcie(0)
Trzeci już, można powiedzieć, etap pedałowania w ciągu tych kilku dni. Pierwszy był wczoraj, drugi na ognisko + powrót a dziś mamy trzeci.

W domu rozsiedliśmy się na lekkim kacu i bez śniadania, dotarło do nas jak bardzo jesteśmy zmęczeni. Nie było mocy w narodzie a chęci starczyłoby chyba tylko na przykrycie się kołdra i odespanie nocy.
Wstawiam wodę w czajniku i serwuje dwie kawy. Sam wypijam z 3 łyżek wielką w kuflu a Agnieszce robię z dwóch w kubeczku zwykłym. Do tego zarządzam królewskie śniadanie, okraszone przepychem. Gotujemy wiejskie jajka do tego jest kanapka z łososiem i sałata lodowa. Pysznie! Efekt jednak osiągamy odwrotny niż zamierzaliśmy.

Po takim pysznym śniadaniu, nie chce nam się jeszcze bardziej...

W końcu jednak, ruszamy. Pierwszy odcinek na rozruszanie nie za duży - nie można się przemęczać. Jedynie niecałe 2 km do koleżanki na osiedle obok. Nasza przyjaciółka jest w ciąży, więc odwiedzamy ją i zawracamy troszkę głowę z rana. Uradowana jest z naszej wizyty, bo ostatnie dni siedzi sama i czeka na rozwiązanie, więc jakaś nowa twarz to na pewno spora odmiana.
Nie wiele zostało jej takiego spokoju. Mała już puka do "drzwi" i pewnie za niedługo pojawi się na świecie.

Drugi mikro - etap to przejazd przez miasto do PKP i przeskok do Warszawy a tam wizyta w salonie sukien ślubnych. Przymiarka poprawianie regulacja długości. Wszystko ma być idealne. Idealne tak jak moja przyszła żona! nadzoruje czuwam i robię zdjęcia.
Niejedna dziewczyna rwie włosy z głowy czytając pewnie ten post. Jak to! Mąż widział suknie? Widział! Ba mało tego, pomagał w jej wyborze - (chcielibyście widzieć miny obsługi salonów jakie odwiedzaliśmy we dwoje) Buty do sukni wybierałem również ja! Nie obeszło się także, bez zaaprobowania wyborów przez Agusię, ale stanowimy duet - i nie widzę w tym nic złego, że wspólnie szykujemy nawet ten etap ślubu. Precedens goni precedens;)

Wizyta bardzo konkretna i po około 1h wszystko było załatwione. Został tylko powrót do domu i kolejny mikro-etap. Na mieście odwiedzamy Sklep mięsny, potem zajeżdżamy na pocztę. Tam znów bałagan. Wycwaniłem się i gram już z nimi wg własnych zasad. Nie dostarczają bowiem listów poleconych, paczek a jak już większą przesyłka to od razu można iść na pocztę bo i tak zostawi listonosz tylko awizo. Wyposażony więc w dowód i małe białe awizo stoję w ogonku czekając na swoją kolej.


Podaje teraz dowód a nei awizo - jak podam awizo to tylko dostane paczkę tą której dotyczy świstek.
- jest coś jeszcze na moje nazwisko? - pytam. - Spodziewam się paczki powinna dziś przyjść.
- nie. Dzisiejszych paczek nie mamy jeszcze.
- ok rozumiem, A czy mogłaby pani tylko sprawdzić czy coś jest?

Cisza, trwa stukanie w klawiaturę, potwierdzam odbiór listu i nagle pani gdzieś znika. Nie ma jej i nie ma, myślę sobie, może już mnie tu tak nie lubią, że poszła po jakiś pistolet? Wraca i co? Znów coś pisze i stempluje jakiś druk.

- to coś do mnie? - dopytuje spoglądając na świstek jaki pieczołowicie wypełnia
- tak paczka...
A to czary - listonosz właśnie wniósł? Czy może paczka teleportowała się w systemie? Gdybym tylko z Awizo przyszedł, to bym musiał "dymać" raz jeszcze bo awizo pewnie już na mnie czekało.

Cóż, jak widać z systemem trzeba umiejętnie;)

Mam wszystko i radośnie opuszczam Posterrin a za mną kolejeczka 10 osób*.

*tam zawsze kolejka po 17:00 jak ludzie z pracy wracają. 90% poleconych nie zastaje adresatów w domach, a listonosze noszą awiza zamiast paczek, bo nie ma komu paczek wozić.

Co kraj to obyczaj - tak to się teraz mówi?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

No to hop - piweczko || 50.78km

Piątek, 26 lipca 2013 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd na piwo do znajomych w Serocku. Wieczorne ognisko i gadania do północy a do tego piwko i kiełbaska. Relaks dni wolnych. Nie sądziłem, że do serocka mam teraz 25 km. Wcześniej jak mieszkałem na piaskach było tylko 15 niecałe a teraz po przebudowach obwodnicy i wyjeździe z Jabłonny jest troszkę więcej.

Z ciekawszych rzeczy to mam już zestaw, czyli koszulę do garnituru, a więc brakuje mi tylko krawatu i mogę już stawać w kościele.

Następnego dnia, po imprezie wstaliśmy rano i zebraliśmy tyłki aby już po 9:30 być w Jabłonnie. Myślicie, że to koniec? Nic bardziej mylnego - jemy śniadanie i zaraz ruszamy dalej załatwiać sprawy do Warszawy. Nie ma przebacz, koła się toczą a sprawy załatwiają...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Kupowanie i tortów wybieranie. || 50.47km

Czwartek, 25 lipca 2013 · Komcie(5)
Kategoria Pojeżdżawki
Dziś plan był taki, aby załatwić kilka spraw w Warszawie. No to pojechaliśmy. Rano wybraliśmy SKM, bo chcieliśmy zachować zarówno siły jak i czas na ten dzień. Istnieją bowiem plany na przełom tego i jutrzejszego dnia i plany te są chmielowe;P

Pojechaliśmy najpierw na Ochotę odebrać od Offensiv`a pucharki i oddać mu bagażnik i sakwę sztycową, którą pożyczałem na Radlin. Po wizycie i krótkiej ustnej relacji "jak było na Islandii" pojechaliśmy na węzeł Łopuszańska wybierać tort weselny. Spokojnie - z nami wszystko ok! Nie mamy fiu bździu i nie zamawiamy sobie tortu z drugiego końca Warszawy. Tort mamy w cenie sali i mamy możliwość wyboru, więc pojechaliśmy trochę namieszać cukiernikom w designie. Będzie pyszny i taki... no nasz:D

Z drugiego końca Warszawy pojechaliśmy wzdłuż al Prymasa ścieżeczką rowerową do Mostu Grota. Sama jazda średnio mi szła. Niestety kontuzja ostatnich dni z Islandii nadal odczuwalna. Boli mnie przyczep mięśnia w prawej nodze tuż przy rzepce i źle mi się jedzie. Pedałować się pedałuje, ale czuje, że mocniej przydepnąć w pedał nie mogę prawą nogą. Stawia to pod znakiem zapytania długi dystans w weekend, ale planów nie zmieniam. OLO - uważaj Mazowsze nadciąga!

Ostatnim etapem - dla mnie chyba najtrudniejszym - były zakupy w hali Marywilska. Wielka Hala cała masa stoisk i na wszystkich to samo. Dookoła ganiają i kwakają Japończycy, Chińczycy i Koreańczycy czasem Polacy. Kupcy po hali się poruszają na hulajnogach i generlanie miałem wrażenie, ze miejsce to zrobione jest jak Labirynt. Alejki prostopadłe, stoiska identyczne i gwar jak na bazarze.

Szukaliśmy butów dla mojej Agnieszki do sukni. Jedno, drugie, trzecie, czwarte - ósme stoisko... i nic. A jak już ładny but to obcas 10-15cm. Zgroza! Jak kobiety w tym chodzą - Agnieszką nie może pojąć. Dla niej 5cm obcas już jest wysoki. W końcu udało się wypatrzeć coś i dzięki mojej radzie buciki Agusia nabyła. Ja kupiłem też sobie pantofle za sensowną cenę i generalnie szybko opuściliśmy halę. W sumie od wejścia na jej teren, do wyjścia myślę, że nie minęło ze 35-40 minut.

To było ciężkie przeżycie - ale dałem radę:)

Powrót do domu już Modlińską a w zasadzie chodnikami koło niej. Agnieszki amortyzator naprawdę ładnie pracuje. Jak się dotrze to pewnie jeszcze lepiej będzie jej wybierał nierówności.

Tyle moi mili na teraz, bo jedziemy na piwo do znajomych!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Bliskie spotkanie z TIR`em - żyje:D || 74.86km

Środa, 24 lipca 2013 · Komcie(4)
Dzień dziś bardzo efektywny. Biorąc pod uwagę poprzednie dni, dziś załatwiałem spraw całą masę a co za tym idzie i sporo się najeździłem. No ale po kolei.

Agnieszki rura sterowa sterczała jak komin i mimo, że miała już od dwóch dni nowy amortyzator, nie mogła się nim cieszyć, bo stery były luźne a rower przypominał parowóz z tym wielkim aluminiowym kominem. Dodatkowo nie było to bezpieczne jeździć z nieprzyciętą sterówką.

Po wielu negocjacjach w wielu sklepach rowerowych w końcu udało mi się ustalić z Mateuszem, że mi przytnie sterówkę. Pojechałem więc do sklepu rowerowego zanim przyjechał, a jak już się pojawił pomogłem mu trochę ogarnąć bałagan w serwisie związany z porannym wystawianiem rowerów do serwisu oraz tych gotowych do odbioru.

Sterówkę przycięto i wypucowano na blask - rower Agi sprawny. Nareszcie jej rower ma powietrzne zawieszenie i będzie reagowało na każdą nierówność.

Drugim etapem było odwiedzenie teściowej na północy i zawiezienie paru drobiazgów. Sama trasa była nie tyle długa co ciężka. Jechało mi się źle. Odkąd wróciłem, ciągle nie mogę złapać jakiegoś rytmu w pedałowaniu. Po prostu czuje ciągle zmęczenie. Nie wiem skąd się ono bierze. Zwyczajnie noga nie podaje. Jedzie się bo kondycja jest, ale to nie ta zwiewność i lekkość co zawsze. Trochę mnie to martwi bo planuje dłuższa trasę na przyszły weekend i nie wiem co z tego realnie wyniknie.

W drodze powrotnej miałem ciekawe i dość traumatyczne a zarazem straszne przeżycie. Jadę ulicą od Nasielska w kierunku Dębe. minąłem już rondko i jakieś 300 m za rondem zaczyna mnie wyprzedzać ciężarówka z naczepą. Robi to odpowiednio. Nie na żyletkę i spokojnie się rozpędza bo z przeciwka nic nie jedzie. Mija mnie najpierw zderzak potem przednia oś, dwie kolejne osie ciągnika i kiedy zbliża się już pierwsza z 3 osi naczepy słyszę przeraźliwy huk. Czuje na plecach jakiś podmuch silny (jakby mi ktoś wielką poduszką do pleców przytknął, reakcja jest natychmiastowa odbijam w prawo, w obawie, że dochodzi własnie do jakiegoś zdarzenia drogowego i trzeba wiać z jezdni. Koło przednie zjeżdża w rów a ja za nim i przeskakuje przez kierownicę lecącego już na bok roweru.

Bardzo fajnie zachował się kierowca, zatrzymał zaraz ciężarówkę i pierwsze co, to podbiegł do mnie spytać czy wszystko ok. Wiele lat jeździ i wie, że eksplozja opony to nie przelewki wiec spodziewał się, że jakieś odłamki mogły mnie trafić. Pomaga mi wstać i wyprowadza mi rower w bezpieczne miejsce na chodnik. Podchodzi do nas także kierowca osobówki jadącej za tirem pyta czy wsio ok. Jeszcze kilka razy mnie w ciągu 10 minut prowadzący tira spyta czy czuje się dobrze. Generalnie miłe zaskoczenie.

- no to się opóźni dostawa - mówię i wskazuje na resztki opony, jakie facet zebrał z jezdni i położył na poboczu. Trochę mi drżenie rąk opada a adrenalina cofa się z krwi.
- Szczęście w nieszczęściu, że przy małej prędkości bo na zaporze, to jakby szarpnęło w prawo, to bym na barierce był pewnie a i ciebie jakbym wyprzedzał na większej prędkości to szybciej by mi naczepa na pobocze odbiła.

Gadamy chwilę w pokojowej atmosferze. Ostatni raz pyta mnie czy ok i odjeżdżam.

Poza samą dość stresującą sytuacja, która przysporzyła mi naprawdę ogromnego zastrzyku adrenaliny do krwi czuje się naprawdę ok i jestem miło zaskoczony trzeźwą i przyjazną reakcją kolesia z ciężarówki.

A tak to wygląda na pełnej prędkości:



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Popołudnióweczka z moim koteczkiem || 11.78km

Wtorek, 23 lipca 2013 · Komcie(1)
Jak to jest, że kiedyś rzeczy były trwalsze. Ludzie byli trwalsi, krany były trwalsze, kości były trwalsze, bo krowy jadły trwalszą trawę a trawniki były trwalsze bo ludzie pilnowali by ich nie deptać. Ba nawet rowery były trwalsze mimo, że miały jeden bieg i drewniane koła a o żarówkach nie wspominam bo zanim je wymyślili to one i tak już były trwalsze. Potem przyszła nowa era i teraz wszystko jest tak trwałe inaczej.

Epopeja nietrwałości przygniata mnie bo mi po 3,5 roku pierdyknęła bateria w kuchni. Dodać muszę, że mam zmywarkę, więc kran nie jest męczony bardzo. W sumie służy tylko do spłukiwania jakichś resztek czy do napełniania czajnika - z trwałego plastiku. Przecieka uszczelka przy kranie, która trzymała wodę aby można było kranem obracać. Efekt jest taki, że jak okręcam wodę - mam czkawkę baterii. Najpierw jest petarda wody z powietrzem - mało nie rozerwie sitka, a dopiero potem leci woda ciągiem. Każde odkręcenie wody zaczyna się głośnym: psss - plum!

Bit box baterii to nie jedyna konkluzja tego wieczoru. Otóż byłem proszę ja was na rowerze. To pewnie zdążyliście już wywnioskować z dystansu jaki poczyniam powyżej. Trasa obfitowała w kręcenie się po mieście, choć nie wokół własnej osi. Zajechaliśmy do Kwiaciarni ogarnąc ozdoby na wesele i do kościółka - jaki oni biznes na tych ślubach robią? Co najmniej taki jak księżą.

Maszyna moja po przejechaniu terenowej Islandii i zrobieniu wielu kilometrów w deszczu ulewnym nadal bryka bez zająknięcia.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,