Wpisy archiwalne Wrzesień, 2016, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:837.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:25:18
Średnia prędkość:19.96 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:69.75 km i 12h 39m
Więcej statystyk

czas na działanie || 38.00km

Czwartek, 29 września 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Czas działąnia. Skończyło się Babce sranie! Koniec tego dobrego - cegła w dłoń! Mam dowody! Niech mi ktoś udowodni, że nie mam racji!



pod spodem kanał... woda podmywa skarpę... ścieżka spier... do morza...


A tak wygląda owo podmycie z góry... prawie na wylot dziura. Wsadziłęm tam duży patyk z krzaka aby się rowerzysty nie zabiły!


Jak to kurka mam objechać? Skakać mam? Rów na 10-15cm...


Kolejna "studzienka spustowa"...

A obok idealny asfalt i zakaz jazdy rowerem. Rzecz jasna kierowcy klasksonują jak tylko jedziesz rowerem. Moje ulubione to takie trąbienia od początku manewru do jego końca. Ryk klaksonu przez 15-20 sekund a potem redukcja i strzał ze sprzęgła i dym z rury!
Ech - napisałem dziś do Wójta Gminy z załączonymi zdjęciami. Ścieżka stwarza REALNE zagrożenie... jechałem nią ostatnio po zmroku. Liści nawiało, lampy się nie włączyły i totalna ciemność. Mało języka sobie nie odgryzłem jak dupnąłem w tą rynnę. 

Z innej beczki... W Legionowie malują mural... taaaaaaki dłuuuugi. Na płocie jakiegoś instytutu szyfrologii czy czegoś takiego. Płot jak do więzienia, za to patriotyzm wali z oddali!


Z zdjęcie Poległego Kaczyńskiego gdzie???? Trzeba to zgłosić do władz - źle namalowali! I nie ma krzyża przed muralem! Tu Musi być kapliczka! Gdzie znicze?!


A tak całkiem serio już... Mural zapowiada się fajnie i naprawdę będzie długi prawie kilometr już ma. A znajduje się wzdłuż ulicy Szwajcarskiej z Legionowie - to nowa ulica wzdłuż torów zbudowana niedawno. Polecam obejrzeć mural ja skończą. Będzie fajny!

Tu dopiero szkice... Technika malowania? Hmm jadę sobie kiedyś wiecozrem a tam stoi bus z rzutnikiem multimedialnym i generatorem pradu i rzuca obraz na ścianę... chłopaki i dziewczyny malują. Fajnie;)


Niewiele brakowało a kilometr dalej bym załapał mandat... Kolejny idiotyczny odcinek szosa szeroka, bo się zebra na środku mieści, a nas rowerzystów wyganiają na ścieżkę...

Ścieżka rowerowa... dlaczego nie ma tu pasa rowerowego??? Tylko to gówno z kostki?


Na sam koniec dojazdu do pracy  - przyczepka pełna miału węglowego - poddała się. Koło się urwało. Ciekawe jak długo ten miał jeszcze będzie w przyczepie zanim go rozkradną... Ładnych kilkaset kilo tam jest nasypane.


Ponarzekałem? - no to już mi lepiej!







Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ciemności Egipskie, Egejskie - Nieporęckie! || 30.00km

Środa, 28 września 2016 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Wszystko dziś mi wyszło "na szybko" mimo, że miałem na druga zmianę. Dogadałem się z "K" aby być od 11 z hakiem do zamknięcia więc miałem dzień "luźniejszy" - rzecz jasna w teori. Bo wiadomo, jak się ma więcej czasu z rana to nas życie spionizuje i poustawia.

Ale po kolei.

Syn ma w środy, dzień bycia nieznośnym. No zapamiętale co środę nachodzą go fochy i foszki, płaczki, czkawki, kolki, wymiotki, zaparcia i pierdki... wszystko na raz. Jednym słowem, co byś nie robił i tak będzie ryk. Jako, że dzień zaczyna się dobrze jakoś po północy, to i proceder wdrażał nocą także! Gdy co godzinę trzeba wstać aby mu smoka wsadzić, bo wypluł i postanowił sobie popłakać. Jednym słowem sielanka młodego taty:) DObrze, że mam kochaną żonę i ona ma zapasy cierpliiwości, bo to zniej czerpie inspiracje.

Gdy nastała już godzina wstawania - byłem, cokolwiek przejechany przez pociąg. Bo co zasypiałem coś się działo, a to smok a to pielucha i taki wyrywany sen mi nie podpasował wybitnie. Jako, że miałem na 11:00, postanowiłem - w zasadzie moja ukochana żona postanowiła - dokończyć projekt "szafa". Trzeba było pojechać do hurtowni po zestaw montażowy do drzwi przesuwnych. Dodatkowo była jeszcze paczka do odebrania z paczkomatu i modem do oddania w spółdzielczej jaskini internetu. Jak dodamy do tego rozkopane centrum legionowa i to, że profili aluminiowych o długości 3m w zasadzie przewieść rowerem się nie da, wychodzi nam jazda autem. Objechanie z pkt A do B przez rozkopane centrum w naszym mieście obecnie graniczy z cudem. Objechać trzeba dookoła i od dupy strony. A to poranek, szkoły, odwożenie dzieci, cofania na głównej ulicy gdzie pełno parkingów i ogólnie masakra poranna. Niby autem, a miałem wrażenie, że się nie wyrobię. 

W końcu udało się wszystko ogarnięte i można na rower! Ubieram się i wsiadam i... pizga złem. ZIMNO, zimniej, BRYZA!!!
DO tego jakoś nie szła mi jazda na super kartoflowatych oponach i... o-e-sus... dojechałem, ale ledwo ciepły. Gdzie ta moc? Gdzie ten lans?

Powrót z pracy w ciemnościach... zapomniałem lampi przedniej "oświetlającej" miałem tylko "mrugającą" i w odcinkach zerowej widoczności, jak nazwa podpowiada, widziałem "ZERO". Rzecz jasna nordic walking po ścieżce w WIeliszewie i pani z pieseczkiem na ultra-kurwa-niewidzialnej smyczy! No zabiłbym psa! Jak matkę kocham!! Gdyby nie to, że mam już dwa hamulce zatłukłbym owego czworonoga urywając mu łeb od tułowia... ledwo wyhamowałem przed smyczą. 
Pańcia zdziwiona i oburzona, że ja na jej czworonoga życie NASTAJE.
Nastaje? Wymieniłem kilka ciętych uwag i pojechałem dalej...

Dlaczego do jednego worka (ścieżki-ciągu pieszo pso rowerowego) wrzuca się ludzi i i idiotów?

Domagam się ścieżki dla psów, ścieżki dla rolkarzy, ścieżki dla pań z kijkami! Zróbmy też ścieżkę dla gimnazjum i dla tych po 60tce! Nie zapominajmy również o kobietach w wieku menopauzy! Wszystko teraz jest wąsko dedykowane, więc róbmy śćieżki dla każego!!!! I te świecące w ciemności, i te świecące w dzień! I te w kolorach tęczy dla równouprawnionych i te zwykłe dla katolików... Każdemu zbudujmy ścieżkę! Bo tak mówi pismo!


AMEN! Dobrej nocy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Bądź bliźniakiem - Bądź cieniasem! || 53.00km

Wtorek, 27 września 2016 · Komcie(5)
Przedziwny tytuł i taki w zamyśle miał być. Odnosi się do zmiany w moim rowerze. Zmiany numer #12316569176233. Przyzwyczajam was do tańca z częściami i modyfikacji, których nie rozumiecie do końca i których zrozumieć się nie da. 
Zmiana jesienna, ma pewien wydźwięk i pewnej postanowienie, jakie chciałbym wprowadzić już od nowego roku na stałe. 
Chciałbym zwyczajnie mniej pakować, mniej zabierać, mniej wozić i mieć mniej wszystkiego na zaś. Jak to zrobić? Przebudować rower, by mniej się mieściło. Jakie to proste, cóż... jeszcze tylko muszę zmienić przyzwyczajenia swoje.
Nie potrzeba mi 25 litrów bagażu aby zabrać się do pracy. Choć o ile o sam dojazd do pracy chodzi to jeszcze jest to uzasadnione. Głównie zmiana ma dotyczyć tras dłuższych. Praktyka tegoroczna pokazała, że jednak najbardziej słusznym rozmiarem opon są opony typowo szosowe na ultramaratony, a bagażnik i sakwa crosso to zbyt wiele jak na takie trasy. 

Accent oberwał więc rykoszetem o założyłem mu opony B_twin  700x23c (bądź bliźniakiem - be twin:P) Jak ja dawno na dwudziestkach-trójkach nie jeździłem. Zapomniałem, jak to jest czuć każdą kosteczkę i jak to jest nie móc wjechać na jakikolwiek ciąg pieszy z dopiskiem "rowerowy". Chyba się zradykalizuje i jakiś protest bauma zrobię na autostradzie A1! To nie do pomyślenia, żeby szosowe rowery na takich nawierzchniach miały się poruszać. To jak bruk dla osobówki w Lubuskiem.

Latam więc umartwiając się na szosie i cienkimi kółeczkami muskam asfalty. Udało mi się jeszcze nie wypierd... na asfalcie, ale opona 23 to po przesiadce z 32c prawie nic pod rowerem. 

Ostatnio zmiany nastąpiły również w moim zimowym projekcie Accenta. Udało mi się załątwić hamulec tarczowy mechaniczny i mam już komplet przyrządów do spowalniania roweru jednośladowego.

Hamulec tarczowy od shimano... od kolegi kumpla kolegi, co to ma serwis rowerowy i gdzieś miał taki...

Ostatnia rzecz jaka mi jeszcze została do ogarnięcia w zimówce to opony. Obecne jakie mam założone, są z demobilu po jakimś kliencie, co to oddał rower na wymianę dętki i zdematerializował się w niebycie. Rower odstał rok... i miał trafić na złom, ale opony i koło przednie mi się przydało. O ile do koła nie mam zastrzeżeń, to kurka wodna te opony to "kartofle". Tak je określił kolega, jak je zobaczył. Początkowo bagatelizowałem to, bo "opona to opona" i ważne aby była napompowana i nie miała guzów. Nie są one również "aż tak grube" bo to 700 x 35c, ale... no właśnie to "Ale" ma chyba kilka paragrafów i "kurfów" na te "kapcie " leciało pełno podczas jazd ostatniemi czasy. 

Dawno tak ciężko mi się nie jeździło na dobrze wyregulowanym rowerze z napompowanymi kołami. Opony mają jakiś koszmarny profil, a opory toczenia producent brał chyba od Syzyfa - wiecie  co to ten typ kamień pod górę toczył. Efekt ten sam w sumie - jadę a jakbym stał. No klękajcie narody - od dziś wiem, że dobre ogumienie to nie tylko profil, bieżnik, ale i ważne jaka mieszanka gumy jest w takiej oponie... Te chyba robił chińczyk jak dostał spaloną miskę ryżu...


I tak sobie czas mija... czas jesiennych dywagacji podsumowań remontów i szukania inspiracji.  na nowy sezon.
Ten czas to takie lekkie spowolnienie rowerowe, ale mam nadzieje, że jak mój organizm przestawi się na nowe temperatury - to znów ruszę w traski po okolicy. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

DO pracy - dnia innego || 30.00km

Piątek, 23 września 2016 · Komcie(3)
Drugi - PIĄTKOWY dojazd do pracy na nowym rowerze. Nazwijmy go SINGLE-BREAK bo na chwilę obecną ma tylko jeden hamulec - przedni. Na tarczówkę na tył nadal czekam. 
A więc drugi dojazd i powrót. Poranki coraz chłodniejsze, a wieczorami już wracane o zmroku. Dużo ludzi bez lampek jeździ, jeszcze więcej bez lampek biega, a jeszcze więcej bez lampek jeździ na rolkach. Ja wiem, że ludzie są ludźmi, ale kurde dziś nieomal staranowałem dwie nastolatki na rolkach na ścieżce jadąc z Wieliszewa. Odcinek był bez latarni, auta oślepiały mi twarz, a ja na prawej stronie śćieżki jechałem na czołowo z gimbazą na rolkach. NIC nie widziałem a panienki wielce zdziwione uciekły na trawnik. 

Ciekawe gdzie można kupić zdrowy rozsądek... można mówić, prosić a tłumaczenie zawsze to samo.
- tylko na chwile
- szybko się ciemno zrobiło
- nie wiedziałem, że będzie ciemno...

To ostatnie mnie rozbraja. Bo kuźwa to nie Islandia, że 24 h w lipcu widno...





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

MÓJ NOWY (STARY) DRUCH || 30.00km

Czwartek, 22 września 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
O tym, że budować rowery lubię - wiecie
O tym, że moje rowery zmieniają się jak rękawiczki - wiecie
O tym, że na bazie starego powstał nowy? - nie wszyscy wiedzą.

Prezentuje oficjalnie - bo dodaje go do rowerów w BS i dziś nim wrócę z pracy. 
Rower zbudowałem wykorzystując do maksimum części używane po serwisach i swoje własne.

Co wykorzystałem?
* Accent Zimowy
- rama
- kierownica z klamkami
- hamulec przedni

Komponenty ze starego napędu 3x8 z Shannon oraz obręcz wsadziłem z - kupki części pod tytułełm "kiedy ten szpej się przyda". I przydał się. 
Koło tylne od początku do końca zaplotłem i wycentrowałem sam. nie było to łatwe ani proste, ale się udało. 

Nowości?
- widelec przedni stal 28 cali na piwoty...
- hamulec tarczowy mechaniczny  na tył (w trakcie szukania)











Rower będzie miał zastosowanie w sezonie zimowo-jesiennym gdy zaczną się przymrozki opady i śniegi. Szkoda  mi nowego napędu w accencie shannon, i potrzebowałem roweru na zimę o zbliżonych parametrach jezdnych (koła 28 cali). Na 26 tkach, jakoś źle mi się jeździło - wolno, ciężko... mimo, że to była zimówka to mimo wszystko te 28 emki łądnie niosą i zwyczqajnie na sam koniec roku miałem taki kaprys, a miałem warunki i części - więc czemu nie.


Koła będa docelowo z oponami przełajowymi, które wejdą tu na styk:



Witaj nowy/stary Accencie w rodzinie jezdnych pojazdów Księgowego.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jesienny MPP || 405.00km

Niedziela, 18 września 2016 · Komcie(29)
Przez cały rok czekałem na tę imprezę w nadziei, że uda się przejechać kawał dobrego maratonu. Zaplanowane miałem wiele celów, ale im bliżej startu, życie odrywało kawałki od tej mojej pięknie utkanej tkaniny. Janek sporo pozmieniał, mniej czasu na rower, to jeden z większych "problemów" o ile można go nazwać problemem. Powiedzmy więc, że to moja ukochana okoliczność - Pan Jan Niezbędny!
Najpierw w czasie ciąży na czuwaniu, później po niej, w pomaganiu. Jeździłem regularnie, ale mało i krótko. Największy dystans to 170 chyba jakoś na wiosnę. Miał być start na maratonie w Kórniku - znów nie wyszło. Rodzina ważniejsza. Nie zrezygnowałem jednak, postanowiłem pojechać mimo wszystko i podejść do imprezy na luzie i pojechać ją turystycznie. Chciałem się spotkać ze znajomymi, porobić fotki i porządnie się zmęczyć.
I to mi się udało!

Dojazd. - 
Wsiadam do Pociągu o 7.22 i od razu spotykam rowerzystów. Są sakwiarze, jest uczestnik maratonu, a czas spędzony w przedziale mija sporo szybciej niż gdybym siedział tam sam. Dużo rozmawiamy i kilometry po szynach uciekają jak szalone. W Gdyni na peronie sprawdzamy skąd odjeżdża Regio na Hel i udajemy się do kas bo ja nie mam biletu - kolega przezornie kupił wcześniej od razu także na regio. Odstałem swoje w typowo polskie kolejce po bilety i we dwóch wracamy na peron właściwy. Pociąg już stoi. W sumie przypomina on bardziej szynobus, bo to taki "kruciak" z harmonijką i dwoma parami drzwi na początku i końcu. Jest już całkiem ciasno w środku gdy wsiadamy z rowerami, a zanim skład rusza dosiada się jeszcze sporo osób z jednośladami. Konduktor jest dość specyficzny, trajkocze, że on rowerów więcej nie zabierze i niewiele brakuje, aby chłopak kilka stacji dalej nie wsiadł do pociągu. W końcu jednak "z łaską" wpuszcza go do środka.

Na miejscu, tuż obok dworca już wita nas uczestnik maratonu (nie znam imienia) sprawdził przyjazd regio i wyjechał nam na spotkanie, tak samo robili później inni przy kolejnych szynobusach - mega plus za to. Kolega prowadzi nas wprost do Hell-Camp`u i na miejscu zaczynamy zakwaterowanie.
Pan który przyjmuje wpłaty za pokoje, lat około 65-68 - wydaje się wielkim flegmatykiem, albo wypił tego dnia za mało kawy.  
To typowy odpowiednik "leniwca" z tej bajki. Nawet w roztargnieniu zapomina mi dać kluczyka do przyczepy i dopiero gdy się o niego upominam mi go wręcza. Ciekawe, że gotówkę przyjął bez trudu. W końcu udaje się jednak zapłacić za pokoje i udaje się do swojej "kwatery".Co mogę powiedzieć o samym kempingu? To typowy kemping, tylko czas tam stanął w okolicy PRL. A przynajmniej wiele przyczep te czasy pamięta.  Fakt jest faktem, przyczepa jest bardzo ciasna, brudna i duszna. Nie ganię tu organizatorów, bo nocleg każdy sam ogarniał, ale spędzanie czasu z rodziną w tym miejscu to bym chyba odradzał. W sumie miejsce bardzo blisko startu i wszyscy tam byli, daje temu miejscu 3+ :D
 
35zł za takie wygody już po zniżce - ciekawe ile w sezonie kosztuje;)

Nie zamierzam długo w owej klitce siedzieć bo pogoda piękna i idę przejść/przejechać się po okolicy. 
Odwiedzam Kopiec Kaszubów i oznaczenie miejsca początku Polski, zaglądam do kilku bunkrów i grzeje się na plaży. Relaks goni relaks. Z nieba żar, ciepło ponad 27 stopni, ale wiatr od morza wydaje się chłodny i bliżej wieczora się wzmaga. Nie chce się ruszać w trasę. Człowiek chętnie posiedziałby tam na tym piaseczku choćby kilka dni.





Na tej plaży popasam sobie mocząc nogi w morzu.


Dookoła cypla wiedzie drewniany podest. Można spacerować jeździć, bez kopania się w piasku i niszczenia lini brzegowej. 

Zwiedzanie Baterii... czyli żelbeton w piasku ;)


Gdy wracam ze zwiedzania Helu dojeżdża już sporo ludzi na start. W samym centrum kempingu rozstawia się biuro, są podpisy, są rejestracje, sprawdzania kto jest kogo nie ma. Gwarno i wesoło. Witamy się i dostaje od Kota nowy pseudonim "Tatuś". Są rozmowy a dyskusje nie mają końca. Wolontariuszka biura cieszy się zainteresowaniem wcale nie małym - nawet sam John Travolta się podpisuje (pozdro Kurier)!


Gdy zaczyna zapadać zmrok udajemy się z Kotem i Wilkiem na spacer po mieście i jakąś Kolację. Zachód słońca jest przepiękny, a noc zapowiada się księżycowa. W barze, dyskutujemy rozmawiamy o sprzęcie i opowiadam im o byciu upieczonym tatą. Do kampingu wracamy około 20 i każdy rozchodzi się do swoich przyczep. Szybko kładę spać aby regenerować sił najwięcej jak się da.

Poranek.
Budzę się o 5:45. Chwilę leżąc spoglądam w sufit. Naokoło jeszcze cisza, czas jednak zbliża mnie do startu. Około 6:30 opuszczam domek i idę rozprostować kości. Poranna kawa pita w rześkim poranku stawia mnie na nogi. 




Żółte wentylki kota - Kocie widziałem na allegro różowe!

Z każdą godziną coraz więcej gwaru. Ludzie budzą się i szykują do wyjazdu. Jedni gotują makaron, inni mają go ugotowanego aż nadto. Kurier ma wielkie sito z spaghetti, które ja "spolszczam", jako "makaron z mięsem mielonym i sosem".  Sporo osób dociera na miejsce dopiero w sobotę. Pojawia się między innymi Radek, który z rodziną wyjechał po pierwszej w nocy, aby dotrzeć na start przed dziesiątą. Nie udaje nam się pogadać za bardzo bo bidulek jeszcze drzemie w aucie. Gawędzę, za to z jego rodzicami, których już znam od ładnych paru lat.  


Mój rower gotowy na zmagania, jeszcze "goły". Ech gdybym to ja umiał tak jak ci w czubie, jechać z jedną torebeczką na plecach.

Dzień wstaje już dosadniej, gdy zaczyna wychodzić słońce. Robi się cieplej a ja dopakowuje graty na przepak i szykuje rower. Wpadam w kompleksy, bo mam tyle bagażu, że inni spokojnie by weszli ze swoimi pięciokrotnie do powierzchni mojego pakunku. Cóż, za cel postanowiłem sobie jazdę turystyczną, więc tego się trzymam. Obiecuje, że za rok postaram się zmienić przyzwyczajenia pakunkowe na maratony.

Latarnia morska HEL

START
Odprawia nas grupa ważnych osób. Są głośniki, przemowy życzenie sukcesu i krótkie info gdzie będzie nas eskortować policja. Info było również od orga, że prędkość do startu "ostrego" będzie 25km/h. O ja biedny liczyłem, że mówił prawdę.
Ruszamy, są oklaski ludzie wiwatują. Przez hel robimy masę krytyczną, bo sporo ludzi już nie śpi i za nami się nie mały korek robi. Ludzie w miejscowościach nam machają klaszczą kibicują. Kurcze, może to jakieś próżne, ale podoba mi się. Jedziemy jednak sporo szybciej. Prędkość najpierw zbliża się do 30, a potem skacze nawet do 35km/h. Pierwsze torowisko i peleton się rwie. Nadganiam. Robią się luki. No to gonitwa 37-28km/h. Znów jakoś ustabilizowało się w grupie. 32/33km/h. Kolejne torowisko - wąskotorówka tym razem. Tadam-tadam zwalniam i jadę dalej. ZNów czołówka odjechała znów gonienie. Jakieś doły i nagle okrzyk - UWAGA BIDOOOOON. Peleton rozjeżdża się na boki i omija lecący po asfalcie bidon. Komuś wypadł na dołach. Znów gubię koło. 
Robi się ciepło, za ciepło... nie ukrywam, że dla mnie taki spront z rana bez rozgrzania to troszkę dużo. 

Wreszcie start policja nas żegna i jedziemy już sami. Zwalniam i jadę swoje. Staję na przystanku razem z kotem i wilkiem. Oni poprawiają blok Marzenie, a ja przebieram się z bluzy na coś lżejszego. Z przystanku ruszam pierwszy, chwilę później mijają mnie proponując koło, ale ja już się "naścigałęm", teraz czas na relaks. Aparat w dłoń i fotki z siodełka. Jadę sobie swoim rytmem, mijam piękne krajobrazy i pola. Największym zaskoczeniem jest ścieżka po dawnej lini kolejowej. idealny przykład jak należy drogi rowerowe budować. Oczywiście element Polskości również jest - słupki na jej środku bo żeby Polak nie wjechał - ale i tak super ten odcinek. 


Droga rowerowa po starej linii kolejowej (przede mną Hipki - koksy)


A tu dowód, że nawet byłem przed nimi chwilę wcześniej. Dla niewtajemniczonych - na tym zdjęciu to ONI wyprzedzają MNIE, a nie ja ich:P


Kaszubskie drogi to wielokrotnie szpalery Drzew. Takie odcinki to nie rzadkość. Mam nadzieje, że ich nie wytna jeszcze wiele lat. Pieknie to wygląda i super się jedzie w takim "towarzystwie".

Gonię Radka, nie wiem gdzie jest, bo nie odczytuje sms, a ja nie zamierzam zajmować się tylko sprawami komunikacyjnymi. Pogoda jest piękna. Słońce świeci i dzień z pozoru jest idealny. Gdyby nie ten wiatr. Wiadomo bowiem, że Kaszuby i nadmorskie powiaty, to farmy wietrzne. Ja w najmniejszym stopniu nie jestem podobny do wiatraka, ale wiatr chyba coś pochrzanił i ciułał ze mnie w czasie tej imprezy sporo energii. 


PK1 12:48

Na pk 1 wjeżdżam spokojnie. Jest ciężko, ale znam ten podjazd i jadę go w całości bez stawania. Radek (z info od żony) był tam pół godziny wcześniej. Jak on kuźwa to zrobił? (dowiem się później) Ja jadę swoje. Bitelsi mi dopingują, Memorek też. Kurcze no jadę duchem całym. Wolno, bo wolno, ale w czasie ok, morale super. Nie będę pierwszy, ale co tam!

» 2016.09.17 - 14:35
Ale wieje:-( i kto tu te góry zrobil! co


Za Elektrownią jedzie mi się dobrze, choć mam wrażenie, że podjazdom nie ma końca. No istna Jura Krakowsko - Częstochowska. W górę i w dół, w górę i w dół, i nie da się bokiem... jadę wszystko! Bo obiecałem sobie, że podchodzić będę dopiero w górach!


» 2016.09.17 - 15:20
Czas na rozprostowanie nog na parkingu lesnym.relaks.

Przerwa w sam raz. Dolewam do bidonów i ku mojemu zaskoczeniu, mam tylko połowę napoju w  jednym z nich. Zachodzę w głowę kiedy ja tyle wypiłem. Pije więc jeszcze - lżej na podjazdach będzie -  i wyciągam się na desce od ławki pod wiatą. Budzik ustawiony na 10 minut. Tyle mam tam być ani sekundy dłużej!
» 2016.09.17 - 16:31
12km do Kościerzyny. pędzę na obiad:-))

Gdy ruszam, jestem demonem prędkości. Zgniotę Radka jak... jak... no zgniotę go! DOjadę! Moje morale eksploduje, ono rozrywa mnie.Na przystanku mijam Darka. Szybkie cześć - cześć i jadę dalej. Gdzie jest RDK! Wreszcie dostaje SMS od niego, że on już w Kościerzynie czeka na obiad. No co za człowiek, nieźle pojechał. Ukryty smok! Wsadził mi jakieś 30-40 minut na 150km! Sza-po-ba! 
Wymiana myśli, wymiana zdań i ustalamy, że poczeka na mnie. Przed Kościerzyną spotykam też Darka i do miasta jedziemy we dwóch. On nie ma GPS tylko navi z telefonu, więc pomagam mu ponawigować i odłączam się na obiad. 


Droga "prawie" dwukierunkowa. 

Zdecydowałem się jechać kostką, bo asfalt był koszmarnie połatany i dziurawy. 


W górę pnie się Księgowy...A to "tylko" Kaszeby!



» 2016.09.17 - 17:14
Obiad zamówiony. kotlet i zupa. pozdrowienia dla Zony i syna wasze kciuki pomagaja!

W restauracji, zamawiam to co szybkie. Pomidorowa + antrykot z kurczaka i frytki i surówka. Podane ekspresowo. Chyba z 5 minut czekałem, może z 10. Kotlet mega wielki. 25zł, danie kosztowało, ale tak wielkiego placka to chyba nawet ja nie widziałem. Miał ze 35cm w szerokość. Ledwo frytki pod nim znalazłem. A surówkę to wygrzebałem na sam koniec.
Po obiedzie zakupy i dolewanie picia. Tu pojawia się rozwiązanie zagadki. Skąd u mnie taki przerób picia. Otóż, w bidonie jest (była) dziura. I umiejscowiona tak mniej więcej w połowie powodowała, że płyn swobodnie choć wolno wyciekał z pionowego bidonu. Chcąc nie chcąc, accent pił moje płyny, a ja traciłem na wadze... Nie chciałem rezygnować z dwóch bidonów, więć dolałem ten dzurawy tylko do dziurki a drugi do pełna i ruszyliśmy w drogę. 

» 2016.09.17 - 19:02
Acent team w calosci radek i ksiegowy atakuja 9.5godzinna noc.

Po obiedzie jedzie się dobrze. Żołądek dostał co swoje i noga odpoczęła. Nic tylko jechać. Do tego wszystkiego nie jadę już sam, a z Radkiem. Pedałowałem z nim nie raz, więc i gada nam się dobrze. Obsmarowujemy wszystkie tematy na forum. Kto kogo i dlaczego, a kogo nie! Kto w jakim wątku i z kim przeciw komu. No taki szałt tylko, że z siodełek. Radek nieco bardziej oczytany, bo ja ostatnio zaniedbałem wątki "gorące" na forum.  Plota goni plotę...


Zachodzące słońce i Kompan z teamu Accent Shannon.
» 2016.09.17 - 22:02
Jedziemy już w 3 osoby jest z nami Darek numer 32.

Wdzydze to szybki sms i ubranie na noc. Ruszamy już ubrani na ciepło. Niewiele kilometrów dalej pojawia się za nami Darek z numerem 32. Ten co to go w Kościerzynie pożegnałem. Pobłądził nieco i uradowany jest, że wrócił na szlak i ma nas na noc, oraz kogoś z GPS ( mnie -> dumny).
Jedziemy więc we trójkę podobnym tempem. Rozmowy trwają, mieszają się wątki, wspomnienia. Jest międzynarodowo, jest nieco o USA o Kanadzie, jest o BBT 2012. RDK odkrywa znajomość z Darkiem z BBT. Radość! Ukłony. Rodzina spotkana po latach - nieomal!
Tak nam droga się wiedzie. Ciemno, chłodno, ale wspólnie. Czas mija!

» 2016.09.17 - 23:35
Kolacja zjedzona. bulka i kielbasa.nocne trio ciagle razem:-) opalamy sie podczas pelni ksiezyca na przystanku.

Postoje robimy wspólnie, czasem oddzielnie. Każdy waży słowa, każdy czeka. Nawet jeśli jedzie, to czeka. Jedni jedzą z siodełka inni na przystanku, jeszcze inni wtedy sikają. Pamiętne jest, gdy siadamy wspólnie na wiacie przystankowej i oświetleni latarnią - jedyną w całej okolicy - wyciągamy  nogi. Śmieje się, że to jak na solarium się opalamy! Noc jest chłodna. Postoje poza stacjami CPN (są jeszcze takie?) to zgroza. Wiatr się wzmaga, ale trasa lasami powoduje, że jest jeszcze szansa aby złapac oddech na postoju, bez wiatru. Im dalej, tym wydaje się być mniej drzew. Coraz więcej smaga nas wiatr i potęguje zimno. Mimo, że obszar w odróżeniniu od Kaszub, płaski jak stół, to porywy wiatru targają nami. 

Na stacji MOYA, za Świeciem RDK łamie sie jako pierwszy. Kontuzja i bardzo zimna noc. Chcemy go zmotywować, aby jechał jeszcze z nami. Odcinek wiedzie wszak wprost do niego do domu. Gdyby pojechał dalej, nieomal otarłby się o swoje drzwi... już by witał się z Gąską... nie decyduje się na to. Zostaje na stacji, gdy my z Darkiem po 30 minutach postoju, kawie i ładowaniu telefonu, ruszamy dalej.

Gdy opuszczam stację z Radkiem w środku jestem mega pozytywnie nastawiony. Odpocząłem, ogrzałem się, kawa wypita, hot-dog zjedzony. Wszystko gra. Nic tylko jechać i jechać. Mam wysokie morale! Gadamy z Darkiem o wszystkim, ale wiatru coraz więcej. Wreszcie trafiamy na rzeźnicki odcinek trasy pod wiatr. Ślad omija Toruń od Północnego - Wschodu i wiedzie polami totalnie odsłoniętymi. Wieje i wieje, a ja tracę siły. Decyduje się wyjąć nawet ostateczną broń, kurtkę z Islandii. Mam już na sobie Wszystko!
Niestety, jest źle. Im dalej tym gorzej. Nie mogę przestać odczuwać chłodu. Nogi z zimna czuje jak mi sztywnieją, wszystko jakoś się zaciera. Energia ucieka, siły są, ale nie ma z czego jechać.

» 2016.09.18 - 05:11
Ciezki przelom nocy na stacji benzynowej…

Dochodzi sen... walka z ostatnimi godzinami mega długiej nocy, to trudne dla mnie chwile. Zostaje z tyłu Darek przede mną. Gadam do siebie, nucę sobie, zamykam się w kokon swojej psychiki i walczę z kryzysem. Darek rozumie. Dopinguje mnie:
"Dasz radę, przyjdzie świt i odejdzie kryzys - pokonasz go"
Jest mi sennie. Stajemy na Orlenie. Obiecuje Darkowi 15 minut snu. Ustawiam budzik na Samsungu i kładę się na blacie. Nie wiem czy to sen, to coś w rodzaju cierpienia młodego Wettera. Wiszę pomiędzy jawą a snem, zbyt zmęczony by spać, zbyt śpiący by marznąć. Wolno odchodzą igiełki zimna z nóg i stóp. Czuje, jakbym pływał w jakieś nicości. Budzik wyrywa mnie zbłogostanu. Obiecałem mu...
Nie mogę dalej spać...
Nie zawiodę kompana...

Podnoszę się, szybki "tiger" do dna i jest lepiej. Ruszamy! Nie jest lekko wyjść z ciepłej stacji benzynowej. Na dworze ledwie 8 stopni, a wiatr uderza w twarz zaraz jak tylko rozsuwają się drzwi. Wsiadam na siodełko i uświadamiam sobie wtedy, że to naprawdę bolesne. Nie lubię użalać się nad sobą. Jadę, ale to nie to. Nogi mnie bolą, ścięgno ahillesa w lewej dokucza i pedałuje piętą. Darek mnie dopinguje.
"Już świt - zaraz słońce wyjdzie i będzie cieplej"
Facet mnie ratuje! Wyciska ze mnie tyle sił, że nigdy bym sam ich nie znalazł. Wstyd mi, że go opóźniam. Proponuje mu aby jechał dalej, że traci na mnie czas. Odmawia... chce pomóc. W końcu oświadczam mu, że muszę zostać sam. Waham się czy zrezygnować. Chcę jechać do Płocka do Hotelu przespać i zdecydować co dalej. Zgadza się i odjeżdża. Dziękuje mu za wspólną jazdę!

Sam. Jestem sam tylko ja i ból. Ból głowy, ból tyłka, ból żołądka. Jadę ale noga za nogą. Czuje, że mi niedobrze... Nagle ogarniają mnie dreszcze. Staje na słońcu i wygrzewam się. Czuje jak mi nogi drżą i nagle kręci mnie w nosie. Katar...ech pewnie już wyłazi ze mnie to przewianie - myślę. Znajduje papier w sakwie i smarkam... Krwią... Pół na pół, ale krwią...jeden raz. Potem drugi... i Trzeci... Czas decydować. Czas męskich decyzji. To nie wstyd. Po prostu czas pójść swoją drogą. 
» 2016.09.18 - 10:14
Wielonarządowe urazy mojej szanownej,slaby stan żołądka i krew z nosa zmusiły mnie do wycofania z imprezy. dzieki za super doping sms i Fajna imprezę życzę szerokości

We współpracy z centrum dowodzenia Agnieszki ogarniam skąd i gdzie mam najbliższy pociąg. Po znalezeniu połączeń udaje się do snu. Karimata, kocyk Namiocik. Sen 45 minut w pięknej miękkiej trawie na słońcu. 


 Wrócenie do jazdy nie było łatwe. Wstać z ziemi to sztuka. Nie sen nie krew, tylko mega obolałe mięśnie. DOpiero po tym dłuższym spaniu uświadamiam sobie jak bardzo jestem  styrany. Chyba 20 minut zbieram się z pakowaniem do dalszej jazdy. Za mną już 370km a do PKP jeszcze prawie 35. Jadę cierpiąc każdy obrót korby. Nie chcę jednak przerwać. Dojeżdżam do Włocławka i kupuje bilet na pociąg. Jem pyszny ciepły kebab w "rollo" i żegnam się z przygodą. 

Całe 2h śpie w pociągu a na centralnej tylko 15 minut czekam na SKM. 

W domu Wita mnie żona i syn... czy ich zawiodłem?
Zawiodłem siebie, ale i sporo się dowiedziałem o sobie!


Specjalnie podziękowania dla Darka 32 za pomoc w czasie kryzysu! Gościu jesteś mega!
Ukłony wdzięczności za doping SMS, dla wielu osób między innymi Agnieszki, która była moim centrum dowodzenia. Podziękowania dla Bitelsów, Memorka i wielu innych którzy mnie wspierali ! Miło się czytało od was sms. 

Dzięki organizatorom za super imprezę,
Kurierowi za Piwo,
Kotowi i Wilkowi za miłą Pogawędkę wieczorną,
Wąskiemu za dżem
Emesowi za współdzielenie przyczepy,

Dziękuje również w szczególności firmie 
Mobi Care Za użyczenie lokalizatora GPS, który pozwolił mojej rodzinie mieć oko na mnie i dawał mnie oraz im poczucie realnego bezpieczeństwa na trasie.







 


















Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

piszcie, czytajcie, kibicujcie! || 1.00km

Czwartek, 15 września 2016 · Komcie(5)
Na górze bloga pojawił się link do mojej relacji sms podczas zbliżającego się maratonu. Jeśli będziecie ciekawi co u mnie to zapraszam. Postaram się w miarę zdolności i świadomości umysłu raczyć was swoimi przemyśleniami na trasie maratonu, który - jak wiadomo - lekki nie będzie. 

Z góry dziękuje za wsparcie i... trzymajcie kciuki.
:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

historia KOŁEM się toczy . || 0.00km

Środa, 14 września 2016 · Komcie(4)
Wpis w sumie w odpowiedzi na wiele waszych pytań pod poprzednim. Postaram się kilka spraw wyjaśnić i znów coś opowiedzieć o serwisie.

Ad 1.
Video-poradnik
Od razu zaznaczam, że nie planuje. To sprowadza się do tego, jakby wiolonczelistka mówiła wam, jak należy grać poloneza A-dur. W czasie jednego filmiku pewnie byście skopiowali chwyty i ruch, ale do grania "melodii" daleko by było. Podobnie ma się z video-poradnikami. Oczywiście można opowiadać, "jak to się robi", ale efekt końcowy zapewne po pierwszej próbie nie będzie taki sam. Inni nakręcili poradniki, ja nie zamierzam kopiować tematu.

Ad 2
Jak to jest z tymi szprychami. No w sumie, można użyć starych szprych - oczywiście, jeśli ich długość odpowiada nowej obręczy. Ja wielokrotnie wymieniając obręcz na taką samą (jak miałem 26 cali była to obręcz typhoon) używałem tych samych szprych. Jeśli koło dobrze zapleciono, nie powinny strzelać. 
* wyjątek! Gdy podczas rozplatania/przeplatania zauważysz, że szprychy są ponacinane np, przez łańcuch, który kiedyś spadł pomiędzy zębatkę największą i koło, warto wymienić kilka szprych które zostały osłabione. 
Zaleta, starych szprych? Hmm szybciej się koło układa. Szprychy są już dobrze uplastycznione i teoretycznie mniej poprawek i "docentrowań" powinno być. Bo nowa szprycha, z "Fabryki" zawsze jeszcze w nowym zaplocie się wyciągnie o te 0.2-0.4 mm i koło nowe trzeba kontrolować czy zaplot się "trzyma".

Ad 3.

Obręcze w tarczowych żyją wieki:) Ulegają jedynie rozcentrowaniu i uszkodzeniu ze zmęczenia (wyrwanie nypla z obręczy - patrz zdjęcie wyżej).

Ad4 
Jak się centruje góra dół?
Tak aby nie było bicia góra dół:)

Nie wiem jak to wyjaśnić - to niewyjaśnialne  - chyba;D

Aby sprawdzić centryczność promieniową koła, ustaw kątownik tak, aby znaleźć najwyższy punkt bicia obręczy. Wycentruj go poprzez dokręcenie jednocześnie prawych i lewych szprych. Odwrotnie postępujemy z najniższym punkcie. Należy odkręcić jednocześnie prawe i lewe szprychy.
Poluźnij lub naciągnij szprychy wykonując ? obrotu nypla. Przykładowo, w miejscu bicia, które ma długość czterech szprych, naciągnij wszystkie cztery wykonując ? obrotu, a następnie dokręć dwie środkowe o kolejne ? obrotu. Następnie sprawdź centryczność promieniową i w razie konieczności powtórz czynność.
*http://blog.cyklotur.com/

Mówiłem, że to niewyjaśnialne?
Jak granie na Wiolonczeli...:D

Ad5. Targi rowerowe kross 2017:


29er na stalowych rurach od Reynoldsa... Moje nowe "WOW"


Jego brat bliźniak na kołach 27+ opona 2.9 Olo może coś dla Ciebie na rok 2017?
Już nie trzeba szukać w USA:D


Druk 3d ramy Mai na Rio.


Napęd 1x12 w Rowerze Olimpijskim;D


Olo/Trolking - Cieszmy się kochać Vento 1.0 - tak szybko zamontowali w nim Tourney`a... powalony jestem tą specyfikacją szosy w sumie nie taniej jak na taki osprzęt....


kolorowo w Krossie!


Najwyższy model Vento to rower na szosowych hamulcach tarczowych hydraulicznych. 



Więcej Fotek z targów na:

www.facebook.com/cyklistarowery











Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Duet z dni dwóch || 60.00km

Niedziela, 11 września 2016 · Komcie(9)
Kategoria ciekawsze wpisy
Wpis z dwóch dni dojazdów do pracy. Ostatnie dni były mieszane. Musiałem pojechać raz autem, raz rowerem, dlatego tylko dwa dni kumuluje, bo więcej się nie uzbierało. 

zużyta do granic obręcz, rozwarstwia się od wypychającego ją rantu opony.

W sklepie cichnie... jest czas na przygotowania do MPP. Koła są już przeplecione na nowych obręczach i rower jest przygotowany na trasę 930km. To czy ja jestem do takiej trasy przygotowany to całkiem inna kwestia Pytaliście, po czym poznać czy obręcz jest zużyta. Otóż obręcz zużywa się od hamowania przy hamulcach obręczowych. Klocki ścierają warstwę aluminium z obręczy i ścianka boczna robi się cieńsza. Podczas jazdy przy dużym ciśnieniu (ja pompuje do kół ponad 5 ATM) obręcz może się wypaczyć i zablokować o klocki hamulcowe, lub zwyczajnie rozpaść. Sta profilakctycznie wymieniłem obręcze, któe były jeszcze od czasu pierwszego roweru kross Vento z chyba 2013 roku. .

CO do obręczy, zamówiłem dokładnie te same. Nie miałem do nich zastrzeżeń. I zachowałem te same szprychy przy przeplataniu koła. Tu kilka słów dla osób, któe chcą zaoszczędzić parę złotych. Gdy zużyje wam się obręcz i zamawiacie taką samą (lub o tych samych parametrach (głównie chdozi tu o stożek obręczy) można w bardoz łatwy sposób przepleść koło. Usługa przeplotu w serwisie to najczęściej koszt 50zł, samo centrowanie zaś to 20zł-30zł. Przeplatanie samodzielne, to oszczędność.

Oto kilka "rad" jak ja to zrobiłem:

1. Łapiemy nową i starą obręcz zipem z dwóch stron. Musimy je ustawić tak, aby otwór na wentyl i otwory szprych były równe. Zwróćcie uwagę, że w obręczach otwory na szprychy, są raz z jednej raz  z drugiej strony. Bardzo rzadko otowory na szprychy są po środku obręczy. Ustawcie więc tak obie "rawki" aby te odchylenia odpowiadały stronom lewej i prawej szprych.

2. Przy użycia klucza do szprych poluzowujemy każdą szprychę o jeden obrót idąc w lewą lub prawą stronę od otworu na wentyl. Wtedy łatwiej jest zobaczyć, czy zrobiliśmy poluzowanie na pełnym obwodzie. 

Na zdjęciu nowa obręcz jest na dole. Widać, że zostały mi dwie ostatnie do przełożenia.
3. Gdy nyple są już luźne zaczynamy przekładanie szprych. Wyjmujemy nype z e starej szprychy i wkładamy go w nową i bez zmieniania pozycji i krzyżowania szprychy wkładamy ją w otwór na nowej obręczy.

Na sam koniec, możecie pobawić się w centrowanie. Ja jednak zalecam oddanie koła do centrowania serwisantowi, który wie jak to zrobić. To nie tylko kwestia równego ustawienia koła na boki, ale również ustawienia aby nie było "góra-dół" oraz, co najważniejsze, równego naciągu wszystkich szprych, aby z czasem nie pękały ze zmęczenia!

Ja jeszcze uczę się zaplatania koła i jego centrowania od zaplotu do gotowego koła. Wszystko to kwestia wprawy, ale swoje koła oddałem do centrowania Kamilowi, który sprawi, że moje koła na MPP będą solidne i nie przyniesie mi to niespodzianek. 

Przygotowania do Startu, to także dylematy, co zabrać, jak się spakować i czego NIE ZABRAĆ. Gdy wrześniowe słońce da pola ciemnej wrześniowej nocy, temperatury w górach mogą być niskie. Pakowanie przyniosło wydajne fekty. W sumie moja sakwa waży z ubraniami 3.2kg. DO tego dojdzie zestaw noclegowy i troszkę leketorniki, więc pewnie całość bagażu nie przekroczy 6-7kg (napoje w bidonach itp).
Wezmę aparat mały, to zrobię fotek sporo. Mam nadzieje, że jak dojadę to uda mi się zaprezentować wam relację końcową pełną zdjęć. Chcę pojechać turystycznie i krajobrazowo! Dużo sił potrzeba a ja mam tylko zapał:) Jak to się skończy - zobaczymy!

Zestaw naprawczy,

Łatki? Nieeeeee

Pojemniczek na baterie...


:D

Do usłyszenia czytelnicy!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wczoraj i dzisiaj || 60.00km

Środa, 7 września 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Dojazdy do pracy z dwóch dni.

W końcu deszcze ustąpiły miejsca słońcu i zdecydowały mi się towarzyszyć w drodze do pracy. Niezmiennie, jednak chłodne poranki są. Zapowiada się pogodny wrzesień lecz temperatury w nocy zdecydowanie niższe niż w lipcu czy sierpniu. To będzie spore wyzwanie na MPP...

Do maratonu zostało lekko ponad tydzień. Kilometrów przybywa a ostatnie poprawki w moim sprzęcie jeszcze nie poczycnione. Czekam na dostawę obręczy do kół... obecne mają już wyraźnie ślady zużycia i zanosi się, że wiele już nie pojeżdżą, a nie chcę ryzykować pompowania ciśnienia w osłabione obręcze. 

Oczywiście tu sa kwiatki - zamówiłem obręcze z Bikestacji 31.08 w Poniedziałek 5.09 dzwonię do nich co z obręczami, a oni informują, że w czwartek 8.09 będą mieli je na stanie i PRAWDOPODOBNIE 9.09 będa u mnie... MASAKRA.

Zrezygnowałem zażądałem zwrotu pieniędzy. Nie kupujcie w BIKESTACJA.PL handlują rzeczami, których nie mają na stanie!

Udało mi się zamówić obręcze z innego źródła i mam nadzieje, że w tym tygodniu będę mógł przepleść koła.




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,