Wpisy archiwalne Grudzień, 2016, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2016

Dystans całkowity:514.00 km (w terenie 104.00 km; 20.23%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:39.54 km
Więcej statystyk

Miało być osiem i jest! || 47.00km

Sobota, 31 grudnia 2016 · Komcie(7)
Kategoria Pojeżdżawki
Dziękuje wszystkim, za czytanie mojego bloga,
Nawet gdy boli was ręka, czy doskwiera wam noga
Dziękuje gościowi, że za serce chwyta
Jemu zawsze odpowiem gdy mnie zapyta


Czyli zbliżamy się do nowego roku, za kilka godzin wszystko się wyzeruje i gdybym chciał to wystarczy dodać datę styczniową i zostałbym BS-owym trollem roku. Pierwszego stycznia być na głównej? Ech kusi ten pomysł;) Kiedyś za czasów, gdy smarfony były mniej popularne, dodawanie wpisu to było coś. Człowiek jechał, ba, bo leciał na skrzydłach do domu, żeby najszybciej jak się da dodać wpis, bo była szansa na okienko. A teraz? Jeszcze dobrze piwnicy nie zamknie taki jeden z drugiem... a już z ajfona dodają endomondy i logi. A to mnie się zarzuca spiskowanie przeciw prawilności. 

Co nowego? Dziś wyszła zacna przejazdóweczka z synem i żoną, a potem dokrętka do 47 km, bo nie mogłem sobie odmówić wyrównania dystansu do pełnych tysięcy. Oto fot kilka, bo na fejsie nie wiem czy się poprawnie dodały. Zwariował ten FB na sylwka. 






Słupek kilometrowy z dedykacją dla Złotego Jurka!

Pies? Kulka? Słodziak:)

Gdy się pochylimy... pod nogami widać szron!

Kto mi powie, co robi ludek na piktogramie? On sika? Czy co? Bo dumam i wydumać nie mogę! A może to taniec?

Warszawa... Stoję patrze, a tu nagle JEBUDU! Tak pizdło, że aż się do tyłu obejrzałem, czy jakiś samolot na Tarchomin nie spadł. W domu dowiedziałem się, że to w Łomiankach ktoś petardami dom wyburzał:)

Po szarej toni kaczka kaczkę goni...

Słońce zaczęło zachodzić, więc czas było do domu wracać. 

Tata i patyk.


Dziękuje wszystkim czytelnikom jeszcze raz i życzę wam dobrej zabawy sylwestrowej. U nas od kilku tygodni ząbki rosną i mamy imprezę sylwestrową co noc można powiedzieć! Tej nocy, więc w odróżnieniu do wszystkich planujemy SPAĆ:) Do zobaczenia za rok!





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ostatnie dni roku || 60.00km

Czwartek, 29 grudnia 2016 · Komcie(4)
Kategoria ciekawsze wpisy
Na wstępie tego wpisu chciałbym wszystkich gorąco pozdrowić - kiedyś każdy list zaczynało się podobną regułką. Jak wasze żołądki, tłuszczyki, boczki po świątecznym obżarstwie? Świetnie - bo u mnie również dobrze.
Nie miałem ostatnio czasu zrobić wpisu, wiec czynię to dziś. Pewnie zniszczę dzień Gościowi, bo wyjazd łączony i data nie z wczoraj i pewnie już szykuje palce na cięty wpis, cóż. Taki mamy klimat.


Święta przeleciały jak orkan Baśka przez Polskę, sporo jeżdżenia, kurtuazji, sporo wymieniania życzeń, a rok powoli dobiega końca. Skoro dni do końca coraz mniej, to pewnie czas na jakieś podsumowania. 

Zarejestrowanych wpisów do pracy wyszło 59 z czego uzbierało się 2235km. Sporo z nich pewnie pominąłem, ale nie będę teraz grzebał i odznaczał dojazdów. I tak sumka niezła.

Bike to hell to trzy wyjazdy. Ostatnia masakra Kampinowska, Wiosenne dookoła Kampinosu no i rzecz jasna Maraton Północ Południe. 

Z planów jakie  miałem wiele nie wyszło, bo mam synka, ale to moje największe szczęście i jaram się nim jak głupek, choć czasem daje popalić. Mam nadzieje, że za rok już będzie można z nim więcej podziałać w przyczepce, bo obecnie zima i jeszcze długo w pojeździe nie wytrzymuje. 

Summa summarum wyszło mi tych kilometrów z całego roku przyzwoicie bo podszedłem pod granicę 8000km. Z tego miejsca gratki dla Kesa za 15tkę w tym roku - Biedne napędy które zajeżdżasz Krzysiek!



Plany na nowy rok? W sumie chciałbym wykorzystać poranne pobudki syna i wiosną troszkę przed pracą dokręcać w miarę rodzinnych możliwości. Zapisany jestem na dwa maratony MP i TDP wiec pewnie jeśli nic nie wyskoczy mi przed koiła, uda mi się zaliczyć te dwie imprezy. 




Czekam na wasze podsumowania i opowieści co planujecie na 2017


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

z przyczepką || 10.00km

Poniedziałek, 26 grudnia 2016 · Komcie(5)
Mimo, że dzień zapowiadał się słabo pogodowo, to u nas jednak wyszło słońce rano. Postanowiliśmy więc jechać do Dziadków na obiad rowerami, a młodego ulokowaliśmy do przyczepki. Logistycznie, cała operacja jest dość skomplikowana, i nadal pracujemy nad płynnością wychodzenia z domu.

Na ten przykład:

Adam idzie na dół,
Agnieszka z młodym na górze ubiera gościa.
Agnieszka z młodym w przyczepce schodzi i idzie przed blok
Adam wystawia jeden rower
Adam wystawia drugi rower
Przyczepianie rowerów
Zamykanie piwnic

Generalnie zanim opuścimy blok mamy kilka par drzwi, więc nie da się zapiąć przyczepki do roweru w piwnicy, bo tir nie zmieści się w tych szklanych śluzach. I trzeba tak po kroczku wychodzić przed blok, a całość operacji kończyć już na zewnątrz. 

Udało się jednak i pojechaliśmy.












Po wycieczce zajeżdżamy do rodziców. Rzecz jasna, u nich jeszcze gorzej z logistyką, bo pierwsze piętro, bez windy. No i podobnie jak u nas, dwie śluzy drzwiowe. Znowu cała masa wzywania pomocników, jedni za Jaśka inni do piwnicy chować rowery a jeszcze potem przyczepkę na piętro po schodach. Klatka schodowa wąska i z dyszlem ledwo się mieścimy. 

Oczywiśćie dziadki zakochane we wnuku i zdecydowanie za mało im go przywozimy. Już nam babcia wyrzuca, że ona chce wnuka cześciej widzieć, i że powinna co tydzień u nas być i pomagać. Już się wprasza, że ona przyjedzie a my sobie porobimy zakupy, że ona już może go na nocki zabierać. Troszkę to irytujące, bo nie chcemy spędzać czasu z dziadkami non stop. Oni uważają, że my nie chcemy dać sobie pomóc, a moja mama tak zakochana we wnuku, że najlepiej jakbyśmy codziennie jej kazali go pilnować.

No trzeba troszkę studzić jej zapędy, ale ciężko czasem to zrobić, tak dyplomatycznie. Ona już ma plan , że za tydzień to ona wexmie Jasia, że przed sylwestrem to my sobie pojedziemy do kina - kto u licha mówił tu o jakimś kinie??? - i tak źle i tak niedobrze. Nie chce odtrącić pomocy, ale zmęczony jestem już takim na siłę wpraszaniem się do naszego życia.  Pocieszające jest chyba, że nie tylko moja "babcia" taka jest. Może to pozostałość po czasach, gdy im nie miał kto pomóc. Chcą dobrze, ciesze się, że ich mam, tylko my też nie jesteśmy jacyś ułomni i jakoś ogarniamy.

Młody wybawiony wyściskany w końcu poszedł w kimę. Czas leciał, a za oknem zaczęło szarzeć, no i czas przyszedł aby się zbierać. Znowu cała logistyka i narzekania, że syna z drzemki budzimy. Och my źli rodzice. W domu jesteśmy o czasie. 

Dzień aktywny i rowerowy a młody wybawiony wycałowany w te święta za wszystkie czasy...




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy - czyli kraina deszczem kapiąca || 30.00km

Wtorek, 20 grudnia 2016 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!, kuweta
Znów na shannon, po Kampinoskiej masakrze, trzeba było ogarnąć jednoślad, toteż musiałem rower do ładu doprowadzić. Udało się, choć ilość błota była spora. Łańcuch wyczyściłem, nasmarowałem a niunie przetarłem szmatką. Wygląda już lepiej. 

Co kupiliście swojemu rowerowi na święta?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nocna Masakra Kampinoska || 100.00km

Niedziela, 18 grudnia 2016 · Komcie(16)

Pomysł, by jechać nocą przez Kampinos, wpadł mi do głowy jakiś czas temu. Nie wiedziałem, jak i kiedy go wykonać, a sama jazda nocą po lesie zdawała się dość trudna. Musiałem kilka razy z pracy wrócić przez las, aby przekonać samego siebie, że nie "zesram" się ze strachu. Udało się, przetestowałem tez oświetlenie i byłem gotowy. Mentalnie - gotowy! Tak mi się zdawało w sumie, bo co innego 3km odcinek przez las podmiejki, a co innego szlak 50km po puszczy z dala od osad ludzkich...

Ustawka była spontaniczna, do końca pogoda świrowała i od mrozu, pokazywało zero, potem opady śniegu, śnieżyce aż w końcu się ta huśtawka ustabilizowała i na niedzielę miało być 0 stopni i lekki śnieżek miał prószyć. Wszystko było ustalone, i po tym jak rano z rodzinką poogarniałem sprawy, byłem gotowy do startu. Zasiedziałem się w domu bawiąc się z synem i z jęzorem leciałem do piwnicy aby zdążyć ogarnąć się i nie spóźnić na autobus. Chciałem odpuścić sobie jadę wylotówką do mostu północnego dlatego postawiłem na transport publiczny. Odcinek do Białołęka Ratusz, pokonałem autobusem. Oczywiście, nie obyło się bez ekscesów. Miałem wycelowany czas tak, aby być pod szpitalem w Międzylesiu na czas. W autobusie jakiś pijany młodzieniaszek rozkręcał awanturę. był podpity i troszkę hałasował. Kierowca stawał i miał ochronę wzywać. Udało się jednak gościa spacyfikować, przez pasażerów i się ogarnął. Efekt był taki, że byłem w niedoczasie. 

Po wyjściu z busa, szybki skok na siodełko i gnam jak wariat na Most Północny. Na ścieżce na moście - lodowisko. Wiadukt przemarza, a z nieba leci drobny śnieżek jak mąka. Miesza się to na zmianę z lekka mżawką -  a może to była taka schodząca mgła? Sam nie wiem. Jest około 0 stopni. Oby się nie rozpadało bardziej  - myślę sobie. Kilka razy ucieka mi tylne koło podczas zwalniania, a to przecież miasto i cywilizacja - co będzie w lesie?

Pod szpitalem, okazuje się, że nikogo nie ma. W moim telefonie pustka, bo po zmianie aparatów kontakty zostały w starym. nie mam nawet info do ludzi, którzy mieli ze mną jechać. Wszystko miałem sobie przygotować wcześniej, ale wyszło "jak zawsze". Udaje mi się zorganizować numer i dodzwonić do Agaty. Mamy kłopoty z zasięgiem, ale w końcu się kontaktujemy. Ona pomyliła godziny i zamiast o 15 była przy szpitalu o 13 więc pojechała i jest już w połowie Kampinosu przy drodze na Leszno. Ustalamy, że będzie wracać, a ja będę ją gonił i że pojedziemy zielonym szlakiem i, że tam się jakoś znajdziemy w lesie. 

Reszta uczestników się wykruszyła!

Rad nie rad, w zapadającym zmroku, ruszam na szlak puszczy sam. Jedzie się ok, choć drogę przykrywa już białą posypka śniegowa Ciężko to nazwać pokrywą śnieżną, ale nie widać co jest pod spodem. Po 15:30 z każdą minutą robi się ciemniej i wreszcie jestem sam w lesie, a dookoła mnie ciemna jak kawa noc. Wszystko niby, takie jak u mnie w drodze z pracy. "niby tak" aż do momentu, gdy uświadamiasz sobie, że to duża puszcza i wszystko tu mieszka. Dziki, wilki, łosie, sarny, a pewnie i rysie. Dodaje sobie otuchy gadając do siebie. W sumie gadam na głos, komentuje to co widzę, w nadziei, że zwierzęta  będą mnie słyszeć i czmychną...

Nie zmienia to faktu, że zabawa przednia. Światło przecedza się między drzewami, cienie tańczą i las "żyje". Masz wrażenie, że coś wyskakuje z boku, a to cień mijanego właśnie krzewu "mija cie". Pod kołami jest twardo, ziemia nie rozmarzła. Na jednym z odcinków pomiędzy drzewami folguje sobie za mocno i ląduje na glebie. Korzeń był niewidoczny, a ułożony skośnie do jazdy i przysypany puszkiem okruszkiem ze śniegu. Adrenalinka jest bo wyskakuje z roweru i lecę w ciemność. Łomocze w jakieś krzaki i zbieram się, a rowerowi nic. Upadłem na miękkie. 

"panie Adamie - trzeba się bardziej pilnować". Na jednym z odcinków szlaku jest sporo takich niespodzianek. Korzenie i pozamarzane kałuże przykryte prószącym śniegiem, zmieszane z liśćmi. Nie wiadomo co pod kołami. A droga "niby" prosta, tzlko koła tak jakoś czasem zatańczą jak staje na pedały. Najbardziej zabawna sytuacja zdaryłą się po środku niczego. Widzę z daleka światło rowerzysty i przekonany, że to ona, krzyczę coś na powitanie, a potem z za wydmy wyjeżdża jakiś koleś na MTB. Rzucam tylko  "ooo sory myślałem, że to kto inny" on tylko "spoko" i się mijamy. 

Na odcinku po "deskach" rozpędzam się za mocno i nie wiele brakuje, a wylądowałbym w wodzie. Dopiero gdy minąłem przepust z wodą zrozumiałem "po co" budują tam ten dukt po deskach. Drewno pod kołami podmarzło i było sliskie jak żywy lód. Tuz za pomostem drewnianym na zielonym szlaku, spotykam Agatę. Dalszy odcinek już jedziemy wspólnie. 

Sporo gadamy, dyskutujemy, i czas leci. Postanawiamy jechać do miejscowości Kampinos -aby wyjazd był bardziej "symboliczny". Po przecięciu drogi na Leszno szlak nieco bardziej kręci i zmienia się jego charakterystyka. Jest miejscami bardziej dziki, bardziej wąski. Wymaga większej uwagi.

W Kampinosie robimy przerwę na jedzenie i szykujemy się do powrotu na kolach. Drogi otyaczają mgły a na ulicach jest na granicy zera. Po jedzeniu ruszamy - czas do domu. Ja jadę z przodu, bo Agata mówi, że czuje suię bezpieczniej jadąc za kimś. Spoko, mogę prowadzić. Ja mam lampki ona lampki + kamizelkę. Drogą powrotna wiedzie spokojnie, choć dłuży się strasznie. To długi prosty odcinek aż do Warszawy. Za Lesznem, łapie nas niezonakowany radiowóz policji i dostajemy mandaty po 100zł, za nia korzystanie ze ścieżki rowerowej (ciągu pieszo-rowerowego)  tuż obok. We mgle nie widać było że tam coś jest, poza tym, ciąg pieszo-rowerowy tam to nic innego jak chodnik lokalny i znak o wyżej wymienionej treści. 

Cóż. Rok temu przed wigilia na pustej drodze dostałem taki sam mandat za to samo. Taki lajf - dobrze, że tylko raz do roku mają pieski taką skuteczność, bo mój rowerowy budżet by zmalał i jeździłbym na składaku:)

kilka cytatów z luźnej rozmowy

- a wiecie że w Kampinosie pojawiły się ostatnio wilki? - POLICE
- a ostatnimi czasy także rowerzyści - KSIĘGOWY

- nie za późno na rower? POLICE
- Jest 20 latem to jeszcze by się pan na działce opalał - KSIĘGOWY

- czytamy te WASZE fora POLICE

- Pana rower to akurat świetnie jest przygotowany do jazdy po ścieżce (29 cali grube opony) POLICE
- dobrze, że docenia pan to. Bo na co dzień jeżdżę rowerem mniej przystosowanym do jazdy, czyli szosowym
- no wie pan prawo to prawo, nie ma wymówek POLICE
- trzeba cierpieć! KSIĘGOWY
- no niestety POLICE
-


- tam obok, po prawej macie równoległą trasę do jazdy. Przez wioski, nie ma ścieżek, można jechać, a rowerzyści ciągle upierają się aby jechać tą od Leszna.
- no co zrobić. I wy musicie nas karać tak?
- no sam pan widzi. A tamta droga taka spokojna mały ruch!


- mamy na was ciągłe skargi, że środkiem jeździcie. Że nie da się was wyprzedzić.
- dwa pasy zajmujemy?
- nie, ale tworzą się za wami zatory drogowe i stwarza to niebezpieczeństwo.
- może kierowcy nie umieją wyprzedzać?
- wie pan, ale jak duży ruch z przeciwka to jak mają wyprzedzić kilku rowerzystów jadących jak kolaże w peletonie jeden za drugim?


Podsumowanie:
Las nocą nie jest zły. Jakoś nie czułem niebezpieczeństwa. Wyłączyłem w sobie ten strach. To troszkę jak lęk przed dzikami jak rozbijam namiot na dziko. Przyjdą to przyjdą - nie zjedzą mnie, a na rowerze jest szansa im uciec. Niedźwiedzi nie ma w sumie, a wilki? Wilk nie pojechał - to innych nie widziałem i innych Wilków nie znam:)

Oświetlenie.
Tu potrzeba dobrego światłą. Dobrze dodatkowo mieć czołówkę albo lampkę do doświetlania sobie szlaku. Czasem chciałem spojrzeć na drzwo obok mnie i przeczytać napis jaki to szlak itp, ale musiałem rower za kierownice do góy aby sobie oświetlić. Z siodełka też lampka nie zawsze łapała "w biegu" wszystkie oznaczenia szlaku.

Szlak.
Jechałem zielonym. łatwy, mało górek prosty, dobrze oznaczony. Na upartego można by jechać tylko po oznaczeniach bez GPS, ale zawsze jak nie byłem pewny czy jechałem ok to patrzyłem w odbiornik satelitarny, a potem i tak okazywało się, że dobrze pojechałem bo były oznaczenia.

GPS
GPS warto mieć, a jeszcze bardziej warto mieć wgrany ślad, który ktoś przejechał. Z samych dróg nie wiele byście wywnioskowali na mapie GPS. Co chwila się tam krzyżują leśne i rozwidlają. A szlak wiedzie czasem lekko dookoła no i jest przejechany, więć nie ma tam niespodzianek w stylu rzeczek czy powalonych drzew.  

Opony
Ja jechałęm jak było około 0 i ziemia podmarzła, ale bez grubych opon, jazda w lesie tym czy innym szlakiem wydaje mi się bez sensu. Sporo zamarznietych "piaskownic" widziałęm i gdby nie temperatura kopałbym się i na grubtych pewnie. 

Przygoda.
Super sprawa! Polecam - następnym razem też jadę, tym razem zmierzę się z Czerwonym szlakiem - trudniejszy!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Najpierw zaległości || 60.00km

Sobota, 17 grudnia 2016 · Komcie(3)
Zarówno w Piątek, jak i Sobotę, pojechałęm do pracy rowerem. Rzecz ma sie jak następuje - dwa dni. Dystans łączony. Chciałbym napisać coś więcej, ale mam drugi większy wpis do dodania i nie bede was zanudzał jakimś, widzianym w lesie lisem... 

rudy był!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Lasem lasem lasem... || 34.00km

Czwartek, 15 grudnia 2016 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Kolejna eskapada leśna. Tym razem znów w temperaturze dodatniej i znów pobłądziłem, szukając drogi którą wracam. No szok - a myślałem, że skoro ostatno pojechałem X za miast Y to teraz pojadę Z zamiast Y i będzie ok. Wyszło z tego niezłe abecadło, bo znów wyjechałem gdzies indziej. W sumie dzięki temu poznam lepiej te tereny, ale miałem ciepło, bo do pracy zostało 10 minut, a ja byłem w lesie i nie wiedziałem w sumie gdzie jestem.

W pracy przedświąteczne paczki, paczuszki...

Powrót do Domu już w granicy zera... idzie na minus, ziemia znów nieco bardziej zmarznięta, a lasy tężeją...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W dziczy zamarzniętego lasu... || 35.00km

Wtorek, 13 grudnia 2016 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Dokrętki, przekrętki i wkrętki. Dziś poszukiwałem swojej wczorajszej drogi z pracy. Wydawało mi się, że za dnia uda mi się jakoś odnaleźć szlak, którym jechałem wczoraj nocą. Jednak nastąpiła diametralna zmiana - zamiast "Z" jechałem"DO". To wcale nie takie łatwe odtworzyć wspak drogę za dnia. Oczywiście pobłądziłem i pojechałem inną, znajdując za to kolejny ciekawy szlak dojazdu do roboty. O wiele mniej wodnisty, za to pełny piasku - całe szczęście przy minusie i po opadach - nadal zamarzniętego. 

Dla spostrzegawczych - odpowiadam. Tak mój rower ma stopkę, nóżką, podpórkę, ponieważ wymagała tego kombinacja z przyczepką młodego. Nie da się zejść z roweru i kłaść go za każdym razem na ziemi, aby zajrzeć do małoletniego. Stąd powrót do stopki. Spokojnie na maraton zdemontuję;)





Nowy szlak obfituje w kilka małych wydm.


Jest i jedna większa wydma - tej jednak nie zamierzam podjeżdżać... podziwiam jej piękno jadąc ... bokiem.


Brzoza z wczorajszego opisu. Chyba zbuduje sobie, na nią najazd, by móc po niej przejechać, bez zatrzymywania. 

Szlak wzdłuż gazociągu. Jego obecność widać, tylko po szerokiej wycince. Jeszcze kilka lat temu było tu rozkopane i pracował ciężki sprzęt. Latem są to tak piaszczyste tereny, że jedynie prowadzenie roweru wchodziło by w gre, teraz gdy mróz ściska da się jechać i to bez większego trudu!


W pracy osobliwe sprawy, więc i o tym wam opowiem. Mamy na serwisie rower nieco droższy. W zasadzie pan X przyprowadził na serwis rowery dwa, jeden i drugi z węgla więc i opieka rowerom należy się troskliwa. Pan jednak części do roweru X" zamawia gdzieś indziej i przychodzą one kurierem na nasz sklep. I w ten sposób, klient nabył już 3 zębatki do korby XT ( średnio po 200zł / sztuka)  które nie pasują. Nie chce u nas kupić, tylko "ja sobie zamówię". Efekt taki, że dzwonie do niego co kilka dni, z informacją, że w tamtym sklepie znów złą wysłali. Podałem na prośbę kod zębatki jaką ma tamten sklep zamówić i znów czekamy...

No chyba poczuje się urażony. Czyli jak idzie do restauracji to bierze swoje mięso, bo oni na miejscu ze starego mu ugotują? hę?

Dziwne to, bo oba rowery są po średniej rynkowej cenie 10-12 tysięcy złotych na super wypasionym osprzęcie! Rozumiem, że różnica w cenie zębatki 10 zł to dla klienta spory kłopot? dziwnie jakoś nie uważacie?



Powrót przez las znów "zalaną" trasą. Tym razem nic mi nie zamarzło:D






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

jestę czołgię - jadę wszystko! || 35.00km

Poniedziałek, 12 grudnia 2016 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!, kuweta
Wyjazd do pracy był oczywisty i niezaprzeczalny, jak to, że miesięcznica będzie co miesiąc! Po trzech  dniach wolnego i trzech dniach nie jeżdżenia, postanowiłem, wykorzystać czas, gdy temperatura zejdzie poniżej zera i pojechać do pracy. Nadzieją moja było stwierdzenie: jak mróz to "będzie" sucho. Niestety nie było tak kolorowo. Było cokolwiek odmiennie nawet - tak bym rzekł. Było wietrznie, a dodając do tego grube koła mojego czarnego diabełka SHannona, jechało się ciężkawo. Pamiętajcie - zawsze swoją niemoc uzasadniajcie czym sie da! A to niedawne przeziębienie, a to wiatr, a to grube opony. Opony na ten moment wydają się wyjaśnieniem idealnym dla mojej niemocy. 

Jako, że na asfalcie, wiało, jak szalone, to wybrałem opcje terenowo - leśną. Zapomniałem jednak, że las nie wessał był jeszcze całej wody z opadów trzydniowych, no i było cokolwiek błotniście. 




Na moim ulubionym odcinku, od jakiegoś miesiąca, trwa zrywka drewna i jeśli połączymy ciężki sprzęt z opadami, mamy:





Accent sprawdziła się tu wyśmienicie, jechałem przez te rynny jak czołg, niejednokrotnie pokonując brody i wody sięgające prawie pod sam support.

Ostatni odcinek to przyjemna leśna droga żwirowa i wiatr w plecy. Jechało się przecudnie. Ilekroć jadę tym kawałkiem mam wrażenie jakbym był w wysokich górach. 


Efekt jazdy po dotarciu do pracy... Poza obowiązkami typowo pracowniczymi, miałem więc tego dnia rowere do wyczyszczenia.

Kaseta wymagała ostrego pucowania, a o łańcuchu i ramie to nawet nie wspominam:)

Nie da się? Jak się nie da jak sie da się;)


Po pracy zaplanowalem, że wrócę także przez las. Temperatura zaraz po południu spadała poniżej zera, więc woda z ulic szybko stezala w kaluzach w postaci lodu.
 Wracanie po siedemnastej o tej porze roku niezmiennie wiąże się z jazdą po ciemku, tak było i tym razem. 

W lesie obieram inny szlak niż rano, droga tym razem sporo dalej sięga w las i wiedzie - tak mi się zdawało - po ubitej zwirowce.  Najpierw za szlabanem jest 'twardo' jednak im dalej, tym więcej niespodzianek. Spotykam połamane i obalone w poprzek drogi drzewa -przeważnie brzozy. Kilka razy muszę nad nimi przenosić rower. Gdy kończą się drzewa miejsce im ustępują rowy z wodą.   Te są trudniejsze do pokonania, bo czasem zajmują całą szerokość drogi. Do tego ich okolica jest skuta lodem.  Jeśli dodamy do tego egipskie ciemności rozswietlane rowerową lampką, wychodzi nam całkiem spore wyzwanie.  Wodą w lasach po trzydniowych opadach jest w ogromnych ilościach. Są momenty, że jedyną drogą jest droga samym środkiem kałuży w nadziei, że tam jest płytko. I wiecie co? Nie zawsze jest płytko. 

Opuszczając las, mając za sobą kilka brodow po same piasty i przy akompaniamencie ujemnej teperatury, moja przerzutka xt dosłownie zamarza. Dolne koleczko muszę odkuwac z lodu by mogło się kręcić, łańcuch, po chwilowym postoju wzbogacił się o umiejętność pamięci kształtu, a przednią przerzutka przestała działać całkowicie. 

Jakoś udaje mi się dotrzeć do miasta, ale wiadukt w legionowie pokonuje już ' na hulajnoge' bo łańcuch przymarza.

Jakość zdjęć niestety ostatnimi czasy, słabnie diametralnie i strasznie was za to przepraszam. Zastanawiam się czy nie zaprzestać fotografowania telefonem, jednak ten mam zawsze przy tyłku, a ferrari, muszę zabierać "specjalnie" co pracy. Opcją dodatkową, jest jeszcze telefon numer dwa z matrycą 2mpix, ale jakie sa jakościowo fotki z niego okaże się niebawem. Tym czasem, robię wszystko aby jakość zdjęć była w stopniu wyraźnie zadowalającym...



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Czas świąt... polemka:) || 0.00km

Niedziela, 11 grudnia 2016 · Komcie(3)
Czas świąteczny, czas wyjątkowy

Święta generalnie są, cool nie ma wątpliwości. Nikt chyba oficjalnie zapytany o okres świąteczny nie odpowie Ci, że ich nie lubi. W internetach, supermarketach i gdzie tylko się da, pojawiają się choinki, gwiazdki, sztuczny śnieg z waty, a na ulicach pędzą renifery i mikołaje i kurierzy. Ci ostatni, jakoś mniej czują atmosferę, bo mają ostry zapierdol. To nic, przecież każdy z nas w tym okresie chce być dla wszystkich miły i wmawiamy sobie, że tego dnia, nic nie wyprowadzi ans z równowagi. Wszyscy tryskamy świątecznym nastojem do momentu, gdy przekroczymy próg... własnego łóżka.
W telewizji i internecie bombardują nas spoty z pięknymi zasypanymi śniegiem ulicami, i rodzicami przystrajającymi swoje domy, balkony i choinki. Każdy uśmiechnięty, a dzieci czekają na pierwszą gwiazdkę. Dzieci zawsze uśmiechnięte ty też w tym okresie chcesz jak oni. Stoisz na drabinie w lejącym deszczu i montując lampki nad wejściem zastanawiasz się, którą klasę odporności na wilgoć mają, bo w zeszłym roku wymiana głównego bezpiecznika w mieszkaniu kosztowała cię 400zł i wizytę w szpitalu po tym jak poraził cię prąd. Klniesz, bo wieje, jak na Islandii, a pod nogami kręcą się dzieci - no i żona co jakiś czas wygląda, pytając - Długo jeszcze ci to zajmie? Z zaciśniętymi zębami uśmiechasz się i udaje ci się wycedzić "już kończę".

Ten świąteczny czas przypomina nam o byciu miłym i dobrym dla wszystkich. Wszystkich oprócz... tu po przecinku w sumie zastanawiasz się, ile osób w tym roku udało Ci się wpisać na listę wykluczeń. Teściowa? Sąsiad, którego pies notorycznie drze się wychodząc rano na spacer? Imbecyl na motocyklu jeżdżący w kółko po garażu podziemnym, czy kurier co trzeci raz z rzędu awizo ci zostawia, nawet nie dzwoniąc do drzwi, podczas gdy stoisz w progu próbując przechwycić "niespodziankę" dla żony? Czy powinieneś wykluczyć z bycia miłym dzieci? One zdają się mieć w sobie radar, który wyczuwa momenty, kiedy akurat, nie możesz lub nie chcesz się nimi zająć, i zarzucają Ci swoją uwagą cały wolny czas od... świąt. 

Szał zakupów to to co każdy z nas uwielbia. Prezenty, prezenciki! Nikt jeszcze nie podał jednak definicji dlaczego owo uwielbienie ogarnia głównie nasze partnerki. W tym okresie w nocy i na paluszkach biegniesz do komputera i zmniejszasz limit dzienny na swojej karcie do 500zł pamiętając o zwiększeniu limitu na płatności internetowe. Jakoś przecież części do jednośladu musisz kupować. W pośpiechu definiujesz szybkie płacenie na portalach rowerowych i wylogowując się idziesz do łóżka z poczuciem spełnionego obowiązku. Dopiero następnego dnia w sklepie z przerażeniem odkrywasz, że kartę - której numer podawałeś w sieci - zostawiłeś przy komputerze. Nie wiesz co bardziej zdenerwuje małżonkę przy kasie, to że będzie musiała zapłacić swoją kartą kredytową czy to, że tą gotówkę i tak będziecie musieli spłacić ze wspólnego konta.  

Kochane zakupy, ludzie tacy jacyś inni. Każdy sfocusowany na swoich sprawach, do tego chmara dzieci dookoła. Nie nie twoich, twoje zostały z dziadkami, abyś mógł w "spokoju" zrobić zakupy i kupić to czego potrzebujesz. Inni jednak też mają dzieci. I obrazki, których chciałeś uniknąć spotykasz na każdym kroku. Jakaś mama tłumacząca wyjącej dziewczynce, że tę lalę przyniesie mikołaj i nie kupi jej dziś. Inny tatuś starający się wyrwać bark dziewięciolatkowi, który z rykiem szarpie się bo mijają właśnie dział z zabawkami zdalnie sterowanymi. W innym znów dziale, babcia próbuje , w akompaniamencie pisku i wrzasku, założyć czapeczkę wnusi, bo "na zimę trzeba mieć". Gdy już wydaje ci się, że to koniec niespodzianek, żona spada na ciebie z wrzaskiem, gdy dowiaduje się, swoją drogą mimochodem, że karta została w domu. Robi ci awanturę na cały sklep i zapowiada ci, że ona bez tych rzeczy nie wyjdzie, a swoją kredytową zgubiła i zastrzegła. Oszołomiony wybiegasz ze sklepu do auta i pędzisz do domu po kartę. Udaje ci się jakoś wytrzymać 30minut korku, a gdy wracasz i po kolejnych 20 minutach szukania miejsca do parkowania, wracasz do sklepu, okazuje się, że w sklepie, przypadkiem znaleźli się także dziadkowie i sa tam też twoje dzieci. Opis scen dantejskich obok zabawek, masz już przerobiony więc stajesz do walki - bogatszy o doświadczenia!

Wreszcie wigilia, udało ci się wziąć wolny dzień od pracy. Jest szansa, na jakiś rower, bo nawet pogoda ma być ładna i ma nie padać. Wstajesz rano, ogarniasz rodzinie śniadanie i gdy wydaje CI się, że już nic cie nie zatrzyma, żona wręcza Ci listę zakupów "spożywczych". Kierunek targ. Dobrze, że masz sakwy, to rowerem można podskoczyć. Nie ma tego złego. Opuszczając piwnicę, zauważasz, że ludzie wchodzący do klatki składają parasolki. Czyżby meteo się myliło? Ono nigdy się...leje...
W strugach deszczu, jedziesz na targ, gdzie za każdym warzywem stoisz po 15 minut, a pani robiąca awanturę przy rybach prawie wyprowadza Cię z równowagi. Obciekający wodą, stajesz w progu z zakupami i... z niesmakiem na twarzy żony dostrzegasz, że lista zakupów jednak była dwustronna, a ty czytałeś tylko awers.  Nie ma sensu się nawet sprzeczać, wracająć po schodach do piwnicy, myślisz sobie, że dodatkowe kilometry przydadzą Ci się do statystyk, jednak ku swemu zaskoczeniu stwierdzasz, że rower, obciekający jeszcze od wody ma kapcia. Zrezygnowany bieżesz więc z domu kluczyki do auta i gdy chcesz jechać na targ, zona oświadcza, że skoro jedziesz autem to ona jeszcze podjedzie  z tobą i coś z mięsnego kupi. Dziwnym trafem, pomiedzy targiem, a mięsnym napotykacie jeszcze dwie drogerie i sklep z ubraniami i jedynie zapadający już zmrok sygnalizuje twojej połówce, że dzień dobiega końca i że na pierwszą gwiazdkę musicie być u teściów. 

Święta to czas radości, po wigilia, gdy dzieci zajęte prezentami, a rodzina objedzona nie ma już sił i pomysłu utrudniać ci życia wreszcie idziesz na rower. Niczym zwycięzca wsiadasz na jednoślad i nawet nie przeszkadza ci, że rozwaliłeś sobie palec podczas szybkiej zmiany dętki... ty nareszcie masz ten wyjątkowy czas... dla siebie;)







Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,