Wpisy archiwalne Maj, 2011, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:943.36 km (w terenie 20.00 km; 2.12%)
Czas w ruchu:41:57
Średnia prędkość:20.68 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:49.65 km i 2h 47m
Więcej statystyk

DLA ŚLIWKI - ZA NAJLEPSZE I NAJBARDZIEJ AKTUALNE PROGNOZY POGODY! || 0.00km

Poniedziałek, 30 maja 2011 · Komcie(3)
Z PODZIĘKOWANIAMI I WYRAZAMI DOZGONNEJ ROWEROWEJ WDZIĘCZNOŚCI DLA ŚLIWKI ZA WSPIERANIE AKTUALNYMI PROGNOZAMI POGODY NA NIEJEDNYM WYJEŹDZIE





PIWO ZOSTANIE DOSTARCZONE POD PODANY NA PRIV ADRES W PRZECIĄGU TYGODNIA OD DATY ZGLOSZENIA CHĘCI ZWYCIĘSZCZYNI:p( PROSZĘ PODAĆ MARKE PIWA;p)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

jakbym był żelkiem bym sie rozpuścił... || 34.00km

Poniedziałek, 30 maja 2011 · Komcie(0)
Kategoria Na uczelnie
Ale dziś była zupa;/ jechałem z Warszawy rowerem, porazka mimo, że wiatr w plecy to było ciezko. 25-27km/h i jeden bonus, bo pomagałem bikerowi(maturzyście tegorocznemu) w zmianie dętki. Okazuje sie że maratony za 90zł wcale nie są takie "nieprzebijalne"

34km średnia wysoka, ale powietrze było jak zupa grochowa. Lepkie i cieżko strawne.....;/ nie umniejsza to jednak faktu, że rowerek po 3h dopracowywania, i wykańczania atlasu Geologiczno-Inzynierskiego rejonu annopola, smakował wyśmienicie!!

jeszcze nie koniec na dziś ale teraz zimna Cola i relax:D

A co do relaxu to kawalek z mojej mp3! Z dedykacją dla CheEvary o której mi się zaczyna myśleć gdy słucham tego kawałka:(nie tylko ze względu na nazwę zespołu:D)

ENJOY!! "co jest panowie ciśnienie mi spada;P"

&feature=related


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zlot LSTR 2011 - powrót || 70.00km

Niedziela, 29 maja 2011 · Komcie(2)
Poranek po ognisku, jest dośc żwawy...

najpierw zjedliśmy pyszne śniadanko z wielu potrawinek:





aby ochłonąć przed powrotem kierunek nad rzeczkę.




a potem spacer do lasu




wreszcie załadowani i zwarci do drogi ruszyliśmy w kierunku domu.

był w mordewind ale po spontanicznym dośc energicznym początku (predkościach znów powyzej 27km/h) zadecydowalismy, że tworzymy Peleton i dajemy 10 minutowe zmiany!
i tak na trasie do domu, mimo silnego wiatru średnia była grubo powyżej 22km/h!

Na rondo w Zegrzu, historyczne miejsce biorąc pod uwage historię naszej grupy, docieramy zadowoleni, lekko zmęczeni, i zarazem z żalem, że.....



JUTRO K-WA ZNÓW DO ROBOTY



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zlot LSTR 2011 || 70.00km

Sobota, 28 maja 2011 · Komcie(0)
Wyjazd na zlot zaplanowaliśmy w sumie spontanicznie. Nic nie szlo od początku jak trzeba. Viktorem nas straszyli i, że huragany i trąby będa dudniły i Bóg wie co jeszcze. Kochane nasze media, pożywkę maja nawet z piardnięcia motyla i z byle czego zrobią huragan, byle tylko wyświetleń na "fajsie" portalu TVN24 było najwięcej.

Suma summarum Gucio było a nie Huragan!!! Dobrze, że nie daliśmy się nabić w butelkę i zdecydowaliśmy się na wyjazd.
Sobota od rana była taka ni to w pipkę i to w rybkę. Idąc do obi rano, zdążyłem zmarznąć i spocić się podczas jednego spaceru. Wyjazd zaplanowany na 15tą od rana był pod znakiem zapytania Meteo szalało i prognozy z dnia poprzedniego pokazywały nie wiadomo jaki armagedon nawet do 5mm deszczu...

DO ostatka zwlekaliśmy z pakowaniem i efekt był taki że 14:45 wyszliśmy z domu a do miejsca zbornego z druga dwójką z serocka, było prawie 10km. Od rana było więc ciśnięcie. Nie szlo jak trzeba, nogi nie za bardzo chciały w rytm wpaść a nawierzchnia trasy nie zachęcała do dawania z siebie wszystkiego.

Aga dała zmianę i lecieliśmy 26-28km/h a 3 sakwy jakoś usilnie nie pozwalały o sobie zapomnieć i jakby niepocieszone, że wiozę je za plecami, dawały mi znać o sobie opierając się z rowerem na spółkę.

Rondko w Zegrzu witamy spoceni zmordowani i zmęczeni. Ja dobijam kółko tylne na kamień a Aga przeprowadza przywitanie z nasza znajoma już dwójką.

Skład Adam (jam ci) Piotr(Bazyl) Mary i Agnieszka, rusza na Radzymin.

Jakże byłem w błędzie mając nadzieje, że gdy ekipa ruszy będzie już "normalnie". Wstąpiło w nich jakieś szaleństwo:) Najpierw Aga weszła na czuba i lecieliśmy 26-27. W okolicach Białobrzegów Piotr zmienia ja na przedzie i prędkość waha się jeszcze wyżej. Do Radzymina średnia jest 25.12

Popas przy centrum panorama jest dla mnie zbawienne. W oczekiwaniu na zakupy gromadki naszej zacnej regeneruje się odpoczynkiem ma ławeczce. Pogoda nie zachwyca, jest pochmurno dość duszno a czasem zawiewa chłodkiem.

Całkowity czas postoju waha się od około 30-38minut. Ruszamy dalej sprawnie, i mimo, że prędkość wciąż wysoka jedzie mi się już lepiej. Na działkę jadąc nie da się ominąć Jadowa i przepysznych lodów domowej roboty. Fartem załapujemy się bo lodziarnie zamykają 15 minut po naszym przybyciu.

Starowola to zakupy chmielowo-chipsowe i ostatni dynamiczny odcinek po szuterku... Wreszcie docieramy na miejsce.

Tu kończy się opis rowerowy a zaczyna opis ogniskowy:D

Wyprawa po drzewo na ognisko, jest niejako remakiem z naszego(mojego i Agi) wypadu kilka tyg wstecz. Jednak i ta wyprawka po drzewo ma swoje kwiatki:


my mamy swojego Jezusa z Rio!!!!!!! a w zasadzie z Sero(cka)

Ognisko trwa tylko do północy ale okazji do pogadania jeszcze będzie kilka.

Fajnie mija nam wspólnie czas. Bardzo pozytywna ekipa Sea-Rock City i J-błonna :)

Day 1 ma się ku końcowi....


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

po Agnieszkę do pracy i do rodziców || 15.00km

Środa, 25 maja 2011 · Komcie(0)
Życzenia dla mamy w przed dzień i po moją kobietkę do pracy na jej rowerku:D


jej jak cholernie zimno dziś było mimo tego słońca;/ sie naciągłem rano i o 6 na przystanku stałem tylko w krótkim rękawie:D oj było ostro:P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

BIKE TO HELL || 224.00km

Poniedziałek, 23 maja 2011 · Komcie(8)
Na Lublin chorowałem już od ponad roku albo i dłużej. Wyjazd na więcej niż 200km zakiełkował w mojej głowie po odbyciu przez Radka swojej wyprawy. Chciałem przekroczyć tę barierę jak co roku, jednak cel ani miejsce nie było mi znane. Po powrocie z kursów uczelnianych postanowiłem zrealizować pomysł w miarę szybko, gdyż sesja i przed-sesyjny bałagan nie sprzyja takim wycieczkom. Wiatr i pogoda wskazywały, że warunki będą już w poniedziałek.

Nieoczekiwanie Agnieszka oznajmiła, że ma wolne i po konsultacjach postanowiła mi towarzyszyć. Obawiałem się czy podoła, bo wyjazd miał mieć wszelkie znamiona BIKE TO HELL. Postanowiłem jednak, dać jej szansę sprawdzenia się.

2:55

Budzik zrywa mnie z łóżka. Po tygodniowym kursie w Polsce i jednym dniu odpoczynku nie czułem się strasznie wypoczęty, jednak poranny prysznic pomógł i zabrałem się do szykowania śniadania. Agnieszce dałem jeszcze spać choć nie wyszło zabardzo bo chwilę później we dwoje krzątaliśmy się po mieszkaniu.

3:30 Śniadanie złożone z makaronu było na talerzach a kanapki robiła Agnieszka.
Ruszamy z mieszkania o 5:00 jest dość ciepło jak na tę pore dnia. Z niepokojem spoglądamy na chmury burzowe z których blyska na północy. Wiatru o dziwo – nie ma, lub jest tak nieodczuwalny. Na modlińskiej krótki postój na podniesienie ciśnienia w kołach i hej dalej w trasę.
Ulice są względnie puste a my jedziemy sprawnie pokonując kilometry. Warszawa nijak mija, po przepchnięciu się przez okolice Starzyńskiego kierujemy się na Wiatraczną i szybko opuszczamy Stolicę. Ulica Patriotów wzdłuż torów PKP ciągnie się niemiłosiernie przez prawie 12km. Postój numer jeden odbywamy dopiero przed samym Otwockiem. Szybko wsuwamy kanapki i już niecałe 15 minut później znów nasze nogi kręcą miarowo.

Droga do Otwocka zdawała się nie mieć końca. Kolejne miejscowości na trasie są tu identyczne, jedynie leśne obszary i zapachy pachnącej sosny sprawiały że nie zasnęliśmy z nudów. Samo miasto przelatujemy tranzytem bez jednego dotknięcia stopą asfaltu.

Ul Gabriela Narutowicza wyprowadza nas na trasę nr 17. Tu zaczyna się główny odcinek naszego wyzwania. Jest spory ruch w obu kierunkach, jednak szerokie pobocze sprawia, że nieomal nie uczestniczymy w głównym ciągu aut. W okolicach Kołbieli jak zawsze korek. Rondo na tej trasie korkuje się odkąd je postawiono. Wielokrotnie jadąc z ojcem do dziadków staliśmy tam nawet po 40 minut.
Tym razem jest podobnie z tą różnicą, że korek mijamy bokiem. Narasta on jednak w astronomicznym tempie. Powiększa się dosłownie z prędkością jaką opuszczamy skrzyżowanie. Kolejne pojazdy jak klocki tetris dobijają do sznureczka jedno po drugim. Prawie kilometr dalej wreszcie przyrost pojazdów się zmniejsza i gubimy „węża”. Drogę lubelską rowerzyści omijają łukiem, jednak mimo że tak zniesławiona ma szerokie pobocze i pełno zajazdów restauracji i stacji benzynowych na trasie, gdzie można coś zjeść odpocząć czy załatwić potrzeby. Gdy dodamy do tego szerokie pobocze które ma czasem grubo ponad 2 metry, wychodzi bardzo sympatyczna trasa.

Kiedy tak jedziemy nagle Agnieszkę łapie kryzys. „Zwolnij Adam bo jakoś mi się ciężko jedzie”.

Chwile później musimy się zatrzymać. Jakie jest nasze zaskoczenie gdy kryzysem okazuje się kapeć w tylnym kole.(dziś gdy to pisze znów zeszło powietrze niestety;/)
Znajdujemy nieco cienia i tam zmieniamy dętkę. To znaczy ja zmieniam Agnieszka mi pomaga a w międzyczasie fotografuje ślimaki.
Jazda jest monotonna bo droga po horyzont wiedzie prosto.

Dobra muzyka w mp3 sprawia, że da się jechać w miarę sprawnie. Wiatr zdecydowanie budzi się i zaczyna nam sprzyjać. Jednak słońce znika a chmury frontalne kłębią się nad nami czasem pokapując pojedynczymi kroplami.
Jeden z kilku postojów na trasie wypada w Garwolinie. Celem jest oczywiście odpoczynek ale także zakup dętki bo po Awarii Agnieszki, okazało się że mamy jedną dętkę na 2 osoby.
Gdy po 30 minutach ruszamy dalej, front mija nas i znów na niebie pojawia się słońce. Jedzie się coraz lepiej a morale wzrasta.

Przed Kurowem zatrzymujemy się na obiad. Czekając na posiłek słyszymy za plecami ciekawą rozmowę. Dowiadujemy się całej masy technicznych spraw związanych z zakupem ostrzałki do pił w tartaku oraz metod ich ostrzenia. Jedyne cenowo – sensowne pożywienie jakie można było nabyć, to pierogi z mięsem. Tak dużych to jeszcze nie widziałem, mimo, że jest och 8 sztuk „ledwie” a my mamy już za sobą prawie 150km, nie jestem wstanie zjeść ich do końca.
Ostatnie kilometry jedziemy z silnym wiatrem w plecy. Nogi jednak nie chcą już cisnąć i średnia z 24 spada dół. Lublin osiągamy około 16:15.

Zmęczeni i szczęśliwi jednocześnie zabieramy się za zwiedzanie starego miasta. Urokliwie położone na skarpie i z staromiejską zabudową pełne wąskich uliczek.



Jest niesamowite, deptaki witają nas stojakami rowerowymi a`la podkowa. A panorama z góry na miasto, rozciąga się niesamowita.
Lublin to także miasto trolejbusów.

Niesamowita konstrukcja i stare pojazdy z lat 80 ubiegłego wieku napędzane prądem to ciekawa atrakcja w Lublinie. Niestety nie wiele ich upolowałem swoja cyfróweczką w telefonie. Jednak jest ich sporo w mieście niektóre to naprawdę zabytki!

Pociąg do Stolicy było o 19 więc zdecydowaliśmy się zwiedzić jeszcze obóz koncentracyjny Majdanek.


Ku naszemu niezadowoleniu było po 18 a bramy zamknięto niedawno. Cóż modliśmy jedynie nacieszyć się widokiem z za ogrodzenia i przełożyliśmy zwiedzanie na kolejne odwiedziny tego miasta!
W Stolicy lądujemy p 21.30 i rowerkami wracamy z Warszawy Wschodniej do domu. Noc nieco chłodniejsza niż ta podczas której wyruszaliśmy jednak jedzie się przyjemnie. I jeszcze przed północą wykąpani kładziemy się spać!

DST 224,84km
AVS: 20,44km/h
TIME: 10:59h

Chciałbym wrócić do Lublina jeszcze w tym roku i na Roztocze. Zwiedzić tamtejsze pagórkowate tereny i pokręcić się w lessowych wąwozach… Hej grupo może jakieś zamknięcie sezonu jesienią tam zorganizujemy?



zdjęcia (za chwilę)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na działeczkę - weekendowy wyskok || 82.50km

Niedziela, 15 maja 2011 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
wybraliśmy się z Agusią w weekend na moją działeczkę... Była fajna jazda bo z wiatrem a na miejscu odpoczynek pierwsza klasa, szkoda , że ekipa jaka miała z nami jechać się niezdecydowała;D

zajebisty kolor zajebisty lans;D
jeden z moich rowerowytch projektów, niestety ojciec potrzebował tej kierownicy więc rower znów ma zwykłą;D choć design był czadowy:D

a tu Ukraina - oryginalna mega wypasiona maszyna!! Kiedyś zrobie z niej trekinga pierwsza klasa!

na koniec ognisko i gadanie do nocy... brakowało tylko większej ilości rowerowych wariatów.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,