Wpisy archiwalne Październik, 2011, strona 1 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:1031.38 km (w terenie 178.00 km; 17.26%)
Czas w ruchu:91:28
Średnia prędkość:10.37 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:29.47 km i 3h 02m
Więcej statystyk

Kampinoskie Harce || 93.90km

Niedziela, 30 października 2011 · Komcie(6)
Kategoria Pojeżdżawki
Dziś grupa Mazowicka – zebrała się po raz kolejny.

Grono nasze nie powiększa się nic a nic co troszkę mnie martwi, bo wiem, że jest nas więcej. Udział w wycieczce wzięli znów ci sami zaje-fajni rowerzyści, wzmocnieni składem siostry cimana zwanej potocznie Gosią.

Najpierw ja i Aga w drodze na spotkanie próbowaliśmy przedostać się przez budowany most północny. Niestety mimo zaawansowanych świąt i niedzieli roboty trwały i nici z przesmyknięcia się przez Wisełkę tamtędy. Po nieudanej próbie podskoczyliśmy do następnego mostu Grota, gdzie najpierw spotykamy Gosie a potem po drugiej stronie Kubę.

Kierunek Łomianki. W sklepie nabywamy wstępne kalorie. Pączek i Bajaderka były wczorajsze, ale dało się zjeść. Zaraz po zakupach kierujemy się na Kampinos. Przez lokalne willowe dzielnice, pośród piesków burków i psów szczekających jak najęte, jedziemy do lasu. Omijamy tym razem kwaterę dowodzenia atomowego i jedziemy czarnym szlakiem do wsi Sieraków. Stamtąd o rzut rowerem do„Pociechy”. Nazwa wsi nijak nie ma się do brukowanej drogi z kocich łbów jakie napotykamy na trasie do Palmir.

Na odcinku brukowanym szybko odbijamy na czerwony szlak. Napotykamy tam znane nam z wielu innych wyjazdów górki wydmowe. Super singielek obok piaskowej drogi, wiedzie nas dynamicznie przez okoliczne pagórki. Jest szybko, dynamicznie i troszkę technicznie. Wąska śćieżka poprzecinana korzeniami wiedzie slalomem między drzewami. Gdybym tylko w zimówce miał jakikolwiek amortyzator.

Ja niestety nie dość, że bez amortyzatora to jeszcze na slickach jechałem po tych korzeniach i piaskach. Pocieszeniem było to, że inni też mieli slicki choć tu raczej im amortyzacji zazdrościłem najbardziej.

Z Kampinoskich szutrów wybywamy we wsi Wiersze. Tam już wiedzie nas gładki unijny asfalcik z pokracznie namalowaną po lewej ścieżka rowerową. Po prawej jej nie było, więc zdecydowaliśmy się jechać szosa normalnie. Kierowcy z naprzeciwka mogliby nas nie tylko nie widzieć na owym „szlaku rowerowym” a także mogli się nas nie spodziewać. Trzeba wam wiedzieć, że owa droga wiejska była wąska i kręta.

W Roztoce kawałek jedziemy główną drogą, ale szybko skręcamy na boczne i mniej uczęszczane, gdzie znów wioskami snujemy się rozmawiając i dywagując na wszelakie tematy. Nowe unijne asfalty rządzą w tych okolicach. Przez Małocice i Augustówek docieramy do Czosnowa, gdzie Kuba zalicza gminę Czosnów. Przez Nowy Dwór Mazowiecki lecimy tylko boczkiem. Tranzytem nieomal przecinamy odcinek do Rajszewa. Jedziemy boczna trasą, omijając w ten sposób znane skądinąd górki na trasie głównej do Jabłonny.

W Jabłonnie żegnamy Kubę, który mknie do Warszawy. My wracamy na pyszne leczo… Szkoda tylko, że po powrocie do domu dopiero zaczniemy je robić;P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jesienne nieplanowanie jest najlepsze || 95.00km

Sobota, 29 października 2011 · Komcie(1)
OD rana miał byc Kampinos. Jedno słowo kumpla i wyszło całkiem co innego. Kampinos przełożyliśmy na jutro a dziś zdecydowaliśmy się udać na kilka grobów. Nie lubie grobobrania, ale jeśli wiąże się z nim jakieś fajne kręcenia, to już jestem na TAK. Głodny większego dystansu podjąłem się i pojechaliśmy na trasę.

Zaczynamy do Nowego Dworu, gdzie spotykamy peleton tzw. Babki. Chłopaki nieźle doginają, to nie dla nas i odpuszczamy, zwłaszcza, że z sakwami i na rowerze mtb to ciężko im koła utrzymać.
Jedziemy tranzytem ze średnią grubo ponad 22km/h w Nowym Dworze przeskakujemy na Modlin i przez Miasto Modlin( nie twierdzę) jedziemy na Pomiechówek. Tam odwiedzamy kilka (dwa) groby i mkniemy na Cieksyn znów światełko i na obiadek do rodziców Agi. Jest rosołek z kaczki i jest kurczaczek. Najedzeni mkniemy dalej w kierunku Nasielska. Tu plan zakładał skrócenie przed miastem i udanie się szutrową droga na Chrcynno, jednak pomyliliśmy skręty i lądujemy na jakims zadupiu, gdzie droga we wsi jest jak droga po miedzy na polach…

Na trasie do Dębego znów tranzyt, a za górką w Dębe? Ha niespodzianka nowy asfalcik wylali, na tej dziurawej kosmatej trasie. Ma się jednak wrażenie, że ów asfalt potrzebuje poprawek technicznych bo z pod spodu widać miejscami poprzednika, jednak i tak jest o dwa nieba lepiej niż było przed „remontem”.

Ogólne moje spostrzeżenia to takie, że na Tokaido na Slickach jedzie sie MALINOWO!!! Nie buczą, nie szumią i wogle noga mi dziś podawała. Niedługo pewnie spadnie śnieg i wrócić trzeba będzie do kombinacji białych kapciuszków, jednak póki można cieszę sie ze slików;)

Edit;
Accent stoi w ruinie, koła na na kapciu, tylna obręcz rozwalona czeka na remont na wiosnę... Dostanie nowy amorek powietrzny i śliczną nowa obręcz tylną;) Obecnie musi oddać mnie w ręce Błekitnego groma;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na uczelnie jadę dzielnie || 53.54km

Czwartek, 27 października 2011 · Komcie(4)
Na uczelnie rano jadę znów PKP, z wielu powodów, przede wszystkim dlatego, że towarzysze Agnieszce w porannych zakupach a poza tym musiałem na miejsce dotrzeć w miarę szybko. Korzyści jest więcej bo jadę nowym ELFEM SKM od Legionowa i ogólnie pozytywnie mija mi podróż.

W stolicy poplątałem drogi i troszkę nadrobiłem za wiele, ale testowałem odcinek od Dw gdańskiego do Ulicy Górczewskiej co nie doprowadziło do sensownego efektu - jak mówię pomotałem się nieco.

Na wydziale oddaje wreszcie indeks i dostaje zajebista naklejkę uprawniającą mnie do ulg do marca tego roku:) Uff jestem bezpieczny:)


Powrót już w całości rowerem nudną trasą conajmniej... Na modlińskiej jeszcze przed szczytem komunikacyjnym, więc jedzie się przyzwoicie.

Po drodze, zachaczam o dom i po chwili oddechu wbijam do Agnieszki do pracy, skąd zabieram jej poranne zakupy i znów wracam do domu, gdzie właśnie popełniam ów opis;)

Niebawem znów ruszam do niej tym razem na zakupy wieczorne i odebrać ja z pracy:)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Po Agnieszke do pracy i do rodziców || 12.50km

Środa, 26 października 2011 · Komcie(0)
Do Rodziców odwiedzić ich i psiuńkę moją Sabę. Zołza niesamowita, ale odkąd tam nie mieszkam tęskni mi się do tej kudłatej maszkary:D Nie wiadomo jak długo psina jeszcze żyć będzie bo staruszka już i troszkę przez życie nadgryziona, ale i tak ją kocham!

Tacie zainstalowałem na kompie nowego offica 2007 i nadrobiłem plotki z rodzinką;)

Powrót już z moją Agusią przez miejską ścieżkę rowerową;D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

strzelam FOCHA!!! i to z przytupem!!!! || 13.00km

Środa, 26 października 2011 · Komcie(9)
Jestem po kolejnej mikro wycieczce z Agnieszką do pracy. Jej jak dziś fajnie się jechało, jak dziś fajnie się mknęło, gdy wiaterek pomagał. Jadąc jednak zastanawiałem się nad rozmową z wczorajszego wieczoru. Koleżanka doprowadziła mnie do rozstroju rowerowo-nerwowego. Jednocześnie mam okazję zastanowić się nad sobą, bo może w mojej rowerowej logice jest coś nie tak?
No ja nie poradzę nic na to, że jestem ZAPALONYM rowerzystą i nie poradzę na to nic. Nic ponadto, że upajam się w swoim nałogu i pławie się w nim. Każdy z nas ludzi na codzień ma jakieś swoje poglądy i jakieś tam swoje upodobania estetyczne i grona ludzi jakich akceptuje i mniej akceptuje.
Tak oto wynikła wczoraj dysputa na tematy podróżnicze. Bynajmniej jednak nie dyskutowaliśmy o tym jak fajnie było na wyprawie, tylko o czymś zgoła innym. Jeno owa persona nazwijmy ją Panna K, w wakacje była na wyprawie. Nic by w tym nie było dziwnego, gdyby owa jednostka wykazywała jakikolwiek zapał do rowerowania, jednakowoż owa niejak nie ma z rowerem nic wspólnego. W ciągu roku naliczyć można jak 10x wsiadła na siodełko! Mimo to pojechała na wyprawę trwającą 40 dni po Europie. Ha ktoś powiedziałby dziarska laska, dała radę brawo bravissimo! No i fakt, wyczyn to był nie lada, dla osoby bez przygotowania kondycyjnego przejechać z sakwami taki kawał drogi.
Coś mi jednak mówiło, że nie zatrybi ta pasja w niej. Liczyłem owszem w głębi, że po wyjeździe tak zapłonie pasją do rowerowania, że stanie się rasową podróżniczką, stanie się Rowerówką na całego! Jednak obawy moje się potwierdziły. Po wyprawie na rower wsiadła ze 3-4 razy i obecnie zapowiedział, że czeka do wiosny.
Wymaganie oczekiwanie, czy to za wiele? Może faktycznie narzucam swój tok myślenia. Ale dla mnie to jakieś takie wyblakłe myślenie. To jak profanacja świętości. Wyznaje zasadę, albo robisz coś z miłością z sercem, albo się za to nie bierz. Partner jej życiowy, to mój dobry kumple podróżnik rowerowy jaki by zawstydził nie jednego a teraz gdy ona u jego boku jest jakby zszedł z tonu. To jak podziwianie pięknego obrazu, który ktoś zniszczył jaskrawym nie-pasującym detalem…
Sprawa wynikła, gdy na facebooku prawie 2 miesiące po wyprawie wciąż pojawiają się nowe zdjęcia z ich wyjazdu – średnio co 2 tyg wstawia ze 2-3, mimo, że wcześniej opis i pełna galeria na Picassie się pojawiła. No i co? Oczywiście wszystkie koleżanki, jarają się wyprawą Panny K, bo przecież jak tu nie pochwalić swojej lekko ciamajdowatej kumpeli, która niż tego ni z owego z niedorajdy przeistoczyła się w podróżniczkę.

Nie zniosłem tego i podjąłem rękawicę,. Ok., dodawaj zdjęcia z rowerowej wyprawy, spoko, ale pokaż jednocześnie na co dzień, że jeździsz. Nie to nie tak! Jedna w roku wyprawa i do kwietnia będzie dodawać po jednym zdjęciu, aby ludzie co i rusz utrwalali sobie jaka to ona RAZ w ROKU jest Zajebista! Tknęło mnie to jakoś tak w przedziwny sposób, to troszkę oszukiwanie samej siebie, życie wspomnieniami i żarem wypalonego ogniska.

Bo taka za rok pojedzie i znów cały rok będzie tańczyć do jednej śpiewki;/ No zbulwersowałem się normalnie;) Krowy paść a nie na wyprawy jeździć;P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ja w dom, rower w dom!!! || 25.77km

Wtorek, 25 października 2011 · Komcie(0)
W kierunku domu mego, mkłem i mknałem. Mknięcie wspomagał wiatr silny skierowany w plecy a nawet w kierunku siodełka od tyłu momentami!

Jechało sie nieźle. Biorąc pod uwagę, że z uczelni wyjechałem po 16:30 to czas miałem niezły. Końcówka to dwa ciekawe nocne odcinki przez las i przez nieużytki w okolicach Jabłonny. Sama końcóweczka to już jazda z Agą. Zabrakło kilkunastu minut aby ja z pracy odebrać w pełni, jednak odebrana została więc wpis kwalifikuje się do owej kategorii również;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,