Wpisy archiwalne Październik, 2016, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2016

Dystans całkowity:432.61 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:10
Średnia prędkość:22.26 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:30.90 km i 0h 43m
Więcej statystyk

Różności krawężniki || 40.00km

Sobota, 8 października 2016 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Co to za dzień dzień dżdżysty jesienny
O kuźwa zęby dzwonią, ach dzwonią niezmiennie...

A tak na poważnie. Kolejna sobota pracująca się trafiła, toteż wybrałem dziś jako środek transportu rower. Pierwsza, sprawdzić temperaturę na zewnątrz, pojechała Agnieszka. Obskoczyła targ, podczas  gdy ja zostałem z małoletnim i "gugaliśmy" sobie o głupotkach. Jak się Jaśkowi guganie znudziło, zaczął marudzić. Szybka akcja butla i odbeknięcie no dalej w wir zabawy. Nogi wyzej jak głowa, ręce i nogi w zdezorganizowanym machaniu. Wszystko podskakiwało wszystko latało. Ileż enegii ma ten mój syn. Mówimy teraz na niego ośmiorniczka, bo każda kończyna jest w ruchu!

Gdy Aga wróciła, za oknem nadal była szaruga. Buziak, szybkie śniadanie z kukurydzianych płateczków na mleku i kurs praca. Znów nie wiedziałem jak się ubrać. W końcu wybrałem up-grade`owany zestaw wczorajszy. Doszły rękawiczki cieplejsze, a zamiast polara drugi windstopper. 

Pierwszy odcinek do pracy zawsze mam pod górkę, bo do pokonania jest wiadukt kolejowy. Mam więc okazję się rozgrzać. Później ul Szwajcarska i Mural (najdłuższy w Polsce) i dalej już standard. Na ścieżce rowerowej w Wieliszewie po moim zgłoszeniu ekipy remontowe pracują i podsypują piaskiem osunięte i zapadnięte kosteczki. Kurka wodna tylko co to za logika, skoro na ścieżce stoi auto robotników i swoim  "jeżdżeniem" pewnie dodatkowo niszczy szlak. Jadąc w głowie obliczałem sobie jakby to był, gdyby opona samochodowa miała pokonywać nierówności proporcjonalne do tych jakie my pokonujemy na ścieżkach:


żróło. Polskanarowery:

Opona 32 c rowerowa - wysokość opony od obręczy = 32mm 3,2cm
łączenia ścieżki rowerowej/ krawężniki/wypustki i "rynsztoki odprowadzająće" mniej więcej od 1-1,8cm czasem nawet 2 cm, ale bądźmy "hojni" i wyrozumiali do obliczeń weźmy 1,8 cm czyli półtorej palca (jak Kargul na Miedzy liczmy!)

A więc mamy

1,8 cm to aż 56% wysokości mojej opony 32c!

Dla porównania:

opona 29 cali 2.1 cala to wysokość 5cm
A wiec mamy

1,8 to 40% wysokości opony 29 cali

Opona samochodowa ma wysokość przyjmijmy 10cm - dla ułatwienia obliczeń.

Krawężniki i nierówności dla kierowców, na drogach będące proporcjonalnymi do naszych na ścieżkach rowerowych, powinny więc wynosić:

40% z 10cm to 4cm krawężnik
56% z 10cm to aż 5,6cm!

Polecam przejechać autem z prędkością 50km/h na kawężnik 5,6 lub nawet 4 cm
 
Mało obrazowe? No to weźmy krawężnik klasyczny:

Krawężniki
§ 229. 1. Jezdnia obiektu inżynierskiego powinna być ograniczona krawężnikami lub znakami poziomymi przewidzianymi na nawierzchni jezdni.
§ 231. 1. Krawężnik powinien wystawać ponad poziom nawierzchni jezdni:
1) jeśli między jezdnią a chodnikiem dla pieszych lub obsługi bądź ścieżką rowerową:
a) nie ma bariery — nie mniej niż 0,14 m i nie więcej niż 0,18 m,
b) jest bariera — nie mniej niż 0,08 m i nie więcej niż 0,14 m,
2) jeśli umieszczony jest przy barierze zamocowanej na skraju obiektu — nie mniej niż 0,14 m i nie więcej niż 0,18 m.
2. Górna krawędź krawężników powinna być dostosowana do pochylenia niwelety jezdni


Weźmy więc ten najmniejszy 14 cm krawężnik. Jest to więc aż:
437% mojej opony 32c
311% opony 29 cali

wiec klasyczny krawężnik 14 cm to :
140% opony auta...

Gdyby zachować proporcje i budować takie krawężniki "proporcjonalne" dla aut miałyby one wysokość.

43cmlub 31cm!!!


Policzyliśmy, ponarzekaliśmy, zasialiśmy ferment więc już jest nam lepiej. Teraz czas wrócić do jazdy rowerem jesiennej. Ostatnio zastanawiam się jak pogodzić bycie ojcem z krótkim dniem, masą obowiązków i jesiennym pedałowaniem. Jazda w deszczu i złą pogodę, to tylko jedna z opcji, która już wdrażam. Trenażer pewnie też będzie rozwiązaniem - swoja drogą szum rolki mega spodoba się mojemu synowi. Cokolwiek szumi - wzbudza w nim zachwyt i zaciekawienie nie do opisania. 
Są głosy, że zima ma być sroga, skoro już październik jest taki brzydki i pogoda za oknem listopadowa. Ja niestety na zimę przestałem liczyć od kilku lat. Jedyne czego możemy być pewni to zniczy na pólkach na 1 listopada, a śniegu raczej bym nie obstawiał. 

Wkraczamy w okres ciężkiej rowerowej "niemocy"gdy  sraczka i biegunka za oknem, a na rower patrzymy z tęsknotą. Liczę po cichu, że jesień piękna i złota jeszcze nadejdzie i, że uda się skoczyć na rowerek w akompaniamencie szumiących liści. Cała ta jesienna otoczka jest jednak w pewien sposób pozytywna. Co roku, gdy zapada taka pogoda na drogach rowerowych, drogach dla zwykłych ludzi i ogólnie na dworze, pojawia się coraz mniej rowerzystów. Zapadają w sen zimowy. Szosowcy, robią bazę na sezon i kardio na basenach, siły i rzeźby na siłowaniach, a my? My zwykłe codzienniasy, gdzieś czasem przemykamy w tym szale jesienności i wirujących kropel. 
Czuje wtedy takie fajne mrowienie w  mostku - nie nie to nie zawał - gdy widzę rowerzystę na rowerze, który tak jak ja walczy z przeciwnościami pogodowymi.

Walczmy!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

do pracy || 30.00km

Piątek, 7 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Rano termometr wskazywał 2 stopnie, a na dachu supermarketu Owad - pojawił się biały nalot. Nie była to jednak pleśń, a nic innego jak szron. Chyba muszę porządnie zabrać się do nwoego jesiennego bannera bloga, bo kwiatki motylki pewnie tej nocy już pozamarzały! U nas w sklepie skitrał się jeden paź królowej. Wczoraj nieźle mnie nastraszył, ale pościłem go wolno i lata po sklepie. Kuźwa czujecie? Mamy własnego motyla, jesienią w sklepie! Może zrob młoe i będziemy  mieli motylandię!

Motyla noga!

A tak już bardziej serio i wracając do meritum - czas wygrzebać z szaf warstwy i odzienie jesienno-zimowe. Moje rękawiczki, na ten przykład, definitywnie nie ogarniają już bazy i me szlacheckie dłonie - się mrożą. Czy wy też macie tak na przełomie: "da się jeszcze" i "kuźwa jak zimno" ze znalezieniem odpowiedniego stroju na rower? Niby co roku ta sama pora, te same temperatury, niby jeździ się już kilka lat, a zawsze co roku, jesienią człowiek głupieje. Jakby cofał się w rozwoju. Patrzy w tę/tą szafę i nie wie co założyć. A wiecie co jest najgorsze? Gdy ubierzecie się w domu, nie mija 10 minut, a jesteście mokrzy! Leje się z was jak z sopla na wiosne. Latacie jak oparzeni i w pędzie zbiegacie do piwnicy - cali spoceni. W biegu zdejmujecie jedną bluzę i wsadzacie ją do sakwy i co? Wyjście na dwór uświadamia was, że nie tylko zaraz założycie tę oto schowaną niedawno bluzę, ale zastanawiacie się czy nie wrócić po jeszcze jakąś dokładkę. 

Nasz organizm przeżywa szok z 20 stopni przestawia się na 5 jakoś opornie. A wiosną? Kurde niech będzie pierwszy raz po zimie poajwi się na termometrze 5-10 stopni to już w podkoszulkach chce się latać - PARANOJA:P

Ja dziś ewidentnie zmarzłem w ręce. 5 stopni i super oddychające z długimi paluszkami to nie dla mnie:D





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Z deszczu pod rynnę || 30.00km

Czwartek, 6 października 2016 · Komcie(5)
Tytuł chyba dokładnie opisuje to co dziś mnie spotkało. Lało, wiało, było zimno a ja? Ja na rowerze. Dzisiejszy wyjazd był kolejnym z serii przygotowawczych do trudnych warunków. Sprawdzam jak się zabezpieczyć przed wilgocią i jak SKUTECZNIE wyprzeć z głowy stan "jak mi się kuźwa nie chce w tym deszczu jechać".

Udało się, bo pojechałem.
Nie udało się - bo ręce zmarzły mi tak, że o-e-sus...

W pracy kominek zapaliłem, lufcik na maksa i jazda z tym koksem. Uparowałem we firmie całe 20 stopni celcjusza i po rozwieszeniu majdanku na wszelakich krzesełkach w promieniu rażenia kominka, udałem się do czynności zawodowych. Nie było wiele do roboty, ale czasem nie wiele, nie znaczy łatwo.

Powrót z pracy o dziwo trafił się w błękicie nieba i zachodzącym słońcu. Czyli chmury i deszcze poszły spać jeszcze, a ja spokojnie wróciłem sobie suchy i wesoły do domu.





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Cyklo Date || 57.00km

Poniedziałek, 3 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Moda teraz nastała na słowa angielskie w naszym języku. 
Wydziela się oddzielne miejsca do Całuj i jedź (Kiss & Ride=K+R) , Parkuj i Jedź (park & Ride=PR)i pewnie jeszcze będą miejsca dla sikaj i sraj... (pee & shit = P&S - lub jak kto woli PIS )

Nawet zamiast jazda na rowerze - używa się zamienników "tripów".

Ja więc popełniłem w ten weekend tripa date`owego z żoną. Bo nasz czildren został z grandparents i mogliśmy pomknąć na wycieczkę. Udało się wypedałować całe 27 kilometrów z przerwą w sklepie na lody z Literką EM (wiecie jakie?) Nasz syn został pod opieką dziadków i rzecz jasna przespał te dwie godziny pedałowania, a jak wróciliśmy dopiero zaczął hasać = płakać i marudzić. Na spacer więc wybraliśmy się również z latoroślą w wózku aby i on miał coś z w miarę słonecznej ni

edzieli. Ja to z wózkiem to z aparatem nalatałęm się po lesie jak ta lala. Tu podbiegłem z wózkiem, tu foteczka z aparatu tu listeczek, tam kwiatuszek... milutko.














O kurka - jesień idzie na serio.

Poniedziałek:

Jeszcze bardziej na serio jesień postanowiła przyjść w poniedziałek. Umyślałem sobie, że na rower i tak pójdę - choćby nie wiem co. Miałem ciężki weekend, ale ten poniedziałkowy rower miał wymazać zmęczenie i zregenerować mnie. Miało padać - to nic! Miało być zimno! To nic! Mało być nieprzyjemnie? O dziwo było całkiem inaczej... miałem frajdę z jazdy.
Do pracy zamiast dojazdu w deszczu, miałem dojazd z lekkim wiaterku w dziób, a dopiero pod samą bramą sklepu dopadła mnie mżawka. W pracy przyjemnie, ciepło. Wyczyściliśmy kominek i składaliśmy ostatnie sztuki rowerów jakie zostały z rocznika 2016. Udało mi się również wygospodarować chwilkę czasu na mały up-grade mojego przełajowego roweru. [kolejny;)] Zmieniłem tarczę 160mm na 180mm. Tarcza 160 to był jakiś totalny chińczyk, jaki leżał w sklepie. Wziąłem ją bo była pod ręką, jednak sama tarcza nie dość, że z bardzo niskiej klasy metalu to i powyszczerbiana w kilku miejscach. Efekt? Miałem faktycznie 1,5 hamulca. Bo tylny działał w sumie w 50%. Hamowanie tarczowym tyłem, było cokolwiek wątpliwe. Zdecydowałem się więc na zmianę i zamontowanie tarczy 180 mm. Była to tarcza przepalona avid`a jakiegoś klienta, któremu wymienialiśmy tarcze w sezonie. Została więc gdzieś z demobilu. Nieźle zjechana i w kolorach błękitu, ale:
a) o większej średnicy
b) avidowski metal
c) dobra jakościowo - choć lekko krzywa (z przegrzania)

Wymontowałem również klocki hamulcowe z zacisku. Były nieźle zabrudzone. Wyczyściłem je wiec i przetarłem papierem ściernym. To doskonały sposób, aby pozbyć się wierzchniej warstwy ześlizganego brudu z klocka hamuclowego w hamulcu tarczowym. Zaufajcie mi, drobny papier czyni cuda, a mocno nie ściera klocka. 

Efekt? Większa tarcza + lepszy materiał tarczy + klocki hamulcowe po "regeneracji". Siłę hamowania oceniam na 70% w porównaniu z v-breakiem. No ale fałki się nie da, więc zadowolony jestem z tej zmiany. Teraz jak jadę rowerem nareszcie czuć, że hamuląc tarczą pojawia się nagłe zwalnianie a nie "dotaczanie" się do przeszkody. 


O 18:00 z ciężkim westchnieniem wyszedłem wprost w ulewę. Islandia pełną gębą. Rzęsisty deszcz i wiatr, a na ulicy płynęła woda. Moja zimówka posiada obecnie tylko przedni błotnik, toteż równie rzęsiście irokez z wód gruntowych nanosił wilgoć na mnie, od tyłka poczynając do czubka głowy kończąc . 

W okolicach Wieliszewa pan postanowił zawrócić i na wysokości szpitala onkologicznego zawisł, bo auto zjechało przednimi kołami na trawnik i... ugrzęzło w rowie spustowym. Zatrzymałem się, aby pomóc ale po 30 minutach pomocy, która sprowadzała się do oznakowania miejsca zdarzenia i kilku prób uniesienia przodu auta z kilkoma kierowcami - nie udało się wyciągnąć pojazdu. Próba wyciągnięcia auta liną, skończyła się na urwaniu haka. Pan starszy, z auta tego co zawracało, za mało wkręcił hak w otwór i ucho - pięknie strzeliło nieomal wybijając szybę panu z terenówki, który ciągnął nieszczęśnika. 

Plusem tych całych akcji było to, że przestało padać. Byłem już nieźle mokry więc i tak miałem to gdzieś. Nie umiem, jeździć długo w deszczu i to jest głównym problemem na trasach maratonów. Ten sprawdzian pogodowy pokazał że nadal mam wiele do dopracowania, ale i sporo już wiem. 
Podstawą jazdy w deszczu - przynajmniej u mnie są Kurtki. Musi być mi ciepło w tors. Drugie w kolejności są stopy. Torebki foliowe zapewniają w miarę dobry komfort termiczny. Nie można powiedzieć jednak, że zapewniają całkowity komfort, bo "ciamlanie" podczas pedałowania i uczucie, jakby się międoliło w mokrej kałuży - to nadal nic przyjemnego. 

Jak mawiają ultramaratończycy:
"Lepiej być mokrym na ciepło - zapoconym od wiatrówki, czy worka foliowego, niż mokrym na zimno - czyli mokrym od deszczu i ochładzanym przez wiatr. "

Ta zasada się tu sprawdza. Stopy, mimo, że totalnie mokre, zaizolowane workiem foliowym są mokre na ciepło. Ostatnia jest kwestia spodni. Spodnie kolarskie namakają od deszczu, ale zaobserwowałem, że gdy cały organizm zaizolujemy torebkami foliowymi, to nagromadzone ciepło wyparowuje właśnie udami i łydkami. Woda i spodnie to swego rodzaju radiator ciepła, który w pewnych warunkach równoważy się z generowanym ciepłem pedałowania. Czyli, sztuką jest znaleźć ten moment, gdy w deszczu mimo, że mokro to nie ziemno i nie gorąco...

I tak bym mógł dywagować... jazda w deszczu to przymus, a nie wybór z własnej woli. Dobrze jest jednak opracować sobie jakieś sprawdzone metody dla takich warunków. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,