Wpisy archiwalne Sierpień, 2013, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:1132.21 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:03:17
Średnia prędkość:21.88 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:40.44 km i 3h 17m
Więcej statystyk

Nadejszła wiekopomna chwila. || 9.45km

Poniedziałek, 26 sierpnia 2013 · Komcie(8)
Kategoria Pojeżdżawki
Nadeszła chwila na pstrąga z grilla. I to co zapowiadałem - niespodziewanego, nieznanego - nadeszło i pojawiło się w stajni maszyn. Od wielu miesięcy a w zasadzie już po Maratonie w Radlinie, zauważyłem, że rower mtb nawet na slickach przegra lekkością i zwinnością z szosówką, nawet średniej klasy.

Męczył mnie ten temat a jednocześnie jakoś tak wewnętrznie pociągał. Niby zasięgi 200km na Francy są fajne, ale próba pobicia 400km/24h na obecnym rowerze wydawała mi sie niemożliwa. Średnia za niska i zawsze ten bagaż.

Zdaje sobie sprawę, że szosa sama nie jedzie i co mi po szosie skoro nie będę maił kondycji na te długie dystanse, ale ukierunkowanie moich jazd od wielu lat skłaniało mnie ku temu przeznaczeniu.

Tak oto nastał dziś w naszym domu. Kross Vento.



Wyjazd 5km regulacyjny i "dopasowaniowy". Jeszcze pojawią sie takie przebiegi dziś, bo regulacji siodełka i kierownicy będzie kilka. Jednak jak mówią - bliżej jak dalej.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na randkę z żoną || 27.00km

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komcie(0)
Ktoś powiedział kiedyś, że randki są tylko przed ślubem. To przecież czas zalotów, godów i kreowania siebie na dobra partię na męża. Samiec pokazuje się z dobrej strony, ubiera w muchę, i kraciasta koszule z kołnierzykiem a ona wpatrzona w niego jak obraz, daje mu rękę i idą na spacer.

Po ślubie jest przekonanie, że nie chodzi się na randki - a ja poszedłem a w zasadzie pojechałem. Zabraliśmy się z Agusią na randkę. Wzięliśmy koc, jakieś frykasy ba, nawet było rafaello i opalanie się na słoneczku. Wynaleźliśmy sobie plażyczkę i zjedliśmy parówki z sałatką na plaży. Cóż za romantyzm.

Było fajnie. Jak za dawnych naszych randek. Kilometrów mało, sporo gadania opalania się a czasem siedzenia w cieniu, bo było za gorąco. Ogólnie, dzień leniwy ale spędzenie go wspólnie z dala od zatłoczonych plaż w Wieliszewie i nad Zalewem ,bylo super wyjściem z dzisiejszego dnia.

Randka z Żoną - Oksymoron? Nie w sumie uważam, że jak najbardziej prawdziwa rzecz! Polecam wszystkim zamężatym i zażonionym!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Z pamiętnika młodego męża || 60.72km

Sobota, 24 sierpnia 2013 · Komcie(0)
Dzień dziś do złudzenia podobny jak ten wczorajszy i przed wczorajszy. Gdyby nie fakt, że jakaś suka na osiedlu wabi wszystkie psy i mamy pod oknami arie szczekań. Panowie z pudlami sobie rady dać nie mogą a pudle mają w nosie to że się na nie gwiżdże i woła. I tak oto dziś pan wołał "Gustawa" białego pudla, który totalnie olał priorytety i ganiał ze zgrają innych kundli w koło i po ulicy w sumie nie wiedzieć za czym, bo sunia w domu pewnie siedzi pod czujnym okiem pani i pana swego.

Pod oknami mamy także arie dzieci, które to do 22:00 ganiają, biegają, piszczą i wrzeszczą i nie wiem co jeszcze. Za moich czasów po ciemku to już się w domu siedziało a nie ganiało po dworze. Choć w sumie to nie wiem co lepsze - komputer i tv (dobranocki chyba już nie ma) czy ganianie i piski watahy 7 - 9 latków i ich samopas, bo rodzice sa zajęci tworzeniem świeżej populacji nowego osiedla.

Moje kolejne ulubione stwierdzenie zasłyszane niedawno przez okno:
- Kasia do domu.
- Mamo jeszcze nie
- DO domu, ale już, bo ci zaraz przypierd... roumiesz?!

No powiedzmy, że wykropkowania nie było w tym dialogu a dookoła inni rodzice i inne dzieci. Cóż, rośnie nam społeczeństwo dobrze ułożonych pełnych wartości - obywateli, którzy nie pierd... się z dzieckiem i twarda ręką trzymają pociechy. Radować sie ino należy, że mamy wokół tak dobrych rodziców.

Swoją drogą, czy ja już nie wpisuje się w obraz męża? Ba od męża mi blisko do gderliwego ojca, narzekającego na wszystko dookoła i przeganiającego emeryta, któremu przeszkadza, że dzieci grają w piłkę. Ha - Jeden pierścień a tyle zastosowań i taka zmiana kto by pomyślał?!

Pojechałem dziś moi mili na rower. Zmusiłem się do tego, bo ostatnio tak mnie odrzucało, że jej. Chce mi się i nie chce zarazem. Takie wiszenie w bezrobociu w domu to już przesada. Nie mogłem się wyrwać z tego błędnego kręgu. Do i z pracy z Agą i po południu to samo, no i dni mijają a mi lat nie ubywa... Więc pojechałem dziś.
Jechało mi się słabo. Niby siła jest, niby coś tam kręci tyłek, ale nie ma polotu. Słońce jest - pogoda jest a motywacji nie ma.

:( Taki marazm jakiś. Czy coś...

Ukręciłem trasę niemałą, nie dużą, lecz w sam raz. I co? Nie czuje się ani dobrze, ani źle ani w sam raz. Po prostu pojechałem, jakby mnie ktoś za kare wysłał. Potrzebuje jakiegoś odświeżenia. I nie chodzi tu o Agę czy coś. Ona jest super i mam najbardziej zajebistą żonę jaka może być. Chodzi o lewatywę mózgu, aby trochę łeb oczyścić, i znów znaleźć takie tam okruszki, zaciekawienia światem, które sprawią że mnie sie zachce na rower gdzieś jechać, nawet nie koniecznie daleko, ale że się zachce po prostu.

Jakieś pomysły - co zrobić? Hmm?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Co tu mamy tumany? Tu mamy tumany! || 12.00km

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · Komcie(1)
Kategoria ciekawsze wpisy
Tumany kurzu! Tumany tuman tumanów... czyli szabrownik wkracza do akcji - PIWNICA. Wziąłem się za porządkowanie piwnicy, bo nie mogłem już patrzeć jak na kilku metrach kwadratowych piętrzyło się nie wiem co. Dziś się dowiedział co. Nawet moje malunki z dzieciństwa w kartonach i kocki lego w pudełkach są. I cała masa gówienek mysich. A to wszystko okraszone gipsem, rozpuszczalnikami, wałkami, śrubkami, puszkami i butelkami po rozpuszczalnikach.

Kilka ładnych wiader wywaliłem na śmietnik i poszło kilka wiader moich rupieci, jakieś gromadzone pancerze poucinane, na zasadzie "ten jeszcze dobry" ten się przyda... Sam jestem chomik, ale Aga mnie trochę oduczyła, więc dziś robiłem rewolucje jak u Geslerr. ie do poznania ani do Szczecina ta piwnica!

Miesce na 2 rowery - są
Szafa wielka ciężka co się nie domykała - nie ma
Słoiki - są
Drzwi - są:P

Wywaliłem starą ramę rowerową z roweru Ital-Bike kltóry kupiono mi na komunie, chyba czy jakoś tak. Stało to rdzewiało - bo wiecie i pewnie znacie tą zasadę - "zostaw to się przyda".

A dupa! nie przyda! Przyda to się miejsce na 2 rowery a nie stara rama!

Oczywiście jest jeszcze nawilżacz powietrza a`la PRL maszyna do swetrów, jakieś klosze od kinkietów(bo ojciec mówi że będą na wymianę).
Nie wiem z kim i kiedy będzie się wymieniał tymi kloszami, ale co mnie to. Pojechał a działkę to mu szafę wywalę. Nie chciał za bardzo się jej pozbyć to go postawie przed faktem dokonanym. - pół piwnicy szafa zajmje a w srodku większości sa buty. Mamę tez przycisnę aby segregacje butów zrobiła. A co!

Cuda rewolucje - Strzeżcie się - To nachodzi!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Życie wraca do normy. || 19.92km

Poniedziałek, 19 sierpnia 2013 · Komcie(3)
Kategoria Pojeżdżawki
Powoli opadają emocje po ślubie i weselu a w mieszkaniu nawet da się przejść nie trącając jakiegoś pudełka czy czekoladek. Narastają zaś ploteczki po kątach miasta i kraju. Odbija się echem nasza impreza. W sumie to olewam, zwłaszcza te negatywne pogłoski, ale nie sądziłem, że ktoś kiedyś w twarz zarzuci mi, że go nie zaprosiłem i zrobi to nie z ironią a z prawdziwym oburzeniem w głosie.

Cóż jak mówi staropolskie przysłowie Majów - "Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkich zaprosił". No czy coś w tym stylu.

Poprawiny się odbyły i wybawiłem się na nich za wsze czasy!

A dziś? Dziś rzeczywistość spada na nas jak grom z jasnego nieba. Wyjazd do Warszawy po cywilu na rozmowę o pracę - to ja. Potem zakupy na mieście i ludzie dookoła.
Tekst dnia:
- tato tato lizak brudny - krzyczy mała dziewczynka, która zanurkowała biegnąc na asfalcie i zgubiła lizaczek.
- to go obliż - mówi tata idąc przodem nawet nie odwracając się do pociechy.
Serce rośnie patrząc na te czasy - kiedy mamy wokół świadomych ludzi i normalne kochające społeczeństwo.

I jeszcze wiadomości ze świata - Bitels Żyje! Ba jeździ rowerem i jeździ po 400 km na dobę!

Cuda cuda ogłaszają!

Co zaś samej doby - kurza melodia - chyba już dzień krótszy czy coś, bo jak kładę się spać to ciemno... Zaraz wigilia, a ja jeszcze choinki dobrej nie wypatrzyłem!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

No to Mąż! || 13.48km

Piątek, 16 sierpnia 2013 · Komcie(10)
Wiecie co, czuje się świetnie. Nie pomyliłem się nigdzie wczoraj, nie potknąłem a pół miasta nam trąbiło jak jechaliśmy rikszami przez miasto! Było wyczepiście i mimo lekko miękkich nóg w kluczowych momentach, czułem się spoko.

Dziś rano (to jest chyba po 16ej.) wybrałem się z Agnieszka na rower pomóc świadkowej dotrzeć do swojego auta zostawionego u nas na parkingu. Powrót przez miasto w nieco mniej pompatycznym stylu.

:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

By być sobą... czas wylać zupę! || 56.85km

Środa, 14 sierpnia 2013 · Komcie(5)
Kategoria ciekawsze wpisy
Czy czasem macie tak jak ja, że pośród codziennych spraw rowerowania, załatwiania i biegania, macie ochotę usiąść do komputera i nareszcie znaleźć czas dla siebie i swojego bloga?
To politycznie niepoprawne co pisze, bo jako człowiek niejako powiązany ze zdrowym trybem życia kreujący witalność swoją osobą i występujący w mediach, powinienem pisać tylko jak to "och" i "ach" na rowerze.

Nie narzekam na brak przebiegów i dystansu codziennego, bo nie mam auta, więc wszystkie sprawy załatwiam rowerem, zwyczajnie jednak ostatnio nie miałem czasu aby usiąść i zebrać to wszystko do kupy. A jedno czego bardzo nie lubię, zaraz po brukselce, to zaległości na blogu i taka niemoc w jego uzupełnianiu. I tu się usprawiedliwie, to że pisałem mało związane nie tylko ze ślubem jaki szykuje, ale i z własnym lenistwem.

Ktoś spyta:
- to po co marudzisz, jak zwyczajnie ci się nie chciało - my to rozumiemy/nie rozumiemy/gardzimy.

Muszę wylać z siebie żal na siebie samego bo to we mnie kipi jak jakaś stara zupa co już dawno sfermentowała i chce się wydostać na świat. I takiej zupy można się pozbyć uchylając jedynie wieko - wtedy rozniesie się tylko smród - ale można też wziąć garnek i ją wylać. Druga metoda mimo, że wymaga kszty wysiłku przynosi jednak o wiele lepszy efekt. Nie mamy zupy, nie mamy smrodu i mamy pusty garnek gotowy do napełnienia kolejnym rowerowym bulionem. Dziś więc moi mili podjąłem wysiłek wylania zupy. Może i jest ona już stara, być może nie ma smaku i nie jest takim nowum, jak post na blogu pisany "live" zaraz po wyjeździe, ale za to rozwiązuje problem mojego zaplecza logistyczno-bloggerskiego.

No to Chlup....

Sobota

To był dzień jak każdy inny, wiatr przesuwał kamienie po niebie a obłoki leżały na chodniku. Eeee tak - ta zupa chyba naprawdę ma już kilka dni, bo obrazy straciły swój należyty wyraz i kolor.

Sobota upłynęła mi więc na nierowerowo ponieważ gdyż udaliśmy się z Agnieszką na wesele swoich znajomych, którzy to takoż samo udadzą się na wesele nasze niebawem. Taka wymiana międzynarodowa, lub porozumienie dwustronne, albo ja wiem? Hołd Pruski?
Jakkolwiek to nazwiecie - wyniosła chwila dla Dagmary i Łukasza a dla nas próba generalna. Przypomnienie sobie regułek co i kiedy mówić w kościele a także, jak uściskać dłonie podczas przyjmowania (w tym przypadku składania) życzeń.
Próby taneczne na weselu także się odbyły - z rowerowego punktu widzenia Nic się nie działo!

Niedziela
Podczas gdy Izka
mijała pielgrzymki w Warszawie, Olo zwiedzał lokalne ciekawostki Keto wyrywał szprychy a Transatlantyk robił 4 województwa ja zwyczajnie spałem a w dalszej części dnia nie robiłem nic co zmusiło by mnie do spalenia więcej kalorii niż wymaga chodzenie po mieszkaniu. Pewnie piłem jakieś napoje i temu podobne po-imprezowe czynności:) Bajecznie fascynujące poranne figle, gdy głowa boli cię a nogi sa jakieś takie sztywne - you know what I mean:)

Od poniedziałku zaczęło się roweorwanie. Po-mie-ście, ale zawsze to coś. Male lokalne przebiegi zebrane w większe grupki zaczęły przynosić coraz większe liczby. W ciągu dnia oczywiście masa spraw związanych z przygotowaniem ślubu. Między innymi wizyta u księdza i podpisy w księgach. Uspokoiłem się, bo ślubu udzieli nam prawdopodobnie proboszcz a jegomość zdaje się być człowiekiem (to pierwsze zaskoczenie - ksiądz człowiekiem? WOW) a ponadto człowiekiem bardzo rozrywkowym. Powiedział, że postara się nas wyluzować na mszy abyśmy nie czuli się zdenerwowani i abyśmy się zrelaksowali. Pewnie da nam się napić winka - niezależnie jednak co zrobi czuje, że będzie mniej sztywno niż się spodziewałem. Czyli już jest duży plus.

Wtorek - znów na rowerowo a częściowo samochodowo. pojechałem do Warszawy bo kolega wracając z pracy miał pomóc mi odwieźć suknie z salonu sukien. Jak bowiem wiadomo nie posiadamy auta a wiezienie sukienki w SKM i ZTM to troszkę ryzykowna sprawa. Oczywiście w całym swoim zakręceniu do Warszawy zabrałem telefon i portfel a kluczy do domu nie;P


Suknia trafiła więc do sąsiadki, która swoją droga niedawno w podobnych okolicznościach przechowywała nam mój ślubny garnitur;) Wyobraźcie sobie jej minę, kiedy pukam i mam w ręku kieckę ślubna i mówię:

" eee bo wie pani, znów kluczy zapomniałem;P"

Jaki z tego morał? To wszystko przez auta! A w zasadzie auto - na rowerze raczej nie zdarza mi się zapomnieć kluczy.

Pierwszy raz zapomniałem kluczy przy odbieraniu garniaka, kiedy to tata mnie AUTEM podwoził z garniturem do domu. Teraz z kolegą odbieraliśmy suknie z Warszawy i czym? Oczywiście Autem! To dodatkowa prawda - pokazuje: Masz auto - zapominasz kluczy:D

Suknia jednak dotarła na miejsce, a ja odebrałem rower od Agi z pracy. Dzień więc zakończył się pomyślnie! Cokolwiek zakręcony był, ale udany!

Środa.

Dzień przed ślubem czyli dziś - ta zupa jest w sumie jeszcze ciepła. Nie wierzcie w pogłoski, że Księgowy tylko kotlety odgrzewa. Ba własnie a propos zupy to ugotowałem dziś wieczorem żurek na jajku i z torebki i był zaaaajeeee-pyszny:D

Dzień cały generalnie polegał na jeżdżeniu (tak znów autem nie jako kierowca całe szczęście) to tu, to tam. Zawożenie do sali alkoholu, zakupy potem paznokcie potem znów na zupę do rodziców, potem do kwiaciarni opłacić kwiaty, kupić baloniki, tasiemki na riksze i auta... czyli, tak to jest jak sam sobie organizuje wesele i zamiast być gwiazdą latam i załatwiam:) Ale to jest fajne - tzn fajnie mieć pod kontrolą to co cię (mnie - nas) czeka jutro.

Z mało fajnych rzeczy. Aga miała dziś stłuczkę, na rowerze z inną rowerzystką. Trochę z mojej winy a trochę z winy kierowcy busa. Otóż bus o gabarytach wielkich lub dużych bez przeźroczystych boków, taki jakim poruszają się firmy kurierskie. Zaparkował przed skrzyżowaniem i pasami a zaraz obok busa ktoś postawił pasmanterię. Choć może to najpierw pasmanteria tam była? No nie wiem właśnie tego - tu zeznania świadków są różne. Generalnie pewne jest to, iż w zdarzeniu zaistniał bus i pasmanteria. Z pasmanterii wyjechałem ja. Za mną ruszała Aga. Przy samej ulicy ja ruszyłem pierwszy i myśląc, że Aga tuż za mną mówię - możesz jechać. Ona jednak zawahała się i pewnie przezornie podparła się nogą o ziemię. Rowerzystkę widziałem, ale wydawała się daleko. Zanim się spostrzegłem, rowerzystka zdematerializowała się i pojawiła się niespodziewanie tuż obok. Aga tylko wsiadła na siodełko i zdążyła na pedał nacisnąć gdy z za busa wystrzeliła jak petarda - na żółtym rowerze stalowym - panna dziewanna i było ŁUP!

Ofiar w ludziach nie było, rowery nie uszkodzone, ale serce mi waliło, bo byłem przekonany że Aga jest tuż za mną, a ja odjechałem już z 10 m za zdarzenie. Troszkę się nerwów najadłem, ale wszyscy cali, żona przyszła nieporysowana a więc - rower z serca mi spadł! Tylko szlak mnie trafia, bo koles busem tak się ustawił, że widoczność zerowa i mogę tylko dziękować bogu, że to nie auto jechało a rowerzystka.

Dzień kończymy wieczorną mszą w kościele. W krótkich spodenkach i koszulkach syntetycznych w kościele musieliśmy wyglądać oryginalnie. Nie miałem kolarskiej na sobie tylko t-shirt, ale i tak kilka spojrzen nas zmiażdżyło. DO tego kaski rowerowe na ławce i sakwa koło ławki. Dookoła babcie w liczbie 20-30. To msza wieczorna a na mszy ze 3 razy ksiądz powtarzał, że "módlmy się za Radio Maryja i TV Trwam..."

Jak to śpiewają w kościołach? "zlituj się zlituj nie się nie tułamy" - No ręce mi opadły, co my w naszej katolickiej wierze nie mamy już świętych za których możemy się modlić?

Telewizii?
Trzeba nam modlić się za te środki masowej debilizacji starszych ludzi, za tego złodzieja i hochsztaplera Rydzyka? Ja proponuje jeszcze paciorek za świętego zmarłego wawelskiego prezydenta ŚP i jeszcze np za TVN aby "głosili tylko dobre słowo zawsze i by znalazło ono drogę prawdy".

No i jak sami widzicie - koniec zupy lekko przefermentował. pojawiła się polityka, antyklerykalizm i generalnie coś co ktoś na pewno okrasi komentarzem. Niepoprawnie polityczny, bezbożnik z kaskiem na ławce w kościele - mówi wam dobrej nocy i zapraszam jutro na 18:00 do Kościoła Garnizonowego na mój i Agnieszki ślub.


To jeden z największych jak dotąd wpisów, więc kto dotrze do końca wygra zdrapkę na Poloneza;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,