Wpisy archiwalne Czerwiec, 2014, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:1644.56 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:37
Średnia prędkość:24.93 km/h
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:51.39 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Do pracy 102 - pokłosie || 10.47km

Piątek, 20 czerwca 2014 · Komcie(2)
Do pracy i w pracy. Na sklepie mało się działo to pościągałem sobie troszkę muzyki na mp3. Powyceniałem rowery i jakoś dzień przeleciał. Świeżak ma być ze mną na sklepie, ale zmusić go do zrobienia czegoś to jakaś masakra, jak małe dziecko, wije się aby nie robić niczego konkretnego. 

Dobrze, że mało klientów było na sklepie, bo inaczej to byłaby jakaś masakra. Dziś jednej pani pokazał 8 rowerów i na ośmiu z nich poszedł z nią jeździć. "ten to dla pani za mały, ale są większe, ale niech się pani przejedzie na tym bo większych teraz nie mamy".

Nie wiem czy ja nerwowo z nim wytrzymam, jego zachowanie na sklepie to jakaś porażka. Jak o 14 wszedłem pierwszą informację jaką otrzymałem, to że Świeżak sprzedał rower dziś w 3 sekundy. Tak się tym podjarał, że chyba wszystkim to mówił. 

W podstawówce mówili o takim CKM - Ciężko Kapująca Mózgownica...




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przed pracą - sprawa nie cierpiąca zwłoki || 46.04km

Piątek, 20 czerwca 2014 · Komcie(4)
Kategoria Pojeżdżawki
Poranek nie był taki, jakiego spodziewają się weekendowicze na mazurach w ten "pobożocielny" dzień. Wielu z nich klnie pod nosem pomstując na pogodę, która kolejny raz ich - z lekka - ekhm... wydymała. Ja nie czuje się winny temu, że miałem dziś dobry dzień. Na czternastą do pracy - ach pomyślał by sobie ktoś i wyciągnał dalej na łóżku zmieniająć tylko bok. Ja w takie dni jak dziś, nie przebywam w łóżku, ja trenuje "dzidę". A tak poważnie, to - zywczajnie wybrałem się na rower, ale o tym zaraz. 
Wstawało mi się cokolwiek trudnawo, co jakiś czas mi się sen z rzeczywistością mieszał, nawet zapytałem Agnieszki, czemu wyrzuciła mój kask do kosza, na co ona zdziwiona postawiła oczy w słup. Przez chwile śniło mi się, że tak do mnie mówi a potem się przebudziłem. Dziwne to było i dość zabawne. Jestem strasznie niepoukładany jak wstaje, i nie chodzi tu wcale o burzę moich "jakże bujnych" włosów. Chodzi raczej o powolne dochodzenie do siebie z marzeń sennych. Tego dnia szlo to nad wyraz opornie. 

W końcu sniadanie i poranna kawa. Za oknami to słońce, to chmurka, więc nie było tak źle. Pogoda w sumie "na oko" nadająca się do jazdy. pojechałem więc do Kuby do Warszawy, po zostawione na maratonie podróżnika fanty. Do stolicy pod wiatr, z wiatrem, z bocznym - no jak tylko sobie zażyczę. Dmuchalo ze wszystkich stron, o ile jeszcze na ul Modlińskiej byłem w stanie oszacować ską będzie mnie przewiewać, to w zabudowie centrum to była już totalna zagadka. Tam to oni mają przeciągi. 

Przeleciałem od Metra Młociny Jana Kasprowicza. Mimo ścieżek po obu strnach prułem ulicami. Aut mało, więć korzystałem z ąłdnego asfaltu. Potem już kreciłem conieco "oplotkami, próbując ominąć przebudowę trasy Prymasa Tysiąclecia. Summa summarum wylądowałem na Broniewskiego i potem wstrzeliłem się na Jana Pawła. Do Żelaznej dojechałem znów bocznymi. To właśnie tam w tej okolicy przeciągi nie z tej ziemi. Pomiedzy tymi wieżowcami dmuchało jak chciało. Swoją droga bardzo kontrastowa okolica. Pośród rozpadającyhc sie kamienic wielkie szklane domy. Niezły widok!

Żelazna 66



Żelazna 65

Żelazna 65 po zawaleniu sie jednej ze ścian.


Grzybowska/Żelazna



Dom handlowy feniks Żelazna 32



Żelazna/Pańska


Jechałem ta ulicą kilka razy i naprawdę jestem pod wrażeniem tych skrajności. Nowe wypiera stare. Nie wiem czy to dobrze, ale z drugiej storny niektóre te kamienice to już takie ruiny, że zagrażają ludziom. Trudno je teraz ratować, trzeba było to robić 10-20 lat temu może jeszcze wcześniej. Cóż... wrażenie na mnie robi ta ulica ilekroć nią jadę!

All photos powered by google.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Parady Równości, Parady Kościelne || 60.00km

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komcie(5)
Kategoria Pojeżdżawki
Dziś dzień miał być totalnie inny. Nie planowałem nic wielkiego, ale generalnie nie zamierzałem tego co wyszło. Od jakiegoś czasu próbowałem ogarnąć wizytę u specjalisty ortopedy, nie udało się wcześniej zapisać niż na wrzesień. Dopiero dzięki poruszeniu dawnych znajomości dostałem cynk, że mój dawny lekarz prowadzący ma dziś dyżur w Otwocku. No to co? No to do otwocka - łapać lekarza na dyżurze. Rano SKM-kami a potem od stacji Otwock na rowerkach.

Wizyta udana, w sumie. W sensie, cieszę się, że ktoś na moje kolano spojrzał i pod tym względem jestem spokojniejszy. Martwi jednak kilka rzeczy, planowany zabieg na jesieni i pierwsze widoczne zmiany zwyrodnieniowe w kolanie. Cóż, przeszłość mojej nogi nie była różowa, toteż i tak nieźle się trzyma. Zmartwiony jestem nieco tym zwyrodnieniem i bedę musiał troszkę sparować takie ultra maratony. Szkoda, bo nocą cholernie lubie jeździć. Zobaczymy co będzie... zawsze dwusetkę z zahaczeniem o noc też można zrobić. Lekarz generalnie stwierdził, że rower mi bardzo pomaga, bo dla kolana to dobrze, ale jak to określił. Rekreacja, nawet zaawansowana rekreacja, ale bez super wycisku dla kolan. 

Mam ledwie trzydziestkę i zmiany zwyrodnieniowe - nieciekawie. Jednak w sumie to, że jeżdżę to jest naprawdę super sprawa. Nie było tak kolorowo kiedyś, chodzenie, jeszcze wchodziło w grę ale jazda rowerem? Hmm moja ciężka praca sie opłaciła. Muszę sobie teraz troszke przewartościować w głowie, bo nie chce za szybko pozbyć się tej pasji. No i mam dylemat w głowie... 

Wracaliśmy z Otwocka rowerami pod wiatr i co jakiś czas trafialiśmy na procesje. No co wieś to inna, policja obstawa i tłum ludzi śmiecący kwiatkami na ulicy. Śmieszne to jest bo ksiądz śpiewa, a ludzie idą jak te owieczki i rajdupią o dupie marynie mając gdzieś to co śpiewają... I tak oto Polska i nasz Katolicyzm. 

W drodze powrotnej zajechaliśmy z Agnieszką do Kina na film i na kubełek do KFC.
Po filmie znów w siodełku i powrót wałami wiślanymi. Mega dużo ludzi na wałach i silny wiatr w twarz. Wróciłem do domu padnięty i po ciepłym prysznicu  zrobiłem sobie drzemkę - trwała bagatela 1h... padłem jak mops.






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 101 - Awans || 13.00km

Środa, 18 czerwca 2014 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Dziś przed pracą pojechałem do przychodni. Potrzebowałem skierowanie na RTG, i ogarniałem wizytę u ortopedy. Chyba ten sezon zakończe szybciej... nie wiem jeszcze. Po weekendzie będę wiedział coś więcej. Mam nadzieje, że to nic poważnego, ale muszę skonsultować pewną narośl pod kolanem, która troszkę mi doskwiera ostatnio. 

RTG zrobione sprawa załatwiona no to do pracy. W pracy "Awans", od dziś pracuje na sklepie a na serwisie pracuje "X" z "P", świeżak ma mi pomagać na sklepie, ale ta współpraca będzie trudna... pokazują to pierwsze wspólnie spędzone godziny. Od dwóch nmiesiecy nie mogę kolesia nauczyć że rowery wyceniamy jak je przyprowadzimy i ile rabatu możemy dać i w jakim przypadku - za nic nie może sobie wpoić tych zasad a facet ma ze 40-44lata. Trudny przypadek. W kompie znaleźć coś to już jakaś masakra dla niego. Więc co? Wszystko robię ja. A do tego jeszcze Świeżak zawsze wychodzi za pięć dziewiętnasta "bo następny pociąg ma za godzinę". Oj ukróci sie mu to wychodzenie. Ludzie na sklepie, pełno obowiązków a on sobie wychodzi bo ma pociąg. 

Nie zmienia to faktu, że przyszlo mi nowych obowiązków na sklepie i muszę tam więcej poświęcić czasu na pracę, nie moge sobie "mniej serwisów" przyjąć do zrobienia, bo albo klienci są, albo ich nie ma... Mam nadzieje, że się wdrożę szybko i bedę równie łatwo ogarniał co "M". 

Awans? No sam nie wiem - finansowy na pewno nie. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 100 - Roczniczka! || 39.52km

Wtorek, 17 czerwca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Do pracy znów dookoła. Rocznicowo bo 100 razy już byłem na rowerku w drodze do pracy. Nie wiem czy zawsze zaznaczałem opcje w kategorii wiec dokładnych statystyk nie wyciągnę z tych wyjazdów, ale troszkę tego się nazbierało. 

Dziś klasyczna trasą uprzednio odwiedzając pocztę. Na poczcie jak zwykle "euforia" że ludzie dupę rano zawracają i wyszedłęm 20 po. No to niestety końcówkę trasy musiałem obciąć. Nie żałowałem jednak, wiatr dawał po pysku ostro więc, na samym końcu w Legionowie już miałem dość jazdy. Nie zmienia faktu, to, że byłem jeszcze 20 minut przed pracą i zostałem "partnersko" obtrąbiony przez szefa, jadącego autem do roboty. 

W pracy - haos, standardowo - kraina haosu ma się nieźle... no to robiłem swoje;P Co będę udawał, że normalny jestem. 

Ciężka praca odkręcanie supportów... zapieczonych śrub i przekładka ramy w jednym rowerze, rozjechanym przez traktor. Ogólnie było co robić. 

Pod koniec ogarnąłem kasę policzylem wszystko i poszedłem do domu. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 99 - W koło komina przed pracą || 47.87km

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Do pracy pojechałem dookoła. Piękny słoneczny poranek obfitował w nowe doznania - termiczne. Brrr zimno było jak ruszałem, ale potem szybko musiałem się rozbierać. Prędkość konkretna znośna a nawet wyższa niż przeciętna. Ogólnie sympatyczne w słońcu pedałowanie do pracy. 

W pracy - haos - jak to u mnie w pracy. Dużo roboty? Nie po prostu bez "M" jesteśmy jak pies bez dwóch nóg. Bez jednej M-nogi i bez  nogi drugiej, bo druga noga jest za słaba aby uciągnąć jedna M-nogę... Czyli generalnie jesteśmy jak jamnik bez tylnych łap i szorujemy dupą po ziemi. Na upartego da radę się poruszać, ale czy to efektywne zdrowe i przyjemne? Hmm  no cóż. 

Ja ogarniam braki na sklepie, bo Świeżak, nie interesował się tym. Miał mi pomagać przy wycenie, ale jakoś tam jak tylko się pojawiam na sklepie szedł coś załatwić ze słowami: "dobrze, że jesteś, to ja sobie pójdę zrobię...kawę, coś zjem itp" Biedulek nawet stwierdził pewnego razu dziś, że tak jest głodny, że go głowa boli. A to, że ja czasem cały dzień dymam i nie mam czasu nic zjeść to nie ma silnego? Niby nie żałuje mu jedzenia, ale potrafi tak się migać od roboty, która mu nie pasuje, że porażka. No jest jak wąż, niby już masz go w ręce a on się wyślizguje. 

I tak oto ja nie byłem wiele na serwisie, a tam wrzawa. Logarytmicznie przybyło rowerów, bo ludziom zaświeciło słonko i pomyśleli, że może czas na hurra rower zaczać naprawiać. Zaiste - na raz wszyscy wpadli na ten pomysł! Z 10 rowerów doszło na serwisie. I zgadnijcie kto będzie musiał to wszystko zrobić? Hmm? Ja, "X" bowiem pewnie będzie miał inne wazne rzeczy do roboty. Dziś kończył pracę nad jednym takim "trupem" co to go rpzyjął do serwisu. Trup totalny, że diaksem trzeba było wycinać nieomal miski z ramy. Katastrofa totalna, ale rower do pionu wraca, choć ilość pracy jaka nas przy tym rowerze czekała, była masakryczna. 

I oczywiście po drodze było kilkoro ludzi z "wymianą dętki na zaraz" a ja dobroczynnie robiłem to, bo zmiana dętki to dla Księgowego nic. W tym dniu chyba 8 dętek wymieniłem już... Szok czy wy ludzie naprawdę po kolcach jeździcie? A najlepsze są teksty ludzi jak z dętką przychodzą.

"Dzień dobry mam koło do naprawy"
" Oponę chyba trzeba wymienić"
" mam koło do sklejenia"
" a nie może pan tego na gorąco zawuklanizować?"
" kiedyś dziadek takim czymś sklejał"
" To nie dętka, to na pewno opona się przebiła" - > i co? Z opony zeszło powietrze a z dętki nie? Cud?
" opona mi sflaczała"
" złapałem dziurę"
"wentlem <buahahaha>  idzie gaz jak pompuje"
"ja nic nie zrobiłem, to samo, jechałem i nagle mnie zahamowało i patrze a tu takie coś"
"niech pan dętki nie sprawdza, dętka na pewno dobra, trzeba wymienic zawór w wentylu - proszę oto kolec - i co w wentylu był?" <lol>
" Pan zobaczy, bo mi się wydaje, że to przez to, że ja na tył przednią oponę zalożyłem od tego czasu mi schodzi, trzeba pewnie zamienić bo nie pasuje, albo co!"


Miłego wieczoru i nie przepuszczających gazem wentli!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

W koło komina || 45.38km

Niedziela, 15 czerwca 2014 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Mimo zapewnień iż dziś dzień będzie tylko leniwy, postanowiłem wyjśc na rower. Agnieszka dotrzymała obietnicy i została w domu. Ja po posprzątaniu mieszkania i ogarnięciu kilku aukcji na allegro, zdecydowałem sie wyjechać. Nie miałem nastroju, na jazdę, nie było pogody i w dodatku było zimno a momentami nawet kropiło. Wszystko jednak we mnie mówiło mi, że trzeba się ruszyć. Po maratonie wpadłem w taki marazm jezdny i demotywacje. być może związane to było ze zmęczeniem jakie kosztował mnie ten maraton, a może po prostu z kłopotami w pracy i ogólnym załamaniem pogody. Nie wiem dokładnie, co, ale zdecydowanie powodowało to zawieszenie mojego rowerowania. Dziś - mam nadzieje - jakiś przełom nastąpił. 

Trasa nie była wyrafinowana, ani w żaden sposób, urozmaicona. Była sucha, surowa i nastawiona na jedno - na trzymanie średniej. Nie jeżdżę dla prędkości, ale chciałem dziś zmusić organizm do wkręcenia się na wyższe obroty i troszkę się przykatować. Sprawić sobie neico bólu i sprawić, że zabraknie mi tchu. Taki krótki imtymny rowerowy masochizm pobudzeniowy, miał sprawić, że mój motor napędowy - czyli głowa - znów zaskoczy i pociągnie dalej maszynę do jazdy. Udało się, choć do skrętu na Janówek jechałem jak za karę. 

Mp3 w uchu, przelatujące nutki, i dudniący bas, jakiejś muzyki dance, trance czy elektro. I noga za nogą przed siebie. Zamknięty w swojej głowie odpalałem kolejne podzespoły tej skomplikowanej ultramaratonowej maszyny. Wpadłem wreszcie w rytm, który przeszedł w rezonans. Drżenie przeszło mi po plecach a w okolicach mostka poczułem miłe mrowienie. Radość spłynęła na mnie stopniowo. Czułem jakbym budził się ze snu, którym spałem przez tydzień. Nogi przestały już stawiać opór, a leżenie na lemondce sprawiało dodatkową frajdę. 
Wróciłem - pomyślałem sobie. - wróciłem na koń! To dobrze, bo jeśli nie rower i jazda jak wytrzymam te zgnuśniałe dni w pracy, jakie ostatnio mnie otaczają. Trzeba chwycić mocniej kierownicę, mocniej wcisnąć pedał, kliknąć kilka przełożeń w dół...

Rower odchodził posłusznie, jak dobry wyścigowy koń. Grubo ponad 30km/h  wzniosłem się i znów poczułem to przyjemne mrowienie. WIatr szumiał w uszach, a muzyka jakoś stała się mniej słyszalna. Na moich policzkach rozbijały się krople. Z nieba zaczęło kropić. Małe diamenciki, chłodziły moja  twarz a ja nie przestawałem pedałować. Raz po raz to kładłem się na lemonce, to wstawałem na pedały aby dokręcić mocniej. 

Nie wiem kiedy pojawił się Wieliszew a stamtąd już prosto do domu!

Zdecydowanie odetchnąłem! Tego mi było trzeba. Złapania wiatru w żagle. Nie zapowiada się kolorowo z wolnym przez kolejne miesiące, więc zostaje mi tylko lokalna jazda. Jak i kiedy znajdę na nią czas? Trzeba będzie troszkę przestawić organizm i znów zacząć poranne pętelki przed i po pracy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 98 - Sobota i zwalisko ludzi || 10.48km

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Sobota, wydawałoby się miała być spokojna. Sezon się wycisza, pogoda miała być deszczowa, a ludzie już pokupowali sobie rowery. Okazało się jednak, że sporo rowerów jeszcze jest do kupienia. Sporo jeszcze dyskusji do wytoczenia i sporo ludzi do nękania. Było nas dziś czterech. Ja, Dziedzic "X" i Świeżak. Mało nas do pieczenia chleba. Jednocześnie zaczepiały mnie poirytowane osoby, że nie mogę im czasu poświęcić. A ja w tym czasie tłumaczyłem coś innym ludziom. Co jak i czemu a także dla kogo... 

- za duża rama... tak rower crossowy ma duże koła... nie ma regulacji kierownicy. ...Ten ma blokadę.... Cienkie opony... Świetny rower na jazdę po mieście, tak ma koszyczek... nie nie mamy dętki na 12 cali. Oczywiście będzie... nie mogę panu pomóc rozmawiam z klientami... zaraz poproszę kolegę... tak do państwa też...

Jak piłeczka odbijałem się pomiędzy ludźmi, nieskorymi poczekać na swoją kolej. 

Z pracy wracałem leżąc, mknąć pedałując. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 97 - Dzień oddechu || 25.00km

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dzień w którym miałem na czternastą, nie skutkował dziś, dłuższym dystansem, przepełniony zmęczeniem i sprawami jakie tłoczyły się w mojej głowie, postanowiłem spędzić go sprawunkowo. Najpierw z Agą na zakupy, potem rundka piesza po mieście, wizyta w US i takie pierdoły. Odwiedziłem, również w przypływie entuzjazmu empik. Chciałem coś sobie kupić, myślałem o jakiejś fajnej grze, aby oderwać się troszkę od rzeczywistości a w końcu kupiłem trzy książki:D Jedną zacząłem czytać jeszcze tego samego wieczoru. 

W pracy? W pracy jakieś nerwy, szef ma gorsze dni, zaskoczony, że ja na 14tą. Jakby szefa bardziej interesowało co robią jego pracownicy, to może wiedziałby co i jak i kiedy. Najłatwiej wydawać polecenia i ochrzaniać, że coś nie jest zrobione.
- Adam, gdzie waga? Ty ja miałeś ostatnio!
- Ja? Wage? A kto ci tak powiedział?
- Świeżak <tu użył jego imienia>

No tak wszystko wskazuje na mnie;) Ja zabrałem wagę, ja wiem gdzie ona jest. Oczywiście najpierw dostałem zjebkę, że waga była potrzebna a nie bylo wagi. Wszedłem na serwis w 5 minut ja znalazłem. Była przykryta bluzą "X`a". No ale nie sztuka poszukać, sztuka wpaść na serwis zrobić bure, że nie ma wagi i że ja ją miałem ostatni raz. 
I tak z wieloma rzeczami w naszej firmie. Ktoś czegoś nie wie, dostaje opierdziel, bo kto inny ma wiedzieć. 

Wracałem z pracy mimo wszystko spokojny. Wolniejszy dzień od pracy sporo wniósł do mojego samopoczucia. Wieczór przy książce i ciepłej herbacie, spędzałem aż do północy. Dawno się tak nie odprężyłęm. Chyba tego było mi trzeba...



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 96 - Niespodziewane || 10.48km

Czwartek, 12 czerwca 2014 · Komcie(3)
No to dziś, nie było "M" powód? W czasie gry w piłke rozwalił sobie kolano i to dośc ostro. WPadł dziś na chwilę aby dowieść zwolnienie. Nie będzie go dłuższy czas, pewnie aż do końca jego kariery w firmie. Szefy niezadowolone, pracy tyle samo, a obowiązków po "M" mega dużo. Najgorsze jest to, że nie ma komu ich przejąć. I tak oto jest nas do pracy 4 osoby z czego trzy umieją obsługiwać kasę, dwie robią to biegle a jedna wie gdzie co jest i do czego służy na sklepie. 
Słowem, nie ma osoby adekwatnej na zastępstwo "M" mogącej uciągnać cały ten wózek sprzedaży negocjacji z klientami itp. 

Czuje się taki przytłoczony, bo w serwisie, podejmuje ciężar kierownika, przyjmuje rowery, wpisuje, je serwisuje i jeszcze tłumaczę się za "X`a" przed osobami, za rzeczy których nie zrobił lub zapomniał. potem jeszcze dodatkowo dostaje zjeby, za to, że nie komunikuje się z "X" a na koniec jak już nie ma o co to wkurzają się, że bałaganię. 

Naprawdę, słowo motywacyjne czasem by się przydało. Niby nic, słowo: "wiem, że jest ciężko bez "M" ale damy sobie radę" "świetnie sobie radzicie chłopaki" czy coś w tym stylu. Niestety uwagi dotyczą tylko tego co jest niezrobione, nawet jeśli jeszcze jest na to czas. 

Dziś dowiedziałem się, że wiele z urlopu nie mam. Pierwsze dwa miesiące prawie pracowałem na umowę o dzieło a potem dostałem umowe na 3 miesiące, więc teraz w okresie urlopowym bedę miał proporcjonalnie urlopu do długości umowy, czyli bagatela jakieś 6 dni... Masakra... bo z tego już pewnie ze 2 albo 3 wykorzystałem. 

Zapierdzielaj w soboty, zapierdzielaj w tygodniu do 19ej, bez dni wolnych, bez organizacji pracy. Ja pierdziu, gdybym mógł olać ten chaos i mieć wyrąbane na to robić swoje nie martwić się tym co dookoła. To byłoby boskie. Ja się jednak martwię, bo mnie to dotyka, otacza. Nie mam na to wpływu, ale utożsamiam się z problemami. No o do tego wszystkiego super ziomek z którym dobrze mi się pracowało odchodzi...

Pfff gorzkie żale... może jakies skumulowanie zmęczenia, może jakieś tam hormony czy co tam jeszcze... zwyczajnie mi się nazbierało!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,