Wpisy archiwalne Październik, 2015, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2015

Dystans całkowity:782.48 km (w terenie 48.00 km; 6.13%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:35.57 km
Więcej statystyk

dżdży... na szybie dżdżownice... || 0.01km

Niedziela, 18 października 2015 · Komcie(3)
Kategoria Pojeżdżawki
Zastanawiałem się ostatnio nad swoim Blogiem na BS. Przechodizło mi przez głowę, wiele myśli dotyczacych tego kawała sieci. Czasem zastanawiałem się czy i dlaczego ludzie czytają to co pisze, oraz czy i dlaczego powinienem pisać tylko o rowerowaniu. Czy w taki dzień jak dziś, gdy jedyne na co mam ochotę to trwać w bezruchu pod wodą zanurzony w wannie, czy właśnie tego dnia powinienem coś napisać? Czy to, że pojawi się tu wpis dotyczacy jakichś praw codziennych, jakichś spraw może nie do końca rowerowych, czy to będzie fajne? Czy powinno się tu pojawić?

Ludzie mają blogi kulinarne, blogi pań domu, blogi z poradami, blogi z testami sprzętu. Internet jest pełen blogów. Ktoś kiedyś napisał coś mądrego.
Kiedyś pisało niewielu, a czytali wszyscy
 Dziś jest na odwrót. Wszyscy piszą, a czyta niewielu. 


To w sumie cholernie bolesna prawda naszego codziennego świata. jednak sprawia mi niezmiennie przyjemność, że dziele się z wami wrażeniami ze swojego życia rowerowego, codziennego. 

Dziś pada deszcz i naszło mnie na smęty... nosi mnie na rower, a za oknem tak leje, że klękajcie narody... Może jutro uda się coś zrobić aby zacząć w tę dżdżysta jesień egzystować. Niech lepiej już przyjdzie zima ze śniegiem i -15, po stokroć wolę taką pogodę niż to co mi opluwa szyby za oknem...

PS>



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zgłupiejew i popierdolew... - lekcja kolorowania || 25.46km

Piątek, 16 października 2015 · Komcie(5)
Pierwszy dzień, to nawet zdychałem, drugi zdychałem już tylko połowicznie, bo painkiller działał. Dziś trzeci dzień mojego "offa". No i klękajcie narody. Jakbym na jakimś bezrobociu był. Wstajesz rano i co? To samo... o ile mi już lepiej, to siedzenie w domu jest trudne. Od rana przynajmniej dziś miałem kilka spraw do załatwienia, min wymianę oponek na zimowe w Fordziku. Mam zimóweczki już i można spokojniej jeździć. Nowe zakupione, hulają, latają...

Udało mi się dziś również pojeździć rowerem. Ustawiłem sobie obciążenie na najniższe na trenażerku i przez godzinkę jechałem z czwartym etapem TDP.... Tym samym dojechałem do 10 tysięcy w tym sezonie ;D Jak sądzę nie będzie wzdychań do mnie szalonych niewiast piętnastoletnich, i tych starszo-letnich, bo jazda na trenażerze (trudne słowo), to dla wielu kazirodztwo, cudzołóstwo, rybołówstwo... i ekskomunika murowana drewniana i malowana mi się należy. 

Zawiodę, was, bo oficjalnie w tym sezonie zamierzam wpisywać dystanse z trenażera normalnie jako przejechane km. Na tą decyzję wpłynęło kilika obserwacji:
Obserwacja pierwsza - Przejechanie 14km na trenażerze (dla dysotrografa pisze się to równie trudno jak wymawia obcokrajowcowi rymowankę o chrząszczu, wiec doceńcie moje poświęcenie) zajmuje mi dobre pół godziny, i gdy zaczynam już rozglądać się po pokoju za jakimś cudownym przyspieszaczem czasu, a pot leje się strumieniami, wielu z was i tak powie, że te 14 km to sobie przejechałem w ciepełku, przyjemniutko, pyszniutko. Kawki, ciasteczka, lodziki... 
Obserwacja druga - Spróbujcie przez bitą godzinę (taki czas dziś pedałowałem) jechać na hamulcu. Hamulec was nie będzie zwalniał, bo naciskacie go tylko leciutko. Lub jak nie lubicie marnować klocków, to zapodajcie sobie godzinę jazdy pod wiatr, lekki upierdliwy nieprzeszkadzający, ale WIATR... do czego zmierzam? Do kontinuum pedałowania. Nie możesz przestać ruszać nogami, bo rower nie jedzie. To jak w ostrym kole. 30 minut, Godzina.... godzin kilka pedałowania wróbla ćwirka

Poza tym? Poza tym nudzę się i głupoty mi do głowy przychodzą. Np zachciało mi się lasu i ostrego terenu, i jak tylko nadarzy się okazja zmienię rower na 29 era, i wrąbie się w las. Będę chędożył każdy singiel, każdy jeden wąski kawałek ścieżki. Rozjadę każdy listeczek i każdy patyczek, jaki spotkam...

Aha - jeśli śledzicie mojego fejsa, to wiecie, jakie głupoty mi do głowy wpadają. Ot na przykład refresh starego 8 letniego mostka ZOOM. SIę nudzi się - się maluje się...


Na tej lekcji dowiedziałem się, że podkład pod lakier właściwy nie jest w celu jego lepszego "trzymania się", tylko w celu zamaskowania szlifowania. O tym jakie ważne jest aby nadać podkład, pokazuje poniższe foto...


Lekcja numer dwa. W sumie nie wiem co było przyczyną efektu - który swoją drogą bardzo mi się spodobał. Położyłem lakier czarny na żółtym i są dwie opcje:
* Albo lakier żółty nadal sechł i kurczył się przez co czarny popękał
* Albo ciepły mostek malowany na dworze w temp 5 stopni schładzał się podczas malowania i ... no sam nie wiem...


Mostek bym tak zostawił, bo efekt spękań fajowy wyszedł. Wszystko fajnie gdyby nie fakt, że czarny kolor odchodził jak stara klepka z bazaru, kładziona przez cyganów w kawalerce w jedenastopiętrowym bloku z wielkiej płyty. FAAAAAK...

Cóż było począć... trzeba było poprawkę nanieść. Usunąć lakier, zmywaczem, papierem, znów zmywaczem, znów papierem. Wrócić do efektu bazowego "0" i wykąpać mosteczek  w odtłuszczaczu...


Summa summarum? Jutro do pracy i wracam do zdrowych!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Miało być tak pięknie || 0.01km

Wtorek, 13 października 2015 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Wróciłem wczoraj z pracy i jakos tak mi było sucho w gardle. No to nic myślę sobie, jakoś to będzie...Po seansie filmowym w łóżku i gorącej kapieli odczuwałem już zdecydowany ból gardła. Dalej było już tylko gorzej. Całą noc nie spałem a rano wstałem z gorączką 37,6 - najs... myślałem, w duchu o przerwie od roweru na jakiś tydzień, ale chyba nie do końca miałem to na myśli.

W pracy siędzę w kominku palę i na febrisanie jadę... obecnie czuje się jakbym był po jakimś ultramaratonie. Pod powłoczką febrisanu, kryje się umęczony człek po nieprzespanej nocy. Zdusić dziada w zarodku! A kysz!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nie dziela - Nie jestem dzielny! || 25.00km

Niedziela, 11 października 2015 · Komcie(1)
Kategoria trenażer
Nie dzielny ja. Rano na rower wybyłem, bo dzień zaplanowaliśmy samochodowy. Więc ubrałem się w dziesięć warstw bo za oknem 5 stopni na minusie. No i w drogę... jechało się tragicznie. Słońce ładne, ale wiatr wciskał się wszędzie. Umordowałem się zwyczajnie a prędkości ledwo 20km/h udawało mi się utrzymywać. W sumie średnia chyba 17 wyszła. Coś niedobrego... zimno tak mocno w październiku? Znów mnie antymateria dopadła do jazdy w zimnie. Jak sobie pomyślałem, że będzie do tego jeszcze pochmurno i deszczowo to aż mi się odechciało.

Tego dnia odpaliłem sobie więc trenażer. Ludzie często zastanawiają się po co mi to. Przecież nie startuje w wyścigach, nie szykuje się do jakiegoś eventu. Otóż odpowiadam - lubie jeździć na trenażerze. Zwyczajnie. Lubie się zmęczyć w zaciszu domowym, mając pod sobą swój własny sezonowy rower. To jak rowerek treningowy zimą, ale taki sam jak ten na którym siedzicie w sezonie. Ja właśnie tak to traktuje. Taka domowa siłka, ale dla spędzenia aktywnie czasu. 

Włączam sobie relaje z wyścigu TDP, TDF czy inne go "TE DE" i jadę. Włączam czasem muzyczkę, czasem jakiegoś audiobooka i sobie pedałuje. Nie na wysokim obciążeniu. Na sześcio - stopniowej skali oporu mam ustawioną dwójkę. To daje odzwierciedlenie oporu pedałowania, jaki mniej więcej odczuwa się, przy w miare normalnej ciągłej jeździe w mało wietrzny dzień. Takie 23-25km/h sobie kręce i oglądam. Tu się herbatki napije na siodełku, tu luknę w wiadomości internetowe. 

W sumie NICE:) Wszystko zależy jednak od psychiki, jak z audiobookami. Znam przypadki nieumiejętnośći słuchania książek podczas jazdy na rowerze. Te osoby zwyczajnie tego nie umieją pogodzić i już. Z trenażerem jest podobnie. Jak zmuszasz się aby na niego wsiąść, uważasz go za trening, który musisz odbyć bo jak nie to kilim! To odpuść, kupno trenażera i nie idź za drogą Księgowego ZEN. 

Ostatnio testowałem sobie trenażer rolkowy taki jak ten. 

Frajda z jazdy niepojęta, rower zachowuje się tak realnie, jak na szosie. Wsiadłem na to i nie umiałem ruszyć, ciągle spadałem z rolki. Ale koszt takiego urządzenia to od 700-2000zł... chyba, że zrobicie je samodzielnie. Ja jeszcze nie zrobiłem samodzielnie, ale jak złapię fazę może? 

W sumie tak przeanalizowując temat, ten tój-rolkowy jest trudnieszy do okiełznania "psychicznie". Na klasycznym wpinanym w koło możesz sobie odpocząć, zamknąć oczy, nie musisz się pilnować, na takim rolkowym - cóż oczy otwarte i non stop się coś dzieje...:D WIęc nie można odicąć wideo od balansu... jak się wyłączysz mentalnie to zlecisz;)





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Sobotnie rowerowanie i sprzęgliwo... || 35.00km

Sobota, 10 października 2015 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Dzień był do pracowity, dzień aktywny. Udało się pohandlować, udało się wygrzać przy kominku i udało się zrelaksować z żoną na rowerze oraz odwiedzić pana Donalda w Nieporęcie. A było to tak.

- Wiiiiiitaaaaam panie "K", ale dawno u pana nie byłem. Nic się pan nie zmienił, pan mnie pamięta? Ja byłem ze dwa lata temu. Pamięta mnie pan prawda?
- eeeeee... jaaa to znaczy...
- No ja pana pamiętam, ale się u pana pozmieniało, jaki remont był hu hu... - facet leci słowotokiem, tak, że nawet ja nie mogę mu przerwać w pół zdania. A jednocześnie roznosi się od niego tak nieprzyjemny zapach, że klękajcie narody
- ... i wie pan, od tamtego czasu to ten rower stał, bo jak mi pan go zrobił to on nie jeździł. Pamięta pan wymieniał mi pan to sprzęgliwo co ten łańcuch na tym jeździ. Jejku jak on ten rower śmigał, potem złamałem nogę, bo jak szedłem to się potknąłem o taki nierówny chodnik i....
- mhmm.... no tak... - co ja mogłem facet 60 lat z groszami, przyszedł się wygadać. Na dworze zostawił jakiegoś kolegę na wózku inwalidzkim.
- A tam ktoś na wózku...
- A to ten mój kolega, rencista, pamięta pan, wózek pan mu robił, no i ten wózek świetnie działa, tylko te szkła są i się przebijają dętki, a ma pan takie koła takie bez dętek? - Kolega stał na słońcu to go chyba uratowało od hipotermii, bo dziaduszek wałkował wszelkie tematy świata dobre 1h... w ciągu całego dialogu wypowiedziałem w całości, może ze dwa zdania i kilkadziesiąt partykuł... Na nic innego rozmówca nie pozwolił...
- ... wie pan bo ja to muszę lecieć, bo autobus mamy, ale pan dla mnie te dętki odłoży, to ja po nie wpadnę w marcu albo w kwietniu.
- ok, odłoże...
- bo wie pan bo ja mam już dwie takie dętki w domu, ale ja kupię, ja na pewno kupie pan sobie zapisze, jak będę w marcu to ja wezmę... ja wezmę! - 
- mhmm dobrze
- Lece bo autobus...

Wyszedł... i nie kupił nic... za to zapadłą taka cisza, że słyszałem jak kominek sobie trzeszczy od nagrzania a drewno cicho pyka w środku. Co za cisza co za spokój.  W końcu nastał czas aby do domu jechać. Wpadła Agnieszka i pojechaliśmy na wycieczkę.












A to tajniki ulicy Torowej:D

Wyjazd przyjemny, choć porannie chłodnawiuśko.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Coraz chłodniej || 55.00km

Sobota, 10 października 2015 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Dziś w ciągu dnia po raz kolejny napotkał mnie pan chłodek. Jechałem z nim do pracy. Pogawędziliśmy troszkę, on dmuchnął zimnem, ja mu dowaliłem z soft shella i tak sobie polemizowaliśmy przez jakiś czas.  Odwiedziłem dziś rano teren budowy ulicy Torowej w Legio. Położyli już nowy asfalcik na niektórych odcinkach i zapowiada się, że zanim pojadą tamtędy auta, będzie to martwa droga. Prace przy przejściu podziemnym pod torami trwają bowiem w dalszym ciągu i nie zapowiada się, aby były zakończone przed końcem budowy ulicy torowej. Fajnie, bo będzie można sobie skakać tamtędy zamiast jechać przez Osiedle 




Ukłądanie asfaltu i jego zapach.... prawie jak aromat arabiki kawy o poranku. Niedługo będę tu częstym gościem.

W Wieliszewie, trafiam na wiatr w twarz... no dawał popalić...

W robocie nie wiele jest do pracy choć specjalnie się nie nudzę. Wystawiam aukcje na allegro, troszkę dokładam do kominka, troszkę piję herbatkę, troszkę gadam na fejsie. No i troszkę również serwisuje. Walczyłem wczoraj z pewnym rowerem co to panu się popsuł. Uparł się aby nam półżywego holendra przywieźć. Ledwo bidulek dojechał do sklepu (jeszcze było ciepło ) Tak się zadyszał, że jak go oddawał to sapał jakby właśnie maraton przebiegł. Dystans Bagatela 8 km. Rower holenderski, zabudowany łańcuch, jak czołg rudy 102, ani się dostać, bez rozbierania połowy roweru. Do tego klamka i przerzutka, a w zasadzie jej manetka, ułamane. Mocowanie klamki i manetki na śrube wkręcaną w kierownicę. Gwint wyrwany z kierownicy. Lampa przednia zintegrowana z błotnikiem, ułamana kabelki pourywane. No i się zaczęło...
Mówiłem mu, że nie da się naprawić, że holenderskich rowerów nie serwisujemy, ale uparł się, że on zostawi i niech panowie coś zrobią.
- To weźmie pan tu coś tam przyspawa, coś pan tu dolutuje, a ta klamkę pan może na jakis klej przyklei? No pan coś wymyśli
- proszę pana w fuszerkę się nie bawimy. Wymieniamy, lub nie robimy... a tu części do tego zabytku już są niespotykane
- oj toć przecież tu tylko trzeba tam jakiś dynks wymyślić, tu nagwintować tam coś podłożyć
- skoro pan wie jak naprawić, niech pan działa...
- dobrze to ja panu zostawie zaliczkę ile 200zł? Już proszę...
- żadnej zaliczki ...

pan w końcu przełamał moją obronę i wcisnął mi holendra. Miałem do niego oddzwonić ile naprawa wyniesie jak zrobie "wycenę". To policzyłem panu naprawę za 780zł.

- pan żartuje?
- nie, proszę pana
- ale do 200zł to ja moge zainwestować
- do 200zł może pan rower zabrać
- a klamkę pan zrobi?
- nie, nie mamy takich części...
- dobrze niech stoi ja go odbiorę... taki dobry rower był córka go trzy lata temu kupiła na giełdzie za 150zł, wie pan to niemiecki rower, super maszyna... a jak on jeździł proszę pana.

Wysłuchałem jego żali i smutków, że stracił przyjaciela, że świat mu się zawalił i poklepałem go przez telefon a potem wróciłęm do swoich prac, albowiem gdyż w kominku przygasał płomień i temperatura poczęła lecieć w dół.



Jazda wieczorem w te mroźne jesienne dni to jazda magiczna. Zorze polarne nam nie potrzebne, takie zachody słońca nam je zastępują. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Poranek Kojota || 25.00km

Piątek, 9 października 2015 · Komcie(0)
Poranny zimny i wietrzny dojazd do pracy. Dokrętka znów przez Chotomów i znów ostatni odcineczek z Wiatrem w twarz. Zima sroga nadciąga. Czuje, że w tym roku dowali śniegu:)

Zdjęć nie ma;P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Luźne z głowy - o zimnie. || 47.00km

Środa, 7 października 2015 · Komcie(2)
Jaram się ostatnio jak małe dziecko tym rowerem. Jakby mi ktoś wsadził miedzy nogi wibromłot i kazał ubijać bruk. No mowie wam, jesienny renesans przeżywam. Taka mnie energia zbiera na te chłodniejsze wyjazdy, a do tego KOT serwuje rarytasy Paździerzowe i jesienne kasztanowe paznokcie. 

KLĘKAJCIE NARODY!

Nawąchałem się dziś chyba za dużo dymu z kominka w pracy, lub za bardzo mi ścisło zwoje od tego chłodu z rana, ale no zajawkę mam że nie wiem co. Na ten oto przykład, wyjechałem se < z polskiego: sobie> na rower gdy jeszcze słońce było nisko. No wiatr był już zdecydowanie na wysokim levelu. I jął żem jechać w ten wiatr, jako ta husaria. Łopotało mnie wszystko, furgotało, że ludzie się łodwracali po ulicach. W sumie do tej pory sądziłem, że patrzą za mną, bo jestem modny, stylowy i piękny, ale dziś zrozumiałem. Furgocze na wietrze!

DO rzeczy! No więc furgotałem tako przez to/tę miasto. Kierunek najpierw Chotomów. Jako, że nie daleko jechałem, nie brałem namiotu, termofora, śpiwora, ani kuchenki. A szkoda, w sumie wszystkie te elementy mogłyby złagodzić odczuwanie chłodu tego dnia. Na wiadukcie w mieście na "Ce Cha" tak mnie wydmuchało, jak panią króliczycę na wiosnę. Jakżem już w dół na ścieżkę do Legio zjechał, aż się rozglądałem, czy już nie zaszłem. Nie zaszłem, za to za-mar-złem.

Wnioski - kochaniutcy - wnioseczki mi się rozsypały po ulicy, po kierownicy i po pedałach. Poczołżem te wnioski wyciągać i zbierać i tak to mniej więcej się wykoncypowało:

  • Należy w trybie - cokolwiek natychmiastowym zwanym także pilnym - wprowadzić do odzieży buty o zmniejszonej wentylacyi. Kiej by mnie te małe grube serdelki u stóp nie drętwiały z zimna.
  • Pnadto, jako żywo należy rozpocząć zbieranie zapasów zimowych w postaci tłuszczów złożonych pojedynczo, mnogo oraz wielokrotnie. Zalecane jest iż by owych nie było więcej niż rok wcześniej.
  • Stwierdzono - organoleptycznie, stosując do pomiaru organ podwójny zewnętrzny, zwany Dłońmi, iż pokrycie rękawicowe, jakie zostało tegoż dnia zastosowane, nie spełnia normy PNG/CIEPŁO98/2015. Należy zatem w oparciu o stany termometru rtęciowego bądź elektronicznego - rozpocząć stosowanie odpowiednich izolacji termicznych naręcznych. 
  • Użytkownikowi, przypomina się takoż samo o tym, że zestaw warstw pod soft shellem, nie może być większy od czterech. Zdecydowanie odradza się, zakładanie Pięciu bluz, koszulek, rękawków i szalików na raz. Państwowy instytut normatywno-termiczno-rowerowy zaleca stosować odzież termoaktywną jako warstwę ZERO wzbogacając ją o ubiór dodatkowy izolujący.
I tak sobie gnając do pracy ustawiałem te wnioseczki. Gdybym tylko miał jak je tego dnia zastosować... Cholibka. Wpadam do firmy a tam? Kominek... zimny. Ło da fak? Zimny kominek? Posiała się zapalniczka - styrta polan lezy papierzyska leżą, a palenie "leży". "K" nie ma zapalniczki. Co w tem robię ja? MC Giver. Szufelka stalowa - raz! Ręcznik papierowy - raz! Dwie Krople aromatycznej benzyny ekstrakcyjnej! Pręt stalowy - RAZ! No i Szlifierka stołowa kamienna na piąty bieg. Iskra - ogień - Ciepło... zapach benzyny, pożar w kominku - Księgowy uradowany, "K" uradowany, od dziś jestę Prometeuszę;)






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ej DŻEJ:D || 64.00km

Poniedziałek, 5 października 2015 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Dotarłem na miejsce o czasie. Otwieram sklep. Już rower stoi sobie oparty, zaczynam zdejmowanie kurtek, bluz i innych termoizolatorów a tu z za sklepu słyszę jakąś wrzawę... Nie bardzo rozumiem, co kobieta krzyczy na zewnątrz, ponieważ jej słowa w sumie nie przypominają  mi żadnej Polskiej mowy ani dialektu jaki znam.
Wtem otwierają się wrota.

- EJ DŻEJ CHODŹ TU DO JASNEJ CHOLERY! - recytuje pani ze wzrokiem na granicy świadomości i obłędu.  -  CHOĆ TUTAJ PRZECIEŻ CIĘ WOŁAŁAM.
- przepraszam słucham? - odpowiadam i wpatruje się w nią zaskoczony a oczy mam jak pięć złotych. 
- CHOĆ TU! Nie to nie do pana, NO CHOĆ TU DEBILU To na tego szczura wołam. EJ DŻEJ ILE MOŻNA DO CIEBIE...
- W czym mogę...
- EJ DŻEJ NIE WŁAŹ TAM, o Jezu. CHwila.... - pani wybiega z pola widzenia i leci za "ej dżejem" gdzieś wgłąb sklepu.
- No więc? - ponawiam poirytowany i spoglądam na klientkę. Pani jednak ma oczy wszędzie i zachowuje się jakby dostałą oczopląsu i świądu afrykańskiego jednocześnie.
- Tak tak... eeeee no rower przyprowadziłam na serwis. I ten noooo eeeee tu te takie o te trzeba ten. EEEEJJJJDŻŻŻŻŻEEEEJJJJ!!!!! ZOSTAW!!!!!! Tu trzeba te rurki przymocować. 
- Pegi mhmm rozumiem - Piszę sobie na kartce co kobieta stara mi się przekazać....
- W tym tym trzeba ten wentyl ustawić. Bo on się wcisnął i ten... GDZIE JESTEŚ?  EJ DŻEJ!!!!! - kobieta bez słowa wybiega ze sklepu, jakby co najmniej sraczki dostała albo przepukliny. Rower stoi drugi własnie zamierza się wywalić, a ja stoję z miną i głową pełną myśli "zaraz zatłukę tego kundla tą gaz rurką co mamy na serwisie".
Pani wraca po schodach zdyszana i niesie psa pod pachą. Puszcza go w sklepie i jakby nigdy nic kontynuuje dalej...
- Chwilkę! Przerywam jej. Najpierw pani weźmie tego psa do auta zabierze i potem będziemy rozmawiać.
- Ale on nie nasika spokojnie. EJ DŻEJ ZOSTAW!!!!!
- Weź pani tego psa bo skończymy rozmowę!
- Dobrze. EJ DŻEJ CHOĆ TU DO CHOLERY BO LATASZ JAK DEBIL!
- Aha i będzie pani łaskawa nie krzyczeć już tak. To ledwo wszedłem a pani robi wrzawę, jakby tu tłum ludzi był.
- Wie pan, bo ja wiozłam dziś dzieci do szkoły i te rowery i.... EJ DŻEJ! Tak tak już go... ZOSTAAAAWWW!

Przyjąłem rower, ejdżej do końca psyho-dialogu nie dał się ze sklepu wygonić, nie dał się pani złapać. Zjadał jakieś śmieci, zjadał jakieś papierki. Może przeżyje:P Ja dialog przeżyłem...

Dzień doprowadziłem do końca i udało się nawet zacny dystans całkowity z tego dzionka wykręcić. W sumie z dystansem Przedpracowym i popracowym wyszło 64 kilometry. Ostatni odcinek, rzecz jasna po ciemku. Jazda w ciemności po mieście to troszkę jak totolotek. Zawsze "zakładasz, że ten pan z bocznej widzi cię".




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jesienno - Legio z Agnieszką || 35.00km

Niedziela, 4 października 2015 · Komcie(2)
Wiele do pisania nie ma. Ot wycieczka z żoną;) Fajnie, spokojnie - tak majestatycznie!












Nie wiem jak, ale to jeden z dwóch znalezionych przeze mnie grzybów.


- o ten też ładny...
- nie jadalny... 
- ale ładny
- niech zostanie
- ni niechże !


Agaaaaaaa Grzyyyyyyyb
Zostaw go tam...
Ok:(


Żeby nie było, że tylko niejadalne znajduje;)


Małe lśniące cacko w trawie...


Do czego przydaje się tank-bag?


Wy też macie tak, że czasem więcej jest niejazdy niż jazdy?


Koleżanka spotkana na maratonie - przypadkiem.


Jak mawia staropolskie przysłowie koncupcjonistów - Z pustego to i Salomon nie naleje. Czyli trzeba wpaść na jakieś zakupy, najlepiej do Biedronki:D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,