Wpisy archiwalne Lipiec, 2016, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:822.88 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:30:10
Średnia prędkość:23.53 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:51.43 km i 2h 44m
Więcej statystyk

Maraton - Rozdział 1 || 41.93km

Środa, 13 lipca 2016 · Komcie(1)
Kategoria ciekawsze wpisy
Czy jestem nauczycielem, nie sądze. Czy mam doświadczenie? Nadal wydaje mi się ono zbyt małe i każdy wyjazd uczy mnie sporo pokory wobec tego co za mną. Jednak ci którzy śledzą moje poczynania na rowerze wiedzą, że parę tras dłuższych mam za sobą. Jeśli więc moje rozważania w tym tekście przyniosa wam jakieś odpowiedzi – będzie mi strasznie miło. Jeśli nasuną się pytania? Cóż zachęcam do ich zadawania. Jeśli – co najważniejsze – chrzanię głupoty to czekam na wasz odzew.
Zmierzam do tego, że nikt nie jest idealny, a ja? No cóż, lubię pisać i skoro to czytacie – jeszcze chyba robię to znośnie.


Słowem wstępu...

Lubię jeździć na rowerze i niejednokrotnie stawiałem sobie nowe wyzwania. Ten rok czekał na mnie z największym wyzwaniem, jakie może postawić przed nami świat. Zostałem ojcem. Nie wiem jak potoczy się sprawa mojego rodzicielstwa, i ile dodatkowych problemów będę musiał rozwiązywać, jednak nieśmiało planuje start w imprezie określanej jako Maraton Północ Południe.
W telegraficznym skrócie można to porównać do wyprawy przez całą Polskę skróconą do 3 dni. Odpowiednik BB-touru, i coś na podobę innych kilkudniowych maratonów. To to wyzwanie będę próbował okiełznać, merytorycznie – pisząc tu o swoich rozterkach, jak i technicznie – opowiadając wam tajniki przygotowań. Dla wielu z was pewne rzeczy pewnie będą oczywiste inne może mniej. Niezmiennie mam jednak nadzieje, że uda się przetrwać zarówno przygotowania jak i samą imprezę!


Z czym to się je?
Zanim jednak zagłębie się w moje rozważania napiszę o samej imprezie, bo to jej zasady są w sumie trzonem tego co mnie czeka i nastręcza problemów, jakie muszę pokonać najpierw na etapie planowania, a apotem, jak sił wystarczy, na drodze.

Oto kilka podpunktów, które są kluczowe w całym przygotowaniu i które wpływają na trudność tej imprezy. Wypunktuje je i okraszę słowem komentarza, jeśli takowy mi przyjdzie do głowy!
Maraton odbędzie się w dniach 17-20 Września i przebiegać będzie trasą z Helu do Głodówki k. Zakopanego. - impreza bardzo różna od tych co jeździłem do tej pory. Przede wszystkim noc sporo dłuższa.  Noc trwać będzie około 11 h z czego myślę, że całkowitych ciemności będzie coś około 10h. Daje to sporo więcej jazdy, nocnej i borykania się z trudami "nocy" nie tylko w godzinach późnych ale i w czasie gdy organizm w miarę dobrze funkcjonuje (22-24). Wymagać będzie to także rozwiązania kwestii oświetleniowej (energia potrzebna do świecenia) oraz  kwestii ubraniowej (wrzesień i wrześniowe noce są cokolwiek chłodne, zwłaszcza w górach a przez góry będziemy jechać i to pewnie nocami)
Trasa maratonu to w przybliżeniu 929km. - Dystans mówi sam za siebie. Niesamowita odległość, będzie moim pierwszym ultramaratonem etapowym, gdzie długie pokonuje się nie w ciągu jednej doby, ale aż trzech! To nastręcza sporo spraw do rozważenia. Od spania, do higieny przez najzwyklejsze znużenie i bóle mięśniowe a także czas na regenerację.
Limit Czasu to 72h. - Z zegarem zmierzać się będę bezustannie. Chcę policzyć sobie ile czasu mogę a ile nie mogę przeznaczyć na postoje. W jakich miejscowościach o jakiej porze powinienem się znaleźć, a o jakich porach będę musiał uważać na uciekający limit. Wszystko to robiąc obliczenia na sucho w nadziei, że do moich zmiennych los nie doda awarii czy problemów kondycyjnych lub zdrowotnych.
Maraton Północ Południe jest maratonem o charakterze samowystarczalnym, w którym uczestnicy pokonują samodzielnie trasę maratonu rowerem a uzupełnianie zapasów i odpoczynek możliwe są tylko i wyłącznie w obiektach dostępnych dla każdego startującego. 

Skupmy się więc na tym czego mi NIE będzie wolno na trasie:
Zabronione są:
– jazda „na kole” rowerzysty innego niż uczestnik Maratonu, - to mi chyba w sumie nie grozi. O ile uda mi się utrzymać za kimkolwiek koło to i tak będzie sukces!
– jazda bezpośrednio za innym pojazdem, - łapanie traktorów też wykluczają? Wyobraźmy sobie na ten przykład, taki piękny wóz z Gnojem. Będzie wrzesień, więc jest szansa na jakieś pojazdy tego typu. Niestety – Żadnego wozu, żadnego gówna, żadnego gnoju! Tylko ja i mój własny smród!
– korzystanie z własnego auta technicznego,
– tworzenie stałych własnych punktów logistycznych, w których uczestnik będzie mógł: zjeść posiłek, wykąpać się, wyspać się, wymienić bądź uzupełnić sprzęt. - Tu pojawia się pewna sprawa sporna. Jak sprawić, aby ludzie wiedząc o imprezie, nie robili punktów? Co mam zrobić jeśli grupa znajomych mimo moich uwag pojedzie przy trasie i upiecze mi tort, postawi świeczki, albo zwyczajnie naleje wody? Kurcze Są sposoby na to. Albo jechać bardzo szybko, albo ich olać! Nawet sobie nie wyobrażam olewania znajomych więc szczerze? Chrzanię ten podpunkt. Uważam, że będzie to dosyć dyskusyjne, ale nie zabronię nikomu zrobienia mi niespodzianki, a jak mi wody naleje czy da kanapkę raz na 930km, chyba nikt nie poczuje, że złamałem zasady i złamię limit czasu sporo szybciej. Uważam, że powinna być wydzielona kategoria extreme i normal. Wiadomo maraton sam w sobie jest trudny i dostarczy niemało problemów z kondycją i niekomfortem a dokładanie takich obwarowań stawia poprzeczkę bardzo wysoko. Zrobię co w mojej mocy aby wszystim podpunktom się podporządkować. Ale nie odradzam wam kibicowania!
– noclegi u znajomych i rodziny, przepaki oraz wszelka pomoc zewnętrzna. - Jak wyżej... trzeba uważać na ciotkę pracująca w biedronce, bo może być wtopa, jak mi kajzerkę jedną przemyci!

Maraton odbędzie się bez względu na warunki pogodowe. - Taaa o tym szerzej też niebawem.


Podsumowując moje wstępne rozważania. 72 godziny jazdy, 930 kilometrów, długie chłodne noce, potężny dystans i impreza odbywająca się u schyłku roku kolarskiego, gdzie kondycja nasza najczęściej szybuje w dół niż pnie się ku górze. Do tego bycie nowo upieczonym tatą i głowa pełna myśli! Tę i wiele innych kwestii będę rozważał. Krok po kroku przejdę z wami okres przygotowań do tego wydarzenia. Będzie nudno, czasem dużo do czytania, czasem pojawią się jakies obliczenia,  a czasem - mam nadzieje - będzie zabawnie. Zapraszam na nowy cykl na blogu!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Niezbędne minimum - czyli ultra wg Księgowego. || 0.01km

Sobota, 9 lipca 2016 · Komcie(7)
Kategoria ciekawsze wpisy
Zaczynam wpis bez dystansu, więc zapraszam hejterów na pożywkę.

A tak serio to mam zamiar podyskutować z wami i ze sobą, co jest lepsze, gorsze, bezzasadne w przypadku długiach tras. Jak wypośrodkować ilość bagażów na trasę 30km-100km-300km i... 1000km...? Jaki sprzęt wybrać? Gdzie zaciera się granica oszczędności wagi na korzyść komfortu, a gdzie rozpoczyna się realny zysk z zaoszczędzonych kilogramów? Oczywiście wpis do dyskusji - czekam na wasze doświadczenia w komentarzach!

Rower.
Tu w sumie, nie chciałbym się zanadto rozpisywać, ponieważ badania robione na kolarzach są dostępne w internecie. Wiadomo im lżejszy rower i większa moc to szybsza jazda itp... Skupie się jednak w tym akapicie na innej kwestii, którą pomija wielu z was wybierając na ten przykład: szosę zamiast trekkinga, lub rezygnując z widelca amortyzowanego.
Komfort.
Zalety roweru z amortyzatorem są oczywiste. Czy jednak na wszystkie trasy w cywilizowanych krajach potrzebujemy amortyzatora? Gdy przesiadłem się na sztywny widelec, pomyślałem, że to naprawdę zaskakujące, jak wiele z tego co oferuje szosa, może zamortyzować opona. Rzecz jasna, w mieście i na pseudo ścieżkach, gdzie masa jest krawężników i przeszkód "industrialnych" amortyzator ma większe zastosowanie. I tu pojawia się pierwsze pytanie. Jadąc 300km ultra-maraton ilość centrów miast jakie przejedziemy jest realnie niska, co daje nam zysk z wagi na korzyść komfortu.
Co jednak zrobić, gdy drogi są dziurawe? Gdy przychodzi nam pedałować nocami po drogach Lubelszczyzny czy też brukach Lubuskiego? no właśnie... tu odpowiedź nie jest już tak jednoznaczna.

Na forum ostatnio pojawiła się dyskusja o pożyczeniu szosówki na BBTour. Koleżanka ma trekkinga i chce aby ktoś pożyczył jej szosę na maraton BBT. Moja opinia jest oczywista - bez dobrze wyjeżdżonej maszyny, nie wybrałbym się na ultra maraton 1000km. Tak jak w nowych, nierozchodzonych,  butach nie biega się maratonów tak i niesprawdzonych rozwiązań nie zaleca się testować na takich imprezach! Ci którzy kiedykolwiek zmieniali rower z różnych przyczyn wiedzą, jak wiele czasu potrzeba aby  "zgrać się z rowerem".

Opony.
Rzecz jasna, gdy myślimy o długiej trasie typu maraton szosowy 200-300-400km  itp, mamy w głowie jazdę na oponach gładkich - czyli raczej slicki. Po co dokładać sobie opór w postacie bieżnika górskiego czy terenowego.
Jeżdżąc na szosie, doceniałem dynamikę z jakimi poruszałem się na oponach 23 i 25c... takie ogumienie to istna bajka na asfalt. Noga mniej się męczy, a prędkości wchodzą po 30km/h bez specjalnego "zmuszania się". Czy jednak warto rezygnować z szerokich opon na korzyść wąskich, by osiągnąć lepsze prędkości? Otóż... tak - i powie wam to każdy kto przesiadł się z opony 1,95 (nawet slicka) na oponę 1,5 cala czy 1,25 cala. Kwestia opon, to zależność ich styczności z asfaltem, a co za tym idzie również komfortu wspomnianego w poprzednim akapicie.

Do tego dochodzi kolejny czynnik - ciśnienie. Wielu rowerzystów obserwowanych na ulicach - i zastrzegam, że nie chodzi tu o ultramaratończyków - stosuje za niskie ciśnienie w kołach. Jaka jest moja obserwacja? Co drugi rowerzysta na serwis przyjeżdża z za niskim ciśnieniem. Pal licho jeśli jedzie blisko, ale gdy mamy opony na długą trasę i mamy za mało napompowane koła, to tracimy sporo energii w pchanie flaka...
Opony bardzo cienkie szosowe wymagają wysokiego ciśnienia, to zaleta ich konstrukcji, ale utrudnienie dla rowerzystów. Mało bowiem z was wie, że opona wysokociśnieniowa - szosowa wymaga dopompowywania i kontrolowania ciśnienia. Jeśli z górskiej opony zejdzie 0,5 atm to poczujecie to być może, ale nie tak bardzo, gdy z szosowej zejdzie 0,5 atm. Wąska opona totalnie inaczej zachowuje się gdy ma 7 atm, a diametralnie inaczej, gdy ma 5-6 atm...
Wniosek? Stosowanie opon szosowych, wymaga dobrej pompki do pompowania ich do ciśnień jakie im odpowiadają. Uprzedzam pytanie - Kompresor jedynie do 5-6 atmosfer napompuje wam koła. Chyba, że jakiś super mada-faka. Te na stacjach nie potrzebują pompować więcej bo auta mają 2,2 atm ciśnienie . Po co więc maszyny co pompują do 7?
Pamiętajmy także o kwestii ciśnienia adekwatnego do naszego bagażu i wagi!

Wniosek? Koła szosowe cienkie, to nowa pompka, oraz nowa pompka podręczna. Konia z rzędem temu, kto szosowe koło nadmucha pompką tego typu:


Ok dojechać się da, ale w razie awarii? Pompka tego typu nada się za to super do roweru trekkingowego i górskiego. Zajmuje mało miejsca i nie jest droga. Montuje się ją na ramę i posiada wiele zalet - jest tania i dobra... ale nie do szosowych ciśnień!


Dużo - Mało - Wcale?
Dochodzimy do meritum. Mamy już rower. Mamy już opony i pompkę... teraz dylemat. Co zabrać? Znowu wszystko zależy do jakiej trasy się szykujemy. To niejako jak przygotowanie do wyprawy z sakwami, ale w innej skali. Musimy odpowiedzieć sobie na kilka pytań.
Czy trasa będzie w regionach miejskich z dostępnością sklepów, czy planujemy dużo postojów i przede wszystkim jak zorganizowana będzie trasa. Czy to maraton z punktami żywieniowymi, czy samowystarczalne wyzwanie jakie sami sobie zorganizowaliśmy.

Ubrania.
Na trasy całodobowe na pewno trudniej jest się ubrać. Jazda nocą, jest termicznie bardzo różna od jazdy dziennej, więc dodatkowa warstwa ubrań będzie potrzebna. Przy trasach tylko dziennych - warto mieć w odwecie jakąś wiatrówkę i cienka bluzkę na chłodny wieczór, ale nie ma co przesadzać z ciuchami.

Jak rozwiązać kwestię jazdy całodobowej? Co zabrać? Moim złotym środkiem na te pytanie jest: Wszystko! Wiem, że zabieram zawsze za wiele, ale wolę mieć komplet jednej koszulki więcej niż trząść się nad ranem w chłodnych mgłach. Sprawa się komplikuje gdy zaplanujemy spanie nocą. Ja w ciągu maratonu 24h nie sypiam. Jakoś udaje mi sie przetrzymać kryzys i dojechać do mety bez snu, co jeśli jednak mamy maraton trwający 2-3 dni? Ten temat jeszcze się tu pojawi!

Szybki Pit-Stop.
Tu generalnie pojęcie jest rozległe. Bo w tym stwierdzeniu można omówić zarówno zestaw naprawczy, jak i zapasy jedzenia. Minimalizacja czasu na postojach czy to na jedzenie, czy w razie awarii to podstawa na takich trasach. Pamiętać należy, że gdy chcemy dobrze pojechać trasę, to jak najmniej czasu spędzić musimy na czynności postojowe.
 
Dętka czy łatki?
Jeśli kiedykolwiek miałeś/miałaś do czynienia z łatkami to zalecam łatki. Zajmują mało miejsca i są lekkie. Gdy jednak pierwszy raz kupiliście zestaw do łatania, sprawdźcie sobie "na sucho" na starej dętce, czy to wam wychodzi. Po całym dniu jazdy siedząc na krawężniku umordowani upałem, możecie szybko tracić cierpliwość do łatek. Dętka to szybki i sprawdzony sposób na usunięcie defektu. (nie będę się rozpisywał nt zmiany dętki)
Ja wyznaje zasadę, że dętka + łatki.
* Mała gwiazdka. Znów ukłon w kierunku szosówek. Mi osobiście jeszcze nigdy nie udało się załatać dętki szosowej 23 czy 25c. Duże ciśnienie, mała dętka, duże łatki (głównie produkowane do górali) itp. Uważałbym z łatkami i klejeniem szosowych dętek. Możecie sobie zafundować dodatkowy postój...
** Druga mała gwiazdka - pamiętajcie o łyżkach do opon. Zdejmowanie, zwłaszcza szosowych opon, i ich zakładanie gołymi rękami może okazać się... cokolwiek awykonalne.  Sprawdźcie czy łyżki jakie posiadacie, nie połamią się pod naporem "opornej" opony. Oszczędzicie sobie zdziwienia w wyżej wymienionej sytuacji.

Electro-World

Wszelako-pojęta elektronika. Power banki, komórki, smartfony i GPS-y. Sprawa mega indywidualna. Jedna żelazna zasada. Lampki sprawne i  telefon powinno się mieć. To czy zabierzecie dodatkowe zestawy baterii, czy zdecydujecie się je kupować na stacjach to już inna kwestia. Tu jest kilka szkół. Jedni wiozą akumulatorki - co moim zdaniem jest bez sensu. Gromadzenie baterii ładowanych na ultramaratonie nie ma większego sensu. Żal by mi było je wyrzucać. Kupowanie baterii w sklepach/kioskach i biedronkach to sporo szybsza i wygodniejsza, a przede wszystkim lżejsza metoda.

Takie mamy czasy, że ilość elektroniki nas otacza i przytłacza, ale w końcu chcemy mieć kontakt ze światem. nie powiem - mega budujące jest pisanie i czytanie sms-ów zwłaszcza nocą do ludzie którzy wam kibicują. Pamiętajcie, że jeśli jedziecie dobrze jest przynajmniej poinformować bliskich gdzie jesteście. To kwestia bezpieczeństwa i zwykłego człowieczeństwa...




A wy jakie wnioski wysnuliście ze swoich pierwszych tras? Jakie najczęstrze błędy popełniliście?








Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wieczorne rozjechanie... || 21.95km

Sobota, 9 lipca 2016 · Komcie(6)
Szybka decyzja o godzince spędzonej z Shannon. Sobotę zapowiadają niestabilną, więc szybki wypad i polatanie z Marsjaninem w uszach. Tym razem zaplanowałem sporo krótszy dystans, aby być w domu wcześniej i wyspać się dobrze.

Było szybko, było dynamicznie i... sporo cieplej niż poprzedniego dnia.

Na potomka nadal czekamy...:( Już 2 dni po terminie ostatecznym. Jak się nic nie wydarzy to w środę atakujemy szpital.
KTG poprawne, Aga się dobrze czuje, tylko młody wyłazić nie chce;)



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nocne lądowanie na marsie || 64.00km

Piątek, 8 lipca 2016 · Komcie(3)
Wyjazd pojawił się spontanicznie. Całuy dzień wiało i mimo, że pogoda była momentami słoneczna, nie zapowiadał się materiał do jazdy. Po sprawdzeniu prognoz, pomyślałem, że idealnym momentem na pedałowanie - i posłuchanie książki - będzie noc. Licząc, że wrócę o 19:15 autem, miałem bardzo mało czasu na przebranie się i wyjechanie z domu. Chciałem pojeździć dłużej (nawet do świtu) niestety żona dała mi czas tylko do północy. Rozumiem ją i posłuchałem się.
Noc zapowiadali chłodną, co było wbrew pozorom dobrą informacją, bo celowałem w przetestowanie ubioru na jesienny MPP, do którego się po cichu przygotowuje.
W uszach zagościła Książka "Marsjanin" i pojechałem na znaną wam już trasę 64 kilometrową

Początek był słoneczny i pedałowałem wprost w kierunku zachodzącego słońca. Oślepiany blaskiem wielkiej supernowej, miałem na dzieje, że moja żółta kamizelka jednak jest bardziej widoczna przez kierowców i mnie nikt nie potrąci.
Temperatura była 16,3, ale im niżej słońce było, tym bardziej spadała temperatura.
Gdy robiłem nawrotkę w Janówku, już czułem jak zmierzch wkrada się do mnie. Miałem kilka momentów zwątpienia i po prostu ze zwykłego "nie chce mi się jeździć tak po nocy" chciałem zawrócić i wrócić do domu krótszą trasą Na szczęście udało się nie poddać tym"namowom mojego ja".

Piękny zmierzch na zaporze. Zatrzymuje się chwilkę i dumam nad tym widokiem, rodem z jakiegoś filmu hoolywoodzkiego.
Odwiedzam remontowane rondo na Dębę i udaje się na Jadwisin i Jachrankę (nie do końca wiem czy dobrą kolejność napisałem:P)

W Zegrzu mam już 13.2 na termometrze. Jest chłodnawo i zjazd z góry koło Jednostki to dość "chłodne" nurkowanie nad Zalew.
Waham się do samego końca czy nie ulec pokusie i nie jechać prosto na Legionowo, ale udaje się i odbijam na Nieporęt i dokręcam przez Rembelszczyznę i wracam do domu już dokładnie zaplanowaną wcześniej trasą:)

W domu jestem 23:15...

Książka super, testy odzieży, oświetlenia  zrobione. Wnioski są





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Niedzielne dopełnienie || 64.99km

Niedziela, 3 lipca 2016 · Komcie(6)
Kategoria Pojeżdżawki
Wyjazd od rana stał pod znakiem zapytania. Lało, padało i łomotało. Zapowiadali, że ma przestać, więc z nadzieją zrobiłem opłaty z żoną, zjedliśmy też śniadanie a gdy o 14 spojrzałem w niebo - było już nawet słonecznie.



Pętla znana wam jest z dnia poprzedniego. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, jeśli nie liczyć kilku elementów. po pierwsze skończyłem książkę i przy najbliższej okazji nadarzającej się zaczynam kolejną. Po drugie - było o niebo chłodniej i przyjemniej się pedałowało.
Po trzecie? No po trzecie - wiało mocno i na trasie do Janówka miałem w twarz, a także na odcinku od dwóch Rondek w Rembelszczyźnie mocno mi dmuchało.

Rozbijmy ten poprzedni akapit na czynniki pierwsze.
Zacznę od Książki, bo to jej moc wiodła mnie przez ostatnie setki kilometrów. Zdecydowanie i bezapelacyjnie uważam, że to był kawał dobrej lektury. Rozbudowana fabuła, ciągłe poboczne wątki i cała masa informacji o sprawach o których nie miałem pojęcia. Nawet jeśli wiele z nich to była fikcyjna imaginacja autora, to czytało się to dość przyjemnie. Nawet opisy egzekucji pewnego Araba, który nie przebierał w środkach... polecam serdecznie! Hayes - Pielgrzym!!!

"Pielgrzym" to kryptonim człowieka, który oficjalnie nie istnieje. 
Dawniej dowodził tajnym wydziałem wewnętrznym amerykańskiego wywiadu. 
Zanim wycofał się ze służby i zniknął, zawarł swe zawodowe doświadczenie
 w niezrównanej książce na temat technik śledczych. Nie przewidział 
jednak, że posłuży ona jako podręcznik mordercy...
Młoda kobieta zamordowana w podrzędnym hotelu na Manhattanie.
Mężczyzna publicznie ścięty w Arabii Saudyjskiej.
Oczy skradzione żywemu człowiekowi pracującemu w tajnym syryjskim laboratorium badawczym.
Dymiące ludzkie szczątki na zboczu góry w Hindukuszu.
Spisek, którego sednem jest przerażająca zbrodnia przeciwko ludzkości.
Jedna nić, która łączy wszystkie te sprawy.
Jeden człowiek, który podejmie wyzwanie.
Pielgrzym.                


Nowa Książka, którą zacznę to Marsjanin. Mega hit znacie z TV, ja go nie oglądałem, ale jest na podstawie książki więc chce najpierw książkę przeczytać ( przesłuchać) aby dopiero usiąść do filmu. Oczywiście za wokalnymi sterami niezastąpiony Jacek Rozenek!

Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie.
Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której 
skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej 
Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że 
został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi
 zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co 
gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston 
uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; 
zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na
 Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby
 to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o 
przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności 
techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność
 zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…


Mam nadzieje, że zajawki zachęcą - maniaków nie tylko papierowych wersji do czytania i słuchania!






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Sobotnia pętla w upale || 64.99km

Niedziela, 3 lipca 2016 · Komcie(3)
Kategoria Pojeżdżawki
W sobotę do pracy pojechałem autem. Tak trzeba było, cóż. W sklepie nie wiele się działo, więc dzień spędziliśmy na rozmowach, drobnych serwisach i zabawie z psem. Upał był naprawdę mocny. Siedząc w cieniu cieszyłem się, że nie jechałem rowerem, z drugiej strony już planowałem przejażdżkę po południu, gdy po 16 wrócę do domu. Miałem nadzieje, że upał zelżeje i droga w zamyśle przeze3 mnie ułożona przebiegnie w cieple, ale w znośnym popołudniu.

Po 16 zamykam sklep i jadę do domu. Klima w aucie to zbawienie.

Po 16 w domu szybki obiad i pakowanie. Planowałem trasę do zmroku i zrobienie nieco więcej kilometrów. Wyszło inaczej.
Do Jabłonny jadę pod wiatr. Upał jest niemiłosierny. Pali w plecy, jakby mnie ktoś okładał ciepłym nagrzanym kompresem. W drodze do Janówka wiatr jest już boczny i tylko dzięki podmuchom daje się utrzymać jako taką stabilność. Celem jest przejechanie ciągiem z jak najmniejszą ilością przerw. Skoro nie mogę na chwilę obecną zrobić jakichś dłuższych tras, to chcę aby były na tyle "aktywne" by wnieść coś do mojej kondycji.

Przez tunel w Janówku jadę z lekkim kryzysem. Po odwrocie i skierowaniu się w drugą stronę na Legionowo, wiatr zmienia kierunek, wieje na drugie ramie. Żar leje się z nieba, ale staram się nie zatrzymywać. Wokół nie ma wiele cienia, a postój nie pomoże. Mam w sakwie butelkę 1,5 litra wody przygotowanej tylko do polewania, ale jakbym miał cop chwila stawać i się polewać to wiele by z tej jazdy nie było.

Przez całą droge towarzyszy mi książka. Nadal w Uszach Hayes, fabuła ma się już ku końcowi, lecz jeszcze kilka wątków pobocznych się nawija.
Nurkuje w świat wyobraźni i idę z bohaterami książki przez ich przygody. Staram się wyłączyć świadomość i odciąć od upału. Nie jest lekko. Na liczniku prędkość zadowalająca 25km/h.
Nie jestem zwolennikiem trenowania, jako takiego, ale podobnie jak założenie o nie robieniu przerw, tak i utrzymane w miarę stałej prędkości w granicach 24-25km/h to kolejny cel tych moich pętli.
Dojeżdżam do Dwóch rondek i skręcam na Dębę. Tu planuje postój. W cieniu na przystanku autobusowym opieram rower i wyjmuje butelkę. Czas na prysznic. Przez lekko odkręconą zakrętkę polewam sobie ramiona, łydki i uda na koniec obmywam głowę i twarz. Nie wysuszam się. Obciekający wodą wsiadam na rower by jechać . dalej. SMS do żony i dalej w drogę. Przede mną tama w Dębę i kolejny odsłonięty odcinek do Zegrza.

Po pokonaniu podjazdu kładę się wygodnie i włączam autopilota. Nie wiem kiedy docieram do Zegrza. Zjazd w dół nad Zalew i chwila relaksu od pedałowania.

Kusi by jechać prosto do domu, ale przede mną jeszcze dokrętka przez Nieporęt. Niestety, żar nad zalewem, wydaje się jeszcze potęgować wilgoć z nad wody. Tłumy plażowiczów idący boso po poboczu przyprawiają mnie o ciarki. Patrzę nieomal za każdym razem na ilość szkieł na tym asfalcie, to tylko mogę sobie wyobrazić, jak bardzo ranią ich stopy.

WIlgoć z nad wody potęguje żar, czuje się jak w szklarni, a na twarzy czuje jak skrapla mi się woda. Jakbym był w kuchni podczas gotowania obiadu i zaglądał do gara z gotującymi się kartoflami. Nie wiem czy blisko, czy daleko mi to ugotowanego kartofla, ale musze zrobić pit-stop i na kolejne mycie i polewanie. Pomaga. Od bramy swojej pracy jadę już rześki jak koniczynka, jak mlecz na polu - rześki jak bryza nowej kostki toaletowej.

Słońce zaczyna słabnąć. Przeklikuje się na termometr w liczniku i nie mam już 37 stopni a 31 z tendecją do 30 - czyli leci w dół.

Do domu już tuż tuż. Przyjemna droga ulica Strużańską i kilka zakrętów i górek no i dom! Welcome Home!

Upał - żar - poniewierka. Respect dla osob startujących na ultra maratonie pierścienia 1000 jezior.

Szkoda, że nie miałem czasu więcej aby zajechać na te plażowiczki nad zalewem:() tyle się tego tam smażyło:D



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,