Wpisy archiwalne Styczeń, 2017, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2017

Dystans całkowity:572.03 km (w terenie 37.00 km; 6.47%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:26.00 km
Więcej statystyk

ETapowo - WOŚP || 40.00km

Niedziela, 15 stycznia 2017 · Komcie(1)
Kilka etapów miała moja jazda w ten weekend. Najpierw w sobotę pojechałem autem do pracy. Nie miałem czasu i chęci na rower, poza tym, plecy jeszcze mi doskwierają po ostatnich rewolucjach śniegowo - dostawczych. Roboty co nie miara w pracy, bo zatowarowanie, układanie, liczenie i sprawdzanie z fakturami a do tego codzienne latanie z łopatą...

Po powrocie do domu, kurs już rowerem do SKM i kierunek plac zamkowy i Pałac Kultury - odebranie pakietów na bieg/przejazd WOŚP. 
W drodze powrotnej dostaje SMS, że Agusia chce tortille z KFC to jadę... jadę rowerem, bo najbliższe KFC i i najbardziej m po drodze, jest na Modlińskiej. Po drodze spotykam chłopaka na rowerze i tak jedziemy ścieżką i się nawzajem doganiamy i przeganiamy. Wreszcie gadamy na jednych ze świateł i okazuje się, że on też z Legionowa jest. Potem już wspólnie pedałujemy drogami. Ja do KFC, on mknie dalej do Legionowa. Stoję troszę na Drajvie i czekam w kolejce. W środku restauracji FULL.

Wracam do domu zrąbany jak drzewo w lesie!

Niedziela to od rana kanonada syna. Pobudka 5 z minutami, potem jakieś tam przerywane spanie, i nie wiem gdzie dzień, a gdzie noc. Młody ząbkuje i ma czasem fazę na marudzenie po obudzeniu się, przez godzinę, a czasem dwie. Ja ledwo kontaktuje - Agnieszka lepiej ogarnia. 

Wstajemy około 7:30 ubieranko pyszna kawa super mocna i na spacer - rowero-spacer.

Początkowo bąbelka ciągnie Aga - ale potem ją zmieniam, bo w lesie sporo śniegu i ciężko jej. Ja mam 29 cali opony, więc idzie mi nieco sprawniej. Po prawie godzinnym turlaniu się po lesie w kopnym śniegu, wracamy do domu. Szybkie przebieranie, zmiana w blokach i dziadki przejmują wnuka - nienacieszeni nieomal nam go wyrywają i wypędzają nas z domu. Ok mamy wolne! Jedziemy na WOŚP






Rozgrzewkę prowadzi Mandaryna, tym razem tylko tańczy, a nie śpiewa... jakoś ta rozgrzewka bez polotu. No cóż ważne że jednak sie ruszaliśmy. Liczy się bieg! Liczy się impreza liczy się cel pomagania!



W trakcie biegu i przejazdu obrywa się chmura i na Warszawę spada śnieżyca. Sążniście pada. Zanim dojeżdżamy do mety jesteśmy biali od przodu, boku i góry! Z każdej strony! Na zdjęciu powyżej jeszcze bez śniegu, a za chwilę:


Tak padało już po odberaniu medali i przez poprzednie pół godziny i następne pół - podobnie! No zadymka na całego. A dookoła wesoło, śpiewy ludzie pozytywni! Nie czuć tego śniegu! Klimat tego miejsca powala na kolana!

Szkoda, tylko, że jak co roku Mennica POLSKA i Poczta POLSKA, policja i  inne służby państwowe nie ustawiły się pod sceną... czyżby zalecenie odgórne władz? Mennica co roku biła monety na ten cel i były do kupienia, poczta wydrukowała znaczki... a teraz?

Teraz jak zaczynał się bieg, ustawiła się grupka zwolenników kościoła z bannerami i z wielkich megafonów w kółko trąbili o aborcji i o mordowaniu dzieci. Pokazywali jakieś zdjęcia usuniętych płodów i skandowali coś przeciw WOŚPOWEGO. Oczywiście ochraniała ich policja, bo by w dziób dostali może... kto wie;) Generalnie, ze sceny Jurek Owsiak i Irek Bielenik skutecznie rozgrzewali i zagłuszali przeciwprostest. 

Było fajnie, choć przemarzłem strasznie bo mimo, że pogoda na granicy zera to przejazd  sumie był wolny, a odczekanie w kolejce do WC, czy po odbiór medali, skutecznie chłodziło atmosferę;)

POLECAM - POMAGAM!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przygotowania do malowania || 0.01km

Piątek, 13 stycznia 2017 · Komcie(4)
Dziś rozebrałem rower na części pierwsze. Wiele z nich wróci w niezmienionej postaci, pancerze i linki zdjąłem tak aby założyć je spowrotem. Całość rozebrania roweru zajęła mi 30 minut. Miałem wszystkie dostępne narzędzia, w tym ściągacze do kirob i klucze do supportu - to support najwięcej kłopotów sprawił. Zapiekł się nie mało!


Rower wymaga czyszczenia, więc przy składaniu będę miał okazję wyczyścić każdą część.


Piwoty wykręcone. Poszukam jakichś zaślepek i po malowaniu je zabezpieczę. 


Rama ma troszkę lat, więc poza usunięciem lakieru, będę musiał ją wyrównać papierem i zniwelować wieloletnie rysy i zagłębienia. 


Niestety tą naklejkę, też będę musiał usunąć. W planie jest już projekt naklejek pod lakier, jutro wyślę wektory do firmy robiącej naklejki wodne. 


Rama prawie gotowa to usuwania lakieru. Tylko przetrzeć z brudu i jak tylko środek usuwający do mnie dotrze, zaczynamy usuwanie. 

Lakier zakupiłem samochodowy metalik nabijany w areozolu + szary podkład gruntujący. Na całość położę naklejki i bezbarwny.
Jeśli czas pozwoli za tydzień rower będzie gotowy do jazdy. 

Kolor to burgund - wiśnia, jak u Jurka na zdjęciu w komentarzu. 

Srodek do usuwania lakieru to Troton paint Remover. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jaki kolor? || 30.00km

Czwartek, 12 stycznia 2017 · Komcie(10)
Wczoraj to było - zimno mi było - ciemno się robiło... I tyle w temacie!

Szykuje się do podejścia lakierniczego. Zimówce chcę zafundować jakiś kolorek. Poza tym chciałbym sprawdzić się jako artysta malarz - pozdrawiam z tej strony usera: malarz;)

1 - zrobie ramę czerwoną... 
2 - zrobię ramę w ciemnej wiśni jak dawnie fiaty 125p
3 - myślałem, też o błękicie - niebieski taki... no niebieski:D
Może mnie natchniecie do jakiegoś szaleństwa? Pamiętajcie Wideł zostaje czarny!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy - Projekty Multimedialne! || 30.00km

Wtorek, 10 stycznia 2017 · Komcie(10)
Wokoło trabią o tym smoku, jakby był od niedawna. Nagonka na to teraz taka, że nie wiem, a o paleniu w miejscach publicznych nikt nie trzepie tyle! O paleniu i kosztach zdrowia związanych z paleniem ćmików - tez mniej. Ktos musi chyba zarobić na tych piecach czy coś... Czuje to eeeeee - nosem.

Do pracy w niedoczasie, bo rano załatwiałem reklamacje z decathlonu oraz zawiozłem biednego piekarnika na leczenie bo bidulek przychorował i grzać nie chce, a tak być nie może! Wiadomo na rowerze piekanrnika wieźć nie bede więc pojechałem autem z samego rana. Ślisko na ulicach zwłaszcza tych bocznych, a jazda po zalodzonym parkingu koło znanej marki sklepów z owadem, to wielka jedna jazda figurowa na lodzie. Dobra przyznam wam się na kilku zakrętach złapałem  za ręczny:P Ale przysięgam był to koniec parkingu i nikomu nie zagrażałem!

W domu w te pędy przesiadka z auta na rower. I znów wio do pracy. Na mrozie przyjemnie, choć uda lekko podszczypywały. Mróz i tak zelżał, bo rano tylko - 10 pokazywało. Na miejsce dojechałem o czasie za to z aura malowniczą do bólu!
Przy bramie stał już bus, a to oznaczało jedno - dostawa! Jeśli są osoby myślące, że tylko się obijam zimą, to zapraszam ze mną na rozładunek. Na raz 98 rowerów przewalić z ciężarówki do piwnicy i je układać. Masełko - miodek! W mrozie czułem jakby paliło słońce 30 stopni - tak mi ciepło było. 

Gdy już dostawa była ogarnięta, wysyłka przygotowana, kurierzy pozamawiani, to zasiadłem do jakichś tam swoich duperelek. Na warsztat trafiła tym razem sakwa od Krossa. Bardzo jestem z niej zadowolony i polecam ją (lub takiego rodzaju) sakwę, każdemu. Ale do rzeczy! Jej zalety to podręczność, wszystkiego co ma być podręczne. Od telefonu na maratonach, po cukierki, batoniki, żelki, aparat fotograficzny i te pe i te de. Wiadomo nie wszystko na raz tam wlezie, ale nie o tym chcę wam opowiadać. Jej minusem, była miękka dolna cześc. Zapinanie rzepami powodowało, że sakwa się jakby "owijała" wokół rury poziomej. To w pewien sposób marszczyło ją no i zmniejszało jej pojemność. Postanowięłem wzmocnić  dno i ze zutylizowanej sakwy crosso wyciąłem kawałek plastiku, który okleiłem takim a`la, velurem znanym wam już z budowy mojej szarej sakiewki na kierowncę. 





Teraz dno sakiewki jest sztywniejsze i sakwa nie owija się tak wokół rury.

Planuje rozbudować funkcjonalność tego akcesorium i w sakwie będę woził powerbank. Będzie on  dodatkowym zasilaniem dla telefonu. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że jestem w trakcie reanimacji starej NOKII z super aparatem (jak na starych telefonów warunki)

Po 6 latach bateria wcale się nie uruchamiała, więc zakupiłem nowa baterię - o dziwo sporej pojemności 1250mAh - , oraz kabel transformujący zasilanie USB na zasilanie nokii (bolec).  



Mam nadzieje, że efekty zdjęciowe zobaczycie w tym tygodniu. Telefon będzie moim podręcznym urządzeniem do komunikacji oraz fotografowania podczas jazdy. Jak pewnie wspominałem - Solid poddał się;) A zastępczy samsung jest ok, ale jakośc zdjęć jest porażająco niska. Nie zawsze chcę też zabierać ferrari. 


Żeby nie zostawiać was z niedosytem rowerowym - powiem coś na temat mycia roweru zimą i jego smarowania. Taka dyskusja wywiązała się ostatnio z Kataną na portalu społecznościowym. 

Wszystko sprowadzało się do pytania Katany, jak smarować aby smar nie brudził, i czego używać w zimie, aby nie rdzewiał łańcuch.

1. Smaruj na czysto!
Zanim posmarujecie łąńcuch dobrze jest go wyczyścić. Nie móię tu o kąpieli w benzynie (jesli nie trzeba), ale o zebraniu nadmiaru osadów z łąńcucha. Dobrze jeśli łańcuch będzie pozbawiony całkowicie starego smaru przed nałożeniem nowego, ale to warunki idealne w zimie - trudne do spełniania.
2. Mało znaczy Dużo
Nie lejmy smaru na zapas, bo natura i grawitacja odbierze swoje. Jak utopimy łańcuch w smarze to efekt bedzie taki że większośc przeniesie się na zębatki, kółka od przerzutek a cały rower nabierze chętki na spożywanie piasku z ulic i podczas kolejnego smarowania stwierdzimy "gdzie ja go tak ubrudziłem/am"
3. Zjadłeś wytrzyj buzię!
Pamiętajmy, że po smarowaniu należy:
a) zmienić biegi kilkukrotnie aby łańcuch popracował na zębatkach - sprawi to, że lekko powygina się i smar wnikie do środka ogniw.
b) wytrzeć łańcuch! Tak, po smarowaniu, mamy go wytrzeć ze smaru! Serio! Smar co miał wniknąć w łańcuch wniknął, nadmiar zbieramy. Gwarantuje że tego "tatałąjstwa" wylezie jeszcze sporo nawet po przetarciu. Nie pucujemy już smaru detergentem tylko czystą - niezapiaszczoną szmatą zbieramy nadmiar oleju.
4. czym?

No są szkoły mówiące, że smarem rowerowym! Smary motocyklowe nieco inny skłąd mają i pod innymi obciążeniami działają. 
generalnie smary możemy podzielić na rodzaje:

WET - MOKRY
DRY - SUCHY
DRY WAX - Suchy wosk
PREMIUM/PERFORMANCE/MADAFAKA - czyli chuck norris i wszystko co naj!

Suche - Smary dość rzadkie, płynne, jak woda. Mają konzystencję bardzo lejącą. Dobre na suche warunki, bo nie brudza łańcucha ale szybko się wypłukują  w deszczu i wodzie.

Wet - Smary gęste. Takie w konsystencji przypominające oliwę spożywczą. Dobre, bo gęste, solidnie smarują, ale łatwo z nimi przesadzić i zapaćkać smarem łańcuch. Ciężko się je wyciera, ale za to długo starczają. 

Dry Wax - to coś jakby zawiesina oleju i cząsteczek wosku. Należy je bezwzględnie przemieszać przed smarowaniem. Tworzą zawiesinę koloidalną, które dyfrakcjonuje się od długiego stania. Wosk pływa a olej na dole. Smary bardzo dobre na suche warunki, Efektywne, ale podobnie jak DRY szybko wypłukuje je woda. W lato i ciepło - bardzo polecamZ!

Premium/ultimate - w sumie pewnie chemia inna i są super, ale... rzadkie jak dry wax i dry co za tym idzie za rzadkie (jak dla mnie na zimę i pluchę śniegowa.

Podsumowanie - kto nie smaruje nie jedzie. Lepiej posmarować deczko za dużo niż nie smarować wcale! Pamiętajcie, że ile byście nie smarowali, napęd raz na jakiś czas zwłaszcza w zimie trzeba czyścić. Kupno szczoty ryżowej w markecie budolanym, wiaderko z detergentem - może być ajax lub cokolwiek co rzekomo usuwa tłuszcz. No i szorowanko kasety i zębatek, a przede wszystkim dłubanie w kółkach od przerzutki, to one jako najmniejsze zębatki w rowerze zbierają syf i obklejają się brudem. Co bowiem z tego, że umyjecie łańcuch jak brud będzie miał zapas na kółeczkach?

Myjka ciśnieniowa - ostrzegam! Można, ale nie lejcie poziomo w piasty i łożyska dobra do mycia z dużej odległości i mycia ramy. Opłukanie roweru z syfu pomoże, ale nie radzę bez wprawy myć tym kasety i napędu, bo wasze piasty zaczną jęczeć i czeka was serwis bardzo szybko. Lepiej poświecić 40 minut na pucowanie ręczne w piwnicy, niż raz spaprać sobie łożyska myjką i użerać się z suportem co rzęzi i stuka!


Ufff - kto dotrwał do tego miejsca wpisu - dostaje wafelka!




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

DO pracy - Zimno i ślisko~! || 30.00km

Poniedziałek, 9 stycznia 2017 · Komcie(8)
kilka rowerowych porad, jak zimą nosem ziemi nie zaorać...

Ostatnio mniej jeździłem w weekend, ale nie zmienia to faktu, że jak ostatnio co roku, zima przychodzi u nas w okolicy 15 stycznia. Choć krótsza i mroźna, to tak samo niebezpieczna. O tym, żeby nie upijać się cydrem na mrozie i nie spać pod altaną śmietnikowa chyba nie muszę pisać, za to o jeździe zimą w ten słoneczny poniedziałek - wspomnę kilka słów.

Pacz na drogę i bądź zauw-pacz-ony.
Czyli oświetlenie, odblaski, kamizelki frędzelki i ledy! Do znudzenia powtórzę, lampa nie tylko na plaży w lato i na solarium, ale zimą OBOWIĄZKOWO! Przednia i tylna. Będę was wyśmiewał, gnębił, linczował i zrobię wam wojskowa falę, jak będziecie po zmroku bez oświetlenia pomykać.  Zimą tym bardziej, bo droga hamowania aut jest sporo mniejsza, a ludzie w samochodach - jakoś tak - zapominają o rowerach gdy zimno i ble.

Ubranie.
Ma być ci ciepło - KONIEC.
Co tu pisać, ot każdy wie co lubi. Jedni lubią brunetki, inni większe cycunie, a jeszcze inni super anorektyczki. Cokolwiek stosujecie i wam ciepło i podoba - jest ok!

Jazda!
No własnie kilka słów o samej jeździe. Zima to okres, gdy jest zimno. Dziękuję do widzenia. ;D
A nie zaraz to chyba wiecie. Co jednak z tego wynika? Organizm zużywa więcej energii na ogrzanie mięśni, zjada kalorie nawet jak wam "nie zimno", żeby wam nie było zimno.  Nogi chodzą trudniej, szybciej się męczymy - bo smok, smog, dymy i zamglenia. Poza tym, aby się ciepło ubrać, ważne jest, aby organizm zmotywować do ruchu. Co za tym idzie. Liczy się jakość a nie ilość.  Porzućcie swe endomondy statsy i śmatsy - zimą 30km to czasem wysiłek godny sążnistej 50 tki latem. A jak dodamy do tego wiatr to klękajcie narody. 

Pedałowanie dobrze jest przeprowadzać na niskich biegach. Robić większy młynek. Zobaczycie, że cieplej - to raz, a dwa że nogi wam tak marznąć nie będą. Zamiast na 3x6 jedźcie 3x5! Na początek! Prędkość spadnie nieznacznie, ale za to kompensacja energii będzie lepsza. No bo nie ma nic gorszego od przemarznięcia kolan ścięgien itp.

Dobrze jest przed wyjazdem rozgrzać się. Można sobie potruchtać, albo pierwsze 2 km jechać na jeszcze większym młynku. Nie katujmy kolan od początku na wysokich prędkościach. Jedźmy sobie 15km/h mieląc jak chomik, a zobaczycie, że potem o wiele lepiej nasze nogi zniosą ewentualne podjazdy, czy przyspieszenia.

Dobrze jest zimą mieć coś ciepłego do picia. Wiadomo z powietrza się ciepło nie weźmie. A organizm to wszak pompka ciepła, ale jak mu dodamy gotowego ciepłego wlewu, w postaci herbatki, czy nawet rosołku - to od razu poczujemy się jakby ktoś nam kroplówkę z protein zrobił. 

Jazda po lodzie.
Tu eopoeja powinna być i 4 strony A4 opisu, bo wiele lodu widział naród rowerowy. Nie będę was tu pouczał, po prostu sprowadzę się do kilku - jak to się teraz po amerykancku mówi - TIP`ów, jak jeżdżę ja.


Ciśnienie.
Jak to mówi mój wujek - sędziwego wieku - gdy mu nakładamy obiad - "łyżkę mniej, łyżkę odejmij". I wy odejmijcie łyżkę z opon! W sezonie macie 3 atm w góralu? Zejdźcie do 2 w przełaju macie 4atm zejdźciie do 3. Nie ma co szaleć z jazdą na kapciu, ale lepiej "rozplaćkana" opona na śniegu, lodzie, daje wiele komfortu zarówno wstrząsowego, jak i psychicznego. Nie przeginajcie jednak bo dobicie opony na krawężniku i kapeć na mrozie to nie to o co nam biega...

Ocenić sytuację
Dobrze jest mniej więcej mieć świadomość po czym się jedzie. Za dnia łatwiej nocą ciemniej i trudniej. Ja sobie zwalniam prawie do zera i gdy nie jestem pewien co pod kołami, robię mały test hamowania tyłem. Wolno zaciskam klamkę !TYLNĄ! - żbyście czasem nie próbowali heblować przednim!!!!  i sprawdzam jak koło się blokuje. Odradzam te testy gdy macie pewność, że lodowisko na ulicy i gdy za wami sznur kochanych cierpliwych kierowców. Nie ma wszak nic fajniejszego, jak sążnista gleba wprost pod koła suzuki grand witara czy innego suv`a. 

Jadę... jadę... jaaaaa pierdooooooooole....

No właśnie, czasem jest tak, że już wiemy, że lód, wiemy, że ślisko, i wiemy gdzie mamy jechać. Planujcie manewry. Unikajcie gwałtownego hamowania, lub hamowania wogle. Szkoła bezpiecznej jazdy skoda - czy coś tam - jedziesz chcesz zwolnić, puść gaz! Przy niskim cisnieniu śniegu i mrozie rower zaskakująco szybko traci prędkość. Gdy musicie się zatrzymać, odpuśćcie korby a rower stanie. 

Prosto jedź w drogę pacz!
Podstawa - obserwacja. Nie ma co jechać na pewniaka, zimą trzeba widzieć wszystko z wyprzedzeniem. Przejazdy, skrzyżowania, dziwnie idących pieszych, auta wyjeżdżające z bram, czy nawet zaparkowane na włączonym silniku. Połączenie naszej obserwacji z tym co może nas spotkać pomoże nam nie przyziemić przy pierwszej jeździe po mieście.

Kolce 
Przereklamowane! Moje zdanie takie - kupę kasy opony z kolcami kosztują a wykorzystanie ich to 2-3 tyg w roku, no chyba, że planujecie wyprawę w góry rowerem i zjazdy z zaśniezonych dróg w tatrach spod Morskiego Oka czy Łysej polany. W Mieście, fakt czasem się przydają, ale moim zdaniem taniej i lepiej, jest kupc najtańsze grube klockowane opony enduro z bieżnikiem jak traktor i spuścić cisnienie, niż inwestować w cienkie oponki shwalbe za 150zł sztkua. 


Jeśli moje rady kogoś olśniły - to się cieszę, jesli wy macie jakieś swoje sprawdzone metody jazdy po lodzie w mieście - napiszcie. Człowiek ciągle się uczy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

nocą po lesie i w mrozie - głębokiej czerni głęboka głębia! || 12.00km

Sobota, 7 stycznia 2017 · Komcie(4)
Wycieczka w kompletnej ciemności po lesie. Pojechałem do Choszczówki i spowrotem. Las cichy spokojny, tylko ja i lampka. Tylna wyłączyłem, byłem cieniem. Śnieg zamarzł ludzie rozdeptali i jechało się koszmarnie ciężko. Rypałem po tych bruzdach jakbym po jakichś wielkich korzeniach jechał. Prędkość 9 km/h do tego lampka oświetlająca drogę było - nie powiem - zjawiskowo. 
Odkąd nocami jeżdżę do lasów, czuje się tam inaczej - bezpieczniej. Człowiek ma wrażenie takiej integralności z naturą. 

Jak się umęczyłem, zgasiłem lampkę ukucnąłem sobie i nasłuchiwałem lasu odparowując nadmiar wygenerowanego ciepła. Jest się samotnie w lesie... nikt o tym nie wie. 

To jak nurkowanie  - schodzi się na dno i słychać tylko ciszę... tylko my i głębia. Las ciemny!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Warsztatowo - lakiernia i cydr! || 0.01km

Sobota, 7 stycznia 2017 · Komcie(9)
Wielu z was pokonuje kilometry w mrozie, a ja rozgrzebałem rower w piwnicy i w cieple - o ile temp 14 stopni można nazwać ciepłem - dłubię sobie. Nie, że za zimno, tylko jakoś tak wyszło. Ale po kolei:

Najpierw po naprawie odblasku w bagażniku stwierdziłem, że tragicznie podrzewiał i przydałby mu sie jakiś niewielki refresh. Później znalazłem puchę farby w spray`u matowej, a jeszcze później pomalowałem bagażnik. Nie demontowałem go z roweru tylko przeczyściłem rurki papierem i paćnąłem o-tak:


Osłoniłem co trzeba papierami i foliami, a farbę nakładałem małymi porcjami. Pewnie super profesjonalne to nie jest, bo powinienem zdemontować bagażnik i odkręcić odblask, ale efekt wyszedł poprawny i zadowalający, toteż nałożyłem kolejne warstwy i schnie sobie w cieple.

W przypływie kunsztu artystycznego, dopadł mnie dysonans, jaki tworzył kolor przedniego widelca przełajowego z resztą ramy mojego roweru. (Katana też to zauważyła na fb) Wiem wiem... zimówka, ma być brzydka. Worek mówi nawet, że już jest ohydna, że pooklejany tymi białymi taśmami odblaskowymi itd, ale począłem rozmyślać.
Jako, że miałem - całkiem przypadkiem - butelkę cydru w piwnicy, rozmyślanie poszło cokolwiek sprawnie i zdemontowałem widelec z przełaja. 

Pomaluje go na czarno! Padł pomysł. No to szast prast zacząłem przygotowywać wideł do malowania.
Mycie ->odtłuszczanie-> mycie-> znów odtłuszczanie
Później papierem ściernym jął żem szurać jako ten rzemieślnik. Jechałem gościa ostro, aż mnie ręce omdlewały. Nie wiedzieć jak minęło 30 minut i efekt był... hmm połowiczny.

Uprzedzam pytanie to to, tamto to. To jest wygięcie widelca pod tarczę, nie zaś efekt mojego szlifowania. Rękami nie umiem giąć aluminium - jeszcze. 
Nie sądziłem, że zdarcie kilkumilimetrowej warstewki lakieru to tyle pracy i szurania. Popijając łyk napoju z jabłek, przymierzyłem się do drugiej strony i znów poszła w ruch siła! Efekt poprawiałem przez kolejne 30 minut, a po 1h15 byłem zadowolony ze szlifu i znów przyszła pora na czyszczenie:
Mycie ->odtłuszczanie-> mycie-> znów odtłuszczanie
Gdy już wideł był czysty bez pyłków trzeba było w piwnicy zbudować mu miejsce do stania. Mini lakiernie. Po jej przysposobieniu, naniosłem farbę, a potem drugi raz i jeszcze...


Widelec zaczął robić się afroamerykańsko czarny i z każdą warstwą było tego murzyna coraz więcej. 
Wprawne oko dostrzeże, że nie zabezpieczyłem bieżni sterów przy główce - prawda! Z tym, że bieżnia zostanie wybita a stery przejdą remont i z kulkowych łożyska zmienione zostaną na maszynowe. Dlatego nie bawiłem się w oklejanie tego miejsca.

W ten oto sposób, rower uzupełniam kolorystycznie i spędzam w cieple - 14 stopni - mrozy :)

Mam nadzieje, że smród lakieru nie przysporzy mi wrogów wszak to piwnica a lakier szybko wyparował - alkohol z mojej krwi też - to przez to tarcie. 





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

ślizgiem || 30.00km

Czwartek, 5 stycznia 2017 · Komcie(9)
Kategoria Do pracy!
O tym, że nikt mnie nie rozumie wiem już od dawna, jednak miałem cichą nadzieje, że moi rodzice jakoś już po prawie 10 latach zaakceptowali moje "himery" rowerowe. No niestety. Wielkie zdziwienie ojca, jak podjechałem do nich na chwilę. Jakieś teksty w stylu, "po co marznąć"
"jesteś niepoważny"
"przecież masz auto"
no i moje ulubione:
"wiosną i latem jeszcze się najeździsz"

O my wielcy ludzie niezrozumieni przez świat;)

DO pracy dojechać miałem na rowerze, ale z powodu wiatru zdecydowałem się na las. Napadało sniegu i wydawało mi się, że jazda po sypkim (jak sądziłem) puchu będzie tylko formalnośćią. Cóż, sypki to on może i był, ale zamarzł, bo z wierzchu od słońca podtopniał, a potem go ścieło. No i tak w lesie mieliłem jak w jakimś młynie. Kurzyło się z oponek przepięknie.  Prędkość znamionowa jakem osiągnął wyniosła10km/h, a energia potrzebna do poruszania pojazdu to jak przy 35km/h pod wiatr. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że moje szosowe manetki są 2x8. Mając więc na uwadze, że ostatnio posiadałem 3x7 teraz mam w zasadzie sporo mniej kombinacji. Szosy mają to do siebie, że na nich jeździ się szybko i nie potrzeba im jedynki na korbie - choć Trolking chyba ma. Aby być precyzyjnym. Moja korba z szosą ma tyle wspólnego co słoń z wieprzem. To truvativ 42x32x22. I już to 22 mi odpadło, bo manetka jest 2 biegowa. Ech tłumaczyć by wam znów cyferkami to nie zrozumiecie;) Generalnie ciężko jest i ta ma być. Jakby to powiedział ktoś od szosy - masz 3 blaty jesteś leszczem!


Wzdłuż gazociągu - długa "sztywna góreczka"

Ranger w wersji SNOW.


Znów pod górkę...

Znów gazociąg. 

Słabe zdjęcia bo z telefonu, a mobilny aparat nie ogarnia tej ilości bieli. Generalnie umęczyłem się nie mało i z przyjemnościa zawitałęm do cichej spokojnej pracy gdzie rozpaliłem w kominku i zrobiem sobię kawy!



Gdy już okrzepłem i odsapnąłem, a w powietrzu unosił się zapach mielonej arabiki z papierowego kubka, czas przyszedł na codzienne sprawy. Ogarnięcie allegro, pracę z magazynowym programem, oraz... walka z bagażnikiem. Dawno temu ten bagażnik miał odblask, odblask podczas jednej z wypraw - chyba właśnie w śniegu - się połamał i została tylko plastikowa płytka. Płytki ie dało się odkręcić, bo śruby się " kręciły - trzeba było więc podziałać siłami szlifierek. Generalnie efekt obiecujący osiągnąłem bo odspoiłem połamany plastik i zamocowałem prostokątny odblask do błotnika. Zawsze to cokolwiek widoczniejszy jestem na drodze gdy ciemno. 


Bagażnik po szlifowaniu i uwolnieniu od plastiku. 

Przy okazji demontażu bagażnika wymieniłem zardzewiałe śruby mocujące i przeczyściłem podrdzewiałe elementy. Może uda mi się jeszcze tej zimy pomalować bagażnik, tak aby wyglądał lepiej niż teraz. Choć kto tu pyta o urodę?


Szosowy kokpit to wyjątkowo mało miejsca, więc już przyprawiam miejscówkę pod nowe mocowanie dla lampek jakie znaliście z shannon.


Powrót z pracy to jazda przez las po ciemku - powoli wchodzi mi to w krew. Na ulicach, którymi niestety musiałem dojechać do domu na końcu, pełno lodu i szklanka taka, że nie mam pytań. To co podtopiło to zamarzło. Na głównych niby czarno, ale boczne ulice miejscami są pokryte takimi rozjechanymi "brudami" ze śniegu, który zmienił się w lód. Oj trzeba było uważać - kilku\krotnie "sprawdzałem tył" i jechał mimo blokownia koła.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Przełajek zapominajek || 30.00km

Środa, 4 stycznia 2017 · Komcie(5)
Przez to, że wpisy dodaje z jednodniowym opóźnieniem, zapomniałbym, że wczoraj też byłem na rowerze. Czyli jeden epizodzik by mnie umknał. W szarości dnia codzienności nie ma wielkiego znaczenia czy dodaje wpis i histioryje z dnia X czy Y bo w sumie mój blog to taka niekończąca się opowieść. Jeśli jednak chodzi o większe rowerowe eventy będę je wpisywał o czasie. No ale do rzeczy. 

Podejmuje próbę dogadania się z Barankiem po raz chyba już trzeci. Pierwsza próba na rowerze 26 cali i hamulcach V break, zakończyła się fiaskiem, bo hamulce były prawie żadne. Drugie było podejście do szosy i znów hamowanie bez polotu i bolące nadgarstki od mocnego chwytania klamkę na hamulce a efekt - mizerny. Szsowe hamulce są do kitu
Teraz nadeszło kolejne podejście. Zauroczony gravelami i przełajami na tarczach postanowiłem i swojego zimowego padalca ubrać w baranka - tym razem z hamulcami Tarczowymi!

A było to tak - Uwaga drastyczne zdjęcia! 


W zimie mój accent Ranger przeszedł metamorfozę jakiej nie powstydziłby się żaden rower.

Najpierw założyłem mu zamiast 26 cali koła 28 cali.

Później Koła przeplotłem na piasty pod tarcze i postawiłem go na hamulcach tarczowych. Początkowo tylko tylne koło było pod tarcze, a przednie hamowało na v break. Z czasem jednak i przednie się takim tarczowym hamulcem się objawiło (pozdrawiam z tego miejsca Wojtka WIlcze Stado i jego bb5) . Części kompletowałem na zasadzie - jak znajdę za bezcen to biorę, inwestować dużo nie zamierzałem. Tu sprzedałem stare zbędne klamoty to kupowałem nowe do projektu accenta. Jako, że troszkę luzem cześci jest, to raz po raz coś upłynniałem. 
 
Później zamiast stalowego widelca rower dostał "amelininowy". Przez przypadek wpadł mi w oko na OLX`e, a pochodził od przełajowego speca. NIe mogłem przepuścić tej okazji. Widelec dodatkowo ma dwa oczka po bokach na śrube od bidonu i pewnie zostaną one z czasem wykorzystane na zamocowanie jakiegoś koszyczka na picie także po bokach. 

W międzyczasie, rower został ozuty w rogi, które następnie ubrałem w pianki. Sama kierownica to można powiedzieć zabytek. Jest to pierwsza kierownica zoom aluminiowa, jaką miałem w rowerze accent inferno w 2006 roku. Od tego czasu pojawiała się i znikała w moich projektach. W tym procesie twórczym została zwężona z 58 cm do 52 cm co nieco usportowiło rower i sylwetkę. Na celu było najbliższe go Shannon ułożenie ramion. 

Teraz udało się w dobrej cenie dopaść zestaw kierownica + klamki 2x8 i zamontowałem Baranka. ( Tu podziękowania dla Remigiusza). Rower czeka jeszcze na czarną owijkę!

Tak oto przebiega proces tworzenia. Wielu zapyta po co? Nie można jeździć na 26 cali? Ogólnie można i pewnie mógłbym teraz dorabiać teorie, że ten rower będzie lepszy, szybszy lub wygodniejszy. Co jakiś czas odświeżam sobie wizerunek jednośladu. WYchodzi dość tanio, bo nie inwestuje w nowy rower a tylko pozmieniam cześci. I w ten sposób zmieniam sobie co jakiś czas "rower". Pracuje w serwisie, jak jest czas to dłubie, jak jest coś używanego po serwisie ja to wykorzystuje. Generalnie rower jaki powstał nie powala osprzętem, ale na moje potrzeby wystarczy. Karbun to nie jest i nie ma być. 

Ma być fan dla mnie i dla was, mam nadzieje, z budowania nowych maszyn. 



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,