Wpisy archiwalne Marzec, 2017, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2017

Dystans całkowity:729.00 km (w terenie 20.00 km; 2.74%)
Czas w ruchu:01:52
Średnia prędkość:24.11 km/h
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:60.75 km i 1h 52m
Więcej statystyk

Sezonowa jazda || 104.00km

Sobota, 4 marca 2017 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
Generalnie planów na ten wpis było kilka. Najpierw miałem podzielić go na dwa i obszernie rozpisać się o przygodach w sklepie i na szosie. Później padł pomysł aby zrobić go podwójnie, ale tylko w jednym z wpisów opisać przygody, ale to nie idzie w parze z moją ideą, by nie dodawać suchych wpisów dystans, średnia koniec. Wreszcie zdecydowałem się na jeden wpis łączony, bo  kurde w sumie, wiele od siebie się dwie jazdy nie różniły, a i tak na główną nie wpadne, więc GOŚĆ nie poczuje się zagrożony. 

Jak pewnie wiecie przełom marca rozpoczął się ciepłem i temperaturami zgoła innymi od tych lutowych. Przyniosło to efekt omina w sklepie i czasu na opierniczanie się w pracy było i jest, sporo mniej. A ubywa go w tempie hiper-logarytmicznym. Dzięki współpracy mojego syna i jego porannego wstawania, udało się w tym okresie kilka tras przed pracą, choć nie obyło się bez lekkiej zadyszki...

Po grypie żołądkowej wracam na szlaki dość opornie, a w powrocie zdecydowanie nie sprzyja silny wiatr, jaki wiał ostatnimi czasy. Każdy wyjazd to była walka z wiatrem i szarpanie się z dziadem za łby. Niemniej jednak przyjemniej jest jechać w jesiennych/wiosennych portkach niż w grubych zimowych z windstoperem. Dupka się więc wietrzyła, a noga rośnie.

Z pracy kilka razy udało się wrócić przez dookokoła - tj. Zegrze, Jachrankę i Dębę. Skutkowało to zrobieniem kilku górek na trasie, a jak dodamy do tego wiatr i zapadający zmrok, wychodzi całkiem przyjemne pedałowanie. Tym razem jadę na podjazd w Zegrzu nawrotkę robię nad dwupasmówką dopiero na pierwszym "wiadukcie dla rowerzystów". Jest o wiele bezpieczniej, niż lewoskręt przez dwa pasy na światłach. 


Jako, że wiosna za pasem, trzeba było podjąć pewne kroki. W tym roku moim sezonowym rowerem będzie więc CHerry, bo projekt bardzo mi podpasował, a jazda na baranku z tarczówkami jest przyjemna i wygodna. No i wiecie - dodaje szyku:) Niestety po zimie, rower był w opłakanym stanie. O ile serwis tylnej piasty zrobiłem już w lutym -  kręciła się zegarkowo "tyk tyk tyk" - o tyle przerzutkę i napęd zostawiłem sobie na "deser". Jeden sklep w Warszawie zamykał się po nieudanym rozkręceniu biznesu i na grupie kolarstwo handel można było wyrwać masę części po hurtowych cenach. Kupiłem więc za grosze ósemkowa kasetę Claris`a i tylko czekałem na moment aby ją zmienić. 

Rower ubrałem dodatkowo w błotniki. Wszak na ulicach zdarza się jeszcze poranna wilgoć i nie chciałem aby był znów osyfiony.

Tak oto mam sprzęt szosowy na sezon 2017. Dla spostrzegawczych i mniej spostrzegawczych pochwale się, że udaje mi się w prowadzać w życie postanowienie, aby jeździć bez sakwy niebieskiej. Teraz ciągle pedałuje ciągle tylko z sakwą maratonową, tą żółto-czarną co obszywałem zimą. Sprawdza się idealnie z bagażnikiem pod sztyce, któy wrócił do łąsk po roku przerwy. 






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wiosną szosą poranka || 45.00km

Środa, 1 marca 2017 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Poranek tego dnia był naprawdę ładny. Mimo wczesnych godzin już były prześwity słońca. Udało się więc zebrać dość szybko i nawet wyprawić zonę i syna na spacer. Moje skarby pojechały dziś na wycieczkę rowerem. Młody w przyczepce, a mama na rowerze. Ja tego dnia nie planowałem większej jazdy, bo wyprawianie młodych i mam wypadło akurat rano, ale mimo wszystko udało się wygospodarować traskę.

Nie wiedizałem gdzie pojechać, i w końcu wypadło na trasę przez Dębę i Jachrnakę. Noga za nogą i tak sobie pedałowałem. Wiało dziś nawet odczuwalnie, zwłaszcza gdy wjechałem na zaporę, ale mimo wszystko temperatura była wysoka. Z tej okazji założyłem nawet spodnie jesienne, a nie zimowe. No wiosna psze państwa!

W sklepie wiosna do kwadratu. Nawet gaci nie zdążyłem zdjąć, a już mnie atakowali ludzie za plecami. Przyjęliśmy na serwis chyba osiem rowerów i wszystkie z pytaniem: „do weekendu się nie da?” No fajnie, jak tak to zima nie ruszają, a teraz od razu na weekend ma być, bo ciepły zapowiadają.

  • spokojnie niech się pan rozbierze – mówi klient i stoi koło lady.
  • a w czym mogę pomóc? To może zanim się rozbiorę to pana obsłużę.
  • nie, mi się nie spieszy

No to się przebrałem, a klient sobie stał. Myślałem, że może pójdzie rowery poooglądać, a on stał jak kołek jakby coś chciał. Lekko irytujące to było, bo tak jakoś czułem się „napastowany”

  • no już jestem do pana dyspozycji
  • wie pan bo ja rowera mam
  • aha i co znim?
  • no zepsuty, czy ja mogę go do serwisu przyprowadzić?
  • eeee no tak.
  • dobrze to ja po niego idę?
  • aha czyli ten rower pan ma tutaj?
  • tak no stoi na dworze...

Czasem nie rozumiem ludzi. A może to ja jestem nieczuły na ich grzeczność? Może to kurtuazja, że oni pytają czy mogą, że bez pytania nie wchodzą z rowerem, i wreszcie może to po prostu jeszcze nierozgrzana cierpliwość wiosenna.

 

Po pracy wracałem sobie częściowo z kolegą. Artur podciągnął mnie na kole do Dwóch rondek na Rembelszczyźnie bo wracał akurat z treningu szosą, dalej pojechałem sam. Tuż przed końcem mojego powrotu z pracy, na ostatniej prostej do świateł na ulicy Strużańskiej doszło do wypadku. Niecałe 300m przede mną dwie panie się „ustrzeliły” na lewoskręcie. Najechałem na to zdarzenie więc zatrzymałem się i zacząłem udzielać pomocy. Kobieta z dzieckiem skręcała w lewo i wymusiła pierwszeństwo. Wyłączyliśmy auta wyjęliśmy kluczyki. Zatrzymał się też inny kierowca i wspólnie ogarnialiśmy miejsce zdarzenia. Ale droga była zablokowana i trzeba było oznakować wszystko, aby na miejsce zdarzenia nie najechał inny pojazd, bo zapadał zmrok.

Nikomu nic się nie stało, ale w szoku była kobieta co skręcała w lewo, a jej auto dość poważnie uszkodzone. Wiozła syna na angielski i się chyba zapomniała. Młody lekko zdenerwowany, ale dawał radę, matka się za to rozsypała. Trzęsła się i wyraźnie była w szoku.

Ja obstawiłem droge trójkątem z jednej storny i zamknąłem ruch przekierowując go na objazd, z drugiej storny wypadku inny kierowca oznakował i kierował auta także na inne drogi.

Kilkanaście minut później, gdy miejsce było zabezpieczone, a na miejsce dotarł mąż pani poszkodowanej, zrobiło się niefajnie. Bo ów mąż przybiegł krzycząc do tej pani co spowodowała wypadek. I klął, że „k..wa piz... kto ci dał prawo jazdy itd”

    - proszę odejść. Przyjedzie policja będzie pan sobie wyjaśniał kto był winny
    - ale ta debilka nie widziała, jak skręcała? Kupiłaś prawko na bazarze? - krzyczy i pcha się do poszkodowanej, która i tak jest roztrzęsiona i siedzi zapłakana na tylnym siedzeniu auta, a obok niej stoi 9 latek i ją pociesza
    - proszę odejść i nie przeklinać, nie widzi pan że tu jest dziecko – podchodzę do kolesia i odgradzam go od kobiety. Pomaga mi jeszcze inny pan, który też pomagał w osłonięciu wypadku. Chwilę to trwa i interweniuje wreszcie jego żona krzykacza. Udaje nam się w końcu odseparować jurnego męża i sprawa się uspokaja, choć facet z drugiego końca ulicy drze się jak opętany i wyklina wszystko tak, że pół miasta słyszy, że te „jeban... piz.. nie umieją jeździć” Szkoda, że nie pomyślał, że za kierownicą jego auta też siedziała jego żona.


    Nie wiedzieć kiedy pojawia się patrol, który nie został wezwany, a najechał na zdarzenie przez przypadek. Radiowóz osłonił wypadek i zablokował drogę. Pojawia się także mąż samej sprawczyni i bardzo nam dziękuje za pomoc. Gdy sytuacja jest opanowana daje dane policji do ewentualnych pytań i odjeżdżam.     


    Pozdrawiam
    Księgowy
    Organizator:
    Legionowska Katorga,