Codzienna walka o przetrwanie... || 68.16km
Wiadomo są w naszym rowerowym życiu chwile, kiedy czasem delikatnie naciągamy stronę, jedziemy na granicy ryzyka, kiedy wiemy, że "coś może pójść nie tak", ale czujemy, że mamy to pod kontrolą. Sam często tak jeżdżę - np jadąc na zielonym przez przejazd rowerowy, gdy widzę, że auto po lewej nie zwalnia do skrętu w prawo. Mam świadomość niebezpieczeństwa a mimo to często z piskiem hamuje ja i pojazd. Tak samo na ścieżce, gdy czasem w ferworze walki i jakiejś chwilowej niepoczytalności mijam pieszego idącego piękna asfaltową ścieżką wzdłuż u. Sobieskiego nazbyt blisko jego ramienia. Te momenty ryzyka dawkuje sam i one także wydają się być - potencjalnie destrukcyjne, zwłaszcza gdy ich wykonanie nie przebiegnie jak należy.
Dziś jednak w Warszawie miałem bardzo nieprzyjemną sytuację. Chyba jedna z bardziej nieprzyjemnych ostatnich miesięcy. Był wypadek, a zarazem do niego nie doszło, choć czułem taki wystrzał adrenaliny, że ledwo ze skrzyżowania zszedłem bo w głowie mi zawirowało z emocji.
Prosta droga, pusta, 3 pasmowa a nazywa się Jana Pawła. Jadę sobie spokojnie i w sumie nie przejmuje się niczym. Myślę o własnie złożonej dokumentacji na stanowisko do pracy, zastanawiam się ile może być kandydatów rozmyślam ile zajmie mi powrót i co dziś będzie na kolacje. W głowie mam tysiące myśli tak prostych i mało złożonych. Każdy z nas mieli takie materiały w drodze. Sieczka codzienności. Zastanawialiście się kiedyś, które z widzianych, przemyślanych obrazów byłby waszym ostatnim zapamiętanym, zanim obudzicie się na pogotowiu czy na ojomie? Taka myśl dziś mnie totalnie sparaliżowała. Oczami wyobraźni widziałem te ostatnie chwile swojej świadomości a potem salę szpitalną kroplówki i pikające maszyny. I pytanie lekarza policji, czy rodziny - co pamiętasz? Jesteś w szpitalu - był wypadek.
A ty zaskoczony odpowiadasz, że pamiętasz jak wstałeś rano i jadłeś śniadanie z żoną. reszta jest postrzępiona, wspomnienia nieostre połatane a potem nagle przytłaczająca teraźniejszość. Dociera do twojej świadomości, że część życia w której mogłes zareagować i popełniłeś błąd - jest wymazana z twojej świadomości. Z całych sił próbujesz odtworzyć sobie w myśli drogę zdarzenie, ale tylko zasugerowane obrazy od innych coś tam ci odsłaniają, nadal nie dając pełnego obrazu. Po prostu czarna plama.
Ulica była pusta. Na 3 pasmówce mały ruch. Zdecydowałem się jeszcze jeden odcinek przejechać własnie ulicą, bo ścieżka przy pasażu chandlowym zmieniała stronę na moją dopiero od skrzyżowania z Nowolipki. Było zielone a ja jechałem rozluźniony i widząc, że ścieżka już pojawia się po prawej zacząłem skręcać lekkim skosem na ścieżkę po prawej.
Nie wiem skąd pojawiło się to białe Audii pamiętam tylko moje zaskoczenie i gwałtowną reakcję oraz nieporadną stójkę na przednim kole zakończona obrotem o 90 stopni. Ustałem opierając się o maskę auta. Pod nogami miałem już przejście dla pieszych a w zasadzie jego środek.
Wybuchłem totalnie. Walnąłem pięścią w maskę auta i zacząłem drzeć się na kierowcę. Jakaś kobieta widząc sytuacje jaka miała miejsce tylko krzyknęła potem podeszła do nas jako "świadek". Nie napiszę wam co wybluzgałem do tego kierowcy, bo tego troszkę było, ale on - koleś jakiś ciemny kolor skóry miał, a`la arab, czy turek, stwierdził tylko spokojnie wskazując na sygnalizator dla pieszych:
"czerwone światło".
"on miał zielone proszę pana - krzyknęła kobieta - Jezus Maria potrąciłby chłopaka i jeszcze kłamie w żywe oczy. - nic panu nie jest?".
Nic mi nie było, kolizji też nie a turek-arab widząc, że nic tu po nim po prostu odjechał. Nawet go nie goniłem, numerów nie pisałem, bo do kolizji nie doszło. Nie zmienia to faktu, że facet na lewoskręcie z JP II na Nowolipki zwyczajnie widząc wolne 3 pasy - bez aut pominął mnie w swojej kalkulacji "czy się zmieszczę. Na szosówce jeszcze nie robiłem stójki a już na pewno nie próbowałem obrotu na przednim kole o 90 stopni, ale gdyby nie to, gdybym ułamek sekundy później złapał kierownicę, wreszcie, gdyby nie mój i tak zamierzony skręt w ścieżkę rowerową i delikatna redukcja prędkości, to pewnie leżałbym tam z rozwalonym lewym bokiem a nóżka byłaby do poskładania.
Chwile porozmawiałem z kobietą, spoko babka, widziała, że się trzęsę uspokoiła mnie nieco. Mówiła, że wszystko widziała i że facet po prostu skręcił a zielone było bo ona do pasów szła. Podziękowałem jej za dobre słowa i pojechałem dalej śćieżką już. W uszach mi jeszcze dzwoniło jakieś kilka kilometrów. Dobrze, że w uszach leciał audiobook to sie skupiłem na czymś innym i w miarę szybko uspokoiłem.
To straszne, jak w jednej chwili może się zmienić twoje życie. Swoją drogą, reakcja moja była zaskakująca - pamiętam, że jak mu dwoma pięściami przywaliłem w maskę to się ludzie wokoło rozejrzeli, bo huk był jak nie wiem. Darłem sie też niemiłosiernie na faceta i do tego wtórowała mi kobieta.
Spokój araba i/lub jak sądzę, słaba znajomość języka polskiego sprawiły, że arabo-turek nawet się nie uniósł emocjami. Po prostu posłuchał co tam trzebioczemy i się zmył... Czy w takiej sytuacji można wezwać policję? gdy nie dojdzie do kolizji?
Śpieszmy się cieszyć kilometrami - nigdy nie wiemy kiedy coś nas spotka. Tego dnia uświadomiłem sobie, że jazda na rowerze po mieście to codzienne narażanie życia. Serio - kto o tym zapomniał, oby nigdy nie musiał zostać sprowadzony na ziemie, tak jak ja dziś.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew