Masówka rowerówka to zgromadzeń jest wymówka... | Księgowy

Masówka rowerówka to zgromadzeń jest wymówka... || 10.47km

Wtorek, 17 września 2013 · Komcie(9)
Nadrabiam wpis za wczoraj. Bo wczoraj jak domyślacie się nie było czasu na pisanie. Jako, że pogoda i warunki nie są powalające toteż napisze coś dzisiaj bardzo kontrowersyjnego.
A co - ostatnio podjęła się dyskusja na moim blogu kto i w jakiej ilości blokuje pas drogowy. Rozwiązaniem problemu tej dyskusji jest odpowiedź: masa krytyczna. Oni blokują najbardziej ze wszystkich.
A teraz coś o historii masy i księgowym.

Kiedy zaczynałem przygodę z rowerem i odkryłem masę krytyczną, byłem podekscytowany. Jak to fajnie - walka o ścieżki rowerowe, walka o przestrzeń dla rowerów na ulicach. Jeździłem na masę do Warszawy nie regularnie aczkolwiek bardzo chętnie. Czasem nawet masa była w Legionowie. To było coś - dużo rowerów, kierowcy wściekli - czadziocha! Ja im pokażę - zobaczcie ile nas jest, policja nas osłania, możecie nam naskoczyć!!! I co kto jest cwaniak? Czułem się jak manifestant pośród rodziny, dookoła swoi ludzie, wszyscy mamy jeden cel.

Skoro więc wszystko było takie fajne - co się zmieniło?
No w sumie to zaczęło się od dojazdów na uczelnie. Odkryłem tajemnicę! Masa krytyczna poza tym, że blokowała miasto nie wiele wnosiła do sytuacji na drodze. Mało kiedy petycje były, mało kiedy poza zwykłymi hasłami prowadzących szło coś więcej od tłumu. Od organizatorów owszem wędrowały pisma itd. I tu zrozumiałem, że walka o lepsze rowerowe drogi to nie stawanie w grupie tysiąca bezimiennych rowerów na happeningu, tylko pisanie pism. Zgłaszanie poprawek do projektów, to aktywne uczestnictwo w procesie administracyjnym.
Samo to, że pogwizdam i potupie i podniosę rower do góry, ku uciesze innych nie sprawi, że będzie nas więcej. A hasło - "pokażmy się na drogach, jesteśmy pełnoprawnymi uczestnikami ruchu drogowego" przekułem w zwykłą jazdę po mieście. Z czasem nie mogłem zrozumieć bezsensowności tego zgromadzenia. Samo to , że to happening rowerowy - jest świetną sprawą, tylko nie rozumiem zacietrzewienia organizatorów, aby było to w piątek po pracy ludzi.

W sobotę, byłoby więcej uczestników, więcej rodzin z dziećmi. W sobotę np o dziesiątej czy jedenastej, happpening by zgromadził naprawdę tłumy w słoneczny dzień czerwca czy lipca.

Niestety organizatorzy uparli się, aby psuć kierowcom krew, robić korki w mieście i pokazywać swoją obecność w dość mało fajny sposób. Argument, przecież to wszyscy robią za granicą - do mnie nie przemawia. Przecież i tak rowery są na ulicach i to tylko zaakcentowanie naszej obecności! - znów strzał w płot. To jak z ludźmi, są na świecie chodzą i co? Walcząc o prawa pieszych mają łazić środkiem po każdym przejściu dla pieszych blokować 30 skrzyżowań w mieście?

Jest piątek, ludzie chcą wyjechać do domu, na weekend po pracy zmęczeni i co? Rowerzyści. Mało tego rowerzyści niejednokrtonie totalnie nie kumający sprawy. Pomijam aspekt kasków czy kamizelek bo to sam jeszcze nie zawsze stosuje, ale jak wytłumaczyć sytuację, że w tłumie popisują się jakieś 14 latki na tylnym kole? Że są "ganianki" w tłumie, ludzie nie mają lampek itp. Pokazujemy rowerzystów tacy jacy są. W tłumie każdy czuje się dobrze. Każdy jest "koleś", każdy jest gość, ale te 14 latki na rowerach, na bmx itd wcale nie mają pojęcia o zasadach jazdy po mieście. Nie używają roweru do jazdy tylko do popisów. Czy to, że ich pojazdy nie mają hamulców - jest zgodne z przepisami?

Tak wiem, czepialstwo i pewnie brzmię jak jakiś opis z wydania faktu. Tylko, że jako dawny aktywny uczestnik tej masy wiem co tam się dzieje. Gdyby masa traktowana była jako happening, sobotni z rodzinami dziećmi, taka regularna parada rowerowa w eskorcie policji z muzyka itd - to nie ma problemu. Bawimy się, bo jest to cykliczne święto". Jeśli jednak spotykamy się aby protestować, zaznaczać swoja obecność - walczyć o dobre imię, i miejsce rowerów w ruchu drogowym to troszkę nie bardzo to wygląda.

I wiecie co? Efekty widać gołym okiem. Velturio na mieście ludzie nie wiedzący jak sięzachować na drodze. Wszyscy nagle wielcy miejscy rowerzyści, pewnie na masy jeżdżą a umiejetność jazdy w ruchu drogowym to nie jest zabawa dla tłumu. Ostatnio widziałem jak chłopak 14 lat wywalił ostrego kozła jadąć w centrum miasta na tylnym kole.

Masa - zgromadzenie - a nawyków umiejętnej jazdy w mieście już nikt nie uczy. od brzdąca można skuterami jeździć, na rower nie potrzeba karty rowerowej. Kurcze - nie uważam, że to obowiązek był dobry, ale wiecie co? każdy znał podstawy przepisów. Trzeba było sobie zrobić papierek, i pani pytała co to za znaki. W obecnej chwili naprawdę spory odsetek rowerzystów nie zna przepisów!

Czy masa nie mogłaby być weekendowym happeningiem? Gdzie byłoby miejsce na naukę przepisów, konkursy dla małolatów z odblaskami do wygrania? Slalomy między słupkami, mini egzamin z manewrów? Obok koncert z rikszy a jeszcze obok pokaz jazdy na tylnym kole, może jakieś miejsce dla BMX na pewno znalazło by sie również miejsce dla petycji pod nową ścieżkę rowerową? A np o 12 w sobotę wspólny przejazd ulicami? Czy takie zgromadzenie, nie pokazałoby zgromadzeń rowerowych w lepszym świetle? Wychowują uczą bawią? A nie tylko nakłaniają do krzyczenia "nam się należy?"

Czekam na wasze opinie w komentarzach. Pozdrawiam serdecznie!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (9)

Pełna zgoda. Drogi mamy jakie mamy i trzeba się nimi w sposób cywilizowany.

grabek 10:11 czwartek, 19 września 2013

Jak zacząłem jeździć na rowerze, siłą rzeczy natknąłem się na informacje o Masie i zacząłem na nią jeździć. Powodowała mną głównie ciekawość, a potem lekka fascynacja możliwością bezstresowego jeżdżenia po ulicach, gdzie zawsze niepodzielnie "rządziły" samochody, autobusy, ciężarówki. A w ten jeden dzień, rządziliśmy my - rowerzyści. Względy "ideologiczne" nie odgrywały dla mnie żadnej roli: nie jestem ekologiem, czy innym "zielonym", nie głosuję na lewicę, ddr też nie są mi potrzebne, mogę jeździć ulicami. I tak jakoś samoistnie rozeszły mi się drogi z Masą.
Nie jestem talibem rowerowym i nie potrzebuję wojny z kierowcami, lepsza jest pokojowa koegzystencja. Na jezdni jest miejsce dla wszystkich pojazdów, a buraki są i w samochodach i na rowerach.

yurek55 20:46 środa, 18 września 2013

coś mi się wydaje, że gdyby zrobić podsumowanie tego, co faktycznie osiągnęła "MASA", za wiele pozytywów to byśmy nie spisali. Poprawa sytuacji zależy od nas wszystkich, ale tego trzeba faktycznie chcieć. Przepisy stosować, a nie naginać do własnego widzimisię. Kierowcy to robią, rowerzyści też (choćby ja dziś: wjechałem na chodnik, dojeżdżając do promenady rowerowej nad jeziorem w mojej miejscowości, a powinienem rower tam doprowadzić w myśl przepisów). Żeby tego nie było jedni i drudzy muszą zrozumieć się wzajemnie, a temu z całą pewnością nie sprzyjają różne blokady.

Inna sprawa to niedawna akcja "Równi na drodze". Sylwetki różnych uczestników ruchu drogowego, a rowerzystów tam nie było. Nie istniejemy?

elizium 21:40 wtorek, 17 września 2013

No niestety - najgorsze jest to, że organizatorzy nadal uważają, że tak jest lepiej i nikt ich przekonać nie może, aby z masy zrobić happening weekendowy.

Ksiegowy 19:59 wtorek, 17 września 2013

mam podobne zdanie o masie, a co myslą ludzie wracający z pracy miałam okazję posłuchac w sierpniu w autobusie miejskim stojacym w korku jeszcze pół godziny po przejeździe masy. Jesli organizatorzy masy chcą, żeby ludzie znienawidzili rowerzystów, to są na dobrej drodze

jolapm 17:10 wtorek, 17 września 2013

Oczywiście, że tak. Moim zdaniem o wiele lepszą drogą jest powoływanie oficerów rowerowych w miastach i próba umocowania prawnego takich ludzi przy władzach miasta. A na takie jeżdżenie dookoła komina i blokowanie ulic szkoda czasu, bo najwięcej cierpią "niewinni".

grabek 11:26 wtorek, 17 września 2013

Coś jest na rzeczy - nieprawdaż?

Ksiegowy 11:13 wtorek, 17 września 2013

Bardzo ciekawy wpis. Sam uczestniczyłem w masie w moim mieście tylko kilka razy, ale odczucia mam podobne. Żeby były ścieżki trzeba organicznej, biurokratycznej pracy u podstaw (pisma, zażalenia, interpelacje). A momentami szpanerski objazd po mieście niewiele wnosi.

grabek 11:05 wtorek, 17 września 2013

O, jakiś głos rozsądku - teraz ciężko o taki :) Na masie nie byłem (bo w mojej mieścinie czegoś takiego nie ma), ale potrafię sobie to wyobrazić, zwłaszcza, że w piątki jest z reguły największy ruch i faktycznie każdy chciałby się znaleźć jak najszybciej w domu. Nigdy nie byłem zwolennikiem rowerowego terroryzmu (a z czymś takim mi się właśnie masa kojarzy) - przywileje przywilejami, ale bez znajomości zasad ruchu drogowego nie ma się co pchać w miasto... Oczywiście głosów będzie tyle ile jest uczestników ruchu drogowego, to nieuniknione.

k4r3l 10:08 wtorek, 17 września 2013
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa nages

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]