Cz 4 - pierwszy rower na serio! | Księgowy

Cz 4 - pierwszy rower na serio! || 0.00km

Sobota, 12 października 2013 · Komcie(0)
Gdy wróciliśmy z działki na rower wykorzystywałem każdą wolną chwilę. Moja żądza pedałowania i zdobywanie nieznanych miejsc rosła w tempie logarytmicznym. Dystanse po 50-60km dziennie bywały już częstszym „gościem” w mojej rowerowej codzienności. Czegoś było mi mało jednak nadal brak... Ilość kilometrów przejeżdżanych na wysłużonym marketowym pojeździe przekraczała jego fabryczne założenia – tak to wtedy tłumaczyłem. Jeszcze przed październikiem pojawiły się kłopoty z przeskakującym łańcuchem, obcierającymi hamulcami, skrzypiącym zawiasem zawieszenia i nie pracującym amortyzatorem przednim i luzami na korbie. Rower totalnie przestał współpracować a ogrom finansowej inwestycji jaką musiałbym w niego włożyć mnie przerażała. Jeździłem więc na tym co było ale w głębi serca zapragnąłem kupić nowy rower.

Przeglądałem wiele stron internetowych, zdjęć, ale byłem totalnie zielony w temacie. Rad zasięgałem u kolegów co jeżdżą na rowerze, co wybrać a oni zasypywali mnie nazwami, z którymi miałem pierwszy raz do czynienia: „deore, alivio, acera, manetki, suport na kwadrat, octalink”. Pisałem notowałem i googlowałem w sieci. Nie zmieniało to jednak faktu, że moje zagubienie w rowerowych poszukiwaniach nie malało ani na moment a kolejne pytania przewyższały odpowiedzi jakie otrzymywałem. W tym okresie moja wiedza rowerowa rosła równie szybko co pasja. Jeszcze w tym samym miesiącu rozróżniałem modele, grupy i nazwy prawie wszystkich podzespołów w rowerze. Obejrzałem ich mocowania, sposoby montażu, odmiany kolory i podobne ciekawostki.

Sprawa finansowa był to oddzielny aspekt poszukiwań. Rower za 1000zł wzwyż nie mieścił mi się początkowo w głowie. Nie sądziłem, że taka cena może być za rower – od lat „wychowywany” byłem, że jednoślad to kosztuje 200 - 400zł a te droższe traktowałem jako „elitę” dla sportowców widywanych w telewizji. Gdy jednak przez pierwsze miesiące zacząłem uczyć się tego rowerowego rynku dostrzegłem, że to normalna cena za dobry rower i ustaliłem sobie granicę 1500zł za rower jaki chcę mieć.

Rekacja rodziców na jesieni, gdy powiedziałem im, że zbieram na rower była normalna do czasu gdy pokazałem im jaki chcę mieć no i ile będzie kosztować. Ojciec burzył się strasznie, że wydziwiam i że za 1500zł to 4 rowery można kupić a że sportowcem profesjonalnym to nie będę itp. Mama nie wypowiadała się krytycznie, choć podobnie uważała, że mój kaprys jest zbyt wygórowany cenowo. Po wielu dyskusjach i pertraktacjach stanęło na tym, że: „ jak sobie uzbieram to będę miał”. No więc ciułałem wszystkie pieniądze z urodzin i otrzymane przy innych okazjach „dotacje” a w tym samym czasie odwiedzałem sklep rowerowy w Legionowie z kartką i długopisem spisując z ludźmi pracującymi tam – cennik i skład mojego przyszłego roweru.

W listopadzie, gdy moje studia były już w toku, miałem nawał nauki, a kolokwia i wejściówki spadały jedna po drugiej kilka razy w tygodniu, wreszcie uzbierałem pieniądze i złożyłem zamówienie na rower. Miał być szaro-niebieski na ramie accent m001. Osprzęt był ubogi a koszty ciąłem na czym się dało w granicach rozsądku oczywiście.
[/img]
Ten dzień pamiętam doskonale. Pewnie wielu z was pamięta ważne chwile w życiu. Rano było bardzo chłodno. Jesień na dobre zawitała do kraju a liście spadały z drzew. W noc przed odebraniem roweru siedziałem długo i w internecie oglądałem zdjęcia rowerów zbudowanych na tej samej ramie co moja wymarzona. Gdy następnego ranka wstawałem do szkoły – ledwo stałem na nogach z niewyspania. Dzień był od rana zawalony obowiązkami na uczelni i dłużył się niemiłosiernie. Wykłady, ćwiczenia i cała masa nowych rzeczy do przyswojenia. Starałem się jak mogłem aby moje wyniki w nauce nie były niskie, bo rodzice od razu zrzucili by to na karby nowej „zabawki”. Tego dnia jednak, mimo największych prób, na niczym nie mogłem się skupić.

Zaraz po zajęciach dosłownie pobiegłem do autobusu, mimo to i tak miałem wrażenie, że poruszam się za wolno. Korki popołudniowe były ogromne. Najpierw autobus a potem trzy przesiadki i po 1,5h byłem wreszcie w domu. Rzuciłem plecak na łóżko, zabrałem pieniądze i popędziłem biegiem do rowerowego.

Obsługa przywitała mnie jak znanego klienta lekko zdziwiona, że tak szybko przyszedłem. Sądzili, że przed 18tą się pojawię. Gdy wszedłem na środku stał jakiś czarny rower i jeden z serwisantów grzebał przy nim – nie zwróciłem uwagi na niego bo dokładnie opatrzyłem w sieci jak będzie wyglądał mój.

Kierownik przywitał mnie i oznajmił mi lekko speszony, że były kłopoty z ramą, którą chciałem więc zamówili mi inną ,ale takiej samej firmy. Nogi mi się ugięły – jak to inna rama? To będzie totalnie inaczej niż sobie wyobrażałem. Starałem się zachować spokój. Dodatkową informacją było to, że zamówiona rama jest prawie 150zł droższa. Na granicy szaleństwa i obłędu wysapałem, że: „ja mam tylko te 1500zł”.

Pan Darek podrapał się w głowę i w końcu machnął ręką.
- niech będzie 1500zł – powiedział - Tyle czekałeś na ten rower. Niech będzie jak się umawialiśmy.

Kiedy wskazał mi czarny rower, wykańczany właśnie przez serwisanta, oniemiałem! Był piękny! Czarna matowa rama, czarne grube opony, czarne obręcze. Nie posiadałem się z radości. Rower budził we mnie tyle emocji, że aż ciężko było mi ukryć swoje podekscytowanie. Trwało jeszcze chwilę zanim serwisant dokończył mocowanie linek i ustawianie hamulców.

Wreszcie, nieomal widocznie drżąc na ciele, wsiadłem na siodełko i pojechałem. Nie mogłem jechać do domu – to było wykluczone. Chciałem sprawdzić jak to cudo jeździ. Pognałem więc do Kątów węgierskich. Miałem na sobie dżinsy, jakąś zwykłą kurtkę i sweter pod spodem. Rozpierała mnie energia – zmieniałem biegi i upajałem się szumem opon jaki wydawały gdy mknąłem po asfalcie.
- 24 biegi !!Co ja zrobię z tyloma przełożeniami. – myślałem sobie –poprzednik miał zaledwie 6 zębatek z tyłu. – zmieniałęm jeden po drugim i próbowałem dopasować sobie odpowiednie przełożenie.

Zaaferowany nowym nabytkiem, totalnie zapomniałem o czasie i o tym, że jesień to szybko zapadający zmrok. Zawróciłem, ale było już za późno. Nie wiedzieć kiedy zapadły ciemności i od Kątów węgierskich jechałem w totalnym mroku. Nie chcę nawet myśleć, jak bardzo niewidoczny byłem dla aut, ale szczęśliwie dojechałem do domu w jednym kawałku.

Do mieszkania wszedłem jak złodziej czując wiszącą w powietrzu awanturę. Złości i krzyków nie było, ale nie obeszło się bez komentarza rodziców, o późnym powrocie i braku oświetlenia. Nie przejąłem się! Nic się wtedy nie liczyło, tylko to, że mam go obok siebie – swój pierwszy i wymarzony rower na serio!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa niema

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]