Lodowe piekło | Księgowy

Lodowe piekło || 48.87km

Niedziela, 8 grudnia 2013 · Komcie(1)
Kategoria Na Zaborze
Ostatni dzień urlopu. Ostatni dzień i jak zwykle był piękny od rana. Jak na złość, kiedy miałem wolne pogoda postanowiła z Ksawerym pójść w tan a jak kończy mi się wolne to się robi ładnie. No i co? Oczywiście nie mogłem pozostawić tej zniewagi pogodzie i postanowiłem ją wykorzystać.
Brzmi dwuznacznie, ale było bardzo prozaicznie – poszedłem na rower. Plany na ten dzień zakładały jazdę na północne Mazowsze do Rodziny po mięsko. Zima i okres przedświąteczny to czas radości dawania prezentów ubierania choinek i… umierania świnek. Barbarzyńsko łomocze się je i ukatrupia aby Księgowy mógł mieć schabowego. Nie jestem jakimś sadystą, ale wegetarianinem też nie potrafię być. Próbowałem raz, przez… jeden weekend;) Nie da się i już!
Wracając do sedna sprawy, po tym jak moje oczy przyzwyczaiły się do światła, wstałem na nogi i wraz z Agnieszką zjedliśmy śniadanko. Od rana słoneczny dzień ładował mnie jak jakaś bateria. Czułem eksplozję endorfin i dawno nie odczuwalną radość z tego, że ruszę się z domu.
Pierwszy odcinek poprowadził nas do Chotomowa, wyszliśmy znów troszkę za późno i ledwo udało nam się zdążyć na KM do Studzianek. Xavier jeszcze się zapodział gdzieś i dmuchał nam w dzióbek. Dojazd jednak udał się i ledwie wdrapaliśmy się na peron i dążyliśmy 27 razy zrobić wdech i wydech – gdy przyjechał pociąg.
Na miejscu pyszny obiad u Teściowej. Po obiedzie zabrałem do dwóch sakw mięso i ruszyłem w to słoneczne popołudnie z wiatrem do domu. Droga przez wioski była pusta i sucha a lekko zmarznięty śnieg po bokach drogi przesypywał się gdzieniegdzie. W słońcu miejsca, gdzie nawiało śniegu dzień wcześniej lekko zamarzały. Po minięciu Studzianek sytuacja się zmieniła. Za wsią Krogule zaczął się koszmar!

Tak oblodzonej drogi, dawno nie „ujeżdżałem”. Na takim odcinku opony z kolcami naprawdę by miały co robić. Jako przykład – pożyczę zdjęcie od Ola oraz od wujka google. Asfalt wyglądał dokładnie tak jak na tym zdjęciu kolegi droga leśna. W ciągu prawie 7,5 kilometra jechałem z duszą na ramieniu.


Testowałem techniki jazdy po lodzie najróżniejsze. Pierwszy etap lodowiska, stanowiła droga z koleinami. W słońcu dnia spływająca woda wypełniła koleiny i z radością zamarzła. Ten odcinek jechałem 17km/h z przekonaniem, że warstwa lodu jest bardzo cienka (jak opłatek) i nie stanowi zagrożenia. Zagrożeniem nie była, jak się okazało, jednak woda zmarznięta w koleinach, a same koleiny. Ich brzegi wygładzone przez słońce i topniejącą ciecz stały się jak rynny. Za nic nie dało się z nich wyjechać. Jedna z prób opuszczenia szlaku wytyczonego przez te śmiercionośne tory – nieomal zakończyła się przyziemieniem.

Drugi rodzaj lodu jaki spotykałem był to lód, całkowity. Cała powierzchnia drogi pokryta była śniegiem zmienionym w lód. Był biały pod spodem i brudny a na wierzchu pieknie wyszkliła się warstwa szklanki. Tu jechałem już 12km/h i czasem po „trawniku” nie dało bowiem rady nawet podeprzeć się tu nogą o „asfalt?”.
Największym zagrożeniem tego odcinka, poza oczywiście lodem, były auta, których kierowcy totalnie nie potrafili zrozumieć tego, że jadę środkiem pasa nie dlatego, że lubię, tylko, że im bliżej na bok to większa szklanka. Nie obeszło się bez klaksonu i wyprzedzania na gazetę. Podziwiam ich lekkomyślność, bo dla mnie na takiej drodze jazda 40km/h byłaby już brawurą, a oni spokojnie po 60-70 mnie mijali.

Kilka momentów wystrzału adrenaliny miałem, kiedy podczas zmiany nawierzchni lodu pod kołami nie czułem przez chwile dokładnej trakcji kół i tył zaczynał uciekać. Ratowało mnie chyba jednak to, że rower był równomiernie i dość dobrze obładowany. Jego toru jazdy, siła bezwładności nie zmieniała tak szybko z równoległego na poprzeczny. Nie potwierdzono tego zjawiska naukowo, więc nie próbujcie jechać po lodzie 17km/h z załadowanymi sakwami, z przekonaniem, że wami nie trzepnie o ziemie – no chyba , że macie kolcowane opony. Mi się udało, ale czemu? Pff? Nie wiem.

Z radością opuściłem lodowe piekło i wjechałem na drogę do Dębego. A dalej już poturlałem się suchym kołem do Legionowa, a dalej do domu do Jabłonny.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (1)

się zastanawiałem dłuższą chwilę co tu robi moje zdjęcie :P

olo 21:13 niedziela, 8 grudnia 2013
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa enbyl

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]