Dzień wolny - dzień rowerowy~! | Księgowy

Dzień wolny - dzień rowerowy~! || 78.49km

Piątek, 13 grudnia 2013 · Komcie(4)
Dziś dzień miałem wolny od pracy. Po tym jak się w kadrach „dopatrzyli”, że mam jeszcze jeden dzień urlopu, musiałem go wykorzystać akurat teraz. Z jednej strony – dobrze, że się dopatrzyli, z drugiej zaś, nie mogę innego dnia, czy między świetami, bo inni już mają itd. Czyli jestem niezastąpiony i gdy innych nie będzie to ja będę musiał zapierd… no cóż dam radę i bez nich! HA!

Jak dzień wolny to i dzień rowerowy. Nieubłagalnie zbliża się koniec roku a obiecałem sobie te 13 tysięcy kilometrów zrobić i nie zawiodę was! No siebie też nie chcę zawieść. No to po kolei! Pojechałem z Agnieszką rano na zakupy. Zostałem nawet oddelegowany do zrobienia ich per person – i nabyłem drogą kupna wędlinę i serek. Po „mięsku” odwiedziliśmy sklep z pieczywem, a jeszcze potem ruszyłem na rundę po okolicy.

Jak mi się dziś gnało na tej szosie. Jak nigdy! Leciałem ciągle po 25-27km/h nawet na górkę w Dębę wjeżdżałem 21! Uparowałem się jak głupi w puchowej kurtce, ale czułem się tak fajnie zmęczony. Nie potrzebowałem mp3, nie potrzebowałem nic – po prostu oczyszczała mnie z trosk i zmartwień sama jazda! Bajecznie!

Czasem zastanawiam się czy my rowerzyści jesienno – zimowi, nie mamy w sobie czegoś z masochistów. Robimy sobie „krzywdę” – lub może lepiej, sprawiamy sobie ból, i mamy z tego frajdę. No bo kto to widział tak się „katować”, czy jechać w taką pogodę, robić coś wbrew sobie a najbardziej, robić coś wbrew ogólnie przyjętym zasadom normalności.

Dębe – Jachranka to był sprint. Przemknąłem tamtędy tyle razy, że ten kolejny potraktowałem bez uniesień. No jeśli nie liczyć zawrotnej prędkości. Z górki w Zegrzu zjechałem ulica. Z radością mknąłem w dół 1/3 pasa prawego tej dwupasmówki osiągając na zjeździe 41km/h. Od dawna nie jechałem na szosie tak szybko – toteż wrzuciłem na wyższy bieg i pomknąłem z blatu, więc było naprawdę szybko. Wiatr we włosach, wilgoć na okularach – ech szaleństwo, znów mi smakował rower. I pomyśleć, że są takie dni kiedy ta sama pogoda działa na mnie totalnie odwrotnie? Też tak macie? Takie amplitudy wahań nastrojów rowerowych jesienią i zimą?

Po pętelce, wpadłem do miasta. Tu już trzeba było uważać, na wszystko co się rusza. Odwiedziłem nowy lokal gastronomiczny – zwany inaczej barem mleczny pt: Gruba Kaśka. Jest on tuż koło Carefoura na ulicy Norwida. Mały lokal z pysznym codziennym żarciem. Pierogi, ziemniaczki, kotleciki i inne. Każdego dnia inne menu, więc nie ma opcji, że jedzenie jest po 20 razy rozmrażane i zleżałe. Do tego tanio! Za 5zł zjadłem pierogi z serem w ilości i wielkości jaka mnie zaspokoiło głodowo! Polecam gorąco!

W drodze wymiany pieniądz- jedzenie, nabyłem dwa zestawy obiadowe dla moich dziewczyn i zawiozłem im posiłek, co by w ten jakże pochmurny i mglisty dzień w pracy nie zmarły z głodu. Tu uwaga – za dwa zestawy na wynos (zupa + ciepłe danie z surówkami) zapłaciłem 21zł! Obie napasły się i jeszcze ja coś skubnąłem: a na deser zostałem poczęstowany tłuściutka oponką drożdżową.
Drugi etap dzisiejszego pedałowania, to wizyta w Benkizerze koło Nowego Dworu Mazowieckiego i odebranie pewnej przesyłki. Najedzony i przepełniony upojeniem udałem się szybko w trasę. Jechało się zacnie, ale pękł mi zip od licznika, więc pod koniec już nie wiedziałem ile jadę. Musiałem zamotać – czujnik na kierownicy, aby ni wkręcił się w szprychy.

Wracałem już w pół-mroku podziwiająć wyścigi po śmierć, na trasie NDM – Jabłonna. To co ci debile wyczyniają tam na tych górkach to przechodzi ludzkie pojęcie. I dziwić się potem, że kończy się to tak:

wypadek z listopada tego roku na tej trasie
Nie wiem, czemu ludzie jak jadą, to muszą wyprzedzać. I pod górkę i z górki i na zakręcie, i wszędzie – czy to jakaś choroba? Że jak nie wyprzedzę to sraczki dostanę? No naprawdę… to, że mi tir drogę zajechał to nic, ja wyhamowałem i uciekłem, on po prostu uciekał na prawo, bo jakiś imbecyl ,bez widoczności zaczął manewr i szedł na czołowe z autem, które pojawiło się znikąd! Kierowca tira uratował komuś życie, mi dostarczył adrenaliny, ale nie byłem zły… po prostu zdałem sobie sprawę, że czasem ludzie proszą się o tragedię!
Ostatnie kilometry już po ciemku z wielka lampką mrugającą na kierownicy. Waliłem im po oczach ile się dało, aby wiedzieli, że mają z diabłem do czynienia!

Efekt dzisiejszego pedałowania – zacny! Bardzo przyjemna jazda, z lekko gorzkawym posmakiem na samym końcu. Cóż – generalnie jednak na plus wyjazd i znów mam zapas kilometrowy na kolejne dni. Przynajmniej częściowy. Nie wiadomo kiedy to zima postanowi nam przypierd….


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (4)

Jedność duchem i umysłem Jurku:D Jedność cykliczna;)

Ksiegowy 11:28 sobota, 14 grudnia 2013

Podobne myśli mnie dziś naszły w kwestii jazdy w takich warunkach i to w twoich okolicach. Telepatia, czy co?! :)

yurek55 21:48 piątek, 13 grudnia 2013

dziękuje;D

Ksiegowy 20:29 piątek, 13 grudnia 2013

fajny opis wycieczki

davidbaluch 20:04 piątek, 13 grudnia 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa jlrek

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]