Zimą po ryju... | Księgowy

Zimą po ryju... || 67.12km

Środa, 15 stycznia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Rano jak ruszałem z domu z Agnieszką nic nie wskazywało, na to co się dziś dziać będzie. A działo się sporo. Ale po kolei.

Po obudzeniu się, ze zdziwieniem stwierdziłem, że nocne opady deszczu jednak zamieniły się w śnieg a śnieg, zmienił świat w zimowy. Wielce byłem rad z tego powodu, choć patrząc na 1,2 stopnie na plusie, nie liczyłem, że cokolwiek z tego białego puchu się osadzi na ziemi. Zanim jednak dobrze się obudziłem, zjadłem śniadanie i wypiłem herbatę - śnieg już na dobre zadomowił się na chodnikach a i na ulicach zaczął bielić asfalt. Gdy wyruszaliśmy z domu, padało dość intensywnie a z każdą chwila było coraz więcej osadu pod kołami. 

Po odstawieniu Agnieszki do pracy,zdecydowałem się wybrać na wycieczkę w miejsce, gdzie śnieg będzie leżał dosadniej, niż woda pośniegowa na asfalcie. Zaatakowałem więc Wieliszew, ale od dość nietypowej strony. Najpierw miałem bowiem sprawę do załatwienia na Os. Piaski. Pierwsze kilometry dały mi jednak potwierdzenie tego, że dzisiejsza jazda będzie swego rodzaju wyzwaniem. Po załatwieniu spraw w przychodni, udałem się na podboje powiatu. Roznosiła mnie ta niepisana radość z padającego śniegu. Droga techniczna oczywiście nie zawiodła, była biała, bialusieńka i jeszcze bardziej zmotywowała mnie do jazdy. Szło dość ciężko, bo śnieg był na 4 cm a po śladach kół samochodu nie miałem chęci pedałować. 

Jechałem więc sobie środkiem, robiąc zygzaki na nowo spadłym śniegu. Bliżej Komornicy, na tej drugiej części już "publicznej" drogi technicznej, śniegu było mało a więcej wody. Zmiana nawierzchni pognała mnie wiec szybciej. Jechałem, śnieg pruszył, a ja jechałem, skręciłem na Komornicę i znów miejscami dość biało. Nie wiem kiedy wpadłem na myśl, aby jechać na Dębę. Droga do Zapory to już nie sielanka. Po prostu chlapali autami a ja najbardziej na świecie chciałem aby już był skręt na Jachrankę. To tam miałem się udać w następnej kolejności. Przejazd przez Jachrankę okazał się jednak dość trudny, bo wiało bardziej śniegiem niż na poprzednich odcinkach. Nie wiemc zy to zaleta tego, że miejscowość ta znajduje się na skarpie, czy dlatego, że po prostu zmieniłem kierunke jazdy, pewne jest to, że wysmagało mnie tym śniegiem w ryj, za wsze czasy.

Postój zrobiłem sobie przed zjazdem w Zegrzu. Tam chwilę odparowałem a potem pognałem w dół chodnikiem kurząc z pod kół jak tylko się dało najlepiej. Ścieżka Wieliszewska, standardowo pysznie biała. Jadąc tamtędy znów pomyślałem, że chcę jeszcze. Zdecydowałem się wskoczyć na jezdnię i pojechałem rowerem do Skrzeszewa. Ten odcinek byl koszmarny, woda, śnieg śnieżyca, a dzień jeszcze młody, więc czym prędzej trzeba było uciekać z ulicy. Skręcam na Aleje róż i nurkuje w las. Nie nurkuje jednak w klasyczny sposób do Legionowa, bowiem znów mi coś odwala. decyduje aby skręcić w głąb pomiędzy drzewa. 

Jakie jest moje zaskoczenie, miedzy okazuje się, że  w lesie jest przyjemnie o wiele przyjemniej! Mniej wieje śniegiem, jest przejezdna każda dróżka i po prostu jest tam cisza i spokój. Jeżdżę sobie i nagle przypominam sobie, że mam aparat w telefonie, słaby bo słaby, ale muszę uwiecznić te białe dróżki i te dukty leśne. 

Wpadam na wieliszewską trasę biegową i kila kilometrów nią jadę, aby potem w dowolny sposób wybierać przypadkowe dróżki. ot tak, bez pomysłu, jadę sobie i jak mi się jakaś spodoba to w nią skręcam!










Jazda w lesie wyzwala we mnie jakiegoś demona, wrzucam na jedynkę i targam się po najgłębszym śniegu, jak jakaś bestia wjeżdżam w koleiny w kałuże zbierającej się wody i kręcę obertasy na większych skrzyżowaniach. To chyba sposób, na jakieś oczyszczenie głowy, bo sił zużywam przy tym całą masę. Nie zmienia to faktu, że sprawia mi to frajdę. W całej tej zapamiętałej gonitwie zapominam o orientacji i gubię sie w lesie. Przez kolejną godzinę będę krążył po szlakach i  szukał wyjazdu  z lasu co i  rusz trafiając na swoje ślady kół. Przezabawna sprawa, dopóki nie zachciało mi się jeść. 

Ten szlak kilka razy przecinam i wreszcie tracę orientację.

Czerwony szlak, również zmyla mnie kilka razy. 


Sposób na jazdę do upadłego w jednym kierunku kilkukrotnie niweczy droga, która skręca łukiem, gdy już mam nadzieje na wyjazd z głuszy. Wreszcie udaje mi się dostać do osiedli ludzkich i jestem zaskoczony miejscem, gdzie się znajduje. Na drodze do Chotomowa jest szaro.

Trasa Skrzeszew Chotomów

Sporo błota pośniegowego i dość duży ruch a jednocześnie paru debili co to się wyprzedzają na tej wąskiej uliczce. Zmęczony i coraz bardziej głodny, dokręcam do domu jadąc przez miasto. 

Efekt wyjazdu? Zmęczenie ale i takie ukojenie i upojenie zimowym - jeszcze - nieznudzonym krajobrazem. Końcówkę mam już średnią... jadę a śnieżyca przybiera na sile. Wieje mi w twarz dużymi płatkami śniegu, które wpadają gdzie się tylko da. W Legionowie, na ścieżkach biało toteż, w ostatnim odcinku raduje swoje rowerowe koła białym puszkiem. 






Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zanic

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]