Działdowo - Jabłonna | Księgowy

Działdowo - Jabłonna || 174.45km

Niedziela, 4 maja 2014 · Komcie(4)

Wyjazd dzisiejszy zrodził się znowu na spontanie. Po wczorajszych mega opadach deszczu, dziś nie padało. Mało tego wieczorne ustalenia co do wiatru pokazywały, że ma wiać z północy. Jak więc zmontować coś na szybko mając na uwadze wiatr? Do planowania wyjazdów zatrudniam ostatnio Agnieszkę, ma świeże spojrzenie na temat i pozwala mi poczuć sie na wycieczkach, jakbym odkrywal trasę dopiero w trakcie jej przejeżdżania. Mam ostatnio deficyt samozadowolenia z planowanych wycieczek. 

Tu strzał był w dziesiątkę - KM do Działdowa, i po 10:00 start na północy, szeroki łuk przez kilka fajnych powiatów i powrót zarazem klasycznie a jednak troszkę mało ujeżdżanymi trasami. Smaczna perspektywa stanęła więc przed nami, gdy wstaliśmy rano na pociąg. 

KM przyjechała planowo i mimo, że do ostatniej chwili nie wiadomo bylo na jaki peron wjedzie, to udało sie załadować. W środku sporo osób z Żerania robotników. Im dalej na północ, tym mniej osób w składzie. W Działdowie jesteśmy planowo i wysiadamy po dziesiątej z minutami. Na trasę ruszamy w pięknym słońcu i prawie bezchmurnym niebie. Dalej na trasie słońce i chmury w akompaniamencie wiatru, będą grały różne skomplikowane symfonie. 

Początkowy etap trasy, to wioski na południowy zachód od Działdowa. Wiatr na tym odcinku mieliśmy głównie w prawy bok i mimo, że boczny, nie ułatwiał jazdy. Było dość chłodno, a słońce na dłuższe chwile zachodziło za coraz bardziej pochmurnym niebem. Na termometrze około 10-11 stopni a gdy pojawiały się promienie, to nawet 15. Wiatr jednak przeszywał i odczuwało się sporo mniej niż to co wskazywał pomiar. 

Na sporych odcinkach odsłoniętych dmuchało konkretnie, i docenialiśmy, że zdecydowaliśmy się na taki kierunek przejazdu. Gdyby przyszło by nam pokonywać jakiś inny ślad przez Polskę, ale pod wiatr, to na tym dystansie byłoby krucho. 

Najtrudniejszy okazał się łukowaty, objazd Żuromina. Agnieszka zaplanowała, że nie będziemy wjeżdżać do tego miasta i że miniemy go mniejszymi asfaltami. Wszystko byłoby spoko, ale na tym odcinku wiele razy konkretnie się do wiatru dziobem ustawialiśmy, i mimo, że ostatnio jestem "bardzo" aerodynamiczny, to jednak ciężko szło.

Za Olszewem w miejscowości o uroczej nazwie "Chamsk" trafiamy na odpust. Na środku głównej ulicy w wiosce, nieopodal kościoła pełno straganów i tłum ludzi. Z daleka byłem przekonany, że to miasteczko jakiegoś maratonu biegowego czy coś. Z bliska, zdecydowanie nie był to maraton, no chyba, że "PROJECT RUNWAY" bo ilość wystrojonych kobiet jaką tam widzieliśmy przeszła nasze oczekiwania. Nawet Aga się momentami dziwiła, że delikwentkom nie marzną - ekhm pośladki. Konkurs na najkrótszą i najbardziej obcisłą spódniczkę chyba był trudny do rozstrzygnięcia przez jury, które w męskiej postaci stało w garniturach popalając fajki. Dzieci strzelały z kapiszonów, panie się lansowały a my wpadliśmy kupić kilka obwarzanków i pognaliśmy dalej. 


To nie tak do końca było, że słońce nie świeciło. Bywały odcinki słoneczne, ale silny wiatr szybko zmieniał slajdy, i ledwie nacieszyliśmy się grzałką, ten włączał chłodzenie. Stąd przez cały wyjazd jechałem w soft shellu i czapce na uszy. 

Za Chamskiem wyjeżdżamy na główną trasę i mkniemy nią do kolejnej przelotówki. Niestety nieco się gubimy, bo nasz ślad GPS prowadzi nas w piaszczystą dróżkę w las i musimy improwizować. Udaje się wyłapać, fajne leśne "świeżo-unijne" asfalty, które przypominają jednokierunkowe ulice wśród pól w Austrii. Droga faluje, góra dół skręca przez sosnowe pagórki wydmowe i wije się pośród pól.



Przerwa na jedzenie jest konieczna, leci się fajnie, ale organizm się domaga swego. Podczas posiłków udaje się także zrobić kilka foteczek, oczywiście jak człek najedzony, to wesoły. 

Kolejny etap to odcinek z wiatrem do Dzierzążni. Na krajówce, do Drobina lecimy ponad 35km/h, wiatr pomaga a mi brakuje przełożeń. Zaskoczony jestem tym zjawiskiem, bo jeszcze niedawno na pierwszej nocnej 200 tce czułem, że chyba nie ogarnę wszystkich przełożeń. Tu jadąc z wiatrem i dobrze dokręcając czuje że 3x8 to już mało. Może noga i łyda robią się  stalowe i za rok znów wróce do korby 52? Nie wiem - na wietrznych odcinkach "nie w plecy" jechałem na sporo niższych przełożeniach. 

Od Dzierzążni - psuje się asfalt i jedziemy po odcinkach dziurawych i łatanych. Wczuwałm się w wizję Maratonu Podróżnika, kiedy to na najgorsze drogi trafimy nocą na Roztoczu. Będzie ciekawie i strasznie. Jazda po takich wygwizdanych asfaltach, to jakaś makabra, za nic nie mogę się tam usadzić na siodle, a ciągłe zygzakowanie sprawia, że prędkość spada.

Można taką technikę szosowej jazdy po dziurach lub pomiędzy dziurami - wyćwiczyć? Nie żebym miał arystokratyczny tyłek, ale no powiedzmy, że ramiona i barki to mocno odczuwają. Po przejechaniu 250 km na MP, dziurawa droga może znacząco podciąć morale. 
Tu całe szczęście dziurawe asfalty przeplatały się z tymi lepszymi a w efekcie zmieniły się na tylko te lepsze. 

Przez Złotopolice docieramy do Zakroczymia. Tam po pokonaniu miasta i premii górskiej znów ustawiamy się z Wiatrem. Szybko przelatujemy Twierdzę Modlin i sprintersko gnamy przez Nowy Dwór Mazowiecki. Ostatni odcinek do samego domu to walka z uciekającym czasem, planowaliśmy dotrzeć do celu przed 18 tą i dosłownie 17:59 staliśmy na  światłach przy obwodnicy, koło naszego bloku. Można powiedzieć więc, że plan zrealizowany.  

Zaskakująca jest dla mnie na pewno średnia, bo nie sądziłem, że z Agnieszka taki przelot będzie miał takie prędkości. Mimo, kryzysu na trasie poradziła sobie świetnie i to był jej najdłuższy dystans w tym roku.  Wyrabia się kondycyjnie dziewuszka! Ha dumny jestem z niej przeogromnie, bo w tym roku chce się zmierzyć z 300km na Maratonie Podróżnika i patrząc na jej postępy - jestem o ten dystans spokojny. 

Co zaś do mojej kondycji? W sumie nie wiem, czuje się spoko, na pewno sporo lepiej i agresywniej używam mięśni na rowerze. Nie popycham go tylko aby jechał, ale po prostu pedałuje a podjazdów "nie odpuszczam" robię je z siodełka, starając się nie wstawać. Czuje, że mam więcej mocy pod górkami, i to jest zauważalne, Nie zwaniam do 19-20 jak to było na początku sezonu, tylko niejednokrotnie pokonuje pagórki po 25-28km/h, nawet te wydające się dość strome. Nowodworskie Górki w lesie dawno przestały być dla mnie problemem i mijam je bez zdwajania wysiłku. Po prostu, muszę mocniej przycisnąć;]

Dębę pewnie jeszcze by mnie troszkę zmachało, ale i z takimi podjazdami niebawem będę sobie radził. Sezon jeszcze w powijakach, więc na dopracowanie detali formy mam jeszcze czas i start na Kaszebe Runda, który pokaże mi jak stoję z formą na tle innych. 


Tyle na dziś:)





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (4)

Nic nie rozumiem z tego co napisałeś Dziara;) Najwyższe czyli jakie? Podaj numerami np 3x8 3x9 albo coś w tym stylu bo te twoje określenia mi nic nie mówią.

Ksiegowy 17:22 poniedziałek, 5 maja 2014

Pomysł fajny i wykonanie też, ale! ale! macie koronny dowód na to, że wiatru nie da się oszukać - ta menda zawsze śledzi Wasze poczynania i nie pozwoli na wygodną jazdę z jego pominięciem :) niezły dystans, nie ma co.

Trollking 20:03 niedziela, 4 maja 2014
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa otaja

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]