Wyprawa Dzień 1 | Księgowy

Wyprawa Dzień 1 || 172.00km

Niedziela, 29 czerwca 2014 · Komcie(2)
Poranek budzi nas deszczem. Po pysznym śniadaniu w przemiłym towarzystwie czekamy z niecierpliwością aż przestanie padać. Wszak to oczywista prawda, ze gdy nie pada a zacznie pięć minut od domu to złapało nas „w trasie” nie zaś „wyszliśmy na rower w deszczu”. My własnie tego dnia wychodzimy z tego samego założenia i gdy tylko pojawia się okno „nie-deszczowe” ruszamy z domu.
Memorek wyprowadza nas bocznymi drogami z miasta i dzięki jego pomocy bez problemowo kierujemy się na obrany wczesniej za cel – rowerowy szlak wzdłuż Odry. Po drodze oczywiście łapie nas najpierw lekki deszczyk, potem deszcz, a na końcu ulewa, taka, że gdy stajemy na stacji benzynowej przed granicą, kapie mi z kasku, rękawów a z butów pieni się i wylewa woda. Bossko – rzekłbym. Biorąc pod uwagę, że mamy zaplanowane 150 kilometrów taka pogoda, nie nastraja optymistycznie.


Nasze sakwy nie mają tej samej wodoodporności co crosso. Więc stosujemy półśrodki.

Chwilę czekamy na stacji, i deszcz przestaje padać, a chmura się przerzedza, na tyle, że nastraja większą dozą optymizmu i można jechać dalej. Kilka kilometrów dalej żegnamy się z Memorkiem i ruszamy już sami we dwoje, na naszą długodystansową wyprawę.


Od pierwszych kilometrów zaskakuje nas doskonałe oznakowanie szlaku. Droga rowerowa jest świetnie poprowadzona bardzo malowniczymi okolicami. Pierwsze kilka kilometrów to lasy, pagórki, podjazdy i pod kołami kostka.

Nie jest to zwykła kostka! To Super Niemiecka kostka. Po deszczu okazuje się być bardzo śliska, ułożona jest tak idealnie płasko, że nie czuć nierówności. Na jednym z zakrętów, gdzie widać mapę zwalniamy aby się zatrzymać. Aga wpada w lekki poślizg, a ja sunę bokiem zaraz za nią. Jest troszkę adrenaliny, ale ślizgiem i z gracją docieramy pod punkt info. Takich miejsc informacyjnych będzie sporo po drodze. Mapa, informacje o regionie, o ptaszkach, o dalszym szlaku i o tym co nas czeka. Gdzie możemy pojechać co zwiedzić itd.

.
Dalej szlak wiedzie nadrzecznymi miastami. Spotykamy tam całą masą rowerzystów. Zaskakujące jest to, ze w przeważającej większości to ludzie w starszym wieku (65 lat wzwyż) a do tego obładowani sakwami jakby jechali na wyprawę miesięczną. Spotykamy także „klasyczne” wycieczki grupowe bez sakw. Jedno jest charakterystyczne, ilość rowerzystów na tym odcinku jest spora. Widać, że Niemcy korzystają z tej rowerostrady bardzo chętnie. Na początku pozdrawiamy nieomal wszystkich dźwięcznym i głębokkim „hallu”, ale z czasem to „hallu-owanie” się nam nudzi i kiwamy tylko Glowami lub odpowiadamy uśmiechami na pozdrowienia rowerzystów z naprzeciwka.


Nie ma co ukrywać jednak, że poza perfekcyjną ścieżka rowerową zdarzają się odcinki nudne jak flaki z olejem, droga w sam raz na jakiś maraton nocny, długodystansowy, czy co jeszcze innego, ale krajoznawczo to ile można się gapić na rzekę, trawę i łąkę?

O przepraszam, czasem zdarzają się jakieś stateczki.

Co rzuca się w oczy podczas przejazdu ścieżką nadodrzańską, jest cała masa miejsc do obserwowania ptaków. Są to nie tylko samotnie i ambony, ale czasem także specjalnie zbudowane budynki z odsuwanymi okienkami do patrzenia. W środku bez problemu można pewnie przenocować nie mając namiotu.

Suszę stopy na postojacj, bo są w butach nadal wilgotne, a więc każda pora jest dobra aby dostarczyć im troszkę powietrza. Po znajomości powiem wam, że piekielnie mi wtedy zimno było.

Największym bohaterem tego wyjazdu była oczywiście moja ukochana żona. Aga chyba w krwi ma jazde na szosie, bo nie odstawała na trasie a ni o pół koła. Dzielnie znosiła trudy wyprawy i odległości jakie pokonywaliśmy.

W okolicy Odry spotykaliśmy całe pola wiatraków. Przy tak płaskich terenach zbierały zapewne całą masą energi z wiatru. To przykre, że u nas po postawieniu czterech wiatraków pod Nasielskiem rozpoczęły się protesty przeciw elektrowni wiatrowej, do której dołączył się również sam sołtys okolicznej wsi. Prąd za darmo z nieba a tu jeszcze ludzie to oprotestowują. Wielokrotnie na tej wyprawie, docierał do mnie ta gorzka myśl, że do zachodniej Europy jeszcze nam daleko.

Przez chwilę wrócę jeszcze do pakowania ultralight. Na tą wyprawe próbowaliśmy zmieścić się z ciuchami w bardzo małej objętości. Niestety okazalo się to bardzo utrudnione, ponieważ pogodę zapowiadali deszczową i grubsze kurtki sporo miejsca nam zajmowały. Na klapki zabrakło więc miejsca. Rozwiązaliśmy więc problem w ten sposób, że ja wiozłem jeden a Agnieszka drugi.




Prawie jak Noe.

Pod koniec dnia dystans zaczynał dawać o sobie znać. Rowery szosowe najczęściej przy naszym udziale toczą się sporo ponad 20km/h, gdy ta prędkość zaczyna zniżać się poniżej dwudziestki, oznacza to kryzys popołudniowy. Duży w tym udział miał sam szlak wzdłuż Odry. Ścieżka nie prowadziła bowiem w linii prostej a wiła się lokalnie i z zakładanego dystansu 155 km wyszło nam w sumie tych kilometrów aż 172 kilometry. Z radością powitaliśmy więc pokój do spania i ciepły prysznic.





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (2)

Po pierwszym dniu widać, że to będzie świetna wyprawa.
Fajnie się czyta opinię innych osób, które odkrywają jakość niemieckich dróg. Gorzej jak się człowiek przyzwyczai, wtedy po Polsce nie chce już jeździć ;)
Szerokości. :)

James77 11:53 czwartek, 3 lipca 2014
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dyzrz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]