Do pracy 120 - Jestem Gwiazdą ludzi fantazją! || 10.00km
Wpadam do pracy robie co swoje a tu do mnie kolezanka, czy ja umiem po Angielsku - Hmm no umiem, tylko czy pamiętam jak się mówi? Język używam na wyprawach, kołkiem mi nie stanął, ale w sumie zaraz zaraz po co to pytanie?
Szef lekko podenerwowany, bo JUŻ SĄ. I Adam ty idź ich tam zagadaj, bo oni już są.
No i okazało się, że to dwaj filmowcy z Austrii robiący filmy dla Lyeoness`u. Background całej historii to pokazanie jakiegoś tam programu lojalnościowego w otoczce ludzi z pasją w oparciu o wizje sporej rozwiniętej firmy w Polsce. Mieli zrobić ujęcia w Krakowie z ludźmi śmigającymi na XC troszkę zahaczając o Enduro - wiecie ujęcia z go pro, ujęcia z przejazdów etc. W to wpleciona ma być nasza firma jako potentat rowerowej sprzedaży i generalnie ja zostałem "specjalistą".
Prowadziłem rozmowy z ludźmi filmowcami, pokazywałem im sklep, pokazywałem im serwis, wspólnie wymyślaliśmy ujęcia dla sklepu, generalnie fajna sprawa, na koniec miałem odpowiedzieć przed kamerą na kilka pytań a w moją wypowiedź ma być wklejone kilka ujęć ze sklepu, z przejazdu itp.
Cała otoczka, duble, ujęcia najazdy potem znów duble, różne ustawienia - scenka z klientem "fake" bez głosu tylko dla pokazania mojej "specjalistyczności"... Ogólnie czułem się dziś jak jakiś gwiazdor w scenie kręconej do reklamy rowerów. Ekipa bardzo sympatyczna, dziewczyna która była z nimi miała być jako tłumaczka, ale chyba zarówno moi szefowie, jak i lajonesiki byli zaskoczeni moim angielskim. O wiele to ułatwiło współpracę, pozwoliło mi czuć się swobodnie i pewnie, a dodatkowo pośmiać się z prawdziwymi pasjonatami kamery.
Najbardziej rozbawiła mnie postawa szefostwa. Generalnie jakoś tak się chowali, jakoś ich tak nie było. Niby byli, niby było "hello" itp, ale pierwsze pytanie gdy wszedłem do pokoju konferencyjnego od ludzi było: " You are the boss?" No w sumie koszulkę firmową miałem, wszedłem, podałem rękę ekipie przywitałem się i swobodnie przeszedłem do sedna. Wiele się z szefami jak się okazało "nie-nagadali".
Reszta dnia na spokojnie, ludzi mało, troszkę sprzątałem, składałem jeden rower co dla klienta przyszedł i przyjmowałem rower od kolesia, który miał wypadek na rowerze. Mamy mu zrobić wycenę zniszczeń szosówki. Wyobraźcie sobie jechał sobie ścieżką rowerową wracając już z treningu i wpadł na kobietę, która stanęła mu bokiem w poprzek drogi. Efekt? Dwie karetki pogotowia i dwie osoby w szpitalu. Koleś ostro poobijany poobcierany a tamta kobieta ponoć też nieźle oberwała. Zastanawiam się komu współczuć, jemu czy jej? Z jednej strony baba zachowała sie w nieprzewidywany sposób, a z drugiej, koleś palant też grzał pewnie na tej ścieżce jak wariat. Ścieżka na moście północnym słynie nieomal z tego, że w weekendy jest to deptak, dla całej chmary ludzi i biegaczy. Nie rozumiem kolesia, że na tak zatłoczonej ścieżce zapierdzielał szosą jak wariat. Bo wyobrażam sobie (sądząc po uszkodzeniach roweru), że nie jechał 25km/h...
Inny rower w jakim szacujemy straty to szosówka po spotkaniu z sarną. Dziewczyna się ostro poobijała, a rower poniósł kolosalne uszkodzenia, Karbonowe przednie koło warte z ponad tysiaka , na pół złożone. Widelec karbon przód, połamany tylne koło , scentrowane mocno. Też jest karbonowe więc pewnie już się do niczego nie nadaje. Do tego ułamana klamkomanetka poobcierana owijka i wygięty baranek. Nie wiadomo jak rama bo na pierwszy rzut oka nie widać uszkodzeń. Na dziewczynę, po tym jak wpadła na sarnę, wpakowało się 5 innych osób na szosach bo jechali dwójkami w mini peletonie. Ma nawet odcisk na udzie po kopycie - widać dosłownie kształt racicy.
Mówią, że sport to zdrowie. Hmm strach się bać...
Przełajówka powoli się buduje...
Zapowiada się bardzo fajna i ciekawa maszyna. Niby jako bazę wykorzystałem ramę trekkingową, ale w całości wszystko będzie przełajowe.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew