Łeba i Sylwester || 136.00km
Świat jak z horroru
Wysiadamy w Lęborku w sylwestra okolo 19ej. Jest już ciemno. Od zachodu wieje ciepłym powietrzem. Po mroźnym podmuchu ani śladu. Razem z Agnieszką ruszamy na spotkanie przygody. Czuć wilgoć w powietrzu a noc spowija mgła. Gdy tylko wyjeżdżamy za miasto, toniemy w mrocznej krainie. Niesamowite wrażenie. Krajobraz rodem z horrorów. Łuna na niebie, mimo nocy jest zauważalna. Nad nami rysują się mroczne kontury czarnych i nagich, bezlistnych konarów drzew. Raz po raz przesuwają się obłoki chmur, które zeszły do poziomu ulicy.
Jazda w takich warunkach nie tylko potrafi przysporzyć emocji, co jest troszkę niebezpieczna. Droga do Łeby to zaledwie 30 km, ale w tym okresie nikt rowerzystów się tam nie spodziewa i raczej nie uważa na to co będzie za wzniesieniem. Troszkę z duszą na ramieniu jedziemy, jednak udaje się dotrzeć do celu.
Wydmowy Wiatr
Dzień drugi zaczynamy, obudzeni przez silny wiatr. Huczy i targa wszystkim na zewnątrz. Plan zrobienia 55 km dookoła jeziora Łebsko troszkę nam się rozmywa. Udajemy się na plażę, gdzie oceniamy nasze szanse wobec wiatru. Wypada to słabo. Od morza, wieje ostro. Ruszamy jednak na szlak. W kierunku na zachód udajemy się droga leśną. Osłonięci od wiatru jedziemy do miejscowości Rąbka.
Odwiedzamy tam wierzę widokową z której widać nieomal całe jezioro Łebsko. Historia tego zbiornika jest bardzo osobliwa. Dawniej była to bowiem zatoka morska podobna jak ta przy helu. prądy przybrzeżne związane z wiatrami zachodnimi, sprawiły, że wędrujące osady piasków zamknęły słone wody tworząc jezioro przybrzeżne. Podobnej genezy są również jeziora Sarbsko (na Wschód od łeby), Gardno i Jamno. Przyglądając się procesom morskiej akumulacji, możemy dostrzec pewnego rodzaju powtarzalność. Cały zalew Wiślany powstał w związku z akumulacją osadów morskich przez prądy.
Mierzeja helska którą znamy dziś, nie jest wcale wpisana w krajobraz naszego kraju, od zawsze. Jeszcze całkiem niedawno, hel stanowił odrębną wyspę, która połączona była z lądem pasem wąskich płycizn.
Dalej jadąc nasza droga utwardzona zamienia się w szlak czerwony. Ziemia jest tam namoknięta od niedawno stopniałego śniegu. Koła kleją się do ściółki jakbyśmy jechali na za niskim ciśnieniu w oponach. Udaje się dotrzeć do celu. Z radością witamy wydmy. Tak wielkich wydm nie widziałem na żywo jak dotąd. Na geologii wiele uczyliśmy się o procesach sedymentacji.
Tu w czasie tak silnego wiatru można wszystko to obejrzeć na żywo. Widać, jak wiatr przewiewa wielkie ilości piasku. Pochłaniany las obumiera. Paradoks polega na tym, że tuż obok jest teren dość podmokły. Nie robi to wrażenia na piasku, który pożera kolejne hektary lasu.
Spacer po wydmach z rowerem, nie należy do łatwych, gdy jednak wdrapujemy się na grzbiet, daje się odczuć potęgę tej struktury i jej niezłomność. Ogromne ilości ziaren piasku uderzają nas w każdej sekundzie w policzki, wciskają się do ust, do uszu. Wystarczy chwila, a już mam ziarenka kwarcu w ustach.
Co jakiś czas, zbocza wydmy usuwają się na naszych oczach. To zjawisko dość trudne do zaobserwowania w normalny dzień. Piasek zawiewany jest i z powodu wilgodnego powietrza, cięższe ziarna osadzają się na zboczu a lżejsze, lub bardziej suche niesione wiatrem gnają hen. Gdy ciężar zbocza wydmy przekroczy wartość stateczności, zbocze zjeżdża tworząc mini lawinę. Zaburzenie zbocza jest tylko chwilowe, bo zaraz wygładza je kolejna warstwa piasku.
Od momentu powstania wydm, na tym jałowym i niesprzyjającym podłożu próbują osiedlić się rośliny. Aby przetrwać, muszą być one jednak odporne na zasolenie podłoża, zasypywanie, oraz na wysoką temperaturę rozgrzanego w upalne dni piasku. Ich zarastaniu przeciwdziała także wiatr wiejący przez cały rok. Rośliny opanowują w pierwszej kolejności niższe partie wydm, dlatego też ich wyższa część, nieustabilizowana przez trawy, jest bardziej podatna na działanie wiatru i przemieszcza się szybciej, nawet do 9 m w ciągu roku, gdy porośnięte trawą, zaledwie do 3 m na rok. Dla zapewnienia szczególnej ochrony zespołom wydm, utworzono Obszar Ochrony Ścisłej Mierzeja.
Średnio rocznie wydma wędruje około 1,5-2m. Gdy przyjrzymy się odleglości od Łeby która wynosi w przybliżeniu około 6500m, to za
4300lat miasto zawieje piasek...
Z wydmy, udajemy się na plażę, ską już z wiatrem gnamy do noclegu. Jazda po plaży wymaga sporego zapału, i umiejętności. Trzeba jechać, w odpowiedniej odległości od morza. Gdy pojedziemy za blisko, zaleje nas woda, gdy zaś za daleko, nasze roweru ugrzęzną w piasku. Oczywiście związane jest to z geologią inżynierską. Wynika to ze struktory piasku. Jest taki parametr jak wilgotność optymalna, który mówi nam ile wody, uda się pomieścić w danej próbce gruntu, zanim ów grunt zacznie się upłynniać. Robi się to badanie w laboratorium, dolewając określone dawki wody do określonej objętości gruntu. W pewnym momencie gęstość próbki zamiast się zwiększać, zaczyna maleć. Ilość wody w tej samej objętości - przewyższa ilość, mieszczących się w niej ziaren. A jak wiadomo woda jest lżejsza od piasku. (Gęstość wody to 1 g/cm3 gęstość ziaren piasku kwarcowego wynosi około 2,62 g/cm3.)
Tyle z teori... praktyka? No właśnie - jadąc po takim brzegu morza możemy zaobserwować działanie wilgotności optymalnej. Gdy w piasku jest za dużo wody,jego struktura jest mniej trwała. Dlaczego jednak kopiemy się w piasku, gdy wody jest zbyt mało? Wynika to z procesu sedymentacji - czyli osadzania się ziaren. Piasek suchy na plaży, bez wilgoci, osadza się tworząc luźna strukturę o małej gęstości. Gdy w gre zaczyna wchodzi woda, ziarna upakowują się gęściej.
A jak to jest, że czasem jedziemy po plaży któa wydaje się być z pozoru sucha a gdy pokonujemy ją rowerem podchodzi woda i toniemy w błocie? Tu pojawia się kolejne zjawisko, a w zasadzie wypadkowa kilku zjawisk. Mają tu zastosowanie siły kapilarne wody, która samoistnie podsiąka ku górze, próbując "złapać" jak najwięcej ziaren i "wciągnąć" je do struktury (jak pisałem jeśli ilośc wody jest optymalna otrzymujemy najlepsze zagęszczenie). Drugie zjawisko to tzw Tiksotropi. Woda i piasek w odpowiednich proporcjach tworzą ciało Tiksotropowe. Na przykład niektóre płyny tiksotropowe mogą stać się przez pewien czas mniej lepkie, gdy podda się je intensywnemu mieszaniu. Płyny takie po pewnym czasie (spoczynku) od momentu mieszania ponownie "zastygają". Te zdradliwe właściwości często można zaobserwować gdy stoimy z dala od wody i przestępujemy z nogi na nogę. W pewnym momencie sucha pozornie warstwa zaczyna się upłynniać i sie zapadamy.
Jadąc rowerem po pozornie suchej i ubitej plaży czasem natrafiamy na miejsca które niedawno były pod działaniem jakichś ruchów, np fal, czy erozji. Struktura wydaje się niezmieniona, jednak koła się nagle zapadają...
Ile to w takiej zwykłej plaży nauki?
Wróćmy jednak do naszej wycieczki. Po pokonaniu odcinka plażowego odwiedzamy jeszcze falochron i pędzimy na pyszny obiad. Zrobione przeze mnie jeszcze w domu kotlety, smakują wybornie. Do tego funduje sobie barszczyk czerwony z torebki. Może to i chemia ale aromatyczny barszczyk kotleciki to super połączenie po powrocie z wietrznego pedałowania.
Tego dnia udajemy sie jeszcze na nocny spacer. Chodzimy po wymarłym od turystów mieście przez kilka godzin. W sumie przemaszerowaliśmy dobre 6-7km.
Huragan Orkan Księgowy!
Dzień kolejny zaczynamy od konntynuowania jazdy po plaży. Mimo, że wiatr wieje ze zdwojona siła decydujemy się jechać wzdłóż moża. Zaraz po opuszczeniu Łeby, na piasku zauważamy całą masę kamieni. Są tak równomiernie rozłożone, jak gdyby je ktoś specjalnie porozkładał.
Każdy z kamyczków podparty jest na piaszczystej nóżce.
Co się stało z plażą? Plaże zabrał wiatr. Bardzo silne podmuchy wiatru, w bardzo szybkim czasie wysuszają wierzchnią warstwe osadu i zabierają ziarna ze sobą. W głębi pod naszymi stopami, poza miękkim piaskiem, kryją się także grubsze kamienie. Jak to jest, że idąc sobie w wakacje plażą, nie czujemy pod stopami tych kamieni?
Tu znów odzywa się sprawa gęstości. Podczas falowania morze, przemieszcza masy osady. Im lżejszy, tym dalej fala go niesie, ten cięższy opada niżej. Każda kolejna fala przenosi ziarna dalej. Gdy falowanie się zmniejsza a plaża się odsłania. Naszym oczom ukauje się głównie drobny piasek. Ciężkie kamyczki schowane sa głęboko. Wynika to z gęstości. Cięższe osady lądują na dnie.
Gdy przychodzi wiatr, zabiera z łatwością najlżejsze ziarna a ciężkie pozostawia na pastwę innych sił, jak choćby fal, które tego dnia szalaly po plaży równie żwawo jak wiatr.
WIATR NA PLAŻY
Z nad morza udajemy się w końcu w głab lądu i odwiedzamy latarnie STILO.
Szlaki okoliczne to drogi po sosnowych lasach. Pełno tam ciekawych pagórków i sosnowych korzeni.
Jak widać na powyższym zdjęciu nie rosną tu jedynie lasy sosnowe.
Trzeci dzień - Islandia.
Dawno nas na Islandii nie było, to Islandia przywiała się do nas. O tym, że wieje, wiadomo było odkąd się pojawiliśmy nad morzem. W dniu wyjazdu jednak pogoda postanowiła się na nas wyżyć. Zaraz po spakowaniu i opuszczeniu łaby trafiamy na silny wiatr boczny. Momentami wpychał mnie nas połowę pasa drogowego. Gdy ujechaliśmy niecałe 5 kilometrów od miasta do wielkiej zimnej dmuchawy zaczął ktoś wlewać hektolitry wody lodu i śniegu. I tak szarpani przez wiatr, smagani śniegiem pełzaliśmy do przodu wolno i dostojnie. Temperatura 2,5 stopnia, śnieg z deszczem, identyczna pogoda jak w dniu gdy spotkaliśmy Kota! Bossko... Kici kici? Gdzie jesteś?
Rozglądam się za różowym konturem, ale nigdzie go nie ma. Rozróżniać postaci nie mogłem bo okulary zaleciały mi wielkie płatki śniegu. Później zrezygnowałem nawet z ochrony oczu, bo momentami naprawdę niewiele widziałem.
Udaje się dotrzeć do Lęborka, skąd łapiemy pociąg do Gdyni. Spotkanie z grupą trójmiejską w pierogarni, przeradza się z czasem w spotkanie ogólnopolskie. Trójmiasto, gnane swymi obowiązkami rozchodzi się do domów, a Agnieszka, ja i mecenas Olo z Torunia, objadamy się pierogami dalej w swoim towarzystwie prowadząc obrady i dysputy nad marnością komunikacyjną Torunia i nad urokami pagórków w okolicy Trójmiasta. Radość nasze serca przepełnia, bo napełnione żołądki błogo nas upajają.
Z zatwardziałością i lenistwem postanawia walczyć Olo. Wprowadza uchwałę - "spalić pieroga", która w drodze legislacji przyjmujemy i wprowadzamy w życie.
Maszerujemy na punkt widokowy w okolicy. Wejście po ciemku, krętą leśną drogą, nad nami tylko drzewa, w oddali majaczy się jakaś konstrukcja przypominająca wierzę widokową. My świecąc sobie lampkami, idziemy w mrok. Podejście jest ostre, ciężkie i nawet łapie nas zadyszka. Warto jednak było bo widok z wierzy jest super. Panorama oświetlonego miasta naprawdę ujmująca.
I tak oto kończy się przygoda zimowo, wietrzna Księgowych. Rozstajemy się z Mecenasem, i jedziemy do Sopotu na pociąg.
Warto było? No ba! pewnie że warto!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew