W górę, w górę w górę!!! || 79.48km
Jako, że już byłem na nogach a była dopiero ósma, postanowiłem wyjść. Żonka zbierałą się do pracy więc i ja opuściłem mieszkanko. Zabrałem widelec i koło dla "K" i zawiozłem do swojej starej firmy. Tam miał je odebrać.
Swoją droga ciekawe rzeczy się ostatnio w mojej byłej firmie dzieją. Jednemu chłopakowi przebili wszystkie opony w aucie i podrapali maskę auta... Czyn miał nacechowanie osobiste, więc podejrzewają, że to ktoś z formy zrobił. MASAKRA. - Tam w tej firemce to niebawem zaczną do siebie chyba strzelać. Titanic tonie...;P
Po oddaniu widelca, pojechałem na rundkę dookoła. Noga za nogą - nie miałem ochoty na rowerowanie i jakoś tak szło opornie. Z każdym kilometrem było jednak lepiej.
Pojechałem sobie na rundkę do Białobrzegów, tam ostatnimi czasy jest piękny asfalt i kilka małych pagóreczków. Można sobie w spokoju i z dala od zgiełku pojeździć po szosach w sosnowych lasach. W sam raz na rozpoczęcie dnia. Na północ miałem z wiatrem, niestety później musiałem już walczyć... W pracy byłem o czasie. Nieomal jak zawsze 10:01. Ma się to wyczucie!
W pracy działąmy bez prądu. Decydujemy sie więc wystawić serwis na dwór i na zewnątrz pracować. Parasol, zimna cola, i rowerki się naprawiały! Jeden po drugim... szkoda tylko, że ludzi nie było. Dzień upłynął pod znakiem ciężkiej, choć dość przyjemnej pracy.
Po pracy, szybko na rower i do domu. W mieszkaniu zdołałem sobie nalać picia, zamienić dwa słowa z żoną i pojechałem zdobywać podjazdy w Zegrzu. Długa góra w sam raz na przygotowanie nóg przed maratonem podróżnika. Zrobiłem sobie trzy takie wjazdy, z każdym razem na innym obciążeniu. Później powrót ze znajomymi do Legionowa.
Tego dnia jeździło się zaskakująco dobrze. nie tylko na podjazdach, ale ogólnie. To był mój dzień. Nogi wyraźnie dawaly radę, nic mi nie doskwieralo nic mnie nie uwierało... Po prostu dobry dzień na jazde;)
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew