Smażalnia Warszawskich dupć... - mrugając okiem || 30.00km
Nie ma chwili wytchnienia, nie ma cienia... tylko ja, łyżki do opon i wiatrak na czwórce szemrzący nad uchem.
Wiatrak nieomal historyczny pamiętający czasy secesji... eee no secesji może nie, ale no w każdym razie stary.
Przez drzwi słychać szmer, za oknem żar, a dźwięk dochodzący z oddali zwiastuje klienta. Nagle są! Jest ich dwie, są młode, świeże na plaże jadące. Obie potrzebują pomocy. Spłoszonym wzrokiem omiatają sklep. Nie wiedzą, czy na "pan", na "ty", czy na "książę serwisu" do mnie mówić. Wybierają w końcu wersję numer dwa. Rzeczą do mnie, czy bym im nie pomógł, i czy im nie dmuchnę... no ba że im dmuchnę!
Potrzebują jeszcze siodełko wyżej
Proszę! Jest wyżej...
Wdzięczność wylewa im się z oczu, uradowane w podzięce płacą, kupują dętkę i pompeczkę. Oddalają się z wolna w kierunku smażalni. Kto wie kiedy znów spotkam je na swej drodze. Być może to tylko przelotna znajomość, może nasze losy więcej się nie skrzyżują, a być może będą wpadały tu codziennie jadąc na plażę przez następne dwa miesiące.
Ratowanie świata to fajne uczucie, takie wrażenie, że coś zrobiło się dla kogoś i że ten ktoś dzięki temu może lepiej żyć, lub przynajmniej się lepiej opalać.
Znów słychać kroki, tym razem dosadne, męskie. Niczym żubr z żubrem idący na dyskę po bruku w Białymstoku. Wyłania się osobnik męski, z rowerem. Już widzę, że jest w tarapatach, już nieomal z oddali oczy robi ze szreka i kaja się od wejścia.
- Ja tylko jechałem i się popsuło!
- Nie wiem chyba opona do wymiany
- Dętka...
- Skąd pan wie? Może opona
- Niech pan mi zaufa...
Zwinne ręce uwalniają koło, czem prędzej dętkę zmieniają i ponownie umieszczają koło w widełkach roweru. Klient z wrażenia, nie wie co powiedzieć, chce padać mi do nóg, całować pierścień, ale tylko dziękuje i z uśmiechem oddala się radośnie. Na zewnątrz czeka już na niego córa <chyba, że to taka nówka żona, młódka sztuka> Oni również oddalają się w kierunku getta i spalarni. Oczami wyobraźni, widzę, jak kładą się na rozpalonym piasku chłonąc promieniowanie i przeobrażając swój pigment w czerń.
Wiatrak wirując wybija miarowy rytm. Powietrze dookoła stara się przeobrazić w nicość. Upał wślizguje się do sklepu, każdym najmniejszym otworem. Duma mnie rozpiera i podziw, widząc tych ludzi, jadących na cały dzień na plażę. Przed firma już korek się tworzy. Jest dopiero jedenasta, a auta miarowo posuwają się do przodu. Prędkość przepisowa coś około 4-5km/h. Tuż obok aut, mkną rowerzyści.
Jeden, drugi, trzeci.... piąty.
A gdzie czwarty?
Czwarty jechał na skuterze.
Godzina za godziną mija i wreszcie po około godzinnym przestoju - decydujemy się zamknąć sklep. Wszyscy już umarli... wszyscy płoną na skwarce. Nie ma co się kisić, klientów nie będzie. Do domu czas...
Zamykamy sklep i ruszam do domu.
Korek do plaży ciągnie się już ładne 5 kilometrów. Od strony Białobrzegów stoi około setka aut, od Marek podobnie, a na Kazimierza Wielkiego w Nieporęcie sznurek sięga nieomal do Marketu Mila. Najs:)
Po drodze mijam dwie BMW (be em dabilju), co w tym dziwnego? No pewnie nic, każdy dres, jak ten pies sikać, jeździć BWM i opalać się musi. Tyle tylko, że jedno BE EM i drugie jadą obok siebie. Jadą w sumie to dość optymistycznie powiedziane. W sumie one obok siebie stoją. W środku dresik i dresióffka zwana też dziewoją lub potocznie niunią. Tuż obok kolega ze swoją blond pomarańczką też się wiezie.
Przejeżdżam, ale wyminąć nie da się, bo z przeciwka auta, korek stoi a po chodniku idzie pani z wózkiem. W końcu znajduje miejsce i wyprzedzam parkę beemwic.
- przepraszam pana? Państwo zawsze parami jeździcie z koleszką?
- tak, a co k-wa coś ci nie pasuje?
- nie no spoko, tak z ciekawości pytam, bo książkę o idiotach pisze i badania zbieram.
- ssij...
- miłego stania w korku - pozdrawiam i odjeżdżam
Ech Tak na oko, to jeszcze dobra godzina czasu im w upale została zanim do ronda przy MC donaldzie dojadą. Kolejne pół godziny na szukanie miejsca do zaparkowania, potem dobre 20 minut na znalezienie wolnego miejsca na piasku. Życie musi być piękne. Na szeroki wydech miał kaskę, ale klima mu chyba nie trybi, bo oba autka z otwartymi wszystkimi czterema szybami. Pojazdy ma sie rozumieć w kolorze właściwym - czarny i ciemny granat.
Ja przemykam się dalej, w korku dużo ciekawych rzeczy można zaobserwować. Jedni mający klimę siedzą w szczelnie zamkniętym aucie, inni - jak ci z BWM - pootwierane okna mają. Jeszcze inni... nogi przez okna wystawione. Straż miejska na "bobmach" stoi w cieniu i udają, że im zależy aby ludzie przestrzegali prawa. Tuż koło radiowozu jedzie już podwójny sznurek aut. Jedni stojacy w korku klasycznie, inni jadący obok nich poboczem wyjeżdżający z parkingu.
W Wieliszewie pustka, upał sięga 40 stopni. Na liczebniku mam 43(stopnie), ale podejrzewam, że na słońcu jest coś pod 45.
W domu jestem po około czterdziestu minutach. Tak mi gorąco, że nie wiedzieć kiedy kładę się i usypiam. Budzi mnie żona, około dwudziestej drugiej. Jakaś kanapka na kolację i spac...
Tak oto minał dzień. A jutro mam być jeszcze cieplej.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew