Piątek - eksplodujące Holendry || 35.00km
- dzień dobry
- dzień dobry...
- pomoże mi pan napompować rower?
- a co się stało?
- jakieś takie hu*owe wentyle ten rower ma.
- już pompujemy...
- już?
- tak.
- Daj pan więcej, coś mało dmuchnąłeś pan.
- 3,5 atmosfery - wystarczy.
- Co pan daj pan więcej!
- Dobrze do 4 najwięcej dopompuje, więcej nie. Bo nie wiem czy te opony to wytrzymają.
- daj pan jeszcze - facet maca opony - miękko jeszcze
- Mówię panu, że więcej nie jest wskazane, to stare opony...
- dmuchaj pan na moją odpowiedzialność do pięciu! W przednim pięć siedzi...
- No teraz rozumiem!
Facet zdążył tylko wycofać do bramy i słychać HUK! Jakby ktoś petardą rzucił. Już wiedziałem, co się stało. W głowie tylko rzuciłem siarczyste "kuuuuurwaaaaa maaaać".
Auto cofa, znów parkuje przed sklepem.
- cholera, chyba wywaliło - pan wychodzi z auta i drapie się w głowę z wyrazem zakłopotania.
- mówiłem.
- mogłem pana posłuchać.
- no mógł pan...
- to co zmieni pan mi tą dętkę teraz?
- Wie pan co, to rower holenderski, taka zmiana, jest bardzo skomplikowana. Niech panzostawi rower, to na spokojnie zmienimy i na po południe będzie...
- CO PAN! Teraz musi pan zmienić. Ja właśnie jadę nad morze, i tak jesteśmy już z godzinę spóźnieni.
- Wie pan co. Ta wymiana potrwa z godzinę pewnie, to pan zostawi rower...
- Godzinę?
- No pan zobaczy jak to jest zabudowane.
- Dobra rób pan pomogę panu...
Drugie "kuuuuurwaaa maaaać" się w głowie przetoczyło.
No i zacząłem zmieniać dętkę w tylnym kole. Najpierw demontowanie śruby od przerzutki planetarnej, później odkręcenie zardzewiałych śrub od koła, potem odpięcie 10 guziczków osłony, potem jeszcze odczepienie, jakichś głupich napinaczy łańcucha. Łańcuch oczywiście tonął w smarze. Upierdzieliłem się jak czarnuch jakiś na parowcu dosłownie po łokcie. Wszystko szło źle... jak udało się zdjąć koło - trwało to dobre 15 minut. - to okazało się, że koło ma rozwalone gwinty. Problem więc był z założeniem. Po odkręceniu śrub od koła, rama odbiła jak sprężyna na boki na dobre 2 cm po każdej stronie. Zakładanie koła to kolejne 20 minut. Bo śruby zjechany gwint miały, nie pasowała żadna nowa z tych co miałem w sklepie, pewnie jakiś inny gwint. No więc dobre kolejne 10 minut we dwóch z facetem siłowaliśmy się, aby dogiąć ramę i aby śruba złapała głębiej gwintem. Wreszcie się udało. I co? Oczywiście osłona skórzana sprawiała problemy. Sprężynki się powyginały, guziki na napy wyrywały się ze sparciałej osłony. No i wszędzie ten materiał, furgotał i podwijał się. Na sam koniec, oczywiście koło się przesuwało na bok, bo śruba słabo trzymała...
Cała wymiana i walka, trwała GODZINĘ!
Skasowałem pana jak za zboze - miałem z tego satysfakcje nie małą. Wkur-ny byłem jak nie wiem co. Początek dnia, a ja mam takiego gula, że normalnie niech się tylko napatoczy jakiś maruda klient, to go zwymyślam...
Reszta dnia - wiadomo do dupy, jak początek się zaczął źle to potem było już tylko gorzej. Ogólnie byłem jakiś marudny tego dnia. Zmęczony, jakiś niewyspany... trudno powiedzieć czemu tak marudziłem. Po prostu chyba się nie wyspałem.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew