Dynamiki zasady i rozważania... | Księgowy

Dynamiki zasady i rozważania... || 30.00km

Sobota, 12 grudnia 2015 · Komcie(5)
Zimą nie jeździ się na dystans, tylko na czas.
To zdanie znajomego bardzo mi przypadło do gustu. W sumie, dyskusja toczyła się w kontekście, czy efektywniej iść na 1h na szosę czy na MTB. Wyszło, że moja stara zimóweczka lepiej się „opłaca”. W sumie w odniesieniu do pokonywania dystansów nie idzie lekko bo 20-22 to max co wycisnę, ale w nogi idzie lepiej. I ta sama godzinka to więcej wysiłku na rowerze.
Cała ta dywagacja związana jest z moim dzisiejszym dojazdem do pracy. Udało mi się wyrwać na rower, mimo, że dzień rozpocząłem takim humorem, że mógłbym co najmniej za jakiegoś terrorystę robić. Wszystko na nie, wszystko be, wszystko złe! No i targowisko z rana jakie zafundowała mi żona dopełniło gorączki.

Udało mi się tylko wypić kawę porannie i musiałem wyjść z domu, bo jakaś niewidzialna siła chandry buzowała we mnie tak mocno, że lepiej było ładunek zdetonować na dworze. Potwierdziła się tu kolejna prawidłowość rowerowa, że 2 kółka to jednak najlepszy detonator. To tu energia potencjalna nerwów zamienia się w kinetyczną AVS… może tak powinna brzmieć kolejna zasada dynamiki:
Ciało wk-wione, puszczone w ruch będzie zapierd… aż zużyje całą energię frustracji i nerwów.

No i wyszła całkiem przyjemna i konkretna jazda. Nie ma co pomstować, na dystans bo 30km wpadło a i 1,5h pedałowania wyszło. Naprawdę chciałbym aby była energia do zrobienia tras z przed kilku lat. Do robienia tras po 150km jesiennych pluch i zawiei… sporo tego było dawniej. Przyznaje, zmieniłem podejście. Przestałem lubić zimno i pluchę, mniej mam iskry aby w taki dzień wyjść na dwór. Może związane jest to z tym, że najzwyczajniej w świecie codziennie pracuje, a wtedy nie pracowałem i miałem mnóstwo czasu na tworzenie takich tras i chęci energii było więcej. Nie narzekam na swoją pracę, ale na pewno część z sił witalnych zabiera. Zwłaszcza jak za oknem szarówka. Na brak moich wyjazdów w lato nie macie co narzekać, - chyba;)

Dystans całoroczny również chyba wychodzi całkiem w normie, jeszcze poniżej 10 tysięcy nie zszedłem. Co zaś się tyczy mojej rowerowej egzystencji, to stałem się zwolennikiem jazdy jakościowej a nie ilościowej. Ok zaraz zarzuci mi się tu, że robienie 500 km czy 300 km ma w sobie tyle jakości co Chińskie zabawki z plastiku. Chodzi mi bardziej o fakt, jeżdżenia. Sporo rzeczy sobie udowodniłem i chyba nie muszę drugi raz. Wiem jak to jest jechać przy -22stopniach, wiem jak to jest jechać nocą itp. Może po prostu nie wszystko co sobie udowodniłem w 100% mi podpasowało:D

Ktoś kto od ośmiu lat robi tyle kilometrów co ja do tej pory, na pewno musi się liczyć z przepalaniem pewnych podzespołów. To jak z żywym organizmem, Pewne komórki obumierają, wyeksploatowane, zastępują je nowe, inne, funkcjonujące inaczej. Dopóki ilość nowych komórek nie powoduje obumierania tkanki, to nie powinno być powodu do niepokoju.
Moja tkanka jedynie traci na jędrności zimą lekko się obkurcza i zbiera siły aby na wiosnę znów rozprężyć się w pełnym słońcu.

Mam nadzieje, że przyjmiecie mnie, bardziej nowego zdystansowanego od hardkoru na granicy zdrowego rozsądku. Na pewno jeszcze nie raz was zaskoczę, na pewno jeszcze nie raz poddam pod dyskusję swoje możliwości. Mam kilka asów w zanadrzu na rok 2016 i wszystko co się dzieje tej jesieni i zimy będzie miało swój realny wydźwięk w nowym roku. Pojawią się jeszcze bardziej drastyczne zmiany i tego nie da się uniknąć. Mało tego, te zmiany są dobre – lepsze, zdrowsze… a jeśli przyniosą mi tyle samo fanu, co poprzednie moje „ja” to czemu by nie spróbować lekkiego postmodernizmu.

pozdrawiam wszystich zawiedziony czytelników



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (5)

Katana - już jeden dzień posuchy wystarcza na mały głodek :)

Trollking 21:12 poniedziałek, 14 grudnia 2015

Trollking - popieram, Ja często zostawiam niedosyt rowerowania - tak żeby mi się zawsze chciało :)

Katana1978 14:06 poniedziałek, 14 grudnia 2015

Trochę rozumiem, a trochę nie rozumiem.

Rozumiem udowadnianie sobie, że mogę. Bo ja mogę Cię tylko podziwiać w temacie maratonów, długich dystansów i innych ekstremalnych wyczynów. Tworzysz mi osobisty kosmos, którego w tym temacie pewnie nigdy nie osiągnę. Chylę kask.

Nie rozumiem "zmęczenia materiału". Rower katuję niemal codziennie, ale w umiarkowanych ilościach. Wolę jeść po kawałku tortu niż całość, a potem mieć niestrawność. A nawet jak wykręcę 100+ to wciąż mam lekkiego głoda, jednocześnie wiedząc, że są granice głodomorstwa :) Może to jest recepta? Rower traktować jako codzienne minimum, a wszystko ponadto jako przygodę?

Choć z drugiej strony - lekko naciągam prawdę. Bo każdy wyjazd to przygoda. Czasem lekka i przyjemna. Czasem to wyjście na wojnę (polscy kierowcy!!!). Czasem melancholia. Czasem ból. Czasem ... (tu można wkleić cokolwiek). Ale zawsze to poczucie, że robisz to, co kochasz!

Trollking 21:29 sobota, 12 grudnia 2015

Rozważania poszły w bardzo dobrym kierunku, tak trzymaj!

Ancorek 19:33 sobota, 12 grudnia 2015

Pożyjemy zobaczymy .... :) Oby tylko było co czytać.

Katana1978 19:29 sobota, 12 grudnia 2015
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa winam

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]