Postanowienie - nie - noworoczne... || 15.00km
* nie jem kolacji
* kładę się spać o 20 - o której usnę to inna sprawa. Po prostu koniec z oglądaniem filmów do 23 na laptopie i podjadania kanapek i parówek o 22.
* ograniczam słodycze
* zwiększam intensywność jazdy rowerem. Do pierwszych zaplanowanych tras coraz bliżej, a ja mam wrażenie, że bardziej mi brzuch rośnie niż kondycja.
Rower zyskał dziś "nowy" łańcuch. Nie tyle nowy z pudełka, co znalazłem powieszony swój łańcuch z sezonu, który był sporo mniej wyciągnięty, niż ten co jeździłem do tej pory. Zmiana o tyle przyjemna, że mniej teraz chrobocze na zębatkach. I pedałuje się bardziej gładko.
Dziś zgrzeszyłem i popełniłem błąd klasycznego niedoświadczonego rowerzysty. Nażarłem się tuż przed wyjściem z pracy - o zwykłym najedzeniu nie było tu mowy! Wciągnąłem taką porcję, że już zjeść nie mogłem jej do końca, ale wiecie "szkoda wyrzucić to tylko 2-3-4-5 10 kęsów. No i co żona powie jak nie zjem do końca, a takie dobre naszykowała. I efekt tego był taki, że taka mnie kolka dopadła jak wracałem, że zamiast nocką po śnieżku dokręcić żeby było 50 km/dzień, musiałem w katuszach ewakuować się do domu na herbatkę rozkurczową z melisy. No myślałem, że nie dojadę. Nie mogłem wypuścić powietrza i jechałem na pół oddechu w płucach. Każdy głębszy wydech powodował ukłucie w dole brzucha. Kilka razy stawałem, robiłem kółka bioderkami, aby się jelita ruszyły, ale po za zgrabnym areobikiem, ku uciesze przechodniów, nie wiele to pomagało.
Do piwnicy szedłem w pozycji pochylonej, bo wyprostowanie się, sprawiało ból brzucha. No klękajcie narody
Około 50 minut później po herbatce i kąpieli w wannie przeszło.
Zasada numer jeden ( nie tyczy się ultramaratonów - chyba:P ) nie najadać się mocno przed jazdą rowerem. A jak coś to już coś lekkostrawnego.
Pozdrawiam zimowych cyklistów.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew