Cyklo Date | Księgowy

Cyklo Date || 57.00km

Poniedziałek, 3 października 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Moda teraz nastała na słowa angielskie w naszym języku. 
Wydziela się oddzielne miejsca do Całuj i jedź (Kiss & Ride=K+R) , Parkuj i Jedź (park & Ride=PR)i pewnie jeszcze będą miejsca dla sikaj i sraj... (pee & shit = P&S - lub jak kto woli PIS )

Nawet zamiast jazda na rowerze - używa się zamienników "tripów".

Ja więc popełniłem w ten weekend tripa date`owego z żoną. Bo nasz czildren został z grandparents i mogliśmy pomknąć na wycieczkę. Udało się wypedałować całe 27 kilometrów z przerwą w sklepie na lody z Literką EM (wiecie jakie?) Nasz syn został pod opieką dziadków i rzecz jasna przespał te dwie godziny pedałowania, a jak wróciliśmy dopiero zaczął hasać = płakać i marudzić. Na spacer więc wybraliśmy się również z latoroślą w wózku aby i on miał coś z w miarę słonecznej ni

edzieli. Ja to z wózkiem to z aparatem nalatałęm się po lesie jak ta lala. Tu podbiegłem z wózkiem, tu foteczka z aparatu tu listeczek, tam kwiatuszek... milutko.














O kurka - jesień idzie na serio.

Poniedziałek:

Jeszcze bardziej na serio jesień postanowiła przyjść w poniedziałek. Umyślałem sobie, że na rower i tak pójdę - choćby nie wiem co. Miałem ciężki weekend, ale ten poniedziałkowy rower miał wymazać zmęczenie i zregenerować mnie. Miało padać - to nic! Miało być zimno! To nic! Mało być nieprzyjemnie? O dziwo było całkiem inaczej... miałem frajdę z jazdy.
Do pracy zamiast dojazdu w deszczu, miałem dojazd z lekkim wiaterku w dziób, a dopiero pod samą bramą sklepu dopadła mnie mżawka. W pracy przyjemnie, ciepło. Wyczyściliśmy kominek i składaliśmy ostatnie sztuki rowerów jakie zostały z rocznika 2016. Udało mi się również wygospodarować chwilkę czasu na mały up-grade mojego przełajowego roweru. [kolejny;)] Zmieniłem tarczę 160mm na 180mm. Tarcza 160 to był jakiś totalny chińczyk, jaki leżał w sklepie. Wziąłem ją bo była pod ręką, jednak sama tarcza nie dość, że z bardzo niskiej klasy metalu to i powyszczerbiana w kilku miejscach. Efekt? Miałem faktycznie 1,5 hamulca. Bo tylny działał w sumie w 50%. Hamowanie tarczowym tyłem, było cokolwiek wątpliwe. Zdecydowałem się więc na zmianę i zamontowanie tarczy 180 mm. Była to tarcza przepalona avid`a jakiegoś klienta, któremu wymienialiśmy tarcze w sezonie. Została więc gdzieś z demobilu. Nieźle zjechana i w kolorach błękitu, ale:
a) o większej średnicy
b) avidowski metal
c) dobra jakościowo - choć lekko krzywa (z przegrzania)

Wymontowałem również klocki hamulcowe z zacisku. Były nieźle zabrudzone. Wyczyściłem je wiec i przetarłem papierem ściernym. To doskonały sposób, aby pozbyć się wierzchniej warstwy ześlizganego brudu z klocka hamuclowego w hamulcu tarczowym. Zaufajcie mi, drobny papier czyni cuda, a mocno nie ściera klocka. 

Efekt? Większa tarcza + lepszy materiał tarczy + klocki hamulcowe po "regeneracji". Siłę hamowania oceniam na 70% w porównaniu z v-breakiem. No ale fałki się nie da, więc zadowolony jestem z tej zmiany. Teraz jak jadę rowerem nareszcie czuć, że hamuląc tarczą pojawia się nagłe zwalnianie a nie "dotaczanie" się do przeszkody. 


O 18:00 z ciężkim westchnieniem wyszedłem wprost w ulewę. Islandia pełną gębą. Rzęsisty deszcz i wiatr, a na ulicy płynęła woda. Moja zimówka posiada obecnie tylko przedni błotnik, toteż równie rzęsiście irokez z wód gruntowych nanosił wilgoć na mnie, od tyłka poczynając do czubka głowy kończąc . 

W okolicach Wieliszewa pan postanowił zawrócić i na wysokości szpitala onkologicznego zawisł, bo auto zjechało przednimi kołami na trawnik i... ugrzęzło w rowie spustowym. Zatrzymałem się, aby pomóc ale po 30 minutach pomocy, która sprowadzała się do oznakowania miejsca zdarzenia i kilku prób uniesienia przodu auta z kilkoma kierowcami - nie udało się wyciągnąć pojazdu. Próba wyciągnięcia auta liną, skończyła się na urwaniu haka. Pan starszy, z auta tego co zawracało, za mało wkręcił hak w otwór i ucho - pięknie strzeliło nieomal wybijając szybę panu z terenówki, który ciągnął nieszczęśnika. 

Plusem tych całych akcji było to, że przestało padać. Byłem już nieźle mokry więc i tak miałem to gdzieś. Nie umiem, jeździć długo w deszczu i to jest głównym problemem na trasach maratonów. Ten sprawdzian pogodowy pokazał że nadal mam wiele do dopracowania, ale i sporo już wiem. 
Podstawą jazdy w deszczu - przynajmniej u mnie są Kurtki. Musi być mi ciepło w tors. Drugie w kolejności są stopy. Torebki foliowe zapewniają w miarę dobry komfort termiczny. Nie można powiedzieć jednak, że zapewniają całkowity komfort, bo "ciamlanie" podczas pedałowania i uczucie, jakby się międoliło w mokrej kałuży - to nadal nic przyjemnego. 

Jak mawiają ultramaratończycy:
"Lepiej być mokrym na ciepło - zapoconym od wiatrówki, czy worka foliowego, niż mokrym na zimno - czyli mokrym od deszczu i ochładzanym przez wiatr. "

Ta zasada się tu sprawdza. Stopy, mimo, że totalnie mokre, zaizolowane workiem foliowym są mokre na ciepło. Ostatnia jest kwestia spodni. Spodnie kolarskie namakają od deszczu, ale zaobserwowałem, że gdy cały organizm zaizolujemy torebkami foliowymi, to nagromadzone ciepło wyparowuje właśnie udami i łydkami. Woda i spodnie to swego rodzaju radiator ciepła, który w pewnych warunkach równoważy się z generowanym ciepłem pedałowania. Czyli, sztuką jest znaleźć ten moment, gdy w deszczu mimo, że mokro to nie ziemno i nie gorąco...

I tak bym mógł dywagować... jazda w deszczu to przymus, a nie wybór z własnej woli. Dobrze jest jednak opracować sobie jakieś sprawdzone metody dla takich warunków. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (6)

Dzięki :) tak to już z człowiekiem, że najczęściej porównania skupiają się na jednym :)

Trollking 18:05 czwartek, 6 października 2016

Trollking - Super porównanie :D

Katana1978 18:54 środa, 5 października 2016

Niestety - jedynym stuprocentowym sposobem na jazdę w deszczu jest brak jazdy w deszczu. Choć to tak samo cieszy jak najlepszy sposób antykoncepcji - powstrzymywanie się od współżycia ;)

Trollking 18:09 środa, 5 października 2016

Ja mam porównanie hamowanie w Krossie i w Cube. Tarczówki są po prostu boskie.
Też w deszczu nie lubię jeździć - wolę już śnieg i wiatr niż beznadziejny deszcz...

Katana1978 20:33 wtorek, 4 października 2016

Mieliście very nice day tugeder :)
I Wasze czildren odpoczęło od Was :)

Bitels 21:31 poniedziałek, 3 października 2016

Jazda w deszczu zawsze była i jest moim koszmarem. A już "na zimno" - to prawdziwy horror!

yurek55 21:22 poniedziałek, 3 października 2016
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa kuibe

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]