Nie wyszło kózce na dobre to jeżdżenie w deszczu. Oj nie wyszło. Fala mnie zalała i pokonała. Zaczęło się po 3 dniach od ostatniego jeżdżenia sensu stricto. 3 dni się nie składało do pedałowania, a tu nagle w dzień pewien październikowy poczułem chrypkię... I chrząkam chrząkam a tu nic. W te pensy poszedłem spać. Wszak chrypka to nie grypka... no ale jak mnie obudziło o 3 kwilenie dziecięcia, co to po cyca wstał, poczułem jakby mnie ktoś kijem nakładł po szyi. W czeluściach mych rozgorzała fala żaru. Tak mnie gardło bolało i szyja, że jąłem się martwić, co będzie. Szybko gripex i wyprowadzka do drugiego pokoju aby syna nie razić swoim niezindentyfikowanym tworem chorobowym.
No i wyszło szydło z pisu, następnego dnia czułem się lepiej, ale wyraźnie było coś nie teges. Gripexon co 4-5h, i ssawki doustne przeciwbólowo gardłowe. I takem sobie zafundował choróbsko. Nie Angina, ale zapalenie gardła rodem z bitwy o tron, lub przynajmniej bitwy o migdał! Migdałek!
Nie było rady, na te zjawisko. Trzeba było odpuścić realne pedałowanie i przeremontować sobie piwnicę. W domu bowiem nie za bardzo teraz warunki do trenowania w mieszkaniu. Zwęziłem biureczko, które znalazłem na śmietniku swego czasu i stało sobie w graciarni. Z dwóch połówek owego zrobiłem sobie wąski blat przy ścianie. Na ścianie wylądowała półka na głupotki. Rower także zyskał tymczasowe zimowe mocowanie do tableta na rower na czas treningów. Wszak internetu nie mam w piwnicy i trzeba będzie jakoś spędzić tam na siodełku czas.
Czego nie da się zbudować, nie może zostać zbudowane - tak mówi starożytne przysłowie Księgowego. Poczyniłem więc, używając mocowań od odblasków, stand na tableta mocowany do kierownicy.
Mój Kokpit na zimowe treningi - gotowy.
No i usiadłem na trenażer i popełniłem pierwsze 40 minut pedałowania. Niestety trafił mi się nudny pierwszy etap giro i zmagania zespołów na czas. W kółko te same grupy po 5-8 osób i krótka trasa... Następny występ mam nadzieje, przejechać już w akompaniamencie jazdy peletonowej i jakichś ciekawych ucieczek i podjazdów pod premie. Pedałowanie bowiem najlepiej wychodzi mi gdy: a) słucham audiobooka b) oglądam relacje z tourów europejskich...
Po treningu wyglądam tak:D
Dla osób nietrenażerowych. Jazda na trenażerze może być fajna. Serio. Wbrew pozorom nie jest takie to złe, jak się wydaje. Takie przesiedzenie 40 minut czy nawet 1,5 h na siodełku, wzmacnia naszą odporność psychiczną na monotonię długich dystansów. Nie traktuje tego w sumie nawet jak trening, po prostu lubię jeździć. Nie zamierzam całkiem rezygnować z "cywilnej" jazdy, jednak chciałbym dobrze przepracować zimę w tym roku aby na sezon 2017 być dobrze przygotowanym do ciągania syna w przyczepce;)
Aby nie pozostawiać tematu rodzicielstwa dodam kilka fotek ze spaceru z małoletnim. Tym razem byłem z nim sam. Żona została w domu a ja i Jaś pomaszerowaliśmy na 2 godziny do lasu z aparatem! Sprawia mi ostatnimi czasy sporo frajdy z łapania fotkami nieuchwytnie zmieniającego się świata. Nie jestem może tak lanserski jak 15 latek z lustrzanką i pewnie robię wiele błędów fotografując, ale jestem bardzo wybredny i sporo zdjęć trafia do kosza! Zapraszam do galerii ze spaceru z Janem:
Twoja piwnica faktycznie wygląda jakoś dziwnie... w sensie ładnie :)
Tu zadałem sobie pytanie czy mam piwnicę...? Jak odkopię to, co remoncie łazienki i kuchni w niej zostało (gabaryty, mandaty, takie tam) to sprawdzę czy mam :) na razie się nie zbliżam, bo się boję :) plus jest taki, że neta mam, a i Fifa działa płynnie :)
Fotki mi się całkiem podobają, ale ja tam o temacie wiedzę jak prezes o kobietach. Istnieją :)
Terakota na podłodze w piwnicy jest "pomiedzy piwnicami" w piwnicach lokatorów jest beton, ale... ci od którzych kupowaliśmy mieszkanie wyłożyli sobie piwnicę terakotą. I mamy piwnicę terakotowaną - prawie jak terakotowa armia...
Poprzeczna rurka, to licznik głównie, ale już uległo to zmianie, bo ta rurka mnie wkurzała i tymczasowo licznik jest na mostku a rurka czeka na zamocowanie jak wróci wiosna i jazdy długodystansowe.
Dobrze, że ta domowa kuracja przyniosła skutek i wracasz do zdrowia. Z tą piwnicą, to super ją zagospodarowałeś, a terakota na podłodze mocno mnie zaskoczyła. To chyba inwencja dewelopera, nie Twoja? Moja piwnica wygląda, jakby tu powiedzieć - bardziej piwnicznie. :) Niemniej bardzo gratuluję wyobraźni i inwencji twórczej, zarówno w zagospodarowywaniu pomieszczenia, jak i doposażania roweru. Nie odkryłem zastosowania poprzecznej białej rurki, bo chyba nie tylko do zamocowania licznika? Trenażer pierwszy raz testowałem wczoraj w Decathlonie, ale dosłownie jedną chwilkę. Nie wiem, czy mógłbym na nim wytrzymać dłużej, choć na szosowym Tribanie 500 siedziało mi się bardzo wygodnie. Byłem mocno zaskoczony aż tak wygodną pozycją. Myślę nieśmiało, czy nie spróbować dłużej pokręcić i może przekonam się do roweru szosowego na starość? Wpis fajny, a zdjęcia jak zwykle super.
Też mnie brało jakieś choróbsko po tym pierwszym jesiennym ochłodzeniu - deszcz w obie strony do/z roboty, wiatr i zimno, przemokłem do suchej nitki. Kilka dni balansowania na granicy definitywnego rozłożenia się. W gardle uczucie, jak bym połknął garść pinezek i zagryzł świeżą gliną spod kół, ból głowy, zero sił i ogólne rozbicie, lekka gorączka, zawalone zatoki i drogi oddechowe. Jak zwykle nie przekonało mnie to jednak do zaniechania rowerowania, zmieniłem tylko sposób ubierania się do jazdy. A na ból gardła i na zaczynające się w obrębie jamy ustnej choróbska polecam żucie goździków. Ponoć potrafią ubić zdecydowaną większość bakterii i świetnie, lokalnie tłumią ból. Nie bez powodu wiele specyfików, z jakimi ma się do czynienia w gabinecie dentystycznym ma podobny posmak.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.