Pierwszaczek Listopadek... szuterek i opadek. | Księgowy

Pierwszaczek Listopadek... szuterek i opadek. || 34.00km

Wtorek, 1 listopada 2016 · Komcie(4)
Dni wolnych było kilka, ale jak to zawsze bywa, albo czasu, albo pogody nie było. Nie udało mi się wyrwać na rower przez 3 dni i dopiero dziś zdeterminowany zapowiedziałem - JA idę na ten rower, bo potem ma padać!
Wiadomo, że z synem na spacer nie, że z rodziną nie... tylko ten rower. Kurcze ale 3 dni z rodzina a na rower ze 2godziny poszedłem. Musiałem - bo mnie ciśnienie zjadało. Udało się wstrzelić w okno pogodowe tylko dzięki zmianie czasu. Mój organizm wstawał jeszcze na starym czasie, a prognozy pokazywały czas opadów na nowy więc maiłem 2-3h bez deszczu prognozowane. No i pronoza im się udała, bo nie padało!

Ja za to pofociłem i pojeździłęm i zmęczyłem się przeogromnie:D
Taaaki banan do domu przywiozłem. 

Pierwsze "kroki" skierowałem w okolice cmentarzy. Tu wszystko stoi na głowie;)

Nawet helikopter latał i patrolował okolicę.


Szybko opuszczam miejsce grobbingu i jadę w boczną drogę. Oto dom "rodzinny" 100% bezpieczeństwa... hmm furteczka i płotek jakieś taka  liche przy tej bramie. Okien od ulicy też brak.


Im dalej  las tym... piękniej, zimniej, ciężej - niepotrzebne skreślić. Droga po opadach zakryta liśćmi, pod liśmi w drodze szutrowej leje, lejeczki, lejuchy zalane wodą. No istne pobojowisko. Musiałem jechać slalomem pomiędzy tymi szutrowymi zapadliskami... jakby ktoś normalnie na złość tych dziur narobił.


Las i drzewa rekompensują jednak te wyboje i człowiek jedzie z gębą rozdziawioną i patrza na te liście, i zerka na owe z zachwytem!








Cieszmy się kochać liście, tak szybko spadają... niedawno było tak:



Las czasem zaskakuje swoją nawierzchnią. Bruk w lesie... bruk w szutrze...

Paris Roubiax brukiem po lesie...

Dróżka wiedzie mnie wprost do wału koło elektrowi Dębę.

którą drogę wybrać znów...

Liści było tu po kolana... no dobra po kostki:)

Bobra robota... trzeba posprzątać... bo ktoś po ciemku wrąbie się na rowerze!

Już uprzątnięte i można jechać dalej.


Znów okolice nad wałem Zalewu Zegrzyńskiego. 

Odcinek błota, patyków, kałuż i liści...

Całość trasy domykam przez Zegrze i Wracam ścieżką rowerową do Legionowa. Przed samym miastem, zaczyna kropić. Ostatnie metry jadę już w drobnym deszczyku. W sumie przez aspekty terenowe przyjemnie się zmęczyłem. Zrealizowałem kawałek ciekawej trasy po okolicy. Szkoda tylko, że nadal jeżdżę sam bo żona z synem... od nowego roku będą pewnie zdjęcia z przyczepką i synem! Czekam z niecierpliwością na takie kinder-wyprawki z młodym i żoną po okolicy.


A wy jak spędziliście dzisiejszy dzień? Udało wam się skoczyć na velo przed deszczem?



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (4)

Ja przyjemne z pożytecznym połączyłem. Zdążyłem rano i na cmentarzu zrobić co należy i fajną rundkę zaliczyć. Ja pojechałem po asfaltach w odróżnieniu, ale też bardzo mi się podobało. Wróciłem o suchym kole.

yurek55 20:20 wtorek, 1 listopada 2016

Udało, udało. Liście u mnie też znikają w zastraszającym tempie. Teraz pół roku na "łyso", a i za ewentualną szybką potrzebą trzeba będzie rower transportować dalej w las :) Nie ma lekko.

Trollking 19:43 wtorek, 1 listopada 2016

Mnie sie udało zrobić 50 km petelkę, ale wyjechałam skoro świt. Nie lubię zimowego czasu, budzę sie w środku nocy, czyli o 5 starego czasu, a ciemno robi się już o 16.00

jolapm 18:56 wtorek, 1 listopada 2016

Ja byłam na cmentarzu w Legionowie i na Tarchominie.
Fajne zdjęcia.

Katana1978 16:57 wtorek, 1 listopada 2016
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa mumie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]