Dzień za dniem wciąż taki sam. Zapętlam się w codzienności nieco, dom praca dom... czuje że dzień do dnia podobny, tylko mój syn wciąż coraz większy a ja coraz starszy - nic się nie zmienia. Kot ostatnio napisała że stracone są te dni. Hę, co ja mam powiedzieć? Młody jeszcze za młody na przyczepkę i za mały na fotelik i rodzina narazie uziemiona w domu. Jest szansa, na spacer z wózkiem, ale na rowerowe trio jeszcze nie:( a szkoda...
Wieczory ostatnio, jak na listopad dość ciepłe. Ciekawe jak długo będzie przyjemnie, czy w tym roku też zima zwita do nas dopiero po nowy roku? Chciałbym już po śniegu troszkę popedałować... bo taka szarówka to taka jakaś bylejakośc. Zima to zima, a jesień to jesień!
Bo białe jest białe! A jak tak to tak!
Z pracy wracam tym samym szlakiem i z przerażeniem spotykam pełno biegaczy bez lampek. Bo rowerzyści top jeden na kilku juz coś świecącego ma. Biegnący niestety w dalszym ciągu w ciemności - swoją droga zastanawiam sie jak oni biegają po ciemku, że się nie wyrżną na tych chodnikach. Zero lampek i płyną w mroku jak cienie.
Wpis dodaje z datą dzisiejszą, bo w sumie to dziś też tyle przejechałem co wczoraj, ale jutro dodam pewnie rano w pracy wpis z dziś (Ździś? - Zdzisław) i wyjdzie na jedno - może mnie hejtem nie walnie jakaś maczeta internetowa;)
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.