O tym, że mamy perfekcyjne panie domu, to już wiemy. Generuje je pewien program i latają z białymi rękawiczkami, a kotleta smażą na wysterylizowanej patelni. Każdą kroplę tłuszczu zmywają domestosem, by ślad po niej nie został. Wszystko to w wymalowanych paznokciach i pełnym makijażu.
Myślicie, że jak wstawię zdjęcie Rozenek - to więcej osób przeczyta ten post?
Jeśli jednak spojrzymy na świat pełno tam również nieperfekcyjnych pań domu, matek i równie, a może przede wszystkim, nieperfekcyjnych ojców. Chyba dumnie się do nich zaliczam. Po pierwsze primo - łamię zasadę z dzieckiem w zimie na rowerze, a po drugie no właśnie - jestem nieperfekcyjny. I ową nieperfekcyjnośc znosi moja zona i mój syn. Czasem jednak się do czegoś przydam i coś naprawię, czy pomogę w domu - nie jest źle:)
Radośnie z synem po piasku i lesie.
I tu pytanie do ojców innych rowerowych i nie tylko - wam też czasem sił brakowało? I wtedy żona przychodziła z pomocą? Czy my faceci mamy mniej cierpliwości czy tylko ja mam z tym problem? Ząbkowanie wyraźnie nadwyręża moje pokłady spokoju i wytrzymałości.
Mamy za sobą piękną wycieczkę nowroczną po lesie , a Jasiek ją w połowie przespał. Pociągi, też mu pokazywaliśmy, ale nawet jak trąbiły to się nie budził. Wstał tylko jak wracaliśmy już i przypominało mu się, że JEEEEEEEŚŚŚŚŚŚĆĆĆĆ będzie pierwszym słowem które powie jak tylko nauczy się mówić.
No cóż ja tak radośnie nie wyglądam podczas sprzątania domu ;-D. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że powinnam rękawiczki dobierać pod kolor reszty odzieży roboczej ;-DD. Jestem cała chora jak przychodzi ten moment :-((. Po stokroć wolę do dziczy na rower wyjść... a mycie roweru, w porównaniu z domowym kieratem, to sama przyjemność :-D.
Sił mi nie brakowało, czasem cierpliwości ale wystarczy się uśmiechnąć i jest dobrze :) Nie wiem czy jest nieperfekcyjny i czy też się dumnie do tego grona zaliczam ale też wczoraj woziłem małego w przyczepce ;))
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.