Z górki na pazurki || 61.00km
Nie nie... spokojnie nie pojechałęm o 4 na rower;) Pojechałem o 8 jak była pobudka numer dwa przed siódmą. Akurat godzinka wystarczyła na ogarnięcie się o poranku i pojechanie w świat.
Zimno było jednakowoż i "letko" mnie wydmuchało, bo nie zabrałem bluz z windstoperrem tylko jakaś leciuchną do biegania z suwaczkami pod paszkami. Zdecydowanie było za mało o jedną warstwę. Jak już jechałem było żal wracać, więc:
musiałem jechać szybciej = było mi cieplej = prułem wiatr mocniej = było mi zimniej przez wiatr = no ja pierd&$#^@
W sumie nie szło mi z rana. Nie mogłem się rozkręcić. Noga jedna była jakaś nierozjechana. Biodro ciągneło. No jakieś sprzężenie - trudne słowo - ścięgowo mięśniowe mi weszło w biodro i nie szło. Próby rozciągania się na siodełku nie pomagały. Nawet dwa szybkie postoje na rozciąganie nie rozwiązały problemu. Jechałem niby dynamicznie, ale jakoś tam coś we wnętrzu nie grało.
Jaki lek?
Jako, że na zaplanowane 60 km, jechałem za wolno, postanowiłem pojechać na Dębę i pojechać górkę kilka razy. Pomogło. Tętno wskoczyło i noga się ułożyła. Trzy razy jechałem zaporę z siodła, a raz zrobiłem podjazd do połowy na pedałach i resztę znów z siodła. Ekipa kosząca trawę akurat miała popas na trawie na kanapki . Siedzieli w cieniu przy podjeździe. Kibicowali mi, jakbym jakiś finisz robił na Tour De Pologne!
No z ośmiu chłopa darło się jak kibice na rio. Jak czwarty podjazd robiłem krzyczy jeden:
"kurwa zaje^%#sz się pod tę gorę chłopaku!"
"Spoko panowie to ostatni podjazd na dziś!"
"Masz zdrowie!"
"Co poradzić - miłego dnia"
"No trzymaj się i szerokośći"
Odmachałem i zjechałem w dół kierując się już do pracy.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew