Wreszcie po długim tygodniu nastał dzień wolny. Udało sie przetrwać ten szalony okrec pracy. Przede mną kolejne dni świątecznej gorączki zakupowej i obsługi klientów wszelkiej potrzeby. Od zataczających się wężykiem po sklepie fanów Legii Warszawa, po opryskliwych biznesmenów w ciągłym pośpiechu, którym słowo dziękuje usunięto ze słownika wiele lat temu.
Zdrzają się jednak także miłe spotkania, i naprawdę wtedy warto być dla ludzi. Ten uśmiech gdy babcia dla wnuczka znajdzie skarpetki za 12,99 i rozradowana Ci dziękuje, pan który obszedł sklep i nie mógł znaleźć wyjścia, po zagubionego 3 latka ze łzami w oczach który szuka rodziców... święta;)
Dzisiaj krótko, ale intensywnie w lesie. Ostatnio sobie zakupiłem zegarek sportowy i trochę czytam o treningu. Nic mnie raczej nie zmusi do wykonania sesji podjazdów, gdy nie będę miał na to ochoty, niemniej jednak, to fascynujące obserwować, jak nasz organizm się adaptuje do wysiłku i jak regeneruje.
Zegarek podpowiada co ile i jak długo warto robić przerwy aby nasze ciało dobrze spożytkowało wysiłek.
Ja śmieje się , że trening to mam codziennie w pracy bo w okresie świątecznym średnio 12-12 tysięcy kroków robię, to mniej wi ęcej przekłada się na 9 kilometrowy marsz. Fitness w pracy za pieniądze - fuck yeah:P
No właśnie, co nabyłeś? Ja z Polara M430 jestem względnie zadowolony (choć widzę wady, jednak za cenę 600 minus lepszego nie znalazłem), zresztą kupiłem go jakiś rok temu "u Twoich" :)
Od jakiegoś czasu stwierdzam, że jako człowiek otwarty na świat i zdecydowanie o poglądach na lewo, z z kibolami łatwiej się dogaduję niż z ajfoniarzami rurkowo-biznesowymi z late w łapkach. A te zagubione babcie to w ogóle przywracają wiarę w relacje międzyludzkie!
Też już mam upatrzony i zamówiony zegarek. Może bardziej smart, niż sport, ale na moje potrzeby, aż nadto wystarczający. A Ty zdradzisz co to za cudo? Garmin? Polar? Suunto?
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.