Dawno dawno temu w Księgolandzie - pesel się kłania, w pas! || 20.00km
Ostatnio wiele się działo/dzieje w moim rowerowym życiu i ta jazda w tym roku, daleka jest od tych sprzed laty. Początek przygody męki pańskiej zaczął się już w Listopadzie. Otóż, jak pewnie gdzieś tam się doczytaliście na FB, zacząłem mieć problemy z rękami. Bolące ścięgna dłoni zaczęły mi dokuczać na początku jedenastego miesiąca 2021. Na początku zrzucałem to na karby jakiegoś listopadowego przedźwigania w pracy. Ścięgna jednak sobie dalej bolały, a zaciskanie dłoni w pięść wzmagało ból. I tak jakoś pod koniec listopada, w końcu nastąpił przełom.
Oj tak... z bólu ścięgien zginaczy, zacząłem mieć problemy z drętwieniem dłoni.
Zaczęło się trochę, jak podczas ultramaratonów, drętwiał paliczek lewej dłoni, ten najmniejszy, później dwa najmniejsze. Pewnej nocy obudził mnie ból w nocy promieniujący od barku aż do łokcia i ręki. I bóle nocne były ze mną już od tego momentu na jakiś czas.
No i zacząłem walkę, o diagnostykę. Szukałem, prosiłem, latałem, dzwoniłem i głupie badanie EMG przewodnictwa nerwów, udało się prywatnie za hajs (chyba z sześć stów badanie) zorganizować.
NFZ? Czo-wie-ku zapomnij... w listopadzie do nowego roku nie było już terminów. Trzeba, wam bowiem wiedzieć, że była jeszcze w modzie pandemia i szpitale właśnie szykowały się na kolejne tsunami - a pacjenci "niecovidowi" niech cierpią!
No i cierpiałem, bo diagnostyka to jedno, wyszła mi cieśń obu nadgarstków - nie jakaś tam byle jaka. W nomentklaturze Księowego fhuj w lewej, i cieśń o jprdl w prawej. Bowiem, jako żywo napierdzielały mnie obie łapki!
Świetnie - sprawa na grudzień wyglądała tak. Bolą obie, ale najważniejsze, że już wiem, co mi jest. Hurra. Poruszyłem nieba, ziemię, kopalnie i góry przeniosłem i dostałem się do Otwocka gdzie, po znajomości, dostałem zastrzyk ze sterydów do kanału nerwowego w oba nadgarstki.
Dla jasności - to uczucie, jakby ci ktoś igłę z kwasem solnym wsadzał do samego końca. Bosze - no aż mnie się gorąco zrobiło!
No, ale fajno - przeszło. No i sobie żyłem dalej, aż ból ścięgien powrócił w styczniu w szczycie okresu ferii zimowych. Ludzie na sanki, a ja dobrze kierownicy nie mogłem złapać, bo mnie łapy bolały. Największym dziadem, okazałą się lewa, bo mimo, że nie wiodąca u mnie, to jednak dawała popalić. Już w listopadzie kombinowałem i zapisałem się w kolejkę do operacji cieśni. No i w lutym Pani doktor zadzwoniła do mnie, że ktoś się z kolejki wyjaniepawlił, bo zakovidził. Szansa wielka, wrota otwarły - tniemy!
Poszli my w te łoperacyje, jak dzik w żołędzie! No luxusik. Medycyna jednego dnia się to nazywa. Czyli wpadasz - szybkie rżnięcie - i do domku. Własne łóżko, pokoik prawie na własność. Nie dane było mi nawet specjalnie się do poduszki przyzwyczaić, bo mnie wypisali.
No i sobie pan Księgowy po operacji jeździł powolusiu... ale jazda była taka jakaś... nijaka. Jakoś bez sił, bez ducha... szkieletów ludy!
No i jakby historia powinna się zakończyć. Gdyby nie to, że po operacji ścięgna w rękach nadal mnie bolały, choć drętwienia dłoni już nie było. I tak sobie byłem... Jakoś to wszystko nie było tak. W pracy ciężko osiem godzin było mi wystać na nogach. W barkach ból wszedł, że rąk wyżej niż ramiona podnieść nie mogłem. No wszystko, jakoś takoś nie tak...
Na szkolenia rowerowe jeździłem do Poznania, ale jak po szkoleniach wracałem do pokoju, to czułem jakbym maraton przebiegł. Kostki mi puchnąć zaczęły, a chodzenie to max 2-3h...
No i tu zaczął się kolejny etap., a mianowicie - wpadłem na pomysł, aby iść do reumatologa. Pani cokolwiek sympatyczna, mówi żebym się nie martwił i dała mi książkę z badaniami. Dosłownie — skierowań na krew miałem tyle, że aż mi musieli 3x poprawiać badania, bo im w labie materiału zabrakło.
Jakieś białka, jakieś genetyczne, jakieś ASPATY, ALATY, kreatyny, witaminy D, cukry. No co mogła pańcia tam zaznaczyła w tych tabelkach!
No i wyszło, że mam jakąś popierd... chorobę reumatyczną. Wyniki, tak rozjechane, że klękajcie narody! Wątroba się zeźliła, słupki albo za wysoko, albo za nisko!
Dostałem garść leków w tym sterydy i jak to mówią — z Bogiem panie Księgowy!
Fakty są niezaprzeczalne, od sterydów ból w nadgarstkach minął nieomal dwa dni po rozpoczęciu terapii. A po tygodniu, czułem się jakbym się w jakiegoś snu zimowego obudził. Nagle mogłem osiem godzin na nogach, nagle mogłem pójść na rower, bez uczucia, że ciągnę po ziemi za sobą worek kartofli. Nagle jakoś tak skorupa zaczęłą pękać.
No i na koniec historii, dramo tragicznej. Pewnego radosnego dnia, w kwietniu - schodząc ze schodów w pracy, będąc już po pracy, źle stanąłem na ostatni schodek i zrobiłem przeprost nogi. Na tyle niefortunny, że myślałem, że się zesram z bólu! No aż na ścianę poleciałem. Dokuśtykałem się do auta i jakoś tam się doczłapałem do domu. W domu — wiadomka. Nic mi nie będzie - to idealna diagnoza na każde męskie bóle. No ale drugiego dnia miałem na 13, to sobie rano zrobiłem jakiś tam okład, nasmarowałem nogę maściami i wio do pracy! Autem — bo benzyna byłą jeszcze przed hiperpodwyżką. No chodzenie w robocie to nie był mój konik... no ale jakoś się te osiem godzin przemęczyłem. W nocy nie spałem, bo mnie napierd...i huk. Kiedy już myślałem, że będzie dobrze - wpadła ta noga!
W skrócie to wylądowałem na L4, gdzie chodziłem o lasce i zrobiłem sobie USG oraz rezonans. I co? Pod kolanem odkryto zbiornik wodny 4cm, z Oligoceńską wodą! Torbiel Bakkera się kłania. Z l4 już wróciłem, ból w kolanie minął, a w zasadzie pod kolanem. Wizytę u kolanowego ortopedy mam jakoś chyba w czerwcu...pod koniec. Korzystam z okresu, gdy odwołali pandemię, bo na jesieni się nie dostanę nigdzie na leczenie.
I tym oto sposobem Księgowy od listopada próbuje się do ładu doprowadzić...Nie mam pomysłu na kolejne problemy zdrowotne :D:D:D
Jak coś ciekawego znajdę to na pewno poinformuję;)
Z wyrazem rowerowego szacunku Księgowy!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew