Kolejny dzień do pracy na ul okopową. Tutaj w sklepie pracuje między 10:00 a 16:00. Na Jana Kazimierza byłem wczoraj tam sklep otwarty 11:00-17:00. Jako że mam na okopową to sobie kawałek dalej pojechałem rowerem bo aż z Warszawy zoo kropka znowu piękna jesień znowu słońce znowu fruwają liście, i budząca się o poranku Warszawa w blasku słońca to coś niesamowitego. Jazda na rowerze w dalszym ciągu jest czymś magicznym dla mnie czymś wyjątkowym. Mówią że jak nie wejdę drzwiami to wejdę oknem. Zdrowie mi trochę wysiada wysiada mi prawe kolano i torbiel Bakera którą mi wykryto ponad rok temu niestety daje o sobie znać. Boli gdy zginam nogę ale przy naciskaniu na pedały nie czuję bólu. Dopiero wtedy kiedy się położę i na przykład chcę sobie zgiąć kolano na łóżku. Myślę nad zabiegiem żeby do torbiel usunąć. Nie wiem czy chcę znowu iść pod nóż i nie wiem czy aż tak bardzo mi to przeszkadza. To byłaby już moja chyba 10:00 albo 11 operacja w życiu co nie jest zbyt optymistyczny biorąc pod uwagę że jakoś się jeszcze poruszam i że podczas chodzenia nic mnie nie boli. Jest jeszcze opcja odciągnięcia płynu z torbieli jakąś gigantyczną strzykawką, ale podobno jest to tylko rozwiązanie tymczasowe bo torbiel może się odnowić kropka czy to rozwiązanie tymczasowe czy odsunie zabieg czy może sprawi że torbiel nie odrośnie już tej wielkości i uwolni trochę moją nogę od bólu? Cóż kręcę dalej jesień to również bóle stawów, choć ostatnio muszę przyznać że moje stawy dają sobie jakoś radę, bo pogoda jeszcze nie jest tak tragiczna.
Nie wiem jak w Wawie, ale w Poznaniu jest dość uznany szpital ortopedyczny, w którym stawiają na (dosłownie) nogi ludzi z mega problemami. Niestety, jak to w Polsce, przegrywa z debilną biurokracją. Znam pana 80+, któremu uratowano chodzenie. Jeśli chcesz to dopytam o szczegóły i podam namiary.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.