Wiosna wiosna, wiosna ach to ty??? | Księgowy

Wiosna wiosna, wiosna ach to ty??? || 104.31km

Poniedziałek, 21 marca 2011 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Wiosna wiosna, wiosna ach to ty!
Nikt by nie przypuszczał, że po wczorajszym mordowaniu się na rowerze, dziś wstąpi we mnie nowa siła i pogna mnie tak jak ciągnie owa siła młode pędy ziółek i Chwastków ku wiosennemu słońcu.
Poranek zapowiadał się miernie, mgła spowijała nasz blok a z księżycowej nocy, pozostały zaledwie wspomnienia. Z za okna nie było nic widać poza mlekiem rozciągającym się na całym widnokręgu.
Poranne „obrządki” moje i Agi były już tak naturalne i nieomal machinalne, że nie zauważyłem nawet kiedy wybyła 9.30 i wyruszyliśmy z domu w siodełkach. Dziwne myśli tłuką się po głowie kiedy jadąc rano przez pachnący wczesnowiosenną wilgocią mam obok siebie swojego rowerowego skrzata!

Szybkie zakupy i odprowadziwszy Agę do pracy wracam do domu, aby odwieść przesyłki spożywcze wprost do domowej lodówki. Po mgle nie ma już ani śladu kiedy zajeżdżam pod blok, szybko wypakowuje co trzeba do spiżarni i niesiony „tajemniczą wyspą” Juliusza Verna ruszam sobie w kierunku Warszawy.

Nie mam celu jako takiego nie mam jakiejś super silnej nogi z rana, jednak jadę i dumam nad losami bohaterów z Audiobooka i tylko szum samochodów na ulicach zatłuszcza czasem sędziwego lektora… Im dalej na południe tym więcej słońca, po zamotaniu się na Białołęce(zapomniałem, że na Płudach budują wiadukt i przejazd jest niedrożny)

wracam na Modlińską i na wysokości EC Żerań mam już nad głową pierwsze promienie wiosennego słońca. Jedzie się tak jakoś przyjemnie, bo po pierwsze nikt mnie nie gna nigdzie(jak to często bywa na tej trasie, która towarzyszy mi w porannych dojazdach na uczelnie) a po drugie wiaterek choć lekki dziś mi wyraźnie sprzyja.

Mijam Wisłę, potem pierwszy, drugi i trzeci most, a potem znów czwarty i… ile u licha tych mostów mamy w tej Warszawie. Mijam straż miejską, która łaskawie czyhała dziś w swoim peugeocie na wagarowiczów wczesnowiosennych. Mijam ich bodajże ze 3 razy kiedy to raz po raz zatrzymują się na rozmowę z opalającymi się „dziewannami” na betonowych schodach lewego brzegu Wisły. Kilkukrotnie spoglądają na mnie i racząc się zimnym łokciem w wozu patrolowego strażnicy obdarowują mnie przenikliwym spojrzeniem stróżów prawa. Owo spojrzenie tchnie tak silną przenikliwością, że zapominają aby skierować je przed siebie i nieomal przejeżdżają po trawniku, który „nagle” zbliża im się do radiowozu.
Szybko korygując tor jazdy, niejako pewnie w pewnej pogardzie dla mojej podejrzanej osoby, mundurowi dodają z rykiem gazu i zostawiają mnie w tyle rozchlapując kilkanaście metrów dalej wielkie strugi wody z kałuży, której pewnie także nie zauważyli.

Stolica ciągnie się zdając się nie mieć końca. O zgrozo, ile lat ludzie musieli układać te piekielne tory przeszkód. Czy naprawdę nasi włodarze oraz projektanci przestrzeni miejskiej nie widzą jak bardzo chodniki są nie przejezdne? Oczywiście jakbym śmiał pisać tu w swoim własnym marnym celu rowerzysty. Mam na myśli młode matki z dziećmi w wózkach, któ®ych kółka SA po kilkakroć mniejsze od moich 26 cali. Czy polityka prorodzinna stolicy nie mogłaby iśc w kierunku poprawy komfortu młodych mieszkańców, albo przynajmniej w kierunku poprawy tranzytu dóbr materialnych przez wszechobecnych Złomiarzy? Bo gdyby taki pan(spotkany przeze mnie zresztą tego dnia w tym miejscu) codziennie nie przemierzał ulic i chodników ze swoim wiernym wózkiem, czymże byłaby stołeczna gospodarka odpadami? Dtacje unijne na segregacje odpadów zainwestowane w miejsce ciągi pieszo-rowerowe zapewne uradowały by nie jednego pana z kupą złomu na wózku a nas rowerzystów oczywiście także choć nie my jesteśmy tu najwaźniejsi!

Wilanów w ciekawym stylu przetrząsa mnie po bruku, który wybaczam mu gdyż podyktowany pewnego rodzaju przeszłością miał pewnie w Historii tego miasta o wiele większe znaczenie niż ja jadący sobie „ot tak”.

Dopiero Konstańcińska droga, tudzież autostrada rowerowa, jako przykład bezsprzecznej (i chyba wręcz ośmielę się określić, genialnej), myśli konstruktorów obszarów zieleni miejskiej, wprawia mój pojazd i moje siedzenie w przejmujący spokój dup… eee DUHA.

Kabacki las zaplątał się na mojej drodze nie wiadomo skąd, miało być tylko do metra a tu las ciągnał się i ciągnał a rower zdawał się chcieć go więcej. Na jednym z odcinków nie tyle jemu co mi się lasu odechciało. Masa śniegu zmieniina w wodę zamieniła ścieżki leśne w bagienka i urokliwe śnieżne single-tracki, przekształciły się w single-krzaki, bo drogą nie dało się jechać.

Slicki założone wiosną nie dawały szans jazdy efektywnej po tak torfowym podłożu. Tak więc przy nadarzającej się okazji opuściłem las mówiąc mu pa pa.

Ostatni ocinek po opuszczeniu leśnej głuszy to seria błędów, pomyłek i przeczuć. Chyba wczesnowiosenne powietrze i dystans jaki pokonałem totalnie pokiełbasił mi w głowie. Jechałem PO Kabatach a potem zgubiłem się na Służewiu żeby na koniec wylądować koło mostu Siekierkowskiego.

Zrezygnowany wiosennym zabłądzeniem, nie chciałem jechać znów po drodze przeszkód, którą pokonałem rano. Skierowałem się więc na Wał Miedzyszyński i po Praskiej stronie wróciłem do domu.

Jazdę po Trasie od Mostu Grota do Jabłonny pozostawię bez opisu, dla chętnych polecam jako pewnego rodzaju odcinek specjalny.

Dziś ( w momencie kiedy pisze te słowa jestem w sowim dawnym pokoju w Legionowie) mam już na liczniku zacne 98,58km co daje ciekawy wynik jak na przywitanie wiosny!



[edit] dotarlem z AGą do domku i dystans łaczny zmienia się na 104,31km


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (1)

Ah ci studenci!! Nie uczą się, nie pracują, tylko kręcą i nabijają statystyki! A niech to!!!
:)

sliwka 11:17 wtorek, 22 marca 2011
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa zasem

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]