Ale MAJDAN!!!! || 105.05km
Plany na poniedziałek zakładały jazdę po centrum Stolicy z aneksami do polis, gdy jednak o poranku wstałem, nie wiedziałem jeszcze, że kolega wyświadczy mi przysługę i z roli kuriera zostanę dziś zwolniony. Okazało się to u Agi w pracy, gdy kończyła wypisywanie świstków. Cóż jako, że oboje rowerami dotarliśmy do jej pracy, to pozostałem niejako na lodzie… W głębi duszy liczyłem, że skocze sobie na spacerek do Mostostalu na Marynarską a tu lipa
„Masz wolne Adaś”. I dosłownie przez chwile nie wiedziałem co począć. Szybko oblekałem mapę i postanowiłem pojechać gdzieś gdzie jeszcze, nie byłem. Nie miałem nawet atlasu samochodowego ze sobą wiec mapę narysowałem sobie „schematycznie”
na białej A4 kartce celulozy. Przekonany o swoich umiejętnościach generalizacji map i ich odczytywania, które jak sądziłem posiadłem na studiach geologicznych. Zwinąłem świstek do sakwy i ruszyłem na spotkanie z przygodą!
W uszach muzyka grała a ja pomknąłem na Radzymin. Wiatr sprzyjał i świeciła żarówa z nieba. Nie sądziłem jednak, że owa żarówa to podróbka jakaś i nazbyt ośmieliłem się swe ciało oddać w jej opiekę. Szybko (zaraz po tym jak się porozpinałem z kurtki bluz i koszulek kolarskich) musiałem znów chować się w swoim wczesnowiosennym kolarskim kokonie, bo mimo słońca wiatr był nadal mroźny. Radzymin wita mnie w małym parczku dość specyficznie. Nie zdążyłem usiedzieć chwile na ławce w parczku i wypić łyku koli a z dala szła do mnie jakaś psychiczna kobieta i darła się w niebogłosy. Zresztą przemawiała do każdego wokół, kto był godzien jej słuchać.
„Uważaj, Chryste, uważaj na samochody! One cię rozjadą, musisz uważać na samochody. Na tiry, na samochody!!! Pamiętaj uważaj na samochody!!!”
Biedny facet grabiący park stał się jej celem. Łapała go za rękaw i nawijała mu a on starał się jej pozbyć. Kiedy tylko mnie zobaczyła i ruszyła w moim kierunku z wyciągniętą ręką (błogosławiła mnie czy coś w tym stylu), opuściłem miejsce odpoczynku i pojechałem dalej.
Przeskakuje przez Stary Kraszew na Dobczyn, gdzie kolo przejazdu kolejowego spotykam istne P+R dla rowerów.
Normalnie jak w Kopenhadze rower stał na rowerze przypięty do czego się da. Widać P+R wymielili już dawno rolnicy, ale ich idei nikt nie podpatrzył i tak oto dziś mamy zakorkowane miasta!
Do miejscowości Nadbiel, jadę po przedziwnym odcinku. Niczym Jezus przejeżdżam po jeziorze i to rowerem! On nie miał roweru, to walił z buta przez te wody! A ja mam więc jechałem, i wrażenie było niezłe. Po obu stronach wąskiej i mokrej od wody szosy rozciągały się mokradła a poziom wód gruntowych równał się poziomowi asfaltu. Dam głowę, że kilka miesięcy temu byłbym tu jak Kapitan Nemo z podwodną łodzią.
Przy okazji mogliby też ten syf pływający po odławiać... Co to nowy sposób łowienia - Na worek na śmieci? ???
Czubajowizna to w zasadzie koniec był mojej jazdy wg „mapy” wszystko szlak trafiła moja nadwyraz duża generalizacja owej mapy robionej u Agnieszki w pracy. Zamiast na Nowe Ręczaje pojechałem na Choiny (taka sama miejscowość jest jeszcze w tej okolicy dużo dalej o czym nie wiedziałem) i właśnie to podwójne występowanie Choin mnie położyło. No totalnie upadł mi mój zmysł nawigacji.
Słońce OK. Zgadza się! Wiatr – hmm kręci w różne strony… więc wiatr odpada. Czubajowizna – Nowe Ręczaje – Kolno – Trzcinka i dopiero Choiny!! Gdzie u licha podziało się 10km trasy? Znów jestem cudotwórcą, a może to jakiś tunel czasoprzestrzenny?
Jakie było moje zaskoczenie, kiedy – myśląc, że udało mi się rozwiązać problem nawigacji – wjechałem w miejscowość Nowe Ręczaje i w dodatku wiatr ni Hu-a nie chciał pasować. Wiało mi w twarz. Żeby to tylko chciało wiać! Czułem jakby mi ktoś łeb na sile próbował złożyć na plecach jak kaptur! Może to ten od śmigania po jeziorach tam na górze, poczuł się tknięty i najpierw zagina czasoprzestrzeń a potem chce mi skręcić kark?
Z głową pochyloną nisko, niczym pokutnik, skonany wędrowiec, płożyłem się przed obliczem wiatru i całując mostek poznawałem każde większe i mniejsze zarysowania mojej styranej kierownicy. No ale ile u licha można no ja się pytam!!
Majdan, nazwa tej miejscowości mnie rozłożyła. Chwilę wcześniej, walcząc z wiatrem w głowie zbudowałem podobne słowo psiocząc na wiatr. W Wołominie zdecydowałem odpuścić sobie stolicę (30km pod Majdan! - czytaj Wiatr).
Przez Ciemne i Radzymin wróciłem do domu już jako pokutnik a nie Lake-walker
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew