Wiosenne Świeżaki || 71.53km
Po śniadaniu oboje ruszyliśmy z Agą każde w swoim kierunku. Modlińska była już opustoszała a korek rozmył się w porannych promieniach słońca. Jadąc z każdym kilometrem czułem, że słońce coraz bardziej domaga się mojego ciała i niewidzialną dłonią chce go odkryć coraz więcej. Początkowo sceptycznie a potem coraz śmielej oddawałem się tej zwiewnej wiosennej dziewicy. W okolicy mostu Grota w zacienionym miejscu dopięła swego i zdjęła ze mnie kurtkę. Wiosna, niemętna rozpalająca i przenikająca mnie, tego poranka na wskroś. Zgwałcony wczesnym słońcem jechałem speszony w samej bluzie. Wodziłem oczami dookoła szukając oparcia wśród mijanych ludzi i jakby licząc, że podniosą kciuk w gorę i uśmiechną się na znak porozumienia. Niestety nikt specjalnie nie dopingował mojej wiosenności a nawet spotykałem na przystankach takich utalentowanych starszych obywateli, co mieli czapkę na uszy i płaszcz(a`la jesionka).
Wiosna jednak nie przejawia się jedynie w słońcu i wczesno porannym exhibicjoniźmie, ale wiosna to także rowerzyści! Ha jednak to nie byle jacy rowerzyści. To klasa sama w sobie stanowiąca kastę nieomal i społecznie wyklęta zimą sprowadzona do podziemia. Wiosną wraz z przebiśniegami przecierają szlaki i mkną swoimi kwitnącymi czadowymi maszynami o nieskazitelnym lakierze, kasetach lśniących w czystości (brak smaru i piszczenie napędu objawia się w ich rowerach dopiero około maja do tego czasu wyglądają i brzmią podobnie jak my… no prawie). Tego dnia ja także spotkałem takiego rowerzystę. Aż dziw, że tylko jednego, ale nie miałem wątpliwości to był ON, wiosenny świeżak!
Ja jak jaszczurka w kolarskim trykocie(bez kurtki pierwszy raz) na rowerze wolno pedałuje niejako znudzony oklepanymi już trasami dojazdu. W nim widać było pasję, iskrę w oku i iskrę na wypucowanej super tarczy przy przednim amortyzatorze!!Nie miał kurtki a biała bluza rozpięta powiwiewala niczym poły Batmana. Energia jaką zużywał na pedałowanie była tak wysoka, że przegrzewał się już przy 10 stopniach Celsjusza. Wszystko w nim eksplodowało wiosną, błyszczało. Ha! Była nawet pół-łydka odsłonięta z pod dżinsów! Nieogolona pęcina wietrzona po zimie! Ja snułem się swoja ścieżką rowerową(asfaltową!:]) przy ulicy Gwiaździstej, on mknął przy samochodach i na każdym odcinku stawał na pedały a rowerem bujał jakby jechał drezyną mimośrodem napędzaną! Oczywiście było oblukanie na światłach – ja sobie stałem i on. I to spojrzenie, niby patrzy gdzieś w dal, niby podziwia przyrodę, ale skanuje mnie. Pewnie ocenial moje możliwości wyścigowe. Nie do parady miałem Nazwisko Zamana na ramieniu wydrukowane. Wyglądałem pro i chyba musiał mi/sobie pokazać!!!Człowieku – jak on ruszał!! Miał kopa nie ma co!!! Rwał z 1x1 stając na pedały a przerzutki zmieniał (do prędkości 20km/h ) aż 7 razy! Na naszej wspólnej trasie jak tylko była okazja oczywiście cisnął przede mną(o zgrozo jak mu lśnił napęd z oddali waliło po oczach WD 40!!! Pucował całą zimę jak nic!), a gdy biedak już nie dawał rady zjechał na ścieżkę i tu próbował swoich sił ze mną.
Niczym pokerzysta z kamienna twarzą zignorowałem to jak mi zajechał drogę i z politowaniem obserwowałem jednoosobowy peleton w wysokim progu tętna mknący przede mną 26km/h z kadencją 200 albo więcej. Godna uwagi była pewność jegomościa w prowadzeniu roweru. Zakręty 90 stopni ścieżki brał nadzwyczaj odważnie – podczas jednego z nich albo przyhamował, albo uciekło mu kolo bo postawiło go bokiem na piasku.
Gdy nasze drogi się rozjechały poczułem żal i aby nie popaść w rowerową depresję, że to już koniec wiosny rozpiąłem sobie kawałek więcej suwaczka bluzy aby poprawić sobie humorek.
Wiosna jak więc widzicie rowerzyści!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew